◇ rozdział 0 ◇
Nie da się cofnąć wypowiedzianych słów.
Teraz stałem przy jego łóżku i próbowałem go obudzić z co nóż nowymi łzami na policzkach. Trząsłem jego ciałem co z boku mogło wyglądać czysto brutalnie.
- Levi, otwórz oczy - powiedziałem przez moment spokojnym tonem ujmując jego twarz w drżące dłonie, ale mimika bruneta się nie zmieniła. Dalej był nieprzytomny. - Proszę Cię - wyszeptałem płaczliwym tonem. Gdzieś jakby przez mgłę słyszałem jak Kuchel rozmawia przez telefon roztrzęsionym tonem.
Stała opierając się o ścianę plecami patrząc tępym wzrokiem w naszą stronę mówiąc szybko i nieskładnie do kobiety po drugiej stronie słuchawki.
- Levi... - znowu wymamrotałem przez łzy przysuwając jego ciało bliżej i przytuliłem do siebie klęcząc teraz przy łóżku. Wzdrygnąłem się gdy jego twarz bezwładnie wylądowała w zagłębieniu mojej szyi. Popatrzyłem na niego i miałem ochotę krzyczeć. Po chwili zacząłem. Odgarnąłem mu włosy z czoła do tyłu, które teraz się do siebie kleiły i nie miały tego równego przedziałka jak zawsze.
- Levi. Levi błagam otwórz oczy - wyszeptałem, a krzyk jego matki rozsadzał mi czaszkę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro