Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• rozdział 3 •

Wybiegł z domu trzaskając drzwiami w biegu jeszcze zakładając kurtkę dżinsową na białą bluzę z kapturem. Wrócił do domu i zastał wujka. Kilka minut spokoju po czym Kenny zaczął się czepiać Leviego o najdrobniejszy szczegół z czego przeszli do kłótni. Nie miał ochoty po raz kolejny słuchać o tym jaki jest beznadziejny, do niczego się nie nadaje, nic w życiu nie osiągnie, lepiej by było gdyby to od umarł zamiast jego ojca.
Na chodniku już z truchtu przeszedł do normalnego chodu tym samym mieszając się w normalny ruch uliczny. Słońce zaczęło się przebijać przez chmury, nie to co kilka godzin wcześniej gdzie na treningu zapowiadało się na deszcz. Na twarzy młodego bruneta pojawił się grymas na samo wspomnienie sytuacji w szatni. Westchnął i zaczął patrzeć przed siebie. Stanął na przejściu dla pieszych obok starszej, niższej od niego pani. Wpatrywał się chwilę w czerwone światło po drugiej stronie ulicy, później zaczął patrzeć na przejeżdżające przed nim samochody. Zrobił krok do przodu by stać praktycznie na krawężniku i miał wrażenie, że każdy przejeżdżający samochód jedzie szybciej niż ten poprzedni. Serce zaczęło mu szybciej bić, a on sam zaczął się zastanawiać jakby to było gdyby nagle przestało. Jeden krok. Jeden krok w przód i będzie po wszystkim. Ogarnie go taki spokój jak nigdy. Przechylił swoje ciało odrobinkę do przodu...

- Hej Levi - stanął prosto dalej mając ręce w kieszeni spodni i popatrzył w stronę głosu po czym zmarszczył brwi gdy zobaczył zapłakaną Isabel.

- Co się stało? - zapytał z troską i niepokojem w głośne. Podszedł dwa kroki do dziewczyny, a ta się do niego przytuliła i zaczęła bardziej płakać. Odwzajemnił uścisk nie przejmując się za bardzo tym, jak ludzi na nich patrzą. Głaskał ją po plecach kołysząc się delikatnie i nic nie mówił, by się uspokoiła i mogła mu powiedzieć dlaczego jest w takim stanie. Stali tak kilka minut, aż rudowłosa sama się od niego odsunęła i zaczęła ocierać policzki rękawem kurtki, a Levi dalej ją jeszcze przy sobie trzymał.

- Mama miała wypadek w pracy. Nie wiem co się stało miała operację i nie chcieli mnie wpuścić - z każdym kolejnym słowem głos jej się załamywał po czym znów zalała twarz łzami chowając ją w dłoniach na nowo przylegając go klatki piersiowej bruneta, ale tym razem z jego inicjatywy i na powrót zaczął ją uspokajać nucąc coś pod nosem, tak jak zawsze to robił gdy ktoś przy nim płakał. Zaczęła zanośić się płaczem, ale ludzie przechodzący tego nie słyszeli dopóki nie podeszli na odległość przynajmniej metra od nich. Głos dziewczyny był stłumiony przez jej własne dłonie i Ackermana, który trzymał ją w uścisku. Dziesięć minut, mniej więcej tyle potrzebowała by się uspokoić.

- Chodźmy na ławkę, do parku, dobrze? - zapytał gdy czuł, że zaczęła się uspokajać, ale nie oderwał się od niej czekając, aż ona to zrobi. Kiwnęła głową, co Levi zauważył, ale dopiero po krótkiej chwili Isabel się od niego odsunęła i wyjęła chusteczki z kieszeni by ogarnąć swoje  policzki jak i nos i poszli w stronę parku, który był tak naprawdę po drugiej stronie ulicy. Szli w ciszy, na ławce, na której usiedli w miejscu gdzie jest mniej ludzi by mieć spokoju, tam też siedzieli w ciszy. Dziewczyna była oparta głową o jego ramię, a ręce miała w kieszeniach kurtki. Levi natomiast jedną ręką obejmował dziewczynę, drugą miał w kieszeni bluzy. Milczeli tak długo. Nikt nic nie mówił, Isabel potrzebowała teraz po prostu obecności przyjaciela. Poczucia bezpieczeństwa, i mimo, że Levi jej tego nie powiedział, to wiedziała, że teraz jest z nim bezpieczna.

- Jejku Isabel proszę nie straż mnie tak więcej - usłyszeli głos Hange, a ta po chwili znalazła się przy dziewczynie tuląc ją do siebie. Za nią, a wcześniej z nią, szedł Eren prawdopodobnie sprowadzony tu przez panikę Zoe - Dlaczego nie odbierałaś telefonu? Wystraszyłaś mnie - popatrzyła na Leviego po czym lekko się uśmiechnęła dalej trzymając dziewczynę w objęciach, aż ta sama wstała dalej do niej przylegając. Ten uśmiech był jakby podziękowaniem za opiekę na rudowłosą.

- Przepraszam - powiedziała zachrypniętym trochę głosem chowając twarz w dłoniach na krótki moment. Levi o nic nie pytał domyślając się jaki był scenariusz tego wszystkiego więc siedział na ławce z rękami w kieszeni bluzy i patrzył na nie czekając co dalej. Tak samo jak Eren, który stał po ich drugiej stronie.
Szatynka po raz kolejny spojrzała na bruneta łapiąc z nim krótki kontakt wzrokowy. Tym razem było to pytanie o to, czy będzie w porządku jeżeli ona się teraz zajmie dziewczyną. Nic nie powiedział, ani też nie wykonał żadnego ruchu, co Hange odebrała jako zgodę. Odeszły po krótkim porzegnaniu zostawiając chłopaków samych. Eren usiadł na miejscu Isabel przodem do Leviego na tyle ile mógł mając nogi dalej na ziemi.

- Co tam? - zapytał z lekkim uśmiechem patrząc na bruneta.

- W porządku - również na niego spojrzał - A co u Ciebie?

- Dobrze, tylko Zoe mnie wystraszyła tym wszystkim - zakończył westchnięciem nie odrywając wzroku od chłopaka - Levi? Już wszytko dobrze? - zapytał po chwili z wyczuwalną troską w głosie.

- Co masz na myśli? - patrzył na niego chcąc już skończyć temat, ale samo pytanie które on sam zadał na to nie pozwoliło.

- Ciebie i to co się z Tobą dzieje - powiedział spokojnie, a Levi odwrócił od niego wzrok i zaczął patrząc przed siebie na ludzi w oddali. Ma brnąć w to dalej? Dalej mówić, że wszytko jest dobrze? Tak, będzie to robił.

- A wyglądam, jakbym potrzebował pomocy albo, sobie z tym nie radził? - powiedział dalej patrząc przed siebie.

- Tak, właśnie tak to wygląda - powiedział znów od razu co Leviego chyba trochę dobiło.

- To źle to wygląda - podsumował krótko.

- Levi - zaczął Eren przez co brunet zwrócił na niego swoją uwagę tym samym patrząc na niego - Przypomnieć ci, że jesteśmy przyjaciółmi? Że znamy się od od podstawówki? Że Ty mi pomagasz gdy tego potrzebuje? Że Ty sam jesteś zły na wszytko gdy coś się dzieje ze mną, Isabel albo Hange, a nie mówimy ci tego? Sądząc po twoim wyrazie twarzy nie muszę, więc daj sobie pomóc - mówił spokojnie, a wyraz twarzy bruneta był praktycznie nijaki. Nie chciał o tym gadać, a tym bardziej o tym co się z nim dzieje. Nie zamierzał - Proszę, przestań się krzywdzić - teraz jego ton był blagalny. Nie łatwo przecież patrzeć na krzywdę przyjaciela.

- Nie przestanę ot tak - powiedział chyba mając nutkę nadziei, że Eren nie będzie brnąć dalej.

- Będę cię pilnować.

- I uważasz, że dasz radę? - uniósł jedną brew dając mu tym samym kolejny znak by go zniechęcić.

- A chcesz żebym i ja się ciął? - powiedział już innym tonem. Nie tym samym z troską, teraz jakby kazał mu przestać, nie prosił. Levi otworzył szerzej oczy patrząc na niego. Tego chyba najmniej się spodziewał.

- To szantaż - powiedział dalej z takim samym wyrazem twarzy.

- Ostrzeżenie - uśmiechnął się przechylając lekko głowę w bok.

- Szantaż - powtórzył patrząc przed siebie, a jego wyraz twarzy wrócił do swojego naturalnego.

- Chcesz się przekonać, czy obejdzie się? - patrzył na niego dalej z uśmiechem, a Levi nawet na niego nie spojrzał obserwując jakąś dwójkę dzieci jak biegają za piłką - Wiesz, że nie robię tego na złość, nie?

- A co jeżeli ja nie chce przestać? - popatrzył na niego, a ten wyglądał jakby wpadł na genialny pomysł mimo, że jego ciało było cały czas w tej samej pozycji, to mimika twarzy mówiła teraz wiele.

- To uzależnie się z Tobą.

- Nie chcesz tego.

- Chce jeśli Ty chcesz - powiedział dalej z uśmiechem, Ackermann nie wiedział co ma myśleć.

- I mówisz, że nie robisz mi tego na złość? - powiedział unosząc jedną brew.

- Chce ci pomóc, okej? - tym razem odwrócił wzrok bez tego uśmiechu i zaczął patrzeć w tym samym kierunku co wcześniej Levi - I mam gdzieś czy tego chcesz, czy nie - dodał jeszcze zanim Akcermann zdążył powiedzieć coś przeciw.

- Ktoś mówił, że Petra robi dzisiaj z Christą jakąś spokojną imprezę - zmienił temat po chwili ciszy patrząc na szatyna.

- Coś cię trapi, to mi powiedz, nie powiem nikomu - powiedział również na niego patrząc.

- Pewnie - powiedział jakby od niechcenia i znów zaczął patrzeć przed siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro