◇ rozdział 3 ◇
Ten błąd na dole ma 2252(+6) słów
~~~~~~~~~~
- I co teraz? - ledwosłyszalny szept przeszył moje wiotkie ciało na wylot. Poczułem delikatne ciepło na zaciśniętych w wąską linię wargach i charakterystyczny zapach, który zawsze towarzyszył Levi'owi. Otworzyłem oczy, które też były jeszcze przed chwilą mocno zaciśnięte. Wzrokiem napotkałem od razu ten czarnowłosego. Lekkie rumieńce pojawiły się na moich policzkach.
"Gorąco..."
Było niesamowicie gorąco. Chciałem się cofnąć, ale coś mnie trzymało blisko niego mimo, że on swoje ręce miał za swoimi plecami. Staliśmy na środku jego pokoju. Było ciemno, a jednym światłem poza tym, które wpadało przez okno z ulicy były lampki na choinkę zawieszone pod sufitem po jego krawędziach.
- Tak sparaliżował cię strach, że nie możesz się ruszyć? Nie możesz się odezwać, ani sprzeciwić - powiedział teraz normalnie z pewnym uśmiechem na twarzy. Wyglądał tak jak zazwyczaj gdy się ze mną droczył. Rozchyliłem usta książkowo tonąc w jego spojrzeniu. Chciałem coś powiedzieć, ale żaden odgłos nie opuścił mojego gardła. Ma rację, nie mogę... Ale przecież się nie boję.
Patrzyłem w jego zadowolone efektem jaki tworzył o sam oczy.
- No widzisz.
Po tych słowach powierze stało się cięższe. Moje ciało przeszły dreszcze. Zacisnąłem słabo dłoń w pięść przymykając oczy.
"Dlaczego to robisz? Co ty robisz..?"
Jego zapach stał się intensywnienszy. Jego usta delikatnie spoczęły na moich otulając je swoim ciepłem, a lekkie mrowienie zaatakowało moje podbrzusze. Na to otworzyłem oczy znów napotykając jego kobalt. Przysunął się zmiejszając przerwę między naszymi ciałami do zera. Dotaknęliśmy się brzuchami, a on robiąc ten mały krok do przodu umieścił swoją nogę między moimi. Cofnąłem się przygryzając jego dolną wargę na co się krzepko zaśmiał robiąc kolejny ruch w moją stronę. Ja sie ponownie cofnąłem i tak wylądowałem plecami przy ścianie, a on przylgnął swoim ciałem do mojego. Jego udo znów wylądowało między moimi przybliżając się do krocza. Nasze usta nawzajem napawały się swoim dotykiem.
Zamknąłem oczy gdy zobaczyłem, że on zrobił to przede mną wraz z tym jak jego ręce znalazły się ciasno na mojej talii.
Dotknąłem palcami delikatnie i z przeciętną ostrożnością jego policzka gdy poruszył ustami wprawiając w ruch i te moje.
"Jest tak blisko..."
Stałem między nim a ścianą, ale nie czułem żadnego uścisku czy zakleszczenia. Czułem gorąc i przyśpieszony oddech, ale nie to. Całowaliśmy się spokojnie, lekko, ale przy tym i namiętnie. Z każdym muśnięciem ust czułem się coraz swobodniej i robiłem bardziej śmiałe ruchy. Zacisnąłem słabo palce na wygolonym tyle głowy Levi'a gdy nasze usta dzieliła teraz tylko cienka nić śliny.
Popatrzył na to, a później podniósł wzrok na moje oczy. Nogi się pode mną ugięły. Psychicznie i fizycznie. Zacząłem powoli jechać drugą dłoń z jego klatki piersiowej w dół by ją cofnąć. Zauważył to i złapał stanowczo za kołnierz mojej żółtej bluzy przyciągając do siebie z powrotem bardzo blisko i zaczął robić kroki do tyłu ciągnąc mnie za sobą. Szedłem za nim jak zaczarowany. Jak posłuszny piesek.
Doszliśmy do łóżka gdzie odwrócił nas stronami i pchnął mnie na łóżko, na które bez sprzeciwu poleciałem lądując na nim lekko.
Kolejna fala gorąca uderzyła gdy stojąc przy łóżku ściągnął z siebie czarną bluzkę ukazując urzeźbione ciało. Obserwowałem drżącymi z podniecenia tęczówkami każdy jego najmniejszy ruch. Bezwstydnie i wyrazie z góry patrząc mi w oczy usiadł na moich biodrach, a ten uśmiech nie schodził mu z twarzy. Znów mnie pocałował, ale tym razem krótko. Jego chłodne dłonie badały każdy milimetr mojego brzucha, boków i żeber pod materiałem ubrania.
Poruszyłem lekko biodrami przejeżdżając dłonią od jego ramienia do łokcia gdzie już na tej ścieżce czułem pod opuszkami palców jego mięśnie. Nie miał ogromnie umięśnionych barów, ale odpowiednio do jego sylwetki mięśnie miał. Na łokciu odtrącił moją dłoń od siebie czym przyprawił mój ledwo przytomny umysł o zawód. Wziął jedną dłoń z mojego brzucha i złączył jej płacę z moją dłonią, którą odtrącił. Przycisnął ją do łóżka. I patrzył przez chwilę na mnie. Po prostu.
Nachylił się nad moim uchem
- Eren? - usłyszałem seksownie zachrypnięty głos, który w tym momencie zdawał się poważniejszy. Poczułem gęstą ciecz, która zaczęła oblewać nasze złączone dłonie.
- Ja umrę - powiedział kpiąco. Źrenice mi się nienaturalnie zwęszyły, a serce zaczęło panicznie uderzać w klatce piersiowej.
Przekręciłem głowę powoli w bok z bladym wyrazem twarzy by spojrzeć na nasze ręce. Ciemna ciecz zaczęła zalewać teraz i łóżko, a pościel bezwiednie zaczęła ją wchłaniać. Krew. Poczułem jak kołdra pod moimi plecami zaczyna nasiąkać krwią, a z pościeli przeszła na moją bluzę. Dość szybko moje plecy stały się mokre.
"Co..? "
Nie mogłem się odezwać. Nie rozumiałem co się dzieje. Szybko zaczynałem panikować.
"O co chodzi?!"
Kolejne myśli przychodziły mi do głowy tworząc w moim umyśle istne samozwańcze piekło.
Odwróciłem głowę tak by popatrzeć na to, co nade mną, ale Levi'a tam nie było. Jednak ciężar na biodrach został. Nie mogłem wstać. Nie rozglądałem się już nigdzie. Lampki na wiszące nad pokojem przestały dawać jakiekolwiek światło. Wpatrywałem się w sufit, a po chwili... znów otworzyłem oczy. Leniwie otworzyłem ospałe i piekące oczy. Czuję sińce pod oczami. Po twarzy spływały mi łzy... Nie... nie łzy. Pomyślałem, że to krew, ale pachniało deszczem... Miałem całą twarz mokrą od deszczu. Obraz, który mi się ukazał stopniowo nabierał kształtów i coraz wiecej rys. Mam spuszczoną głowę i zaczynam dostrzegać trawę i błoto na którym stoję. Stoję na dworze. Jest środek ulewy przez którą jestem już cały mokry. Widzę też promienie śłońca. Włosy opadały na czoło i oczy, a krople wody kreśliły ścieżkę przez kosmyki, po twarzy by zatrzymać się na brodzie i stamtąd spaść na ziemię albo lecieć dalej po szyi i wlecieć pod czarną koszulę, która z powodu wody przylegała do mojego ciała. Wyciągnąłem rękę z kieszeni spodni i przejechałem nią po swoich plecach. Powoli dałem ją z powrotem do przodu i na nią spojrzałem. Jestem na dworze. Pada deszcz. To woda, nie krew... Podniosłem lekko głowę i popatrzyłem w bok gdy usłyszałem cichy płacz, a potem usłyszałem zarys rozmowy, ale przez łzy i nijaką rozpacz tych osób nie mogłem zrozumieć znaczenia słów.
Grupka osób z naszej szkoły stała i patrzyła się przed siebie. Kilka chłopaków i dziewczyny, które przytulały się nawzajem. Chłopcy mieli powagę, smutek i żal wymalowany na twarzy. Dziewczyny miały twarze zalane łzami albo ukryte w drżących dłoniach. Lekki makijaż już dawno zdążył się zmyć przez nadmiar wody i tarcie białymi chusteczkami higienicznymi. Gdyby nie, mimo wszytko, zadbany w ciemnych barwach ubiór i czarne parasole, obraz ten byłby czysto żałosny. Jak zwykłe dzieciaki ubolewające nad ogromną rozpaczą, którą czują tylko one. Nie rozumie ich świat, który właśnie się im zawalił. Jedna z dziewczyn już nie wytrzymała. Wysoki chłopak podtrzymywał ją w talii przez uginające się pod nią nogi, ale ta bezwładnie runęła na kolana chowając rozpaczony wyraz twarzy w dłoniach.
Zacząłem dostrzegać to co za nimi i wokół nas. Jesteśmy na cmentarzu. Gdy to sobie uświadomiłem odwróciłem głowę tak, by patrzeć przed siebie. Przed moimi oczami pojawił się "Levi Ackermann". Napis na białym, marmurowym nagrobku. Poczułem pustkę w klatce piersiowej wraz z piekącym bólem.
Tuż obok dalej ma marmurze było jego zdjęcie. On na białym tle w jasnej koszuli. Głosy wokół mnie, mózg zaczął ignorować.
"Co do cholery..."
Krzyk. Głośny krzyk strachu wymieszanego z rozpaczą i smutkiem. Szybko po tym jak się zaczął, zacząłem odczuwać lekkie pieczenie w gardle.
"To ja krzyczę?"
Złapałem się za ramiona i skuliłem się dalej stojąc.
"To ja krzyczę."
Otworzyłem oczy gorączkowo lecąc wzrokiem po rozmazanym przez łzy obrazie. Krzyk ustąpił wraz z tym. Podniosłem się do siadu, a osoba obok mnie się trochę odsunęła. Serce znów nienaturalnie szybko biło.
- Dziecko, spokojnie... - usłyszałem głos. Znajomy i kojący teraz głos. Był delikatny, ale dało się wywnioskować po jego brzmieniu, że kobieta jest zdenerwowana i przestraszona.
Popatrzyłem na mamę i puściłem pościel którą nerwowo ściskałem w rękach. Znowu czułem, że mam mokre plecy. Klatkę piersiową też. Brzuch i ręce również.
"To pot nie krew."
- Koszmar? - zapytała trochę uspokojna kobieta tym, że jej syn się obudził. Była w bladoróżowej koszuli nocnej, a włosy związane w koński ogon spoczywający na jej prawym ramieniu. Siedziała bokiem obok mnie, na łóżku.
"Jestem w domu. U siebie, nie na dworze. Nie Levi'a"
- Tak - kiwnąłem głową uspakajając oddech gdy serce dalej niezdrowo galopowało.
"Więc to był sen..."
- Jest przed piątą, tata za niedługo wraca z pracy - powiedziała patrząc na mnie zmartwiona. - Długo spałeś?
- Położyłem się o... - zrobiło mi się duszno. Rozmawiałem z Levi'em przez kamerkę.
"O której zasnąłem? Dlaczego zasnąłem!?"
- Nie wiem... - powiedziałem spuszczając głowę w dół patrząc na swoje ręce. Przydługie, brązowe włosy opadły mi na oczy.
- Na pewno wszytko w porządku? - zapytała odgarniając mi z czoła wilgotne od potu kosmyki włosów.
- Tak - kiwnąłem głową. - To tylko zły sen.
- Dobrze - przybliżyła mnie do siebie i ucałowała mnie delikatnie w czubek głowy. Wstała z łóżka.
- Chcesz herbaty?
Pokręciłem głową na boki.
- Nie, dzięki.
Kiwnęła głową z lekkim uśmiechem. Patrzyłem na jej sylwetkę jak przechodziła przez pokój do wyjścia.
- Ale mamo..? - odwróciła się patrząc na mnie pytająco z miłym wyrazem twarzy. - Pójdę się przejść.
Popatrzyła na mnie lekko marszcząc brwi. Nie zapytała dlaczego i po co. To i nawet lepiej. Kiwnęła głową na znak, że przyjęła do wiadomości i wyszła zostawiając zapalone światło, które prawdopodobnie zostało zapalone jeszcze przeze mnie zanim zasnąłem.
Zacząłem szukać telefonu na łóżku. Wziąłem go z poduszki i włączyłem wyświetlacz przez odcisk palca. Z boku ekranu był dymek czatu z Levi'em i dwie nie odebrane wiadomości. Kliknąłem na to. Pierwszą było, że czat video został zakończony przez niego. Rozmawialiśmy dwie i pół godziny... To też tam było ukazane. Drugą wiadomością było "Dobranoc Eren".
"Dlaczego to brzmi tak źle?!"
Serce mi trochę przyspieszyło, ale też szybko się uspokoiło.
"Dlaczego od razu mam czarne myśli? Dlaczego od razu myślę, że coś sobie zrobił?"
Brzuch zaczął mnie boleć, a oczy zaczęły piec gdy zebrały się w nich łzy.
"Ale ten sen..."
"Eren, to tylko sen..."
Wyłączyłem konwersacje i wszedłem w aplikację "Telefon" z której zadzwoniłem do Levi'a. Przeleciało kilka sygnałów, ale w końcu odebrał.
- Halo? - mruknął zaspany do słuchawki.
- Halo? - odpowiedziałem. - Co robisz?
- Śpię - odpowiedział jakby to było oczywiste, a w tle usłyszałem szelest pościeli. "No przecież to jest oczywiste o piątej rano."
Chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałem.
- Mogę przyjść? - zapytałem, a po drugiej stronie słuchawki była chwila ciszy spowodowana moim nagłym pytaniem.
- Teraz?
- Tak.
- No... - brzmiało to, jakby się zawiesił i nie był pewny odpowiedzi. - Możesz.
- Za dziesięć minut - powiedziałem i nie czekając na odpowiedź rozłączyłem się wstając z łóżka. "BĘDĘ za dziesięć minut". Westchnąłem i przeciągnąłem się idąc do szafy. Mimowolnie mój mózg zaczął odtwarzać obrazy ze snu. Nie targały mną jakieś konkretne czy silne emocje. Po prostu...
"Nie, przecież idę do niego. Nie myślę o tym..."
"Kurwa... to tylko sen!"
Ubrałem szare dresy z Marki Champion. Ściągnąłem koszulkę i założyłem tylko czarną bluzę z nazwą jakiegoś starego zespołu. Bez kaptura, ale ze ściągaczami przy kołnierzu, na nadgarstkach i na dole, w pasie bluzy. I jeszcze białe, zwykłe skarpetki przed kostkę.
Wziąłem telefon i podszedłem ubrać czarne Adidasy.
- Wychodzę! - powiedziałem i wyszedłem. Jest chłodno, ale taki spacer dobrze mi zrobi.
Zapukałem lekko do drzwi by nie obudzić mamy Ackermann gdy byłem już na miejscu. Lekko, ale w głowie odtworzył mi sie obraz gdy przyszedłem do niego o drugiej w nocy i znalazłem go nieprzytomnego. Wtedy waliłem w te drzwi pięścią cały roztrzęsiony i przestraszony. Tamta noc... Tamtej nocy wydarzyło się za dużo. Odpłynąłem na chwilę w myślach. Zeszkliły mi się oczy gdy drzwi się przede mną otworzyły. Popatrzyłem na niego jak przecierał zaspaną twarz dłonią. Wszedłem szybko do środka i go mocno przytuliłem w pasie chowając twarz w jego szyi
- Ej, co jest? - zapytał zdezorientowany patrząc na mnie. Zacząłem kręcić głową na boki, a mój uścisk wzmocnił się jeszcze trochę. Przesunął się trochę by zamknąć drzwi. Przekręcił klucz w zamku dwa razy po czym lekko odwzajemnił uścisk.
- Płaczesz? - zapytał odchylając lekko swoją głowę w bok by na mnie spojrzeć, ale dalej nie widział mojej twarzy.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam... - zacząłem powtarzać zaczynając też płakać. Zacisnąłem ręce w pięści na jego koszulce. Czułem ogromną potrzebę wypłakania się. Taką nagłą... Najgorszą.
- Za co? - zapytał spokojnie, ale z lekka zdziwiony gładząc dłonią moje plecy.
"Za co..?
Za ten sen.
Za to jaki tam byłeś.
Za to w jaki sposób o tobie myślałem.
Za to w jaki sposób dalej myślę."
- P-proszę, nie rób tak wiecej - powiedziałem drżącym głosem przez łzy. Słyszałem bicie jego serca. Raptowanie przyśpieszyło by potem się uspokoić. I potem znów.
- Eren, uspokój się - powiedział szeptem, ale poważnie. Zaczął iść powoli w stronę swojego pokoju. Dalej trzymałem twarz przy jego szyi, a on spróbował na mnie spojrzeć. Przycisnąłem się do niego mocniej stawiając małe kroki za tymi jego próbując go nie podeptać.
- Mały głupku - powiedział gdy byliśmy już w pokoju. Podszedł do łóżka na którym chciał usiąść. Nogi się pode mną ugięły. "O co chodzi?"
- Przepraszam! - pisnąłem żałośnie przez płacz wraz z tym upadając przed nim na podłogę, a on usiadł na łóżku.
- Csiii... Eren, już okej. Już dobrze - powiedział podtrzymując mnie za ramiona gdy przytuliłem go mocno w pasie tym razem klęcząc przed nim, między jego nogami, a mokrą od łez twarz wcisnąłem w jego koszulkę na brzuchu, a on przez chwilę się nie ruszał, by potem zacząć mnie uspakajająco głaskać po włosach.
- Eren - powiedział cicho, spokojnie i spojrzał w dół na mnie - Już dobrze. Nic mi nie jest. Nic nie robiłem. Ty też nie, nie przepraszaj już - powiedział ciszej kładąc mi spokojnie dłoń na ramię. Odpowiedziałem mu tylko płaczem. Siedział prosto, czułem to gdy go przytulałem. Założył mi trochę włosów za ucho i zsunął się na skraj łóżka, a z niego powoli na podłogę podtrzymując się jedną ręką na materacu. Siedział ze mną na podłodze i przytulił mocno do siebie.
Ciepło, bezpiecznie i spokojnie.
"Co się dzieje..?"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro