~28~
Alan zasnął tuż obok niej trzymając rękę na jej brzuchu.
Rankiem Rose obudził czułe pocałunki, które Alan składał jej na policzku. Rose odwróciła się w stronę chłopaka i lekko zaspana uśmiechnęła się.
-Dzień dobry - odrzekła
-Dzisiaj dobry kochanie. Jak się spało?
-A dobrze. - popatrzyła w dół, a chłopak nadal trzymał rękę na jej brzuchu.
-Pójdę zrobić śniadanie, a ty odpoczywaj.
-Dobrze - uśmiechnęła się szeroko.
Gdy tylko Alan opuścił pokój uśmiech szybko znikł z twarzy dziewczyny. Ciągle miała obraz Alana, gdy patrzył się w jej brzuch. Jego strach w oczach.
Rose pomyślała o najgorszej rzeczy, czyli o usunięciu dziecka. Mówiła sobie, że tak będzie lepiej, że to co mówił wczoraj Alan było z troski a tak naprawdę cholernie się boi.
Włączyła komputer i zamówiła tabletki poronne. Alan akurat zawitał do pokoju niosąc tace pełną jedzenia. Rose wystraszyła się i szybko zamknęła laptopa i odłożyła go na stolik obok łóżka.
Tabletki miały przyjść dokładnie jutro. Rose nie zdradzała po sobie co właśnie zrobiła.
Alan położył tace na łóżku i uśmiechnął się szeroko.
-Jak się dzisiaj czuję mój skarb?
-Chyba dobrze, co dzisiaj robimy?
-Hmm może małe zakupy?
-Może być - uśmiechnęła się i pocałowała chłopaka.
Kiedy dziewczyna zjadła śniadanie odłożyła tace i przyciągnęła chłopaka do siebie kładąc się a on tuż obok niej.
Ich twarze były bardzo blisko siebie. Alan patrzył się w oczy dziewczyny i nie mógł przestać, w końcu powiedział.
-Jesteś piękna.
-Bez makijażu, byle jak ubrana i w dodatku mam nie ułożone włosy. Wyglądam okropnie.
-Dla mnie zawsze będziesz piękna. Kocham Cię taką jaką jesteś. Nie ma piękniejszej od ciebie. Zawsze będę Cię kochać.
Chłopak przysunął Rose jeszcze bliżej i ich usta złączyły się w głębokim pocałunku.
Alan nie przypuszczał co chce jutro zrobić Rose.
:)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro