Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Od samego początku tylko kanapki

-kurła- stwierdził przywódca III korpusu Latarek przyglądając się sytuacji przedstawionej na ogromny monitorze. Użył do tego przepięknego, poetyckiego języka i zgrabnie ujął hmm... nie najlepszą sytuację kosmitów w jednym kulturalnym słowie.
-Nasz syn! Gdzie ty masz łeb, Ozzy!?- na drugim końcu sali niczym rozwydrzona matka po 40, w trakcie menopauzy wydzierał się Freddie.
-Bez przesady, kaleką nie jest! Poradzi sobie!- odpowiedział mu Pan Mroku nie za bardzo przejęty zaistniałą sytuacją. Szatan rączki, nóżki dał? Dał. Więc ich syn sobie poradzi.
-Bez. Kurwa. Przesady?!- oficer Latarek wiedział, że musi coś zrobić z
powstałą włoską operą mydlaną, gdyż:
A) tych dwóch geniuszy, łączących fakty jak ksiądz chuja z dupą.... nie ważne, zaraz pojmie czemu ich tu sprowadzili.
B) nie mógł myśleć przez wrzaski Freddie'go
C) twarz Ozzy'ego zaburzała mu poczucie estetyki. No cóż.
-To nasi wrogowie!- krzyknął oficer. Następnie niczym diller liquidami łapiący 10- latków, którzy są u niego zadłużeni złapał dwóch histeryków i zaprowadził ich do innej sali.
-Musicie się schować- oznajmił.
-Ale nasze dziecko!- krzyknął Mercury.
-Ale moja psychika! Mój geniusz nie może być narażony na kontakt z tą istotą, dłużej niż wymaga tego stosunek seksualny!- Osbourne zaczął poważnie martwić się o swój poziom IQ. Oficer dostając powoli symptomów PFMIOO (przedawkowania Freddie'ego Mercury'ego i Ozzy'ego Osbournea) po prostu wepchnął ich do schowka na pochodnie (gdyby prąd wysiadł) i zatrzasnął drzwi. Tak Freddie i Ozzy zostali pozostawienie sami sobie na następne, długie godziny.

——

Page z dokładnością studiował plany statku Latarek, które wyhandlował od Norwida (pracującego na jeszcze innej międzywymiarowej stacji benzynowej). To była robota wymagająca precyzyjnego oka mistrza międzyplanetarnych wojen, czyli idealna dla niego. Od ponad 30 minut zastanawiał się jaki może być ruch Latarek? Czy zaatakują? Rozważał wiele opcji wdarcia się na pokład, ale żadna nie wydawała się wystarczająco dobra. Zdążył dowiedzieć się o wszystkich tajnych wejściach i korytarzach na statku, jednak wiedział, że z tym musi poczekać. Master plan. MASTER PLAN.
-Ey! Patrz Jimmy, jakie kól drzwi!- krzyknął uradowany Plant, gdy gitarzysta Led Zeppelin wodził wzrokiem po jakiś starych mapach i planach. Nasz kochany promyk słońca. Robert zawsze odznaczał się perfekcyjnym wyczuciem czasu i cierpliwością, jak Menegele podczas swoich eksperymentów.
-Yhym- odrzekł mu niezbyt zainteresowany Page.
-Chodź! Nudzi mi się, zabierajmy Ozzy'ego i lećmy na Bahamy!- rzekł wokalista ołowianego sterowca i zanim czarny mag zdołał cokolwiek zrobić, blondyn złapał za stery statku i skierował kupę *kaszel* złomu do jednego z zapomnianych hangarów na mniejsze pojazdy kosmiczne.

——

-Świetnie! Po prostu świetnie... mój geniusz jest skazany na siedzenie z tobą przez najbliższe parę godzin!- zaczął niezadowolony Osbourne, który zdecydowanie nie był dziś w szatańskim humorze.
-Ehhh... chociaż wykorzystajmy to w dobrym celu...- wymamrotał Władca Ciemności, ale zanim zdołał podjąć działania, które miały prowadzić do kontaktu seksualnego został odepchnięty przez Freddie'ego.
-NIE!- powiedział Mercury i odwrócił się do niego plecami.
-No weź.
-N I E!- Pan Mroku wywrócił oczami i wygodnie rozłożył się w schowku na pochodnie.
-No i super- skomentował swoją beznadziejną sytuację.
-Jestem najlepszym, jebanym wokalistą na ziemi, przywódcą Czarnego Sabatu, a nie mogę nawet...- Ozzy poczuł, jak jego głowa zostaje zmuszona do bliskiego meetingu ze ścianą.
-Ja jestem najlepszym wokalistą na świecie! Nie wiesz, jak trudno być liderem zespołu!- wrzasnął Mercury.
-Nie wiem?!- prychnął Osbourne.
-Posłuchaj mnie, znam wszystkie trudności związane z byciem przywódcą- dodał po chwili.
-Wszystkie?! Raz poprosiłem mojego gitarzystę o lody, a ten debil nie znał mojego ulubionego smaku! Rozumiesz?!- stwierdził oburzony wokalista Queen'u.
-MASAKRA! Posłuchaj, raz powiedziałem mojemu basiście, żeby zlizał bród z podłogi, a debil zaczął lizać schody!- Freddie zaśmiał się na opowieść Ozzy'ego. Jednak obaj wokaliści mieli ze sobą coś wspólnego.
-Najgorzej jest, kiedy chcesz coś od jednego z nich, a nawet nie znasz ich imion!- powiedział Mercury.
-Albo, kiedy przynoszą ci sukienkę w złym odcieniu różu- rzekł Osbourne, zanim zdążył się powstrzymać. W schowku zapadła martwa cisza (tak ósmoklasiści, to ten moment, gdy na próbnym z matmy robicie zadania z Agatką).
Pan Mroku nie wytrzymał napięcia emocjonalnego.
-Bo ja tak bardzo lubię różowy!- zaczął Ozyy rozklejając się i przytulając (w sumie dusząc) Freddiego. Może moi drodzy, to filozoficzny podtekst w tym opowiadaniu? Może powinniśmy przestać udawać ludzi, którymi naprawdę nie jesteśmy? Choć raz zrzucić przyklejone do naszych twarzy maski? Albo zrzucić samą twarz? Pokazać kości, które są pod spodem, bo żaden człowiek nie może przeżyć całego swojego żywotu i nie pokazać swojego prawdziwego ‚ja'. Ale to tylko może. Wróćmy do dwóch ćpunów na statku Latarek, ponieważ to ważniejszy temat.
-No już nie płacz, kochany.- wokalista Queenu zaczął głaskać Osbourne'a po włosach.
-Ja też bardzo lubię różowy! Skoro i tak mamy tu spędzić tyle czasu możemy podyskutować o najlepszych fryzurach Barbie i najładniejszym kucyku Pony!- zaproponował Freddie. Tak każdy satanista spędza swoje czarne masze.

——

Lecąc szlakiem, który trochę przypominał torus Plant i Page dostali się do opuszczonego hangaru na statku Latarek. Wkurwiony Jimmy był przygotowany na armię obcych gotowych do unicestwienie intruzów, ale... to miejsce było puste. Gitarzyście opadła szczęka. Stanął jak wryty w opuszczonym pomieszczeniu i rozglądał się na prawo i lewo. Zaraz za nim szczęśliwy, jak Stachura skaczący pod pociąg Robert w podskokach wydostał się z ich pojazdu.
-Widzisz, Jimmy! Warto mnie czasem posłuchać- rzekł i kontynuując swój pojebany chód ominął Page'a. W okół niego błyszczała hipisowska poświata. Czarny mag westchnął i ruszył za swoim *kaszel* przyjacielem. W myślach wymamrotał zaklęcie, aby przekonać się, gdzie znajdują się Ozzy i jego małżonek. Ujrzał ciemny schowek i kilka korytarzy, które do niego prowadziły. Znał już drogę.

——

Latarki tymczasem gotowały się na przybycie wrogów, którzy w torusowym stylu zniknęli im nagle z ekranu. Oficer trząsł się z wściekłości, gdy nagle drzwi do pomieszczenie rozsunęły się ukazując dym i grupę kosmitów eskortujących jakąś ważną osobistość w dziwnym, czarnym stroju.
-Kto to?- spytał się zdumiony przywódca.
-To? Według rozkazów Wielkiego Wodza nowy generał- Ozzy Mercury JUNIOR- powiedziała jedna z Latarek stojąca koło niego.
-Chłop szybko rośnie- skomentował oficer i jak reszta obcych pokłonił się generałowi.

——

Plant i Page zdążyli przebyć parę korytarzy, gdy W KOŃCU drogę zagrodziła im jakaś Latarka.
Page był uradowany. Nareszcie okazja do popisani się swoimi magicznymi zdolnościami. Gotował się do rzucenia zaklęcia, gdy nagle obcy upadł na ziemie.
-Co do chuja Diabła?!- wrzasnął oburzony gitarzysta, gdy kosmita wyszeptał ostatnie słowa:
-za dużo hipisowskiej energii- Jimmy odwrócił się i zauważył, że teraz nad szopą Planta widnieje aurora w kształcie pacyfki. ‚ŚWIETNIE'- pomyślał. Dzielni podróżnicy przemierzali korytarze statku Latarek, gdy w końcu dotarli do owego pokoju ze schowkiem. Czarny mag z impetem otworzył drzwi i ujrzał........

Ozzy'ego, który z zaplecionymi warkoczykami przytulał się do Freddie'go. Przywódca Queenu trzymał w ręce kucyka Pony i mówił:
-I jak mirabelko? Chciałabyś więcej tej cudnej hery?- na to Osbourne dzierżący drugiego kucyka odparł:
-Oczywiście, Dejzi! Ta hera jest niesamowita!-
Obaj muzycy zastygli w miejscu, gdy zobaczyli nowych towarzyszy. Page walnął się dłonią w głowę. Czemu duchy go na to skazały? Od samego początku chciał tylko...... zjeść kanapkę....
-Mogę z wami?!- zapytał się uszczęśliwiony Robert, który w tym momencie po prostu świecił na różowo.
-Nie chcę wiedzieć co tu się działo, dzieje czy cokolwiek. Plant nie, nie możesz się z nimi bawić. Dam ci twój gryzak w domu. A teraz po prostu spierdalamy!- podsumował czarny mag i wyciągnął dwóch pozostałych muzyków ze skrytki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro