Etap czwarty: Krypto-randka w razie konieczności
Ku szczęściu niebios chorzy członkowie OSIOŁ'a wyzdrowieli w bardzo szybkim tempie. By nie tracić czasu, od razu po nabraniu rumieńców zabrali się do pracy. Tym razem postawili na klasyczną randkę godną tych dennych komedii romantycznych, od których połowie z nich robi się niedobrze. Smaczna kolacja w świetle zachodzącego Słońca, świeczki i nastrojowa muzyka. W końcu czego nie robi się dla przyjaciół.
Na początku dwie godziny zastanawiali się nad tym co ugotują. Clint krzyczał by zrobić jeden duży talerz spaghetti, gdzie będzie szansa na scenę z Zakochanego Kundla. Natasha celowała w ostrygi albo krewetki, Bruce upierał się przy łososiu, a Thor nalegał na ramen. Klara prosiła o jagnięcinę, a Miguel proponował romantyczną wersję pizzy z oliwkami. Jedynie Dmitrij siedział cicho w kącie, śmiejąc się w duszy z ich kłótni.
-A może ciągnijcie losy?- zaproponował w końcu, kiedy dostrzegł, że zaraz dojdzie do rękoczynów między Natashą, a Clintem, który obraził krewetki.
Romanoff trzymała lewą ręką Bartona za kołnierz, a drugą rękę miała wycelowaną w jego twarz. W ostatniej chwili zatrzymała ją i spojrzała na Dmitrija.
-Napiszcie swoje propozycje na karteczkach i wrzućcie do mojego plecaka. Zrobimy trzy podejścia. A z tych trzech wylosujemy już to co ugotujemy. Jako jedyny jestem bezstronny więc będę losował.
Wszyscy kiwnęli głowami i sięgnęli po kartki, leżące na biurku Natashy. Przez trzy sekundy była absolutna cisza, a potem papiery zostały złożone i wrzucone do plecaka chłopaka. Ten zamknął torbę i przez kilka sekund trząsł plecakiem, by każda propozycja mogła zostać wylosowana. Następnie otworzył plecak i włożył rękę, wyjmując jedną z karteczek.
-Ramen- przeczytał, a Thor wydał z siebie zadowolony pisk.- Łosoś.- Bruce uśmiechnął się szeroko.- Jagnięcina.- Klara krzyknęła głośno.
-Spisek!- krzyknął Clint.- Żądam rewanżu.
-Clint, ostrygi nie zostały wybrane i jakoś się nie boczę. Jeśli chcesz, możesz wyciągnął końcowy los- powiedziała Natasha, chcąc załagodzić nerwy przyjaciela.
Barton kiwnął głową i podszedł do Dmitrij'a, trzymającego trzy małe karteczki. Chłopak wyciągnął jedną z nich i przeczytał na głos.
-Daniem, które przygotujemy na kolację dla Steve'a i Tony'ego jest...- zrobił krótką dramatyczną pauzę.- ...jagnięcina!
Klara krzyknęła głośno do ucha Bruce'a i rzuciła się na jego ramiona, gdyż to on znajdował się najbliżej.
-Masz już plan?- spytał Clint, szczęśliwy z zadowolenia przyjaciółki.
-Oczywiście. Zrobimy gulasz jagnięcy. Na pewno im zasmakuje- powiedziała podekscytowana.
-Tak w ogóle, to jak ich zwabimy na tą całą randkę?- spytał Bruce, wywołując jeden z kolejnych problemów.
-Nie rozumiem.
-Nie sądzicie, że nie ważne gdzie naszykujemy im tą randkę, będzie to trochę przypominało pułapkę z jakiejś kreskówki? Wyobraźcie sobie, stół, ciepłe jedzenie, świeczki i wielki napis "Kolacja dla Steve'a i Tony'ego".
-Trochę racji masz- powiedziała Klara, przykładając rękę do głowy niczym Kubuś Puchatek.
-E tam. Wystarczy zatrudnić kelnera.- Miguel kompletnie olał sprawę.
Następnym problemem okazało się miejsce. I tak jak poprzednim razem każdy wykrzykiwał swoje propozycje. Z wyjątkiem Dmitrij'a i Klary, której wystarczyło to, że ugotują to co ona chciała. Bruce proponował restaurację, a Thor niedaleką polankę, co Clint komentował pożarciem przez mrówki. Padały również miejsca takie jak plaża, park, molo, a nawet po prostu Stark Tower.
Decyzję znów podjął los. Wrzucili karteczki do plecaka Dmitrij'a, a chłopak zaczął losować.
-Pizza z oliwkami- powiedział i zmarszczył brwi.- Chyba nie wyjąłem poprzednich głosów.
-Zaczyna się ciekawie- skomentował Miguel, podpierając głowę na dłoni.
Tak więc kiedy wszystko już ustalili i przygotowali, zajęli się rzeczą najtrudniejszą. Ściągnięciem Steve'a i Tony'ego w wyznaczone miejsce. Jednak wszyscy wiedzieli, że Steve nie lubił niespodzianek. Wolał być przygotowany i wszystko, w granicach normy, mieć zaplanowane. Dlatego zdziwił się, gdy pod wieczór do jego domu zawitał Tony z czerwoną kartką w dłoni i zdziwioną miną.
-Tony? Co ty tu robisz? Nie miałeś dzisiaj czasami jechać z ojcem na spotkanie jakiejś Rady?
-Miałem ale kiedy się szykowałem w salonie znalazłem tą kartka. Spytałem się Jarvis'a kto ją zostawił ale powiedział tylko, że to pilne i mam natychmiast ruszać do ciebie. Więc powiedziałem ojcu, że nie jadę i przyszedłem.
-Nic więcej nie powiedział? I wejdź- powiedział Steve, zdając sobie sprawę, że ciągle dzielił ich próg.
Tony posłusznie szedł do mieszkania i schylił się by rozwiązać buty.
-Nie zdejmuj. I tak muszę posprzątać. Godzinę temu wyszła stąd Kelly więc piasek na dywanie to najmniejszy problem.
-Znów dała ci popalić?- zaśmiał się Tony, prostując się i wchodząc do salonu, w którym walały się cukierki, papierki po ich i kilka zabawek.
-Zdarza się. Patrzyłeś co jest na tej kartce?- spytał siadając na sofie, a Tony usiadł obok niego.
-Do środka nie patrzyłem. Na wierzchu piszę byśmy zobaczyli to razem.- przeklęte "razem".- Jarvis jest w zmowie, a ja mu ufam. Wątpię by wpuścił do Stark Tower pierwszego lepszego typka z ulicy.
Steve kiwnął głową i sięgnął po kartkę, rozrywając kolorową taśmę klejącą. Tony przybliżył się do niego, by spojrzeć na papier, na którym była narysowana pseudo-mapa. Kolorowe ślaczki parodiowały drogi, a dwie kreski robiły za róże kierunków. Zielone kłębki to chyba były drzewa, a ślad po szmince oznaczał ścieżkę dla rowerów.
-To prowadzi do... nie mam pojęcia dokąd- westchnął Steve, garbiąc się.- Jest zbyt zabazgrana.
-To chyba ten mały park niedaleko stąd.
-Może i masz rację. Ten kto to rysował nie zostanie artystą.- Clint w tej chwili strzeliłby focha.
-To co? Idziemy?- spytał Tony z uśmiechem.
-A co nam szkodzi.
W ciągu pięciu minut ubrali się i ruszyli na wyznaczone miejsce. Tony odczytywał mapę, a Steve szedł za nim, zapatszony w skupionego Starka.
-I oto jesteśmy na miejscu- powiedział i złożył mapę.
Tuż przed nimi znajdowała się mała altanka, a w niej stał kelner z jakiejś drogiej restauracji.
-Em... Nie zbyt rozumiem- przyznał Steve i podrapał się po karku.
-Zostałem zatrudniony by państwa obsługiwać. Proszę- powiedział mężczyzna i odsunął oba krzesła przy stole
Steve spojrzał na Tony'ego i wzruszył ramionami.
-A możemy wiedzieć kto to zrobił?
-Organizatorzy nie kazali wyjawiać ich imion. Zadzwonili do restauracji z prośbą wynajęcia kelnera. Nie robimy tego ale brzmieli przekonująco.- z kieszeni wyjął jakąś małą karteczkę. -Tutaj mają panowie adres restauracji, w której pracuję. Mogą panowie zadzwonić i się dowiedzieć.
-To co? Ta restauracja jest bardzo znana, a ta zupa wygląda ciekawie i smakowicie.
-Pan wybaczy ale to jest gulasz.
-E... Wszystko jedno. Więc...?
-Raczej się nie potrujemy.
Klara siedziała w pobliskich krzakach i relacjonowała wszystko reszcie drużyny. Jak się spodziewała wszystko szło poprawnie.
-Steve nie wyjedzie. Nie ma szans, by zostawił Tony'ego.
Po tym jak kelner odszedł, a chłopcy zostali sami, z głośnika umieszczonego pod dachem altanki zaczęła wydobywać się spokojna muzyka.
-Moge prosić?- spytał Steve, podchodząc do Tony'ego i wyciągając do niego rękę.
~$$$~
Wiem, że to trochę mało realistyczne ale nie wiedziałam jak to powiązać.
Jak to możliwe, że potrafię w trzy godziny napisać rozdział na 1200 słów, a nie umiem w ciągu 2 dni napisać autocharakterystyki na 250 słów?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro