~12~
Wychodząc z pokoju, ukazał Ci się najpiękniejszy, długo wyczekiwany przez Ciebie widok..
To drabina, która prowadzi na wolność. Byłaś tylko w bieliźnie, cała posiniaczona. W kącie leżały jakieś stare szmaty. Założyłaś je na siebie i weszłaś na drabinę prowadzącą ku wolności. Ostatkiem sił wyszłaś z tego cholernego miejsca.
Na szczęście było jasno na zewnątrz, ale nie wiedziałaś kompletnie gdzie jesteś.
Podeszłaś do drzewa, bo zauważyłaś, że coś na nim wisi.
A tam widzisz swoje zdjęcie.
*muszę poszukać komisariatu, muszę zrobić to dziś, bo co jak ten drań jakoś mnie złapie? Zapytam jakiegoś przechodnia o drogę*
Błakałaś się po mieście. Usiadłaś sobie przy drzewie i obserowałaś drogę.
Za jezdnią na chodniku szedł właśnie jakiś mężczyzna, a raczej ciągle krążył w kółko.
Cała obolała podeszłaś do niego.
Miał na sobie czapkę z daszkiem i do tego założony kaptur. Widać, że coś go gnębiło.
Szturchnełaś go palcem.
-Em przepraszam. Czy wie Pan gdzie jest komisariat?
-Nie, nie wiem.
-Ok dobrze.
Chłopak lekko podniósł główe i natychmiast zrzucił czapkę razem z kapturem.
-Rose! Ty żyjesz!
-Em ktoś ty?
-Co ty? Nie poznajesz mnie? To ja Alan...
-Alan? To...
Nie zdążyłaś nic powiedzieć dalej, bo chłopak mocno Cię przytulił
-Puść mnie
-Dlaczego?
-Alan.. Puść mnie!
-Przepraszam..
-Chce do domu.. Ten gnój gdzieś tam jest.. Chcę do domu..
-Obiecuję, że dopadne go, ale teraz chodź, idziemy do domu.. A jutro jedziemy na policję.
-----------------------------------------------------------
Jak wrażenia?
Podoba się?
Mam nadzieję
Buziaczki ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro