Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pogotowie Pieluchowe

   01

   Zajmowanie się dzieckiem nie było łatwe. Jednak Caleb mimo wszystko nie chciał się do tego przyznać. Wiedział na co się pisze i chciał pokazać, że sobie z tym poradzi. Jednak nie radził sobie, Dominic też, ale on przy nim wypada znacznie lepiej. Byli w kropce. Kilka pierwszych dni jeszcze uszło. Malec był grzeczny, prawie niewidzialny, a Caleb mógł go rozbawić zwykłym akuku! Dlaczego, więc zachowanie chłopca zmieniło się tak diametralnie?

   Ten anioł o blond włosach, prawie bezzębnym uśmiechu był grzecznym i ułożony chłopcem, który z zainteresowaniem oglądał zabawki, które kupił mu Caleb. Klaskał przy tym rozkosz ie rękami przez co mężczyzna wydawał z siebie rozczulające dźwięki. Jakim cudem zmienił się w rozryczanego potwora, któremu nic nie pasowało, nawet głupie miny Ślizgona. Urok jednak nie trwał długo, w końcu kiedyś musiał nastąpić kryzys. Nie było nim zmienianie pieluchy. Bloylock robił to nadwyraz w swój sposób. Dominic nigdy nie rozumiał jak przy przewijaniu mógł opowiadać dziecku niestworzone historie. Bajka o księżnice Mokre Majtki utkwiła mu tak w głowie, że bez problemu mógłby ja wyrecytować, ale nie chciał.

   Wszystko zaczęło się w sobotę. Niewinnie, jak to zwykle bywa. Dominic pochylał się nad papierami otoczony kubkami kawy. Pracował w milczeniu i spokoju, którego nie miał za dużo, gdy jego mąż się budził. Nigdy nie przegapił okazji aby wejść, samemu lub z dzieckiem, do jego gabinetu z zamiarem przeszkadzania mu, miał to wymalowane na twarzy. Dlatego ta cisza była zbawienna, a dzień tygodnia oznajmiał, że będzie trwać o wiele dłużej niż zawsze.

     Caleb natomiast spał rozwalony na całym łóżku. Jego piżama w węże przyjemnie go grzała, dlatego kołdra wylądowała na podłodze, a on spał obśliniając poduszkę Dominica. Śnił o czymś przyejmenym, ale sam nie mógł do końca zrozumieć co to było. Senna Mara była niewyraźna, ale sprawiała, że czuł lekkość na sercu i to mu wystarczyło. Wymruczał coś przez sen, uśmiechając się i wyciągając rękę po przedmiot, który majaczył mu przed oczami. Zarys robił się ostrzejszy, miał odkryć co może go uszczęśliwić, gdy nagle w całym domu rozległ się ryk. Mężczyzna wyskoczył z łóżka i biegiem ruszył do dziecięcego pokoju, ale nie trafił w drzwi. Stęknął w ścianę i odsunął się od niej całkowicie rozbudzony. Pokręcił parę razy głową, odganiając ból, który objął całą jego twarz. Prychnął wściekle i z impetem otworzył drzwi aby wyjść na korytarz.

   Pokój malca był naprzeciwko ich sypialni, a obok gabinetu dlatego Caleb z ulgą stwierdził, że Dominic już tam jest i nie będzie musiał sam się męczyć z małym budzikiem. Tego w końcu nie mógł zrzucić ze stołu. Nie żeby kiedyś go kusiło, był dobrym ojcem.

— Ambroży twój ulubiony tatuś już jest! — krzyknął rozemocjonowany, ale przystanął w miejscu, widząc jak chłopiec leży w ramionach swojego męża. Pierwszy raz widział, żeby mężczyzna wziął dziecko w ramiona. — Jednak masz instynkt tacierzyński.

— Nie mam — odparł spokojnie, patrząc na blondynka, który przestał płakać wyraźnie zaskoczony, ale i ucieszony. — Ty zresztą też.

— Ja mam idelany instynkt macierzyński — powiedział wyraźnie oburzony Caleb, robiąc nadąsaną minę. Dominic uniósł brew, ale nie skomentował tego głośno, wciąż trzymając dziecko na ręce.

Przynajmniej znów było cicho. Mężczyzna był obrażony, a Ambroży zaskoczony i wyraźnie uspokojony.

02

— Słuchaj, Ambroży zostałeś sam z tatą, co za tym idzie, czeka cię najlepszy dzień w twoim życiu — powiedział entuzjastycznie Caleb do siedzącego na kanapie dziecka, które uśmiechnęło się promienie.

    Tak, zdecydowanie miał rękę do dzieci. Mężczyzna nie mógł zaprzeczyć, nikt nie mógł, opórcz Cheryl i Chole, które jako jego Pogotowie Pieluchowe widziały o wiele więcej niż reszta. Samo PP było dwuosobową organizacją, która pomagała mu i Dominicowi, jednak w większości przypadkach Calebowi, uspokajać sytuację na froncie. Była wzywana tylko w skrajnych przypadkach czyli dość często. Jednak dziś miało być inaczej. Były Ślizgon miał zabrać syna do zoo.

    Miał idealny plan, szczególnie, że do rezerwatu nie było daleko i spokojnie mógł pójść z wózkiem do niego. Już widział te wszystkie kobiety, które nachylają się nad Ambrożym i zawodzą z rozczuleniem, zawsze tak robiły. Caleb na to pozwalał, bo łechtało mu to jego rozdęte ego.

— Najpierw zabiorę ci na spacer i pamiętaj o tym swoim szczerozłotym uśmiechu, gdy jakieś ładne panie do ciebie podejdą — powiedział, nakładając malcowi jego ulubioną kurteczkę w niuchacze. — Kocham twojego ojca, ale on zdecydowanie nie zna się na komplementowaniu, a ja potrzebuje dziennej dawki, dlatego zrób to dla taty i uśmiechaj się do pań.

   Dziecko automatycznie posłało ojcu rozbrajający uśmiech, który sprawił, że Caleb poczuł się jak dumny tatuś. Ambroży naprawdę go rozumiał i doceniał, mimo wszystko. Kochał swojego syna, naprawdę, kochał go nawet wtedy, gdy zabierał mu z talerza swoje ulubione ciasteczko, gdy on i Dominic nie patrzyli.

— A jak będziemy w zoo to się nie zgub, jak w sklepie, ciocia Cheryl by mi kark przetrąciła, a ciocia Chole dobiła, więc jeśli Ci moje życie miłe nie gub się — poprosił, poprawiając włosy dziecka i składając na czubku jego głowy pocałunek. Chłopiec wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk. — Uznam to za zgodę, jesteś świetnym dzieciakiem, dbającym i dobro ojca, Ambroży. Wszyscy mi powinni zazdrościć.

   Malec wydał z siebie bliżej nieokreślone dźwięki, które Caleb przyjął z westchniem ulgi. Nie przypuszczał jednak, że po drodze zgubi Ambrożego pięć razy i dzięki ludziom dobrej woli go odnajdzie. Plusem było to, że gdy z płaczem dopadła do kobiet, które znalazły jego syna dostawał numer telefonu z ofertą pocieszenia, nie narzekał. Gorzej, że gdy za szóstym razem zgubił dziecko musiał zadzwonić do Pogotowia Pieluchowego w życiu nie zgarnął większej bury, ale karteczki z numerami telefonu jakoś mu to wszystko rekompensatowały.

  Nie mógł się już doczekać, aż podłoży je koledze z pracy, tak aby jego żona zauważyła. Słodkiej zemsty czas nadchodzi! Jednak najpierw musiał pozbyć się siniaków, które Cheryl i Chole zapewniły mu w pakiecie dodatkowym.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #losowo#oc