Falafela Monte Christa
Bombardowania nasilały się z każdym następnym dniem. Miasto nie było wstanie się wybronić. Ludzie kryli się w piwnicach swoich domów, które legły w gruzach albo żyli na ulicach w czasie ogromnego zimowego mrozu. Tak mniej więcej wyglądała psychika Pana Mroku po ostatnich wydarzeniach. Obecnie siedział skryty w rogu swojej willi mroku, w tle włączone było MLP, niedojedzona dziewica przeżucona przez krzesło w kuchini dawała znać, że Ozzy ostatnio nie spożywał zbyt dużo witaminek. Sam Osbourne za to kiwał się maniacko w przód i w tył niczym ktoś z chorobą sierocą. Za nim, na ścienie wydrapane były kreski (nie licząc rysunku pentagramu, jednego karniaka i kwiatka), które symbolizować miały dni pozostałe do jego ostatecznej zakłady. Kreski, niewinne kreski wyznaczały ilość dób wolności i słodkiej niewinności, bo wszyscy wiemy, że Ozzy w sercu tak naprawdę jest słodką 9-latką przebraną za wróżkę... zjadającą inne dzieci, wciągającą piguły, w takiej liczbie w jakiej przeciętny Amerykanin burgery z Maca, uzależnioną od seksu 9-latką.
Ale każdy zasługuje na wolność! Mały, duży, głupi, mądry i Ozzy! O Z Z Y to Ozzy. Ozzy ma prawa! Jednak w tym momencie cała chęć do życia (śmierci) uciekła z naszego radosnego promyczka słońca. Jego główne motto karpe mori straciło dla niego moc, dlatego kiwał się teraz maniacko w swoim skromnym domu nucąc 'Mery małą owce ma, owce ma'. Kiedy w pomieszczeniu rozległ się dźwięk dzwonu kościelnego, który obwieszczał przybycie gości (ale na pewno nie szatana, bo ten zawsze pukał. Staroświecki!), Władca Ciemności nawet nie wydarł się 'CHUJU JEBANY, KURWICY PRZEZ CIEBIE DOSTANĘ. NIE MASZ CO ROBIĆ, ŻE TU PRZYŁAZISZ?!' Co zazwyczaj skutecznie odstrszało harcerki z ciasteczkami, tylko pozostał w swoim punkcie.
-Hej!- powiedział nieśmiało gitarzysta jego trubadurów diabła, przy okazji zaglądając do wnętrza i upewniając się, czy Pan Mroku zaraz nie zacznie miotać piorunami albo kazać mu zlizywać brud z podłogi.
-Ksjzjdkkk- odrzekł Ozzy, który przez ostatnie dni nie wypowiedział nic więcej niż imitacji odgłosów automatu z przekąskami, który nie chce ci wydać reszty.
-Pomyślałem, że... w takich okolicznościach... w wyniku tej sytuacji... z racji zaistniałego yhhhmmm... wiesz o co mi chodzi, pomyślałem, że może chciałbyś to- kontynuował i wyjął z koszyka, który niósł przez las, jak czarny kapturek, po drodze spotykając pewnie nie jednego księdzaaa... znaczy wilka, film Hello Kitty.
-Ksjskkskak- Osbourne odpowiedział mu na ten gest miłosierdzia.
-Posłuchaj, Ozzy jesteś Ozzym...- zaczął
-Kasyts!- przerwał mu Pan Mroku.
-Nie możesz doprowadzać się do takiego stanu- rzekł gitarzysta tak jakby nasz Władca Ciemności nie organizował co 2 godziny imprez z kontenerami kokainy i wódy do popicia tej mąki- Masz reputacje do utrzymania! Jesteś przykładem dla młodzieży, ich bohaterem- przyjaciel Osbourne widząc, że jego przemowa nie wywołuje na nim żadnego wrażenia spróbował przemówić innym językiem:
-Kejsjkskaksjshdjkskwjsjdmsks!- najwidoczniej to zadziałało.
-Do chuja diabła, kto cię uczył udawać automat z przekąskami?!- Pan Mroku zawiedziony był techniką swojego kolegi. Ozzy dostawał same piątki z udawania autamatów z przekąskami i oczywiście szóstki z ćpania rozszeżonego. Ach, stare, dobre czasy przedszkola...
-Jeśli naprawdę chcesz poprawić mi humor to SPIERDALAJ do Sri Jayawardenepura Kotte.- w tym samym momcie, nie racząc ani dzwonić do drzwi ani pukać, do środka, niczym ten kot, co pierdzi tęczą wjebał nie kto inny, jak sam Plant!
-Ohhh... Ozziaczku! Jestem taki szczęśliwy... już się ślubu nie mogę doczekać! Jimmy pewnie też, ale nie mógł ze mną przyjść, bo poszedł po popcorn do sklepu, ale cóż. Nie jestem w stanie się powstrzymać! Muszę od razu dać ci prezent!- wokalista ołowianego sterowca podbiegł do Ozzy'ego z różowym pudełkiem. I w tym momencie Pan Mroku nie wyrobił.
-OBY DWAJ SPIERDALAĆ NA MARSA DO LATAREK!- Robert jako bardzo uczuciowa osoba nie wytrzymał napięcia i rozpłakał się, a następnie został wyprowadzony siłą z pomieszczenia przez jednego z trubadurów. Ozzy był gotów zrobić im tu Raginis czelendż (pozdrowienia dla historyczny świrów, które wiedzą o co chodzi). Załamany swoim tragicznym położeniem podjął się radykalnych kroków ... włączył normalne wiadomości. Nie, nie kanał 666 ani SatanINFO24h, nawet nie TRWAM. Po prostu zwykłe wiadomości. Do tego wszystkiego otworzył kubek lodów czekoladowych. W telewizji mały prezenter- Claus fon Hiidler, mówił z poważną miną:
-Wydawało się nie możliwe, że kolonia wysoko rozwiniętej cywilizacji na Marsie, nazywającej siebie Latarkami będzie chciał najechać na naszą planetę, ale w ostatnich dniach staje się to coraz bardziej prawdopodobne, a teraz czas na reklamy- Pan Mroku westchnął i kontynuował wpierdalanie swoich lodów.
-Już teraz najświeższe towar na pułkach wszystkich księgarni! Tomik poezji Kunegundy Ivana Siergejewa- Lateks i Wąsy- Ozzy wywrócił oczami. Ile można pisać wierszy o typowanych gejech z lat 80'? Chociaż, jakby chwilę się nad tym zastanowić to teraz on był gejem z lat 80', więc to tak jakby pisano o nim. Ozzy pojął genialność swojej osoby. Prezenter znów pojawił się na ekranie.
-Manifest chrześcijańskiej okultyski i księdza hipisa. Dwóch szaleńców chce się spalić manifestując tym samym swoje obrzydzenie nierównością na pułkach sklepowych, czyli cenami masmixów w porównaniu do cen normalnego masła. Jesteśmy z nimi! Wolność dla Masmixów!- Osbourne nie był politycznym typem, głównie dlatego, że podczas każdych wyborów na karcie do głosowania dopisywał 'Ozzy Osbourne' i to zaznaczał, ale wolność dla masmixów miała wyższe cele. W końcu Władca Ciemności spojrzał na zegar w kształcie głowy kozła i postanowił przygotować się na swój ślub. Założył na siebie czarne spodnie, które nie widziały pralki przez 3 miesiące i czarną koszulkę, która najprawdopodobniej nie miała randez-vous z praleczką przez pół roku i był gotowy do drogi.
—————
Na miejscu ślubu
-Gdzie on kurwa jest?- Freddie chodził niecierpliwie w kółko.
-Oj misiu pysiu, nie martw się! Zawsze mogę załatwić ci kogoś lepszego- stwierdził duch Hendrixa, na co odpowiedział mu histeryczny jęk Mercury'ego:
-Ale ja chcę Ozzy'ego!- W tym samym momencie do kościoła rocknrolla i heroiny wszedł Osbourne.
-Ceremonię czas zacząć!- krzyknął Jimi i objął urząd księdza. Ozzy nie wiedział jakim cudem tak skończył, ale było to gorsze niż cokolwiek czego doświdczył w swoim życiu... i poprzednim życiu... i jeszcze poprzednim życiu. 'Falafela Monte Christa'- pomyślał.
—-
My darlings, przepraszam, że tak krótko, ale następny rozdział będzie OBFITY. Falafela. Żegnajcie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro