Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ciężkie sprawy stolika z kawiarni

-Czemu jesteś taka smutna, Natasha?- spytał Clint, szturchając przyjaciółkę plastikową łyżką w bok.

Pięć minut temu Steve i Tony wyszli z kawiarni po wiadomości od matki Rogersa. Trójka chłopaków w tym czasie zdążyła poruszyć temat zeszłego meczu z drużyną szkoły Charlesa Xaviera oraz nie tak dawną akcję ze spinaczami z gabinetu dyrektora. Natasha jako jedyna w towarzystwie siedziała cicho, chociaż na temacie spinaczy miała się czym pochwalić.

-Nic, wszystko dobrze- mruknęła i wzięła do ust łyżeczkę z lodami, które zamówiła chwilę temu. Zimny sorbet ochłodził jej język i roztopił się przy wewnętrznej stronie policzków.

-Nataszka.- Clint położył rękę na jej ramieniu, zaciskając palce na materiale jej bluzki.

-Powiedz nam co się stało.

-Eh, chodzi o Tony'ego. Zawsze był tym, który najlepiej odbierał każdy nasz sukces, grupowy czy indywidualny. Ale kiedy rozmawialiśmy o Williams College, ucichł.- spuściła wzrok, czując, że jej przyjaciele nie szybko zrozumieją o co jej chodzi.

-Steve jedzie do innego stanu, a to są najlepsi kumple. To oczywiste, że Tony będzie za nim tęsknić. Tak jak my wszyscy- powiedział Bruce, usprawiedliwiając sytuację.

-Boże, faceci. Wy i wasza ślepota. Naprawdę nie widzicie co się dzieje?- spytała z lekkim niedowierzaniem.

-Natasha, wiem, że przeżywasz to, że Avengers się rozpada ale...

-Ale mi nie chodzi o to!- krzyknęła i szturchając Thora w nogi, wstała i wyszła na dwór, zostawiając na blacie stołu kilka dolarów za jedzenie. Chłopcy usłyszeli tylko dźwięk trzaskanych drzwi, a kelnerka sama nie wiedziała jakim prawem wytrzymały taki cios i nie rozsypały się na kawałki szkła.

-Co ją ugryzło?- spytał Bruce, obserwując przez okno oddalającą się sylwetkę dziewczyny.

-Hormony.- Clint wzruszył ramionami i zabrał się za kończenie porcji lodów, które nie mogły się zmarnować.

Kilka minut siedzieli w ciszy. Thor był zajęty flirtowaniem na odległość z kelnerką, Clint pałaszował lody, za które w ogóle nie zapłacił, a Bruce myślał o Natashy i jej dziwnym zachowaniu.

-Stary, nie przejmuj się. Za kilka godzin jej przejdzie.- Clint dźgnął chłopaka łokciem i poruszył sugestywnie brwiami.

-Ale Natasha nigdy tak nie wybuchała.- w głosie Bannera słychać było smutek i zdezorientowanie. Bruce nie lubił mieć wskazówki przed nosem i nie umieć z niej skorzystać.

-Ta, zaraz pomyśle, że ona myśli, że Tony myśli...

-Thor, za dużo myślisz- przerwał rozwijający się wywód.

Wybuchnęli śmiechem, zwracając na siebie uwagę kilku klientów kawiarni.

-A może chodziło jej o to, że Tony nie do końca uważa Steve'a tylko za przyjaciela.

-Co? Zielony, co było w tej herbacie?- mruknął sceptycznie Thor, wskazując palcem na półpustą szklankę brązowej, parującej cieczy.

Bruce westchnął cicho i pokręcił głową. Jego przyjaciele byli inteligentni ale umiejętnością łączenia wątków nie grzeszyli. Chwilę zajęło mu zbieranie wszelkich myśli i ułożenie ich w zgrabny, sensowny wykład.

-Tony ucichł, gdy Steve wspomniał o Williams College.

-Tak, do tego już doszliśmy. I co w związku z tym?- Clint włożył łyżeczkę z sorbetem do ust i skrzywił się. Kto wymyślił miętowe lody? I to jeszcze z pistacjami? I dlaczego Natashy to coś smakuje?

-Nie mam podstaw by powiedzieć, że to prawda ale...

-Tony jest zakochany w Steve'ie.- nagle, nie wiadomo skąd, tuż obok nich zmaterializowała się Natasha, dokańczając zdanie Bruce'a.

Chłopcy pisnęli przerażeni i odsunęli się od niej, ściskając w duży kłębek.

-Co? Gdzie? Jak? Kiedy?!- wykrzykiwali na przemian pytania, krzycząc ostatnie z nich wspólnie.

-Zapomniałam telefonu.- pochyliła się nad stołem i wzięła urządzenie z blatu.- Ale skoro już doszliście do tego co chciałam wam powiedzieć, myślę, że mogę tu jeszcze z wami posiedzieć.

Zajęła miejsce obok Thora, odbierając Clint'owi swoje lody.

-Chwila, jak to Tony jest zakochany w Steve'ie?- reakcja lekka i niegwałtowna. Raczej spodziewała się czegoś na wzór krzyków, paniki, zdezorientowania i radości. Ale chłopcy przyjęli tą wiadomość jak wynik egzaminów, twarz niezłomna ale w środku cali dygotali.

-Mówiłam "wy i wasza ślepota". Nie widać tego na pierwszy rzut oka ale przecież to oczywiste. Nie widzicie jak patrzą na siebie?

-Czyli Tony czuje mięte do Steve'a.- tutaj Clint posłał nienawistne spojrzenie w kierunku lodów Natashy.- Ale on wyjeżdża do Massachusetts i nic o tym nie wie?

-Albo też czuje to samo ale boi się, że Tony go odrzuci- podała kolejną opcję, wymachując plastikową łyżką.

-Wybacz, Natasha, ale to ja tu robię za swatkę. Zobaczysz, że przed wyjazdem na uczelnie Steve zrezygnuje z tego planu, a ja będę światkiem na ich ślubie.- wyprostował się, przyłożył zaciśniętą pięść do serca i spojrzał w górę, jakby właśnie składał uroczystą przysięgę podczas pasowania na ucznia podstawówki.

-Masz dwa tygodnie. Postaraj się.- powiedział Bruce, zaznaczając w kalendarzu na komórce Clinta dzień wyjazdu Steve'a na uczelnię.

-Jasne, będę jak Kupidyn.- skrył się pod stół, a potem wyskoczył między Thorem a Natashą.- Jak Muzy w "Herkulesie".- przyłożył dłonie do twarz i zakrył ją tak, że widać było tylko oczy.- Jak Timon i Pumba w "Królu lwie".

-Ale Timon i Pumba właśnie chcieli odsunąć Simbę i Nalę od siebie- powiedział Bruce, wyłapując nieścisłość w słowach przyjaciela. 

Jako olbrzymi pasjonat filmów animowanych, których nie dawał nazywać bajkami, natychmiast poczuł potrzebę poprawienia Bartona. Takie filmy jak Król lew były dla niego czymś co przypominało mu dzieciństwo i różne zabawy z postaciami starszych filmów Disney'a.

-Ale efekt był odwrotny.- Clint złapał za szklankę z czekoladą i wypił trochę, zakładając rękę na bark Natashy.

-Tylko nie wyląduj w gnieździe os- ostrzegła, strzepując jego ramię.

-W tym przypadku może być to jakiś rower.- Clint podniósł się z miejsca, a zaraz za nim ruszyła reszta jego drużyny.

-Albo budynek- dodał Thor, odkładając talerz, który jeszcze przed chwilą trzymał przed twarzą zlizując z niego okruszki ciasta.

-Nie, budynek raczej robiłby tam za drzewo- zaśmiał się Bruce, wymijając kelnera, idącego posprzątać ich stolik.

Clint stanął w drzwiach w rozkroku i niczym Tarzan, tylko że w pełnym ubraniu, krzyknął, obwieszczając całemu miastu swój plan na resztę wakacji:

-Operację "Stony is real" pora zacząć!- kilku przechodniów spojrzało na niego jak na uciekiniera z wariatkowa.

~$$$~

Rozdział chyba najkrótszy z wszystkich tutaj ale postaram się by następne były dłuższe.

Piszcze jak wam się podoba :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro