◇ rozdział 13 ◇
Mieliśmy iść wcześniej spać z Leviem żeby chociaż w czasie snu mógł dzisiaj odpocząć. Położyliśmy się po dwudziestej pierwszej do łóżka i tak leżeliśmy z dobrą godzinę wymieniając między sobą tylko kilka słów. Nie mam pojęcia o czym on myślał, ale moje myśli nie mogły zejść z jego osoby. Chciałem go zapytać co mają znaczyć te wszystkie pocałunki, przytulanki i głaskanie. A denerwowało mnie to okropnie, że nie miałem odwagi go o to zapytać. Ale jednak chciałem próbować. Zrobiłem trzy podejścia do tego w ciągu tej godziny, ale za każdym razem kurewsko przyśpieszało mi serce, a jedyne co dałem radę z siebie wydukać to jego imię po czym się do niego przytuliłem z trzęsącymi się dłońmi.
Za którymś razem zapytał mnie czy jest mi zimno a ja ze stresu odpowiedziałem, że tak. Przytulił mnie wtedy mocno do siebie... Nie dość że czułem ogromny stres to w dodatku motyle w brzuchu, które nie były jakoś specjalnie przyjemne...
Koło dwudziestej drugiej stwierdziliśmy, że nie ma sensu dalej się męczyć i starać się zasnąć więc stwierdziliśmy, że pójdziemy się przejść. Wyszliśmy po cichu z domu bo moi rodzice już spali, a mamie napisałem krótkiego SMSa, że poszliśmy na spacer by się nie martwiła. Ostatnio była przyzwyczajona do tego, że wychodzę w środku nocy by się przejść, albo po prostu usiąść na ławce koło domu i zapalić. Jestem jej wdzięczny, że nie zadawała szczegółowych pytań.
Zapalenie papierosa o takiej godzinie na dworze to jest coś cudownego. Tym bardziej jeżeli dookoła jest cicho, a w głowie jest tragiczny rozpierdol. Po spaleniu papierosa zaczęliśmy rozmawiać o głupotach. Chodziliśmy tak dobre z pół godziny po mieście, a nogi zaprowadziły nas pod dom Levia. Stanął nagle na chodniku i patrzył się przez chwilę na mnie, przez co i ja stanąłem w miejscu. Uśmiechnął się lekko po czym popatrzył na garaż. Następnie snów na mnie. Nie musiałem pytać co chce zrobić.
- A masz klucze od auta? - zapytałem.
- Oczywiście, że mam - kiwnął głową i poszedł otworzyć najpierw bramę, następnie garaż do którego weszliśmy.
- Nie obudzisz mamy jak będziesz wyjeżdżać? - uniosłem jedną brew patrząc na niego otwierającego samochód.
- Postaram się nie obudzić - powiedział i usiadł za kółkiem, a ja zaraz po nim na miejscu pasażera.
Wyjechał z terenu podwórka swojego domu i niedługo po tym byliśmy już w trasie. Naszym celem było bezcelowe jeżdżenie po mieście, ale nie długo. Wyjechaliśmy za miasto i znaleźliśmy się na obwodnicy. Nie rozmawialiśmy ze sobą, ale klimat był moim zdaniem przyjemny. Rozmilała go cicho lecąca zagraniczna muzyka i lekko padający deszcz. W pewnym momencie samochód zaczął przyśpieszać, lecz nie martwiło mnie to do momentu gdy mocno zaczął przekraczać ograniczenie. Samochody jadące obok mijaliśmy w oka mgnieniu, a krajobraz z tyłu szybko się zmieniał.
- Levi, zwolnisz trochę? - zapytałem spoglądając na niego. Oczy zaczęły mnie boleć gdy obraz za szybą zaczął zlewać się w plamy. Czułem jak serce mi się zaczyna trząść gdy nawet na mnie nie spojrzał, a nie mówiąc już o tym, że nie zwolnił. Odczuwalne też zaczęły być lekkie zawroty głowy.
- Levi - powiedziałem, ale dalej nie było żadnej reakcji.
Pojawił się zakręt na którym ledwo zakręcił.
Serce napierdalało jak popierdolone.
- Ackermann, kurwa, zwolnij! - wydarłem się. Łaskawie zareagował. Zwolnił, a niedługo później się zatrzymał.
- Popierdoliło Cię!? Co Ty miałeś, do cholery w głowie?! - nakrzyczałem na niego i wysiadłem z samochodu trzaskając drzwiami. Oparłem się o nie i oplotłem rękoma swój brzuch. Zemdliło mnie, czemu towarzyszyły trzęsące się ręce, nogi i serce. Kurwa mać. Przykucnąłem przy samochodzie i zacząłem szukać papierosów po spodniach. Odpaliłem i starałem się spokojnie oddychać, ale przez szybko bijące serce nie wychodziło mi to najlepiej. Po chwili wstałem wyrzucając peta i popatrzyłem na bruneta za szybą. Siedział z odchyloną głowa do tyłu z zamkniętymi oczami. Trzymał ręce kierownicy i stukał o nią wskazującymi palcami.
Wsiadłem po kilku minutach do samochodu, a on patrzył przed siebie. Patrzyłem chwilę na niego. Cisza między nami była tragicznie niezręczna. Ale sam nie wiedziałem co powiedzieć i podejrzewam, że on też. Nie mam pojęcia co ma w głowie, ale jeszcze długo by nie potrwałaby nasza jazda przy takim tempie. Odwróciłem wzrok od niego po dłuższej chwili i akurat poczułem głowę na swoim ramieniu.
- Przepraszam Eren - powiedział cicho nie odwracając wzroku od przedniej szyby.
- Nie rób tak więcej - powiedziałem dalej zdenerwowany. - Jak sam będziesz jechać, też nie - dopowiedziałem.
- Co Ty miałeś w głowie? - zapytałem po chwili siląc się na normlany ton głosu.
- Nie wiem, to się nie powtórzy...
- Na pewno nie wiesz? - odsunąłem się, a on zabrał głowę. Spojrzałem na niego, na jego profil. Na jego twarzy nie widniały żadne inne emocje niż spokój. Złapałem za jego żuchwę i obróciłem głowę tak, by na mnie patrzył.
- Chłopie, aż tak sobie nie radzisz? - powiedziałem patrząc mu w oczy. - Miałeś mi mówić kiedy będzie Ci źle. Chcę być pomocą dla Ciebie, Chcę...
- Ale ja tobie też chce pomagać jak będzie potrzeba - przerwał mi. - Chcę wiedzieć co się dzieje w twojej głowie. Chcę wiedzieć kiedy czujesz się źle a kiedy dobrze. Ty nie masz być dla mnie tylko pomocą, do cholery, bo to ma działać w obie strony. Tak jak to działa w przyjaźni.
Powiedział odwzajemniając mój wzrok, a mnie zakuło coś w sercu. Wyglądał jakby się zastanawiał nad tym co właśnie powiedział.
- Ale ja nie potrzebuję pomocy - burknąłem pod nosem. - Poza tym dalej mamy to nazywać przyjaźnią? Bo moim zdaniem to już jakiś czas temu zaczęło zmieniać się w coś innego
Utrzymywanie z nim kontaktu wzrokowego było teraz okropnie trudne. Serce mi znowu zaczęło mocno i szybko bić o klatkę, a ręce znów się trzęsły.
- Nie wiem - westchnął i odwrócił wzrok.
To pierodlone "nie wiem" jest chyba lepsze niż to "tak" którego się nawet bardziej spodziewałem. Kurwa, w sumie to nie wiem czego się spodziewałem. Na pewno się spodziewałem się tego, że rzeczywiście go dzisiaj o to zapytam. Kurwa mać, niczego co się dzisiaj wydarzyło się nie spodziewałem.
- To kto ma, kurwa, wiedzieć - powiedziałem zdenerwowany i odpaliłem kolejnego Camela otwierając okno.
- Ty - odpowiedział krótko i wziął ode mnie fajki bez pytania powtarzając czynność, która właśnie wykonałem.
- Ja już powiedziałem swoje zdanie na ten temat.
- Że to dawno już nie wygląda jak przyjaźń?
- No - przytaknąłem jeszcze kiwnięciem głowy.
Zwrócił swój wzrok na moją osobę tym razem bez mojej pomocy, a ja go odwzajemniłem, ale unikałem kontaktu wzrokowego.
- A czemu mi usiadłeś wtedy na kolanach?
Zajęło mi kilka sekund zanim ogarnąłem o jaką sytuację mu chodzi. Gdy tylko sobie ją przypomniałem to policzki zalały mi się lekkim rumieńcem, a w brzuchu znowu pojawiły się motylki. Zanim odpowiedziałem musiałem jeszcze dopytać.
- Wtedy w szkole?
- Tak, wtedy w szkole - kiwnął głową. - Wtedy gdy Petra szła w naszą stronę.
Tylko jedna sytuacja była w szkole, że usiadłem mu na kolanach.
- Żebyś miał pytanie - nie no Eren, zajebista odpowiedź.
Uniósł brew wypuszczając powoli dym z ust. Chyba nie spodziewał się tak bezsensownej odpowiedzi.
- Ale nie przeszkadzało Ci to, chyba.
- No nie - potwierdził. - Nie przeszkadzało.
- To po co poruszasz ten temat?
- Bo chcę wiedzieć dlaczego to zrobiłeś - powiedział gdy wyrzucałem peta przez okno.
- No to Ci powiedziałem. Żebyś miał pytanie.
- Chcę poznać powód - uśmiechnął się lekko. Jak on, kurwa, uwielbiał się ze mną drażnić. Doskonale zna powód. Chyba. Jezu... Mam totalny mętlik w głowie i nie wiem co mam mówić. Mam za mało czasu na zastanowienie się, bo gdy to robię, to czuję presję czasu na sobie.
- Co chcesz usłyszeć?
- Szczerą odpowiedź najlepiej.
Jak ta rozmowa tak nagle zmieniła swój bieg? Najpierw gadaliśmy o tym czemu próbował nas zabić a teraz o tym czemu mu usiadłem na kolanach. Nosz... co za chłop. I tym mnie drażni. Bo ucieka od mówienia o tym jak on się czuję i dlaczego robi tak a nie inaczej. Ale mimo to to temat na który spadliśmy też jest w jakiś sposób ważny.
Popatrzyłem mu w oczy z lekką irytacją. Westchnąłem i oparłem czoło o jego ramię zamykając oczy. Zrobiłem to bo czułem jak moje policzki robią się czerwone ze wstydu.
- Bo byłem zazdrosny - mruknąłem cicho. - To chciałeś usłyszeć?
- A jest to prawdziwym powodem?
- Tak.
- To to chciałem usłyszeć - przełożył swoją prawą rękę za moje plecy i objął mnie bardzo delikatnie, ale i czuło w talii.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro