Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Etap czwarty: Krypto-randka w razie konieczności

Ku szczęściu niebios chorzy członkowie OSIOŁ'a wyzdrowieli w bardzo szybkim tempie. By nie tracić czasu, od razu po nabraniu rumieńców zabrali się do pracy. Tym razem postawili na klasyczną randkę godną tych dennych komedii romantycznych, od których połowie z nich robi się niedobrze. Smaczna kolacja w świetle zachodzącego Słońca, świeczki i nastrojowa muzyka. W końcu czego nie robi się dla przyjaciół.

Na początku dwie godziny zastanawiali się nad tym co ugotują. Clint krzyczał by zrobić jeden duży talerz spaghetti, gdzie będzie szansa na scenę z Zakochanego Kundla. Natasha celowała w ostrygi albo krewetki, Bruce upierał się przy łososiu, a Thor nalegał na ramen. Klara prosiła o jagnięcinę, a Miguel proponował romantyczną wersję pizzy z oliwkami. Jedynie Dmitrij siedział cicho w kącie, śmiejąc się w duszy z ich kłótni.

-A może ciągnijcie losy?- zaproponował w końcu, kiedy dostrzegł, że zaraz dojdzie do rękoczynów między Natashą, a Clintem, który obraził krewetki.

Romanoff trzymała lewą ręką Bartona za kołnierz, a drugą rękę miała wycelowaną w jego twarz. W ostatniej chwili zatrzymała ją i spojrzała na Dmitrija.

-Napiszcie swoje propozycje na karteczkach i wrzućcie do mojego plecaka. Zrobimy trzy podejścia. A z tych trzech wylosujemy już to co ugotujemy. Jako jedyny jestem bezstronny więc będę losował.

Wszyscy kiwnęli głowami i sięgnęli po kartki, leżące na biurku Natashy. Przez trzy sekundy była absolutna cisza, a potem papiery zostały złożone i wrzucone do plecaka chłopaka. Ten zamknął torbę i przez kilka sekund trząsł plecakiem, by każda propozycja mogła zostać wylosowana. Następnie otworzył plecak i włożył rękę, wyjmując jedną z karteczek.

-Ramen- przeczytał, a Thor wydał z siebie zadowolony pisk.- Łosoś.- Bruce uśmiechnął się szeroko.- Jagnięcina.- Klara krzyknęła głośno.

-Spisek!- krzyknął Clint.- Żądam rewanżu.

-Clint, ostrygi nie zostały wybrane i jakoś się nie boczę. Jeśli chcesz, możesz wyciągnął końcowy los- powiedziała Natasha, chcąc załagodzić nerwy przyjaciela.

Barton kiwnął głową i podszedł do Dmitrij'a, trzymającego trzy małe karteczki. Chłopak wyciągnął jedną z nich i przeczytał na głos.

-Daniem, które przygotujemy na kolację dla Steve'a i Tony'ego jest...- zrobił krótką dramatyczną pauzę.- ...jagnięcina!

Klara krzyknęła głośno do ucha Bruce'a i rzuciła się na jego ramiona, gdyż to on znajdował się najbliżej.

-Masz już plan?- spytał Clint, szczęśliwy z zadowolenia przyjaciółki.

-Oczywiście. Zrobimy gulasz jagnięcy. Na pewno im zasmakuje- powiedziała podekscytowana.

-Tak w ogóle, to jak ich zwabimy na tą całą randkę?- spytał Bruce, wywołując jeden z kolejnych problemów.

-Nie rozumiem.

-Nie sądzicie, że nie ważne gdzie naszykujemy im tą randkę, będzie to trochę przypominało pułapkę z jakiejś kreskówki? Wyobraźcie sobie, stół, ciepłe jedzenie, świeczki i wielki napis "Kolacja dla Steve'a i Tony'ego".

-Trochę racji masz- powiedziała Klara, przykładając rękę do głowy niczym Kubuś Puchatek.

-E tam. Wystarczy zatrudnić kelnera.- Miguel kompletnie olał sprawę.

Następnym problemem okazało się miejsce. I tak jak poprzednim razem każdy wykrzykiwał swoje propozycje. Z wyjątkiem Dmitrij'a i Klary, której wystarczyło to, że ugotują to co ona chciała. Bruce proponował restaurację, a Thor niedaleką polankę, co Clint komentował pożarciem przez mrówki. Padały również miejsca takie jak plaża, park, molo, a nawet po prostu Stark Tower.

Decyzję znów podjął los. Wrzucili karteczki do plecaka Dmitrij'a, a chłopak zaczął losować.

-Pizza z oliwkami- powiedział i zmarszczył brwi.- Chyba nie wyjąłem poprzednich głosów.

-Zaczyna się ciekawie- skomentował Miguel, podpierając głowę na dłoni.

Tak więc kiedy wszystko już ustalili i przygotowali, zajęli się rzeczą najtrudniejszą. Ściągnięciem Steve'a i Tony'ego w wyznaczone miejsce. Jednak wszyscy wiedzieli, że Steve nie lubił niespodzianek. Wolał być przygotowany i wszystko, w granicach normy, mieć zaplanowane. Dlatego zdziwił się, gdy pod wieczór do jego domu zawitał Tony z czerwoną kartką w dłoni i zdziwioną miną.

-Tony? Co ty tu robisz? Nie miałeś dzisiaj czasami jechać z ojcem na spotkanie jakiejś Rady?

-Miałem ale kiedy się szykowałem w salonie znalazłem tą kartka. Spytałem się Jarvis'a kto ją zostawił ale powiedział tylko, że to pilne i mam natychmiast ruszać do ciebie. Więc powiedziałem ojcu, że nie jadę i przyszedłem.

-Nic więcej nie powiedział? I wejdź- powiedział Steve, zdając sobie sprawę, że ciągle dzielił ich próg.

Tony posłusznie szedł do mieszkania i schylił się by rozwiązać buty.

-Nie zdejmuj. I tak muszę posprzątać. Godzinę temu wyszła stąd Kelly więc piasek na dywanie to najmniejszy problem.

-Znów dała ci popalić?- zaśmiał się Tony, prostując się i wchodząc do salonu, w którym walały się cukierki, papierki po ich i kilka zabawek.

-Zdarza się. Patrzyłeś co jest na tej kartce?- spytał siadając na sofie, a Tony usiadł obok niego.

-Do środka nie patrzyłem. Na wierzchu piszę byśmy zobaczyli to razem.- przeklęte "razem".- Jarvis jest w zmowie, a ja mu ufam. Wątpię by wpuścił do Stark Tower pierwszego lepszego typka z ulicy.

Steve kiwnął głową i sięgnął po kartkę, rozrywając kolorową taśmę klejącą. Tony przybliżył się do niego, by spojrzeć na papier, na którym była narysowana pseudo-mapa. Kolorowe ślaczki parodiowały drogi, a dwie kreski robiły za róże kierunków. Zielone kłębki to chyba były drzewa, a ślad po szmince oznaczał ścieżkę dla rowerów.

-To prowadzi do... nie mam pojęcia dokąd- westchnął Steve, garbiąc się.- Jest zbyt zabazgrana.

-To chyba ten mały park niedaleko stąd.

-Może i masz rację. Ten kto to rysował nie zostanie artystą.- Clint w tej chwili strzeliłby focha.

-To co? Idziemy?- spytał Tony z uśmiechem.

-A co nam szkodzi.

W ciągu pięciu minut ubrali się i ruszyli na wyznaczone miejsce. Tony odczytywał mapę, a Steve szedł za nim, zapatszony w skupionego Starka.

-I oto jesteśmy na miejscu- powiedział i złożył mapę.

Tuż przed nimi znajdowała się mała altanka, a w niej stał kelner z jakiejś drogiej restauracji.

-Em... Nie zbyt rozumiem- przyznał Steve i podrapał się po karku.

-Zostałem zatrudniony by państwa obsługiwać. Proszę- powiedział mężczyzna i odsunął oba krzesła przy stole

Steve spojrzał na Tony'ego i wzruszył ramionami.

-A możemy wiedzieć kto to zrobił?

-Organizatorzy nie kazali wyjawiać ich imion. Zadzwonili do restauracji z prośbą wynajęcia kelnera. Nie robimy tego ale brzmieli przekonująco.- z kieszeni wyjął jakąś małą karteczkę. -Tutaj mają panowie adres restauracji, w której pracuję. Mogą panowie zadzwonić i się dowiedzieć.

-To co? Ta restauracja jest bardzo znana, a ta zupa wygląda ciekawie i smakowicie.

-Pan wybaczy ale to jest gulasz.

-E... Wszystko jedno. Więc...?

-Raczej się nie potrujemy.

Klara siedziała w pobliskich krzakach i relacjonowała wszystko reszcie drużyny. Jak się spodziewała wszystko szło poprawnie.

-Steve nie wyjedzie. Nie ma szans, by zostawił Tony'ego.

Po tym jak kelner odszedł, a chłopcy zostali sami, z głośnika umieszczonego pod dachem altanki zaczęła wydobywać się spokojna muzyka.

-Moge prosić?- spytał Steve, podchodząc do Tony'ego i wyciągając do niego rękę.

~$$$~
Wiem, że to trochę mało realistyczne ale nie wiedziałam jak to powiązać.

Jak to możliwe, że potrafię w trzy godziny napisać rozdział na 1200 słów, a nie umiem w ciągu 2 dni napisać autocharakterystyki na 250 słów?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro