ostatetic fajt
Okey, moi kochani współegzystentowicze. To jest ostatnia część Ozzy'ego, więc postanowiłam ją napisać na LAPTOPIE i z muzyką pinG pongów w tle. Na końcu części umieszczę bardzo ważne informację, więc waszym obowiązkiem, jako ludzie jest przeczytanie ich.
--
To nie była walka. To nie była bitwa. To była wojna. W tle leciała jakaś poważna muzyka filmowa, gdy Ozzy, Freddie i Jimmy z prawdziwymi poker face'ami przemierzali przestrzeń kosmiczną, a Mars przybliżał się coraz bardziej i bardziej.
-Osbourne- Page właśnie skończył wpierdalanie swoich słonych paluszków i powiedział:
-Jakby to miała być nasza ostatnia... cywilizowana konwersacja, chciałem ci tylko uświadomić, że kocham cię jak swojego satanistycznego brata z kultu. Nie jesteś może tak dobry w czarnej magii, jak ja, ale... KOCHAM CIĘ- gitarzysta trochę rozemocjonował się podczas wygłaszania swojego iście hitlerowskie przemówienia. Pan Mroku stał wpatrzony w migające za oknem pojazdu gwiazdy, każda przypominała mu jego upragnione piguły:
-Będę za wami tęsknił- westchnął
-Oj, my za tobą też- powiedział Freddie.
-Mówiłem do piguł, ale co do ciebie Page, to nie żałowałbym dziewicy zjedzonej z tobą na pół- to był największy komplement, którym Ozzy kiedykolwiek kogoś obdarzył. W tym też momencie Władca Ciemności poczuł jak coś przygniata go do ziemi.
-Kocham cię- ryczał Mercury. I tak właśnie trzech rokstarów zaczęło beczeć leżąc na podłodze statku kosmicznego. Tymczasem siedziba Latarek pojawił się przed nimi. Jej srebrna powierzchnia lśniła, jak glamrokowiec w makijażu. To był ten czas. Czas na ostateczną walkę. Ozzy zdołał zauważyć flotę mniejszych pojazdów otaczających statek matkę. Wszystkie przypominały małe baterie ze stacji benzynowej. Jeden z tych wytworów wyróżniał się jednak najbardziej. Na jego pokładzie znajdowało się ogromne działo. Działo napełnione energią Osbourne'a.
-Przybrać pozycję!- zakomunikował Jimmy i kliknął ogromny czerwony guzik na panelu sterowania. Statek rokstarów wysunął swoją pierwszą linie ataku. Działo w kształcie głowy Hello Kitty.
-Czas rozpocząć grę- rzekł Władca Ciemności i wtedy z armaty wystrzelił różowy laser. Światło objęło swoją brokatową poświatą najbliższe asteroidy i trafiło parę pojazdów wroga. Latarki nie miały zamiaru przyjmować ciosów na klatę. Pierwsze statki wysunęły się z gromady i zaczęły strzelać małymi, wybuchowymi ziemskimi latarkami w rokstarów. Głowę Hello Kitty otoczył czerwony pióropusz.
-Trzymaj się mała, dasz radę!- wrzasnął Freddie.
-Nie mogę na to patrzeć- szlochał Ozzy. Po chwili jedna z mini bomb wpadła do wnętrza statku.
-Uwaga! hqdhgdwey!- wydarł się Jimmy rzucają na bombę jakieś bliżej nieokreślone zaklęcie. Jednakże po sekundzie w środku pojawiło się więcej granatów.
-KURWA! dkbhqe! jkdcbw!- Page nie wyrabiał z czarowaniem. Mercury, który dotąd stał za plecami Ozzy'ego postawił pewny krok w przód. Odepchnął czarnego maga na bok, a potem popchnął szopiastego.
-Ja to załatwię- rzekł i podwinął rękawy (raczej próbował to zrobić, bo jego koszulka dosłownie wtopiła mu się w skórę). W tym też momencie w powietrzu rozległ się bardzo dziwny szum.
-Co ty odkurwiasz?- zapytał się zdezorientowany Osbourne, gdy zobaczył, że małe latarki przestały wybuchać.
-Potrafię wyprodukować tak niski dźwięk, że automatycznie detonuje on granaty i bomby- powiedział z dumą wokalista Queen'u. Jimmy ponownie podbiegł do panelu sterowania.
-Nie mamy już działa ostatecznego zniszczenia, ale za to...- tym razem Page kliknął niebieski guzik. W tym momencie ze statku wyleciały metalowe kucyki pony, które zaczęły atakować oddziały wroga.
-Horda- rzekł z fascynacją Ozzy. Teraz Latarki nie mogły tak łatwo poradzić sobie z bronią rokstarów. Kucyki niszczyły pojazd po pojeździe zabijając równocześnie marsjańskich żołnierzy. Wtedy całą przestrzeń rozświetliło ostre, czerwone światło. Rokstary musiały zasłonić oczy, a gdy wszystko już się uspokoiło zauważyli, że z paruset statków Latarek i ich kucyków pozostały jedynie szczątki. Za to z działa umieszczonego na jednym z pojazdów Marsjan wylatywał dym. Ostateczna broń Latarek naładowana enrgią z ćpania Osbourne'a.
-O kurwa- Page idealnie podsumował zniszczenia wokół nich
-Posłuchajcie, jak tak dalej będzie się toczyć ta bitwa, to Latarki wysadzą w powietrze swój statek matkę razem z Plantem. Muszę po niego iść, a wam pozostawiam sterowanie moim ołowianym sterowcem- powiedział Jimmy. Ozzy kiwnął głową, a Page wskoczył na skuter międzywymiarowy.
-Kryjcie mnie- rzekł.
-Nie ma sprawy- Osbourne'a uśmiechnął się złowieszczo. Gdy tylko czarny mag znalazł się w przestrzeni Pan Mroku wcisnął żółty guzik. Całe pole wypełnił gęsty, różowy dym.
-Nazywam to Herbatka z Rozalką- powiedział Władca Ciemności.
--
Page szczerzył się pod nosem, gdy z palcem w nosie dotarł do głównej bazy Latarek. 'Herbatka z Rozalką, Osbourn'a jednak czasem myśli'- mruknął do siebie i wymamrotał zaklęcie, które miało mu wskazać drogę do celi Planta. Jimmy przemierzał korytarze pojazdu marsja po raz drugi w swoim życiu i po krótkiej chwili udało mu się dotrzeć do pomieszczenia, które przypominało mu areszt. Zza krat patrzyły na niego wynędzniałe, chore i smutne Latarki. Jednak jedna cela wyróżniała się spośród wszystkich innych, bowiem tylko przy niej znajdowały się ciała kilku strażników, którzy zdołali popełnić samobójstwo w ciągu ostatnich 24 h. W tym właśnie miejscu znajdował się wokalista Led Zeppelin. Page zauważył porozrzucane wszędzie karty i pionki do monopoly.
-Jest gorzej niż myślałem- powiedział do siebie gitarzysta. Niedaleko wejścia widniały puste opakowania po apapie na noc. Jimmy schylił się, aby bliżej przyjrzeć się owym przedmiotom.
-Jest bardzo źle- westchnął i dźgnął palcem opakowanie. W tym samym momencie poczuł, jak coś z impetem uderza go w plecy.
-Co do chu...- i w tej samej chwili dostrzegł twarz Planta, który bardziej niż człowieka przypominał dzikie zwierzę. Jego szop... włosy były potargane, a w oczach lśniła chęć mordu.
-Pokój- wysyczał zbliżając się niebezpiecznie blisko do twarzy gitarzysty. Page musiał to rozegrać raz, a dobrze. Wyjął powoli z kieszeni gryzak. Następnie zaprezentował zabawkę swojemu przyjacielowi. Podziałało. Robert rzucił się na rzecz zostawiając czarnego maga w spokoju.
-Dobra, a teraz stąd spierdalamy- rzekł łapiąc Planta za kołnierz jego koszuli. W tej też sekundzie rozległ się donośny łomot...
--
Walka stawała się coraz bardziej zajadła z każdą kolejną minutą. Coraz więcej statków Latarek było rozsadzanych na drobne kawałeczki, ale i coraz więcej szkód zadawane było pojazdowi rokstarów. Ostateczna broń Marsjan wypaliła parę razy, a Ozzy junior przemówił ze swojego okrętu:
-Ojcowie! Zastanówcie się, co robicie! Wasza rasa to rasa stracona. Głupia, zapatrzona w złe autorytety gromada niszcząca własne środowisko. Ćpuni, pijacy i debile stanowią 99% waszego społeczeństwa! Gdy ziemia stanie się kolonią Latarek wszystko zmieni się na lepsze!
-NIGDY W ŻYCIU- wrzasnął Osbourne.
-Zmusiliście mnie do tego- Mercury junior westchnął
-Ostateczna broń, maksymalna moc!- rozkazał generał.
-O kurwa- tego Freddie się nie spodziewał. Wokalista spojrzał się na swojego mężą:
-Zgarniamy Page i spierdalamy?
-Zgarniamy Page i spierdalamy- Władca Ciemności potwierdził plan swojego partnera. Tak też nasi dzielni wybawcy Ziemi zawsze gotowi, by poświęcić swoje życia za wolność planety spierdolili w stronę statku matki. Chwilę później całe pole wypełniło krwistoczerwone światło, a przestrzeń niewyobrażalnie głośny huk. Jednak dupny duet znajdował się już przy wejściu do głównej bazy Marsjan. Pan Mroku skupił swoją energię i połączył się telekinetycznie z Jimmym.
-Halo, Page?! Odbiór.- Władca Ciemności przekazał myśl drugiemu czarnemu magowi
-Odbiór. Co na gitarę Hendrixa to było?!- Page odparł mu po chwili
-Nic takiego. Jeśli zabrałeś już swojego kundla ze schroniska, to chodźcie tutaj. Spierdalamy.- zakomunikował Nietoperz.
-Ok- odrzekł mu Jimmy. Tak teraz Ozzy i Freddie czekali na swoich towarzyszy, którzy w krótce potem pojawili się przed statkiem.
-Dobra ładujcie się! Spierdalamy stąd zanim zorientują się gdzie jesteśmy!- wrzasnął Osbourne. Dwójka zapakowała się do sterowca.
-Nie tak szybko!- na drodze do wejścia pojawił się nie kto inny, jak sam- generał Latarek Ozzy Mercury.
-Sorry, synuś. Nie mam czasu na zabawę- rzekł Władca Ciemności i przejechał swojego syna.
-Aha- rzekł Freddie.
-Co się dzieje?- Plant chciał trochę odnaleźć się w zaistniałej sytuacji.
-To, że zabiłem ich generała nic nie zmieni. Nadal mają broń i po śmierci juniora na pewno użyją ją przeciw Ziemi. Jednak za nim to zrobią będą pewnie chcieli rozpierdolić nas na molekuły, więc spierdalamy stąd- i tak rokstary rozpoczęły swoją drogę na Ziemię.
--parę godzin później--
Ozzy otworzył oczy. To był pojebany sen. Impreza przed nim była jednak jeszcze lepsza. Pan Mroku przeciągnął się wstając z podłogi, na której się położył albo bardziej na którą upadł naćpany w pięć dup. Zauważył, że na kanapie leżą Jimmy Page- gitarzysta Led Zeppelin i Robert Plant- wokalista owego zespołu. Dziwne. Ozzy nie pamiętał, aby ich zapraszał. Nie wiedział, jak ma im spojrzeć w oczy po przeżyciu tych wszystkich pokurwionych przygód. Jeszcze bardziej zaskoczył się, gdy na podłodze zobaczył Freddie'go Mercury'ego- frontmana Queen'u. Wzruszył jednak ramionami i podszedł do okna swojej wilii. Postanowił wpuścić do środka odrobinę światła. I wtedy ujrzał to... krwistoczerwone słońce, wysuszoną, popękaną ziemię i dziwny obiekt unoszący się w powietrzu. Za jego plecami rozległ się głos rodem z wyprawy Ahmeda i Abdullaha po kebaba. Okazało się, że jest to tylko Jimmy Page, który sturlał się na posadzkę. Wstał, otrzepał swoje szaty? i także podszedł do okna.
-To nie był sen, Ozzy- gitarzysta westchnął
-Latarki z Marsa istnieją- Ozzy'ego wjebało w podłogę.
--
A więc tak mam nadzieję, że zmarnowałam waszą egzystencję (: Z racji tego, że nie mam co robić, możecie napisać w komentarzu z jakimi rokstarami chcecie następną parodię
A tak to.. nie płaczcie z powodu zakończenia, ponieważ Boys don't cry. Jeśli byliście zaskoczeni tym, że Freddie nie gniewał się na Ozzy'ego to znaczy, że You give love a bad name. Teraz nasi bohaterowie definitywnie robią waiting for the sun. Nie bądźcie paranoid z powodu Latarek. Jeśli chodzi o naszych rokstarów to po prostu- good times bad times. Nie musicie udawać, że chcecie paint it black, jak Ozzy. Bądźcie sobą. I pamiętajcie Show must go on i trzymajcie się sweet child O'mine
-
podpisano przez Asmodeusa na meskalinie i jego alter ega czyli Batata, Mengele, Abdullaha i innych
DAJCIE ZNAĆ JAKICH ROKSTARÓW CHCECIE UJRZEĆ W MOIM NASTĘPNYM ARCYDZIELE.
AAA... ZAPOMNIAŁAM O BOMBOWYM WYJŚCIU....
ABDULLAH, DETONUJ!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro