Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*8*

Fourth obudził się jako pierwszy, ale długo nie otwierał oczu, wsłuchując się w spokojny, miarowy oddech śpiącego towarzysza. To była pierwsza noc od dawna, kiedy Gemini'iemu nie śniło się absolutnie nic.

Fourth powoli otworzył oczy i nieśmiało spojrzał na Gemini'iego. Młody Tangsakyuen spał leżąc na plecach z lekko uchylonymi ustami. We śnie chyba zupełnie nieświadomie odpiął jeden z górnych guzików od piżamy i teraz w tym miejscu widać było jasną, gładką skórę. Z jakiegoś powodu Fourth wyobraził sobie, że składa w tym miejscu pocałunek. Potrząsnął szybko głową, odpędzając podobne myśli. Bliskość Gem'a robiła z nim coś dziwnego, budziła w nim pragnienia, o których istnieniu nie miał dotąd pojęcia. Fourth, chłopak, który dotąd bał się dotyku obcych ludzi i nigdy by im na to nie pozwolił, nagle sam zaczął myśleć o dotykaniu chłopaka, którego znał zaledwie niecałą dobę. Nie mógł sobie na to pozwolić. Zawstydzony uciekł z łóżka, chowając się w łazience. Tam przemył twarz chłodną wodą, żeby się orzeźwić. Gdy już się uspokoił, zobaczył, że na białej szafce w pobliżu prysznica stoi kupka ubrań, a na wierzchu znajdowała się karteczka z odręcznym pismem.

„Ubierz to, jeśli obudzisz się pierwszy. Wybrałem to specjalnie dla ciebie – Gemini".

Fourth uśmiechnął się do siebie i obejrzał przygotowany dla niego zestaw: były to proste, jasne dżinsy z dziurami na kolanach, biała koszulka z czarnym napisem DIVINE, czarna bluza bez kaptura z identycznym białym napisem na plecach, a do tego znalazł nawet urocze niebieskie skarpety w żółte kaczuszki i czarne, markowe bokserki. Aż zagwizdał na ten widok.

Zanim zdążył skończyć poranną toaletę, Gem zaczął się dobijać do drzwi, poganiając go.

– Otwórz, muszę siku! – Gemini zapukał mocno w drzwi.

Fourth właśnie kończył układać włosy i pomyślał, że równie dobrze może zrobić to w pokoju. Otworzył drzwi i przyjrzał się Gem'owi. Od razu zauważył, że nie Gemowi nie chodziło tylko o zrobienie siku. Uśmiechnął się szyderczo.

– No co? Jest rano, nie? – Odrzekł głupio zaczerwieniony Gemini, nieudolnie zakrywając rękoma krocze. Fourth już zdążył to zauważyć.

– Przecież nic nie mówiłem.

– Nieważne!

I Gem zniknął za drzwiami. Jego zachowanie rozbawiło Fourth'a. Przynajmniej nie był jedynym zawstydzonym w tym pokoju.

* * *

Gem poczekał, aż jego matka wyjdzie do pracy, a dopiero potem pozwolił Fourth'owi wyjść z jego pokoju i zejść do kuchni, by zjeść śniadanie. On sam nie był głodny. Zanim skończyli jeść, pojawił się Pond z Joongiem, każdy z nich przyjechał własnym autem i wszystkie parkowały na niewielkim placu na terenie posesji należącej do Tangsakyuenów. Joong, pomimo tego że w swoim mieszkaniu zjadł już śniadanie, nie mógł się powstrzymać przed ukradnięciem tosta Gemini'iemu.

– Wezmę sobie, skoro nie jesz – Stwierdził. Phuwin zmierzył go krytycznym wzrokiem.

– Nie masz własnego jedzenia? Musisz jeszcze zabierać mojemu bratu?

– A dlaczego by nie? On i tak tego nie je. Bo nie jesz, prawda Gemnoy?

– Yhm, nie jem, nie jestem głodny – Gemini wzruszył ramionami. Nie miał apetytu. Phuwin westchnął cicho. Już w przeszłości widział takie sceny, gdy Gem się głodził, ale wtedy robił to, ponieważ dokuczano mu w szkole z powodu jego lekkiej nadwagi. Teraz za to był niemal dorosłym młodym mężczyzną, wysokim i szczupłym o niewielkiej ilości tkanki tłuszczowej. Nic dziwnego, że jego zachowanie zmartwiło średniego z braci.

– Zjedz coś, bo nie będziesz miał siły pracować.

– Przestań! Nie zachowuj się jak nasza matka, nie jesteś nią! Jak mówię, że nie jestem głodny, to nie jestem i kropka!

Gemini gwałtownie wstał od stołu, zabrał swój plecak i popchnął lekko Fourth'a, zmuszając go, by też wstał. Nattawat prawie udławił się kęsem kanapki, którą akurat w tym momencie jadł. Joong spojrzał na niego morderczo.

– Co z tobą jest dzisiaj nie tak, paniczu Norawit? – Archen powiedział to wyjątkowo wrednym tonem. Nie wiedział, co go podkusiło. Zwykle nie traktował tak swojego przyjaciela.

– Zamknij się – Gemini od rana wyraźnie nie był sobą. Gdy wychodzili z domu, Joong szedł na końcu i dostrzegł nieoczekiwane zjawisko. Dookoła nich panowała niezwykła, zbyt głęboka, szumiąca w uszach cisza, coś zupełnie nienormalnego o tej porze dnia i w tym miejscu. Zupełnie jakby wszystkie inne dźwięki przestały nagle istnieć. Oto nagle Gemini krzyknął, chwycił się w okolicy serca za jasnobrązową bluzę, którą miał na sobie i skulił, jakby znikąd pojawił się ból nie do zniesienia. A potem, chociaż jedyną osobą, która to zobaczyła, był właśnie Archen Aydin, obok Gemini'iego pojawił się nieco wyblakły cień sylwetki chłopaka o wyglądzie niemal identycznym jak Norawit. Cień jakby się zorientował, że został zauważony: odwrócił się i wtedy Archen ujrzał wyraźnie jego przepełnione złem ciemne oczy, jego potworną, wykrzywioną okrucieństwem minę i zaciśnięte w pięści ręce. Postać ruszyła w jego kierunku, lecz jej stopy nie dotykały ziemi, wydawała się unosić w powietrzu. Chen zaczął w amoku biec przed siebie głośno krzycząc.

Phuwin, Pond, Gemini i Fourth odwrócili się i z przerażeniem i zaskoczeniem obserwowali dziwaczną scenę. Dla trójki z nich wyglądało to tak, jakby Joong nagle doznał pomieszania zmysłów i zaczął uciekać przed czymś nieistniejącym. Zachowywał się, jakby gonił go wielki, groźny, wściekły pies. Tylko jeden z chłopaków dostrzegł czarną chmurę ścigającą nieszczęsnego artystę.

Fourth odpiął srebrny łańcuszek, jaki miał założony na szyi z niewielkim krzyżykiem i podbiegł do Joong'a, by go zatrzymać. Chen był tak oszołomiony, że w pełnym biegu wpadł na Fourth'a, przewracając go na trawę i lądując na nim. Joong zacisnął mocno powieki, żeby nic nie widzieć. Fourth wypowiedział sobie tylko znane zdanie, które najwidoczniej odpędziło tajemniczego niematerialnego stwora, ponieważ gdy Fourth się rozejrzał, nigdzie nie dostrzegł nawet jego śladu. Wszystko wyglądało ekstremalnie zwyczajnie. Nienaturalna cisza zniknęła, ustępując miejsca typowemu o tej porze dnia hałasowi, głównie słyszeli warkot silników samochodów przejeżdżających pobliską drogą, ćwierkanie ptaków, bzyczenie pszczół na pobliskiej rabatce z kwiatami i krzewami, które matka Gema posadziła specjalnie dla owadów zapylających i odległe, choć nieznośnie męczące, piskliwe szczekanie jakiegoś niewielkiego psa. Fourth nie dał po sobie poznać, jak bardzo wiele go to kosztowało. Zepchnął Chena z siebie, wstał, otrzepał ubranie i powiedział.

– Musicie wszyscy zaopatrzyć się natychmiast w łańcuszki z czystego srebra. I dobrze by było, gdybyście wzięli od mnichów trochę święconej wody.

Fourth nie należał do zbytnio religijnych ludzi, prawdę mówiąc, sam nie wiedział, czy wierzy w cokolwiek, a jednak owo zagadkowe i nieco przerażające zjawisko, jakiego był świadkiem, nakazało mu zachowanie wszelkiej ostrożności.

– Po co? – Zdziwił się Phuwin, podchodząc i podając rękę Chenowi. Po niewielkiej kłótni sprzed kilku minut nie było nawet cienia śladu. Chen przyjął podaną mu rękę i wstał. Phuwin otrzepał jego ubranie z kilku paprochów i zajął się poprawianiem mu włosów.

„Zaraz, chwila, od kiedy to Phu i Chen stali się sobie tacy bliscy? Co przegapiłem?" – Zaczął się zastanawiać Gemini, marszcząc zabawnie czoło. Fourth, widząc to, niespodziewanie nabrał ochoty, by się roześmiać. Tylko że ich położenie wcale nie było zabawne.

– Zaufajcie mi, tak będzie najlepiej – Fourth wolał nie zdradzać się ze swoimi nadzwyczajnymi umiejętnościami. Były one na tyle niezwykłe, że już wielokrotnie napytały mu biedy, a on nie chciał kolejnych problemów.

– Chen, co się stało? – Pond od razu zainteresował się przyczyną niewytłumaczalnego zachowania przyjaciela.

– Nie wiem... Gem, jak się czujesz?

– Nie zmieniaj tematu, teraz każdy szczegół może być ważny – Phuwin ostrzegł Chena.

– Nie zmieniam tematu, moje pytanie ma ścisły związek z naszą sprawą. Więc czy możesz mi odpowiedzieć, Gem, jak się czujesz?

Gem zastanowił się przez chwilę i odparł.

– Jeśli mam być całkowicie szczery, to czuję się nieswojo. W ogóle nie pamiętam, co się działo od chwili, kiedy się obudziłem. Nie mam bladego pojęcia, jak znalazłem się obok samochodu i czemu mam na sobie bluzę Phuwina...

– O, faktycznie, to moja bluza! Oddawaj.

– Nie będę się teraz rozbierał. Jesteśmy braćmi, chyba mogę pożyczyć coś twojego, prawda?

– Yhmmm, no dobra, cokolwiek. Mamy na głowie ważniejsze sprawy niż to, w co jesteś ubrany. Chen, możesz wyjaśnić, do czego zmierzasz?

– Teraz mam pytanie do pozostałych: czy widzieliście, żeby Gem ostatnio zachowywał się inaczej niż zwykle?

Phuwin nie musiał się zastanawiać.

– Dwa dni temu wylądował w szpitalu, bo zaczął ni stąd ni zowąd się dusić. Wyglądał przy tym, jakby coś go opętało. Szarpał się, uderzył ratownika medycznego, nie rozpoznawał mnie ani Dunk'a, w karetce musieli go przypiąć ciasno pasami. Przykro było na to patrzeć.

– Zachowywał się jak opętany, mówisz?

– Mhm, tak to wyglądało.

– Bo jest opętany. Znaczy... Nie w tej chwili. Spójrzcie na jego oczy, są już normalne, wcześniej, nie wiem, czy zwróciliście uwagę, ale były całe czarne, łącznie z białkami.

Kiedy Joong to powiedział, wszyscy przypomnieli sobie, że już widzieli Gem'a w takim stanie, ale nie zwrócili na to uwagi, będąc zajęci własnymi problemami. Od jakiegoś czasu bywały momenty, kiedy oczy Gema stawały się całe czarne, ale Pond i Dunk sądzili, że Gem zakładał wtedy specjalne soczewki kontaktowe, które być może miał później wykorzystać w którymś ze swoich projektów. Nikomu nawet przez chwilę nie przeszło przez myśl, że te diabelsko czarne oczy mogą być objawem czegoś demonicznie groźnego. Chen wyszukał odpowiednie zdjęcia w internecie i pokazał im.

– Kiedy Gem podszedł do samochodu, zobaczyłem, że obok niego nagle pojawił się jakiś cień. Postać odwróciła się w moim kierunku i spojrzała na mnie tymi okropnymi, czarnymi oczyma. To coś wyglądało jak rozmazana kopia Gem'a i nagle zaczęło podążać w moim kierunku, dlatego musiałem ratować się ucieczką. Ten potwór miał chyba złe zamiary.

Pod Nattawatem ugięły się nogi i poczuł, że traci stabilny grunt pod stopami. Phuwin to dostrzegł i chwycił go w ramiona, zanim Fourth upadł.

– Zaprowadźmy go do domu, strasznie zbladł – Phuwin zawyrokował i sam zaprowadził Nattawata, obejmując go w pasie i podtrzymując.

Serce Gemini'iego pompowało krew do mózgu znacznie szybciej i głośniej niż zazwyczaj, a ręce mu się pociły. Wytarł je o spodnie, idąc na końcu małego pochodu. Żałował, że Dunk musiał jechać rano na swój uniwersytet, był pewien, że właśnie on najbardziej by im pomógł.

– Gem, zadzwoń do P'Erin, że się spóźnimy. Albo nie, wiesz co? My z Pondem pojedziemy moim samochodem i porozmawiamy z P'Erin i P'Offem, na pewno już na nas czekają. Będą się denerwować, jeśli się spóźnimy.

Gem bez wahania przystał na propozycję Chen'a. Joong po długim, szaleńczym biegu dookoła ogródka przy domu Tangsakyuenów miał wypieki na twarzy i roztrzepane włosy, ale zdawał się nie zwracać na to uwagi. Pond był zupełnie spokojny. Nie wierzył w duchy ani żadne inne miejskie legendy. Uważał, że wszystko da się logicznie wytłumaczyć. Joong był nieco zbyt roztrzęsiony, żeby kierować własnym samochodem, dlatego pomysł, żeby pojechał z Pondem, wydawał się najlepszy.

– Dobra, jedźcie, tylko nie mówcie ani słowa o tym, co tu się zdarzyło. Dojedziemy do was tak szybko, jak to możliwe – Phuwin ponaglił ich. Wręczył Joong'owi butelkę chłodnego słodkiego napoju wyjętą z lodówki i wypchnął ich za drzwi.

– Myślisz, że mamy nieproszone towarzystwo z zaświatów? – Fourth zapytał drżącym głosem, pozwalając, by Gem podał mu szklankę z wodą i dotknął jego czoła sprawdzając, czy nie ma gorączki.

– Nie myślę, jestem tego pewien. Tylko nie wiem, jaki to rodzaj towarzystwa: duch, demon, poltergeist, coś gorszego?

– Nie strasz, P' – Gemini poprosił, czując, że na jego ramionach pojawia się gęsia skórka.

– Nie mam takiego zamiaru. Cokolwiek was ściga, nie jest dobre. Gem, powiedz mi, ale tak szczerze, twoje koszmary... O czym są?

– Phu... Proszę... Muszę iść do pracy, porozmawiamy o tym później. Naprawdę to nie jest dobry moment.

Phu wyglądał, jakby chciał zaprotestować, ale jedno spojrzenie na twarz najmłodszego Tangsakyuena wystarczyło, by porzucił ten zamiar. Zamiast tego zmierzwił mu tylko włosy i uśmiechnął się mocno wymuszonym uśmiechem.

– Dobrze Gem, to jedźcie do pracy, ale uważajcie na siebie.

– Będziemy uważać, P'.

– I zjedz coś, okie? – Phuwin podszedł do lodówki i wyjął z niej kilka produktów, by przygotować pożywne śniadanie dla brata. Phuwin i Dunk przegadali pół nocy dyskutując na temat ostatnich wydarzeń. Dunk tak, jak obiecał Gemini'iemu, wprowadził w szczegóły sprawy Phuwina, a Pond podzielił się tą historią z Joong'iem. Gemini nie był tym zachwycony, nie podobało mu się to, że coraz więcej osób poznawało jego sekret. Nie chciał, żeby z tego powodu doszło do jakiegoś nieporozumienia. Przeczesał dłonią włosy, wziął głęboki oddech i zjadł sporą porcję śniadania, pozwalając jednocześnie, aby Phu zapakował im do plecaka kilka przekąsek na później. Zapowiadał się długi i męczący dzień. Gem zaczął się zastanawiać, czy przyczyną jego niezrozumiałej nienawiści wobec Phuwina nie było działanie dziwnego bytu, który został dostrzeżony przez Joong'a. Było przecież możliwe, że stworzona z negatywnej energii istota pragnęła ich zniszczyć. Gemini'iemu coraz trudniej było udawać spokój, ale kiedy patrzył na wystraszonego Fourth'a, który nagle wydawał się taki wrażliwy i delikatny, nietrwały niczym mydlana bańka, która może prysnąć przy najlżejszym dotyku, zrozumiał, że dla niego musi zdobyć się na wyżyny swoich możliwości aktorskich i udawać, że go to nie rusza. Nattawat w jednej ręce wciąż ściskał zdjęty wcześniej z szyi srebrny łańcuszek z krzyżykiem.

– Musimy już iść, Phu. Do zobaczenia później. I dzięki za kanapki.

– Drobiazg. Mówię poważnie: uważajcie na siebie. W firmie powinniście być bezpieczni, postarajcie się nigdzie nie wychodzić bez eskorty Pond'a i Joong'a. Zakładam, że Prim już o wszystkim wie?

– Tak.

– W takim razie podjadę do niej. Może razem uda nam się coś ustalić. Powodzenia.

Phuwin odprowadził ich aż do samochodu i upewnił się, że nikt ich nie śledził, ale nie miał daru Joong'a, nie mógł zobaczyć niczego niematerialnego. Jedyne, co mógł dla nich zrobić, to zbieranie informacji.

Phuwin poczuł przypływ adrenaliny. Uśmiechnął się do siebie. Dla niego to oznaczało nową przygodę, a on uwielbiał przygody. Z przyjemnością zamknął dokładnie dom na wszystkie spusty i wsiadł na skuter, by podjechać w kierunku uniwersytetu, na którym studiowali Prim i Gem. Phu był już znudzony szarą, zwyczajną, pełną znajomej rutyny codziennością i pragnął odmiany. A teraz wreszcie coś się działo i to go ekscytowało.


🥰🤩🥰🤩🥰🤩🥰🤩🥰

******

Od autorki!

Powiem Wam tak, Kochani: czasem ogromnie się cieszę, że to tylko fikcja. Tak naprawdę pisząc akurat to jedno opowiadanie mam przed oczami tych aktorów odgrywających takie właśnie role tak, jakby naprawdę na podstawie tego tekstu powstał serial BL a nie tak, jakbym wyobrażała sobie, że takie wydarzenia przydarzają się im w rzeczywistości. Po prostu chciałabym zobaczyć właśnie tych aktorów, których imiona tu używam, odgrywających właśnie te role. 

To tylko i wyłącznie fikcja pisana dla celów rozrywkowych i jestem mega wdzięczna osobom, które to czytają i którym to się podoba. Dzięki za wszystko, Kochani! 

Miłego dnia! 

Lovki, kisski, foreverki! 

~Annie 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro