Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

× serbia × krv [krew]

-
jesteśmy synami kraju,
w którym najmniejsze dziecko,

skoro tylko nauczy się chodzić,

wie już, jak umrzeć 
-

к р в

Niemieckie wojsko myślało, że już go ma. Jego, który tak nierozważnie wmieszał się w wir walki, nieprzywykły stać z boku. Jego, ubranego w zniszczony mundur. Zakrwawiony ponadto.

Serbia był desperatem i mógł równie dobrze walczyć dotąd z otwartymi ranami, jak i pod presją biedy zerwać mundur z poległego towarzysza. To jego krew czy jego rodaka?

Cóż, koniec końców w jakiś sposób zawsze doń należała.

Ludzie się za niego wykrwawiali. Ludzie palili wioski, byle wygrać z nazistowskimi Niemcami.

Zawsze stać go było na wiele. Kule drasnęły go Bóg wie ilekroć, a koniec końców przeryły jego ciało, wpierw łydkę, potem brzuch, a on jeszcze ściskał nóż w garści.

Wahał się krótko, spoglądając kątem oka na nadchodzących żołnierzy.

Przystanęli, jakby na bezpieczny dystans, czekali. Na Ludwiga, pomyślał.

Nie mylił się.

Przez chwilę rozkoszował się myślą, że mógłby poderżnąć sobie gardło, byle tylko zaskoczyć, zszokować; jeśli nie fortelem, to chociaż własnym szaleństwem. Niech się lękają wrogowie.

 Serbia był desperatem, który się wykrwawiał. Był desperatem, którego ramiona, nadgarstki znaczyły blizny po cięciach. Gdy tylko ogarniało go zwątpienie czy panika...

Serbia był desperatem, ale jego też - jakże sprawiedliwie - imał się lęk. Pamięć miał zbyt dobrą. Widok Beilschmidta zaś jeszcze zbyt dobrze ją stymulował. Wszystko tak "zbyt"...

A może to nie pamięć ściskała go w piersi? Może nostalgia czy wizja przyszłości.

Poprawił chwyt na nożu, jakby sprawdzając, czy drżąca dłoń sprawuje nad narzędziem odpowiednią władzę, czy posiada kontrolę. Czy to zaiste własne ciało, które nie zdradzi.

Nie, wszystko może zdradzić.

Tedy pieczołowicie otworzył własne żyły - niczym jego nie mniej zdesperowani ludzie na tyle różnych sposobów.

Ludwig nie wiedział zrazu, co zrobić, zdumiony; stanął, zmarszczył drzwi. Potem jednym kopnięciem wytrącił ostrze z serbskich dłoni.

Serbia mógł ocenić, jak porządne są niemieckie buty.

Och, nawet tej przyjemności odmawiają?

Posoka wsiąkała mu w rękawy, sączyła się na spodnie oraz ziemię. Trochę zostało nawet na czubku obuwia Niemca, co widząc, Serb zaśmiał się głupio. Za to zarobił jeszcze jednego kopniaka, tym razem w brzuch.

Gdy przycisnął ręce do oblicza, ni to hamując śmiech, ni to cierpiąc katusze, czerwień niczym barwy bojowe oznaczyła także jego policzki. Przesunął językiem po wargach, potem i po ciętej ranie.

Ludwig złapał go mundur, próbował postawić na nogi, co okazało się o tyle trudne, że otumaniony rezydent Bałkanów ani chciał, ani mógł swobodnie stać.

Usłyszał nad sobą niemieckie przekleństwa.

Słyszał je już nie raz. Tym razem aliści wydały mu się tak obrzydliwe, tak znienawidzone, że aż zapomniał o strachu - że bez namysłu splunął w twarz Ludwiga. Własną krwią, której usta miał nieomal pełne. Potem jak wampir z serbskich legend spił jej jeszcze z własnej skóry i splunął ponownie.

W jakiś chory sposób poczuł się szczęśliwy. Pierwszy raz od kilku lat.

Jak pies szczerzył zakrwawione zęby.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #oc