Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Oz Vessalius x Reader

-[Imię]! Obudź się w końcu dziewucho!- dziewczyna czuła nagłe szarpnięcie, ktoś przerwał jej cudowny sen. Nie do końca rozumiała gdzie jest, tak jak każdy prawdziwy człowiek po przebudzeniu.- Za chwilę masz szkołę.- rodzicielka dziewczyny, w końcu przestała maltretować jej ramie. 

-Jaką szkołę, mamo?- dziewczyna, posłusznie otworzyła oczy, jednak niemal po chwili zasłoniła je ręką, nie spodziewała się, że jej mama jest aż taką sadystką... No jak można podciągać rolety w prost na zadziwiająco mocne słońce, ona to ma szczęście, ani jednej chmurki. 

-Twoją, sama wybierałaś... A ja mówiłam, po co brać takie gimnazjum!- kobieta zaczęła narzekać, jak to miała w zwyczaju... Może w końcu [kolor]włosa mogła jej posłuchać? Jednak nie, ona jak zawsze wiedziała lepiej! Kto normalny wybiera szkołę, do której jedzie się niemal godzinę, zatłoczonym autobusem? Tylko nasza droga [Imię]!

-Wiem, wiem... Nie musisz mi tego wypominać na każdym kroku.- westchnęła ciężko dziewczyna, wychodząc z pod cieplutkiej kołderki, takie bestialstwo.. Normalnie miałaby dwie godziny spania dłużej i szkołę zaraz przy wyjściu z domu. {Sytuacja genialnej w prost Autorki~~ Shiro }

-Za dziesięć minut masz być na dole.- mruknęła [wiek]latka. 

[Imię] ociągając się jak tylko mogła, w końcu postawiła pierwszy krok na zimnej podłodze. Dziewczyna nie potrafiła zaraz po przebudzeniu znaleźć łapci, albo choć prowizorycznie ciepłych skarpetek, z resztą jak zawsze. Poszła do łazienki, znajdującej się na korytarzu, sprytnie omijając wszelkie przeszkody, wystającą belkę, rozsypane klocki jej młodszego rodzeństwa, czy jej ulubiony dywan przed łazienką, o który w ręcz w każdej chwili mogą się zaczepić drzwi, które następnie całkiem przypadkiem uderzają ją w głowę. Weszła do pomieszczenia, wykonała szybko poranną rutynę, pominęła makijaż, skoro wygląda i czuje się jak zombie, niech tak zostanie. Przebrała się w losowo dobrane ciuchy, niezbyt myślała rano, więc co jej się dziwić. Następnie zbiegła po schodach, skrupulatnie pomijając co drugi stopień, dla ocucenia także, na samym końcu tej pasjonującej wędrówki stwierdziła, że podłoga jest samotna, więc trzeba ją przytulić. Pojawiła się nad nią jej ukochana rodzicielka z miną iście wrogą, dziewczyna spóźniła się prawie pięć minut. 

-No co?- zapytała, przerywając to jakże czułe i poruszające powitanie z podłogą. -Już idę do tej szkoły.- mruknęła, podnosząc się. Złapała zieloną kurtkę, wiszącą na wieszaku i torbę, w której po kontach miała powtykane mangi, w końcu co będzie robić na dwugodzinnym wf'ie? Przeszła kawałek dość ciemną jeszcze ulicą, lampy wspaniałomyślnie postanowiły się nie świecić wprawiając główną  bohaterkę, tego wręcz wybitnego shot'a w osłupienie. Cóż... Bała się ciemności.  Przebiegła lekkim truchtem przez uliczkę, pogrążoną w jeszcze większym mroku, wkraczała na teren lasu, a obok nich robotów drogowych. Miała dwa wyjścia, przejść przez labirynt pootwieranych kanałów i rozwalony chodnik po ciemku, lub przejść przez mroczy i niepokojący las pełen, w jej mniemaniu potworów. Wybrała opcję pierwszą, z dwojga złego najwyżej nogę sobie skręci, a nie rozszarpią ją wilki. 

-Tylko spokojnie...- powtarzała sobie, stawiając ostrożnie kroki na wyniszczonej do cna powierzchni. Jeden nieprawidłowy krok i zapozna się bliżej z błotem, bądź bardzo fajnym, głębokim kanałem, żyć nie umierać normalnie. 

Tak jak Autorka przepowiedziała, tak się stało, [Imię] dumna z siebie, z wypiętą piersią miała postawić ostatni krok, jednak coś ją tknęło i przesunęła się odrobinkę w lewo, przez co wpadła do jakiejś dziury, najpewniej jednego ze wspomnianych wyżej korytarzy pod ziemią. Upadła z głośnym plaskiem na swe jestestwo, a dorodna fioletowa plama zagościła na jej plecach. Mogła teraz pomyśleć tylko jedno. 

-Czy Autorka sobie ze mnie kpi?! To nie jest żadne romansidło na Watt...- wciągnęła gwałtownie powietrze, jakby uciszona przez władcę tego świata, a lektor dalej kontynuował. Dziewczyna, tym razem bez żadnych, zbędnych protestów dała się ponieść fabule i przeszła kanałem, który robił się coraz jaśniejszy, czyżby jakaś kolejna Narnia? 

Przeszła dalej, licząc, że zaraz nie walnie w jakąś latarnie, nie utopi się w śniegu... Teoretycznie ostatnia to dość ciekawa opcja. Przeciągnęła się, przybierając typowego pokerface'a. Musiała utrzymać pozory silnej i niezależnej kobiety. W końcu zobaczyła wyjście z kanału, zadowolona, pobiegła. Nie myślała tylko, że końcem tego wyścigu będzie dość ruchliwa ulica.

Zdążyła się tylko obejrzeć, a przed jej oczami przebiegł obraz pędzącego w prost na nią powozu. Autorka, szykowała już znicze, marmurowy nagrobek na cmentarzu dla pozostałych nieudanych postaci, jednak... Błysnęły także lśniące zielone oczy, których sam widok powodował, że na twarz wkradał się szeroki uśmiech. Blondyn złapał w ostatniej chwili [Imię] ratując ją od tego nietypowego dla czasów głównej bohaterki urządzenia, ale także od krwiożerczej morderczyni postaci. 

-Nic ci nie jest panienko?- zapytała wysoka postać, za jej dzisiejszym bohaterem, może także dla autorki jest nadzieja na ratunek? {Nie, dla niej nie ma za ten shot.~~Shiro} [Imię] podskoczyła niemal, mimo poranionej nogi, była ona zarówno mistrzem wstawania rano, jak i upadków na prostej drodze.  -Jestem Gilbert, blondyn, który postanowił cię uratować w tak nieumiejętny sposób to Oz, a ona to..- mężczyzna przerwał, kiedy nie mógł znaleźć towarzyszki.- Gdzie ten głupi królik?!- zawołał, rozglądając się, zobaczył ją przy oddalonej parę  metrów budce z jedzeniem.- Jak ja ją dorwę...- pobiegł w jej kierunku. 

[Imię] przyjrzała się, jak twierdził najpewniej Gilbert, Oz'owi.- Jestem [Imię].- uśmiechnęła się miło do chłopaka, próbując przełamać tak zwane pierwsze lody, nie do końca była pewna czy jej wyszła, a tym bardziej, czy nie jest to jakiś głupi sen, ale... Wypadła jej manga z plecaka, a na okładce tomiku był jegomość stojący przed nią. Zamrugała gwałtownie.-E-etto... 

-Tak jak Gil już wspominał jestem Oz!- uśmiechnął się szeroko, ukazując rządek białych zębów. -Miło mi cię poznać [Imię].- dodał, a jego wyraz twarzy wydał się jeszcze milszy. -Dlaczego wybiegłaś na ulicę?- zapytał, przekrzywiając uroczo głowę w prawo. 

-Sama do końca nie wiem... -westchnęła, nieświadomie przybliżając się do blondaska. - Em... Oz, tak?- chłopak kiwnął głową.- Mógłbyś powiedzieć gdzie aktualnie jestem?

-Jesteś w...- nim chłopak zdążył odpowiedzieć na to wybitnie mądre pytanie w wykonaniu głównej bohaterki, wrócili Gilbert w raz z niedoszłą uciekinierką.

Dziewczyna, którą po chwili przedstawił mężczyzna, nazywała się Alicja. Parę minut potem, kiedy [Imię] szła tyłem przed Oz'em popchnęła chłopaka, wybuchając gromkim śmiechem. 

Blondyn wylądował na nowo poznanej dziewczynie, to wydarzenie spowodowało nie tylko dość głośny gwizd Gilbert'a, ale także połączenie ust przez przytulających podłogę. Oz nie miał zamiaru przerywać, więc podniósł lekko dziewczynę i pocałował mocniej, próbując pozbyć się szkarłatu oplatującego jego policzki. [Imię] była pozbawiona tlenu, ale nie śmiała go odepchnąć, wręcz przeciwnie, przyciągnęła go mocno do siebie pogłębiając czułość zaserwowaną przez chłopaka. 

-Wiedziałam, że Oz na nią leci.- powiedziała dumnie sprawczyni całego zamieszania, nie, tym razem to nie tylko Autorka. 

~~~~

W końcu to napisałam!
Mam nadzieję, że wam się spodoba ^^ Z góry przepraszam za wszystkie błędy, ale mam aktualnie od paru dni wiecznie gorączkę, nawet teraz okazało się, że wszystko było pisane pod tym piekielnym wpływem... Proszę o komentarze, czy taki typ pisania wam bardziej odpowiada i jaką długość preferujecie oraz oczywiście, czy wam sie podoba, dziękuję ♡

~Shiro


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro