Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ostatetic fajt

Okey, moi kochani współegzystentowicze. To jest ostatnia część Ozzy'ego, więc postanowiłam ją napisać na LAPTOPIE i z muzyką pinG pongów w tle. Na końcu części umieszczę bardzo ważne informację, więc waszym obowiązkiem, jako ludzie jest przeczytanie ich.

--

To nie była walka. To nie była bitwa. To była wojna. W tle leciała jakaś poważna muzyka filmowa, gdy Ozzy, Freddie i Jimmy z prawdziwymi poker face'ami przemierzali przestrzeń kosmiczną, a Mars przybliżał się coraz bardziej i bardziej.

-Osbourne- Page właśnie skończył wpierdalanie swoich słonych paluszków i powiedział:

-Jakby to miała być nasza ostatnia... cywilizowana konwersacja, chciałem ci tylko uświadomić, że kocham cię jak swojego satanistycznego brata z kultu. Nie jesteś może tak dobry w czarnej magii, jak ja, ale... KOCHAM CIĘ- gitarzysta trochę rozemocjonował się podczas wygłaszania swojego iście hitlerowskie przemówienia. Pan Mroku stał wpatrzony w migające za oknem pojazdu gwiazdy, każda przypominała mu jego upragnione piguły:

-Będę za wami tęsknił- westchnął

-Oj, my za tobą też- powiedział Freddie.

-Mówiłem do piguł, ale co do ciebie Page, to nie żałowałbym dziewicy zjedzonej z tobą na pół- to był największy komplement, którym Ozzy kiedykolwiek kogoś obdarzył. W tym też momencie Władca Ciemności poczuł jak coś przygniata go do ziemi.

-Kocham cię- ryczał Mercury. I tak właśnie trzech rokstarów zaczęło beczeć leżąc na podłodze statku kosmicznego. Tymczasem siedziba Latarek pojawił się przed nimi. Jej srebrna powierzchnia lśniła, jak glamrokowiec w makijażu. To był ten czas. Czas na ostateczną walkę. Ozzy zdołał zauważyć flotę mniejszych pojazdów otaczających statek matkę. Wszystkie przypominały małe baterie ze stacji benzynowej. Jeden z tych wytworów wyróżniał się jednak najbardziej. Na jego pokładzie znajdowało się ogromne działo. Działo napełnione energią Osbourne'a.

-Przybrać pozycję!- zakomunikował Jimmy i kliknął ogromny czerwony guzik na panelu sterowania. Statek rokstarów wysunął swoją pierwszą linie ataku. Działo w kształcie głowy Hello Kitty.

-Czas rozpocząć grę- rzekł Władca Ciemności i wtedy z armaty wystrzelił różowy laser. Światło objęło swoją brokatową poświatą najbliższe asteroidy i trafiło parę pojazdów wroga. Latarki nie miały zamiaru przyjmować ciosów na klatę. Pierwsze statki wysunęły się z gromady i zaczęły strzelać małymi, wybuchowymi ziemskimi latarkami w rokstarów. Głowę Hello Kitty otoczył czerwony pióropusz.

-Trzymaj się mała, dasz radę!- wrzasnął Freddie.

-Nie mogę na to patrzeć- szlochał Ozzy. Po chwili jedna z mini bomb wpadła do wnętrza statku.

-Uwaga! hqdhgdwey!- wydarł się Jimmy rzucają na bombę jakieś bliżej nieokreślone zaklęcie. Jednakże po sekundzie w środku pojawiło się więcej granatów.

-KURWA! dkbhqe! jkdcbw!- Page nie wyrabiał z czarowaniem. Mercury, który dotąd stał za plecami Ozzy'ego postawił pewny krok w przód. Odepchnął czarnego maga na bok, a potem popchnął szopiastego.

-Ja to załatwię- rzekł i podwinął rękawy (raczej próbował to zrobić, bo jego koszulka dosłownie wtopiła mu się w skórę). W tym też momencie w powietrzu rozległ się bardzo dziwny szum.

-Co ty odkurwiasz?- zapytał się zdezorientowany Osbourne, gdy zobaczył, że małe latarki przestały wybuchać.

-Potrafię wyprodukować tak niski dźwięk, że automatycznie detonuje on granaty i bomby- powiedział z dumą wokalista Queen'u. Jimmy ponownie podbiegł do panelu sterowania.

-Nie mamy już działa ostatecznego zniszczenia, ale za to...- tym razem Page kliknął niebieski guzik. W tym momencie ze statku wyleciały metalowe kucyki pony, które zaczęły atakować oddziały wroga.

-Horda- rzekł z fascynacją Ozzy. Teraz Latarki nie mogły tak łatwo poradzić sobie z bronią rokstarów. Kucyki niszczyły pojazd po pojeździe zabijając równocześnie marsjańskich żołnierzy. Wtedy całą przestrzeń rozświetliło ostre, czerwone światło. Rokstary musiały zasłonić oczy, a gdy wszystko już się uspokoiło zauważyli, że z paruset statków Latarek i ich kucyków pozostały jedynie szczątki. Za to z działa umieszczonego na jednym z pojazdów Marsjan wylatywał dym. Ostateczna broń Latarek naładowana enrgią z ćpania Osbourne'a.

-O kurwa- Page idealnie podsumował zniszczenia wokół nich

-Posłuchajcie, jak tak dalej będzie się toczyć ta bitwa, to Latarki wysadzą w powietrze swój statek matkę razem z Plantem. Muszę po niego iść, a wam pozostawiam sterowanie moim ołowianym sterowcem- powiedział Jimmy. Ozzy kiwnął głową, a Page wskoczył na skuter międzywymiarowy.

-Kryjcie mnie- rzekł.

-Nie ma sprawy- Osbourne'a uśmiechnął się złowieszczo. Gdy tylko czarny mag znalazł się w przestrzeni Pan Mroku wcisnął żółty guzik. Całe pole wypełnił gęsty, różowy dym.

-Nazywam to Herbatka z Rozalką- powiedział Władca Ciemności.


--


Page szczerzył się pod nosem, gdy z palcem w nosie dotarł do głównej bazy Latarek. 'Herbatka z Rozalką, Osbourn'a jednak czasem myśli'- mruknął do siebie i wymamrotał zaklęcie, które miało mu wskazać drogę do celi Planta. Jimmy przemierzał korytarze pojazdu marsja po raz drugi w swoim życiu i po krótkiej chwili udało mu się dotrzeć do pomieszczenia, które przypominało mu areszt. Zza krat patrzyły na niego wynędzniałe, chore i smutne Latarki. Jednak jedna cela wyróżniała się spośród wszystkich innych, bowiem tylko przy niej znajdowały się ciała kilku strażników, którzy zdołali popełnić samobójstwo w ciągu ostatnich 24 h. W tym właśnie miejscu znajdował się wokalista Led Zeppelin. Page zauważył porozrzucane wszędzie karty i pionki do monopoly.

-Jest gorzej niż myślałem- powiedział do siebie gitarzysta. Niedaleko wejścia widniały puste opakowania po apapie na noc. Jimmy schylił się, aby bliżej przyjrzeć się owym przedmiotom.

-Jest bardzo źle- westchnął i dźgnął palcem opakowanie. W tym samym momencie poczuł, jak coś z impetem uderza go w plecy.

-Co do chu...- i w tej samej chwili dostrzegł twarz Planta, który bardziej niż człowieka przypominał dzikie zwierzę. Jego szop... włosy były potargane, a w oczach lśniła chęć mordu.

-Pokój- wysyczał zbliżając się niebezpiecznie blisko do twarzy gitarzysty. Page musiał to rozegrać raz, a dobrze. Wyjął powoli z kieszeni gryzak. Następnie zaprezentował zabawkę swojemu przyjacielowi. Podziałało. Robert rzucił się na rzecz zostawiając czarnego maga w spokoju.

-Dobra, a teraz stąd spierdalamy- rzekł łapiąc Planta za kołnierz jego koszuli. W tej też sekundzie rozległ się donośny łomot...


--


Walka stawała się coraz bardziej zajadła z każdą kolejną minutą. Coraz więcej statków Latarek było rozsadzanych na drobne kawałeczki, ale i coraz więcej szkód zadawane było pojazdowi rokstarów. Ostateczna broń Marsjan wypaliła parę razy, a Ozzy junior przemówił ze swojego okrętu:

-Ojcowie! Zastanówcie się, co robicie! Wasza rasa to rasa stracona. Głupia, zapatrzona w złe autorytety gromada niszcząca własne środowisko. Ćpuni, pijacy i debile stanowią 99% waszego społeczeństwa! Gdy ziemia stanie się kolonią Latarek wszystko zmieni się na lepsze!

-NIGDY W ŻYCIU- wrzasnął Osbourne.

-Zmusiliście mnie do tego- Mercury junior westchnął

-Ostateczna broń, maksymalna moc!- rozkazał generał.

-O kurwa- tego Freddie się nie spodziewał. Wokalista spojrzał się na swojego mężą:

-Zgarniamy Page i spierdalamy?

-Zgarniamy Page i spierdalamy- Władca Ciemności potwierdził plan swojego partnera. Tak też nasi dzielni wybawcy Ziemi zawsze gotowi, by poświęcić swoje życia za wolność planety spierdolili w stronę statku matki. Chwilę później całe pole wypełniło krwistoczerwone światło, a przestrzeń niewyobrażalnie głośny huk. Jednak dupny duet znajdował się już przy wejściu do głównej bazy Marsjan. Pan Mroku skupił swoją energię i połączył się telekinetycznie z Jimmym.

-Halo, Page?! Odbiór.- Władca Ciemności przekazał myśl drugiemu czarnemu magowi

-Odbiór. Co na gitarę Hendrixa to było?!- Page odparł mu po chwili

-Nic takiego. Jeśli zabrałeś już swojego kundla ze schroniska, to chodźcie tutaj. Spierdalamy.- zakomunikował Nietoperz.

-Ok- odrzekł mu Jimmy. Tak teraz Ozzy i Freddie czekali na swoich towarzyszy, którzy w krótce potem pojawili się przed statkiem.

-Dobra ładujcie się! Spierdalamy stąd zanim zorientują się gdzie jesteśmy!- wrzasnął Osbourne. Dwójka zapakowała się do sterowca.

-Nie tak szybko!- na drodze do wejścia pojawił się nie kto inny, jak sam- generał Latarek Ozzy Mercury.

-Sorry, synuś. Nie mam czasu na zabawę- rzekł Władca Ciemności i przejechał swojego syna.

-Aha- rzekł Freddie.

-Co się dzieje?- Plant chciał trochę odnaleźć się w zaistniałej sytuacji.

-To, że zabiłem ich generała nic nie zmieni. Nadal mają broń i po śmierci juniora na pewno użyją ją przeciw Ziemi. Jednak za nim to zrobią będą pewnie chcieli rozpierdolić nas na molekuły, więc spierdalamy stąd- i tak rokstary rozpoczęły swoją drogę na Ziemię.


--parę godzin później--


Ozzy otworzył oczy. To był pojebany sen. Impreza przed nim była jednak jeszcze lepsza. Pan Mroku przeciągnął się wstając z podłogi, na której się położył albo bardziej na którą upadł naćpany w pięć dup. Zauważył, że na kanapie leżą Jimmy Page- gitarzysta Led Zeppelin i Robert Plant- wokalista owego zespołu. Dziwne. Ozzy nie pamiętał, aby ich zapraszał. Nie wiedział, jak ma im spojrzeć w oczy po przeżyciu tych wszystkich pokurwionych przygód. Jeszcze bardziej zaskoczył się, gdy na podłodze zobaczył Freddie'go Mercury'ego- frontmana Queen'u. Wzruszył jednak ramionami i podszedł do okna swojej wilii. Postanowił wpuścić do środka odrobinę światła. I wtedy ujrzał to... krwistoczerwone słońce, wysuszoną, popękaną ziemię i dziwny obiekt unoszący się w powietrzu. Za jego plecami rozległ się głos rodem z wyprawy Ahmeda i Abdullaha po kebaba. Okazało się, że jest to tylko Jimmy Page, który sturlał się na posadzkę. Wstał, otrzepał swoje szaty? i także podszedł do okna.

-To nie był sen, Ozzy- gitarzysta westchnął

-Latarki z Marsa istnieją- Ozzy'ego wjebało w podłogę.


--

A więc tak mam nadzieję, że zmarnowałam waszą egzystencję (: Z racji tego, że nie mam co robić, możecie napisać w komentarzu z jakimi rokstarami chcecie następną parodię


A tak to.. nie płaczcie z powodu zakończenia, ponieważ Boys don't cry. Jeśli byliście zaskoczeni tym, że Freddie nie gniewał się na Ozzy'ego to znaczy, że You give love a bad name. Teraz nasi bohaterowie definitywnie robią waiting for the sun. Nie bądźcie paranoid z powodu Latarek. Jeśli chodzi o naszych rokstarów to po prostu- good times bad times. Nie musicie udawać, że chcecie paint it black, jak Ozzy. Bądźcie sobą. I pamiętajcie Show must go on i trzymajcie się sweet child O'mine

-

podpisano przez Asmodeusa na meskalinie i jego alter ega czyli Batata, Mengele, Abdullaha i innych


DAJCIE ZNAĆ JAKICH ROKSTARÓW CHCECIE UJRZEĆ W MOIM NASTĘPNYM ARCYDZIELE.

AAA... ZAPOMNIAŁAM O BOMBOWYM WYJŚCIU....

ABDULLAH, DETONUJ!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro