Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Maska Frankensteina

Tony zatrzymał się gwałtownie i oparł ręką o budynek. Nos piekł go od gwałtownych wdechów, płuca prawie rozrywały mu klatkę piersiową, a krew szumiała w głowie. Nie był to zbyt przyjemny dźwięk ale wolał to niż ciszę zatykającą mu uszy. Reszta drużyny poszła w jego ślady, a Clint poszedł nawet o krok dalej i położył się na chodniku, zajmując ciałem całą jego szerokość. O dziwo, nikt nie miał nic przeciwko, jedynie przechodni, których jak na tą godzinę było dużo, mamrotali pod nosem, musząc omijać chłopaka, schodząc z chodnika.

-Ile mamy drogi do Stark Tower?- spytał Bruce, zerkając na godzinę w telefonie.

-Jeżeli się pośpieszymy, zdążymy jeszcze przed nocną powtórką dobranocki- powiedział Clint, mając na myśli serial, który oglądał już od kilku lat. Natasha obstawiała, że to właśnie przez ten program miał taki prosty tok myślenia przeplatany głupimi pomysłami.- Dzisiaj Marta ma spotkać się z Chrisem. Mam nadzieję, że z nim zerwie.

Avengers zostawili chłopaka w jego własnym świecie, wiedząc, że gdy Clint wkręci się w gadkę to ciężko go uciszyć. Ciężko było go namówić by poszedł z nimi na akcję, ponieważ nie oglądał ostatniego odcinka swojego ulubionego serialu, a zostało mu niewiele czasu do powtórki. Wiedzieli, że jeśli się nie pospieszą to się spóźnią, a Clint zacznie wrzeszczeć na Tony'ego. Serial ważniejszy od dobra przyjaciela i jego rodziny.

-Wcale nie było aż tak... stary, co ty masz na twarzy?- odezwał się Bruce.

-No co?

-Gorzej niż z dziećmi. Ogarnijcie się. Thor, zdejmij to- powiedziała Natasha, zrywając z twarzy chłopaka zieloną, ukradzioną, maskę Frankensteina.

-Ten koleś ma na serio beznadziejny gust.

Kiedy w końcu zmusili Clinta do podniesienia się z chodnika, co prawie kosztowało go utratą zębów, z resztą nie pierwszy raz (Avengers dziwili się czemu chłopak jeszcze nie nosi protezy), znów ruszyli biegiem przed siebie. Jednak w związku z późną porą i nadużyciem zaufania każdego z rodziców, nie mogli towarzyszyć Tony'emu aż do Stark Tower. Ostatni opuścił Tony'ego Bruce.

Resztę drogi musiał przebyć sam, co czuł dość dosłownie i w przenośni. Ostatnie miesiące spędził sam, odsuwając się od przyjaciół pod toksycznym wpływem Aldricha, lecz oni nie zawahali się mu pomóc w najtrudniejszym dla niego okresie. 

Avengers byli takim ewenementem. Mogli być na siebie obrażeni, mogli się zabić w przypływie złości albo pozbawić kilku kręgów z kręgosłupa lub nerki na nielegalnych operacjach ale gdyby nadeszła taka potrzeba skoczyli by za sobą w ogień. W zasadzie to wyklucza się samo w sobie, więc nie wiadomo czy to miało by jakikolwiek sens. Ale w gruncie rzeczy potęga przyjaźni, pokonanie zła, wieczne szczęście i inne tęczowe bzdety, które wpajają dzieciom te wszystkie kolorowe bajeczki, które ogląda Clint po nocach na nielegalnych forach internetowych, w trybie incognito by go siostra nie przyłapała.

***

Podczas gdy Tony i reszta Avengers buszowała w mieszkaniu Aldricha, Howard pracował nad nagraniem. Musiał usunąć część, w której Killian wspomina o dokumentach oraz ubezpieczyć je, by policja nie zdała sobie sprawy z usuniętego fragmentu, bo jak wiadomo, nic nigdy nie znika całkowicie. Nie było to trudne, zważywszy, że był geniuszem i miał pod ręką Jarvisa, ale ciągle męczyły go przykre myśli, przez co nie mógł się skupić na wykonywanym zadaniu i raz o mały włos usunął by całe nagranie, nieodwracalnie.

Myśl o tym, że Tony był szantażowany i nie czuł do Howarda zaufania by mu o tym powiedzieć stawała się niemal namacalna. Kiedyś wydawało mu się, że robi dobrze wychowując Tony'ego w taki sam sposób w jaki robił to jego ojciec. Chłopak powinien szybko dorosnąć, w końcu miał przejąć Stark Industries, dzieło jego życia, a korporacją nie mógł zajmować się dzieciak z ręką w pielusze. Żadnego rzucania piłki do baseballa, wspólnego chodzenia na mecze czy innej formy spędzania czasu. 

Tony miał mieć swoje zabawki, a Howard swoje papiery. Dlatego wolał mieć córkę, by nie szukała w nim za młodu wzorca. A przecież prawie zawsze jest tak, że syn chce być taki jaki był jego ojciec. I w tym Howard miał problem. 

-Hej, tato- powiedział Tony, wchodząc do gabinetu starszego mężczyzny.

Położył plik papierów na biurku i oparł się biodrami o jego kant. Rozwiązał z karku czerwoną chustę i włożył ją do kieszeni bluzy.

-Już jutro możemy zgłosić to na policję. Killian nie wywinie się z zarzutu zlecenia zabójstwa- powiedział, podając Tony'emu pendrive'a z zapisanym nagraniem.

-Bardzo przepraszam. Myślałem, że on...- uciął, nie wiedząc co powiedzieć dalej. Temat uczuć był dla nich równie trudny jak napisanie planu wydarzeń serialu moda na sukces. 

-Nie martw się. Steve niedługo wyjdzie ze szpitala, Aldrich zniknie i wszystko będzie jak dawniej. No prawie jak dawniej.

Mężczyzna nie miał zamiaru zostawić wszystkiego byle jak. Nie był typem człowieka, który nie uczy się na własnych błędach. I fabule filmów dokumentalnych. 

-Wiem, że jesteś już dorosły ale chciałbym naprawić stare błędy. Dasz mi tą szansę?- spytał, kładąc ręce na ramionach syna.

~$$$~
Jest!!! Autorka żyje! Wreszcie po półtorej miesiąca zdecydowałam się spiąć dupę i napisać rozdział. Napisałam go w godzinę. Niestety nie mam usprawiedliwienia na to, że tak późno i nie obiecuję, że ta sytuacja się nie powtórzy ale owszem, mam wyrzuty sumienia z tego powodu. Rozdział krótki ale dłuższego nie jestem w stanie napisać.

  (•_•)/
<( . (
   / \

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro