◇ rozdział 10 ◇
Piosenkę polecam odsłuchać w wyznaczonym momencie. Miłego czytania!
~~~~~~~~~~
- Kenny do Ciebie pisze?
- Też jestem zdziwiony... ale słuchaj co on odjebał ostatnio. Sobie siedzę w pokoju i słyszę pukanie. Zdziwiony że matka już w domu, ale chuj. Mówię żeby wejść a tam Kenny wchodzi. Ja zdziwiony, że on coś ode mnie chcę, że przyszedł i w ogóle, że kurwa zapukał, to już całkiem. Ja na niego patrzę a ten mnie pyta czy z nim na zakupy jadę - mówił patrząc na mnie, jakby opowiadał mi historię życia. Był dzisiaj ze mną na wszystkich lekcjach, a zajęcia mieliśmy do szesnastej.
- Ja go pytam po co ja mu na zakupy a ten, że chce ze mną pojechać do galerii i tam coś jeszcze było, ale końcówo z nim pojechałem. Byłem pewny, że chce mnie opierdolić za coś a on był miły. Czaisz? Ten człowiek był miły i jeszcze mi bluzę kupił.
- Co mu się stało? - zaśmiałem się lekko z nieukrywanym zdziwieniem. Odkąd zmarł ojciec młodego Ackermanna to ten był od małego traktowany jak wróg numer jeden starszego.
- Ja nie wiem, zaczynam się go bać - odchylił się trochę na krześle chowając rękę do kieszeni, a drugą miał na blacie bawiąc się długopisem.
- Levi co boi się miłego wujka - oparłem policzek na ręce patrząc na niego.
- No bez kitu, też byś się bał.
- Ackermann, a co z twoimi nieobecnościami? - zapytała wychowawczyni tym samym przerywając nam rozmowę.
Brunet wzrok z ławki przeniósł na kobietę w długiej, falowanej sukience z długimi blond włosami. Kobieta koło czterdziestki.
- No są, nadrobię to.
- Nadrobisz tak jak mówiłeś rok temu? - zapytała z ironią patrząc na niego znad okularów.
- Nie tak jak rok temu, jeszcze jest czas.
Levi rok temu nie zdał. Oceny miał takie, że na spokojnie by zdał, ale to był czas gdy rzadko bywał w szkole przez towarzystwo w jakim był i też przez niechęć do szkoły. W pierwszym semestrze tego roku miał ładną frekwencję, ale wraz ze stanem psychicznym i ona uległa zmianie.
- Mam taką nadzieję, bo szkoda znowu zaprzepaścić dobre oceny
∆∆∆∆∆
- Młody - Kenny go zawołał gdy ten miał już buty na nogach.
- Co? - zapytał młodszy odwracając się w stronę przejścia z przedpokoju do salonu i spojrzał na starszego.
- Chodź - machnął ręką w stronę kuchni by za nim poszedł gdy sam zmierzył w tamtym kierunku.
.
.
.
- Co jest? - zapytał siedemnastolatek stając na środku pomieszczania patrząc na wuja, który zaczął robić sobie herbatę.
- Jak się czujesz? - zapytał spoglądając tylko na chwilę na siostrzeńca.
Brunet popatrz na niego zdziwiony. Naprawdę nie rozumiał co się z nim dzieje, miał obawy co do tego. Ale sam nie wiedział dlaczego. Bo po co by miał to robić? Czego mógłby od niego chcieć?
- No dobrze - wzruszył ramionami patrząc na niego podejrzliwie.
- Przyjdziesz jutro po szkole od razu do domu?
- A muszę? - uniósł lekko brew.
Kenny odwrócił się do niego przodem i zmierzył wzrokiem od stóp do głów.
- Mama będzie chciała z Tobą porozmawiać.
- To coś poważnego? Ktoś umarł czy coś?
Miał dużo pytań w głowie. Miał ochotę powiedzieć, zapytać prosto z mostu czego chce czy o chuj mu chodzi, bo męczyła go ta sytuacja. Ale z drugiej strony czuł jakiś spokój. Sam tego nie rozumiał, ale ten ostatni brak awantur mu odpowiada.
- Święty Boże, nie - westchnął i złapał się za skroń patrząc na młodszego. - Po prostu bądź jutro.
- No będę, mogę już iść? - zapytał już z zamiarem wyjścia.
- Nie śpiesz się tak - wsadził rękę do kieszeni a razem z tym rozniósł się brzdęk kluczy by po chwili stać się głośniejszym a w ręce trzymał klucze do samochodu.
Rzucił je w stronę Levia który bez problemu je złapał. Popatrzył na to co ma w rękach, potem na wuja i tak jeszcze raz. Uniósł na niego brew niepewnie.
- Umiesz jeździć, prawda?
Odpowiedziała mu cisza. Czuł się cholernie niepewnie. To nie jest Kenny, którego zna. Jest inny. Ten którego zna nigdy nie rozmawiał z nim tak spokojnie. Nigdy nie zapytałby o jego samopoczucie ani tym bardziej nie dał by mu kluczyków do samochodu. Skąd w ogóle wiedział, że siedemnastolatek już siedział kiedyś za kierownicą? Ten mężczyzna czasami go przerażał. Nie bał się, że zrobi mu krzywdę, lecz tego ile wie na temat młodszego mimo, że nigdy nie rozmawiają o życiu Levia.
- To samochód Twojego ojca. Kuchel go trzyma dla Ciebie od jego śmierci. Ostatnio był mechanik, wymienił kilak rzeczy i mówił, że jest zdatny do użytku. Wysprzątany też jest - mówił patrząc cały czas w stronę rozmówcy.
Levia aż zakuło w klatce piersiowej na wspomnienie o ojcu. Równocześnie ucieszył się na myśl, że będzie miał dla siebie taką pamiątkę po nim.
- To jakaś podpucha? - zapytał niepewnie.
Mężczyzna zaprzeczył ruchem głowy.
- Okej, to idę - schował klucze do kieszeni bluzy i pośpiesznym krokiem podszedł w stronę wyjścia z domu. Erena już tam nie było więc wyszedł by zauważyć go przy bramie przed domem.
.
.
.
- Co tak długo? - zapytałem od razu gdy go zobaczyłem.
Popatrzył na mnie w ciszy ze zdziwieniem na twarzy by teraz zamienić je w uśmiech.
- Ja nie wiem, jemu na dekiel już jebie - powiedział półszeptem i poszedł w stronę garażu, a ja ciekawy za nim. Otworzył jego drzwi i wszedł do środka.
- Znowu był miły? - zaśmiałem się. Bo to absurdalne jest, że dziwi nas fakt, iż ktoś jest miły. To powinna być normalna cecha ludzka.
- A nieważne to, on dał mi kluczyki - uśmiechnął się gdy wyjmował je z kieszeni by otworzyć samochód.
Popatrzyłem na niego niepewnie gdy wsiadł na miejsce kierowcy.
- Poważnie? - zapytałem zdziwiony.
- Chyba poważnie. Mówił, że wszystko z samochodem jest okej, że był u mechanika i że jest wysprzątany - rozejrzał się. - I z tego co widzę to z tym drugim nie kłamał.
- Nie boisz się, że czegoś chce?
Wzruszył ramionami.
- Trochę, ale nie chce o tym myśleć ani gadać póki co skoro mam fajne autko do jazdy - powiedział zadowolony.
- Więc wsiadaj. Pojedziemy coś zjeść a później po tę Mikasę i resztę.
- Myślisz, że to dobry pomysł? - wszedłem do środka tak jak powiedział.
Znów wzruszył ramionami. A ja się uśmiechnąłem bo widziałem jak się cieszy na myśl o jeździe. To dziwnie zabrzmi, ale miał kiedyś samochód. Tak jakby, bo tak naprawdę było ono Erwina. Wtedy często się widywali, a brunet załapał od niego zajawkę na samochody. Starszy nauczył go jeździć, aż Erwinowi się ono zapsuło. Wtedy Levi złożył się z nim na naprawdę i samochód był uważany za wspólny. Kilka tygodni później Smith sprzedał samochód dzieląc się z Ackermannem sprawiedliwie kasą. Po jakimś czasie przestali razem wychodzić, prawie urwali kontakt.
∆∆∆∆∆
- Przecież Ty nie jesteś nawet pełnoletni i nie masz prawa jazdy - powiedziała Mikasa mierząc kuzyna wymownym wzrokiem.
- Nie musisz jechać - wzruszył ramionami i wsiadł do samochodu na miejsce kierowcy. Brunetka pochyliła trochę głowę i popatrzyła w jego stronę spad byka.
- Nie burmusz się - szturchnąłem ją lekko w ramię z uśmiechem. Podniosła głowę by na mnie spojrzeć i odwzajemniła uśmiech.
- Dobrze, ale on mnie denerwuje. Nie wiem czemu mama i ciocia chcą żebyśmy spędzali razem czas - westchnęła teatralnie.
- A siądziesz obok mnie? - zapytała robiąc maślane oczka. Od małego ma na moim punkcie mini obsesję. Zawsze mnie lubiła ciut za bardzo, a na Levia ciągle się denerwowała i irytowała. Jak byliśmy młodsi gdy przychodziłem do Levia, a była u niego Mikasa i chciała się cały czas ze mną bawić, a kuzyna próbowała wywalić z pokoju, a najlepiej to z i z domu. Kiedyś rozmyślaliśmy nad opcją, że jest zazdrosna, bo często wolałem spędzać czas z brunetem.
- Siedzę z przodu - podszedłem do samochodu i wsiadłem, a ona poszła za mną.
- A mogę chociaż na kolana? - zapytała smutno pochylając się w moja stronę, na co pokręciłem głową.
- Mikaska, nie cuduj i wsiadaj - wtrącił się Farlan z siedzenia z tyłu.
- Chodź do mnie - powiedziała Zoe która siedziała też z tyłu już na środku i poklepała swoje kolana.
Isabel stała przy otwartych drzwiach i czekała, aż młoda wejdzie do środka żeby potem nie musiała się pchać przez jej nogi. Brunetka trzasnęła drzwiami od mojej strony obrażona mrucząc coś pod nosem, a ja wzdrygnąłem się na trzask.
- Nie dygaj - powiedział Levi obok mnie wyciągając telefon i portfel z kieszeni spodni po czym rzucił rzeczy między nasze siedzenia.
- Uśmiechnąłem się w jego stronę i rozsiadłem wygodnie.
- Ktoś ma jakiś upodobany cel naszej podróży? - zapytał odpalając wóz.
- Na widoczek za miastem. Tam gdzie jest ta czerwona wiata - powiedziała piętnastolatka patrząc w telefon.
- Można i tam - kiwnęła głową ruda opierając głowę na ramieniu szatynki.
- Okej - kierowca wyjechał z parkingu i ruszył do naszego celu. Ja oblokowałem telefon i podłączyłem do głośników przez kabelek by puścić muzykę
Było już po dwudziestej pierwszej. Normalnie Mikasa powinna być już w domu. Ale ze względu na to że na kilka dni zostaje u Levia i na to, że jest poza domem z nim jej matka daje jej taryfę ulgową. Byleby nic poważnego jej się nie stało.
Wyjechaliśmy po kilku minutach z miasta. O tej godzinie nie było już więc drogą też minęła której niż zazwyczaj. Był fajny klimat. Paliliśmy papierosy i śpiewaliśmy piosenki. Świat zewnętrzny teraz do mnie nie docierał. Właściwie to to co działo się za moimi plecami na tylnich siedzeniach też działo się mocno w tle mojej głowy. Byłem zbyt zapatrzony w bruneta obok. To jak też śpiewał i wyglądał jakby się dobrze bawił. Nie widziałem go już takiego sporo dni.
Zaczynało mnie to niepokoić. To że ostatnio rzeczywiście patrzyłem na niego inaczej. Wyglądał jakby to odwzajemniał, ale gnębi mnie myśl, że nie wiem na czym stoję. Nie wiem czy robi to na poważnie czy tylko by spróbować. Nie co o mnie myśli. Boję się tego jak z czasem może zacząć czuć się przytłoczony moją osobą. Ale przecież nie musi tak być, prawda? Może być dobrze. Cholera... Ale nawet jeśli by to wyszło? Jesteśmy tej samej płci, więc bardziej poważniejsza relacja z nim mogłaby być dla nas obu problem przez społeczeństwo.
Patrzyłem na Levia i na to jak jedzie coraz szybciej. Tylko my mieliśmy zapięte pasy, bo z tyłu nie było na to miejsca jak oni stwierdzili. My mieliśmy je tylko w razie wu. Bo mimo, że nie ma tego plastiku, prawa jazdy to czułem się bezpiecznie jeżdżąc z nim. Nieważne czy klnie na drodze, czy jest duży ruch, gdy hamuje gwałtowanie lub przyśpiesza. Ufam mu i wiem, że gdy wsiada za kierownicę to czuje samochód jak własne ciało.
Z rozmyślań wyrwał mnie Levi, który klęknął mnie dosyć mocno w udo by po tym wrócić ręką na skrzynię biegów.
- Co Ty taki nieobecny i zamyślony ostatnio? - zapytał spoglądając na mnie tylko na krótką chwilę.
- A nie wiem - uśmiechnąłem się lekko zakłopotany. Dobrze wiedziałem.
- Na pewno? - dopytał.
- Może pogadamy i tym kiedyś - powiedziałem i odblokowałem telefon by zmienić piosenkę (odsyłam do załącznika).
Kiwnął głową na znak, że rozumie.
- Dasz mi fajkę? - zapytał i od razu wystawił rękę w moją stronę. Położył ją na moim udzie wnętrzem do góry.
- Dam - zrobiło mi się miło na ten gest.
Wyjąłem paczkę z kieszeni i wziąłem sobie jednego. Następnie drugiego wysunąłem z paczki i wystawiłem w jego stronę, a wraz z papierosem zniknęła i jego ręka z mojego uda. Podobnie zrobiłem z zapalniczką. Najpierw odpaliłem sobie, a potem podałem mu ją. Odpalił fajkę i otworzył okno obok siebie, a ja powtórzyłem jego ruch tyle, że z oknem obok siebie.
Levi palił i śpiewał, a ja starałem już się w niego tak nie wpatrywać i patrzeć na widok świecącego miasta za szybą.
- Też nie miałem taty i go nie pamiętam* - poczułem że zmienił ton głosu. Tak, nie usłyszałem, poczułem tak w klatce piersiowej. Wróciłem wzrokiem do niego.
- Chciałem z tatą spędzić jedne święta. Jakby zajrzeć głębiej do mojego serca - przyłożył sobie dłoń z papierosem do serca drugą trzymając na kierownicy. - Dobrze wiem, że ono Cię pamięta. Zimna noc i szybkie auta.
~~~~~~~~~
(* Czas posenki minuta i sześć sekund
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro