ZOSTAŁO CZEKAĆ NA RATUNEK
PAUL
Nie zgodziłem się zeznawać do momentu, aż mój adwokat nie przyjedzie. Niestety wiązało się to z tym, że musiałem trochę posiedzieć, ale nie licząc wyzwisk w moją stronę i wszelkiego rodzaju gróźb, czułem się jak na wakacjach. Moim ulubionym zajęciem było wkurwianie policjantów, zwłaszcza Adamsa, który pewnego dnia wpadł do mojej celi i przydusił mnie do ściany, wrzeszcząc, aby moi ludzie oddali jego córkę. Zacząłem się śmiać, ale nie odpowiedziałem na to, nie chciałem mu ułatwiać zadania. Nie wiedząc czemu, miałem wrażenie, że to sprawka Carly, ona dobrze wiedziała, gdzie mieszkali, a nawet gdyby Shawn też wiedział, tak szybko o tym, by nikogo nie poinformował. Były dwa powody, ten chłopak był czasami bardziej tępy niż gwóźdź oraz fakt, że przez ostatni czas trochę się sprzeczaliśmy i chciał dać mi małą nauczkę. Szkoda tylko, że ja się świetnie bawiłem.
― Ostatni raz się pytam! ― wrzasnął. ― Gdzie moja córka? ― siedziałem na sali przesłuchań, gdzie łatwo było dostrzec, że kamery były wyłączone. Nie odpowiadałem na nic, bo wiedziałem, że go zawieszą, gdy tylko napiszę skargę do komendanta.
― Co mnie interesuje Twoja córka. ― prychnąłem. ― Może zwiała, w końcu ma ojca psychopatę, który pewnie nie zaspokaja żonki albo ją leje, albo własna córka jest dla niego powietrzem.
― Masz dzieci? ― zapytał, a ja wzruszyłem ramionami. O żadnych nie było mi wiadomo, poza tym, zawsze się zabezpieczałem i nie było mowy o wpadce. ― Umówmy się. ― powiedział mężczyzna. ― Dam Ci telefon, zadzwonisz do kogoś ze swoich ludzi i załatwisz, aby Lucy wróciła do domu, a w zamian, wyjdziesz na wolność.
― Dobre zagranie. ― powiedziałem. ― Myślisz, że kiedykolwiek podałbym numer do kogokolwiek z moich ludzi? Nie wiem, co sobie ubzdurałeś w tym pustym łbie, ale powiem Ci tylko jedno, że jeśli stąd wyjdę, to nie dość, że stracisz pracę, to pożegnasz się z córeczką. ― mężczyzna zaśmiał się, mówiąc, że groźby skierowane do policjanta mogą skończyć się dla mnie źle. ― Jaja sobie robisz? Wyłączyłeś kamery, tylko po to, aby wyżyć się na mojej gębie. ― uderzył w stół. ― Jeśli to wszystko, to ja pójdę. ― wstałem i dałem się wyprowadzić innemu policjantowi. ― Proszę mi załatwić rozmowę z komendantem. ― widziałem, że chłopak był nowy i na pewno to zrobi. Z młodzikami zawsze tak było, trzymali się każdego najdrobniejszego paragrafu.
Wróciłem do swojej celi, rozwaliłem się na niewygodnym łóżku, po czym próbowałem zebrać myśli. Musiałem stąd się wydostać, byłem pewny, że Brudny Pies odpowiednio zajmie się moją kliką, więc bez obaw o mojego brata i Carly mogłem poczekać na adwokata. Gdyby Blaise zajął moje miejsce, prawdopodobnie po moim powrocie nie byłoby połowy moich ludzi, a ja za to bym odpowiedział przed Sfinksem. Nasz szef na samym początku zaznaczył, że mamy dogadywać się ze sobą w razie takich sytuacji. Pomimo tego, że niedawno udało nam się dojść do przyjacielskich relacji, już dawno oboje stwierdziliśmy, że nie ma innych, lepszych ludzi od zajmowania się naszymi klikami. W końcu, z jakąś częścią jego ludzi przechodziłem testy i przez pierwsze lata byłem w jednej klice.
― Wstań i podejdź do krat. ― nakazał młodzik. Zrobiłem to, o co mnie poprosił, po czym ten szybko założył mi kajdanki, a następnie otworzył celę. Ze śmiechem spostrzegłem, że nie dopiął ich i z łatwością mogłem się uwolnić. Ukryłem to jednak, mając nadzieję, że uda mi się dojść do porozumienia z komendantem, a jeśli nie, będę próbował uciekać.
Wszedłem do biura starszego mężczyzny, którego dobrze kojarzyłem. Wiele lat temu był zwykłym pieskiem, który nie raz ani nie dwa łapał mnie za nawet drobne przewinienia. Co prawda był nieco wtedy podobny do Adamsa, ale on nie zwariował na punkcie przymknięcia nas. Był mądrzejszy, o wiele.
― Siema Stanley. ― przywitałem się, siadając naprzeciwko niego. Mężczyzna kiwnął do swojego pracownika głową, a ten wyszedł z pomieszczenia. Rozśmieszyło mnie to, bo facet wiedział, do czego byłem zdolny, a najzabawniejsze było to, że bez żadnego problemu mogłem podejść i skręcić mu kark. ― Cieszę się, że zgodziłeś się ze mną pogadać. ― powiedziałem, jak ucieszony nastolatek.
― Co Ci się stało Davis? ― zapytał. ― Z nudów obijasz się o ściany? ― zakpił, a na mojej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech.
― Nie narzekam na nudę, w końcu jestem w sektorze dla Black Widow. ― mężczyzna uniósł brew. ― Do tego chciałem złożyć skargę na Adamsa. Podczas przesłuchania wyłączył wszystkie kamery i zaczął mnie okładać pięściami za każdym razem, kiedy nie pasowała mu moja odpowiedź.
― Masz tu wniosek i długopis. ― powiedział, a ja, jak gdyby nic, wziąłem się za pisanie. Co znów w tym wszystkim było śmieszne, że pierw zdjąłem kajdanki. ― Zajebie młodego. ― warknął i chciał go wołać, ale mu przerwałem,
― Wyluzuj, młody się dopiero uczy. ― powiedziałem. ― Słuchaj, chciałbym zostać przeniesiony do odpowiedniego sektora, bo w końcu myślicie, że należę do Dagger, więc tam mnie ześlij.
― To też sprawka Adamsa? ― kiwnąłem głową, a mężczyzna wyciągnął swój telefon i zadzwonił do wcześniej wspomnianego pieska. Ten zjawił się dwie minuty później. ― Powiesz mi, dlaczego Davis siedzi w celi z Black Widow? ― zapytał komendant, a mężczyzna zbladł. ― Do tego pobiłeś go w czasie przesłuchanie, które nie dość, że nie było mi zgłoszone, to jeszcze wyłączyłeś kamery.
― On porwał moją córkę! ― krzyknął, a ja się roześmiałem. ― Dlaczego on jest bez kajdan? Może jeszcze Wam kawusi przynieść?!
― Jak mogłem Ci porwać córkę, skoro od kilku dni siedzę tutaj? ― uniosłem brew. ― A jeśli już proponujesz, to czarną z mlekiem poproszę. ― wyszczerzyłem się, a mężczyzna wyciągnął pałkę policyjną i chciał mnie uderzyć.
― Jesteś zawieszony do momentu, aż nie zastanowię się, czy Cię zwolnić! ― mężczyzna kopnął regał z papierami, po czym rzucił na biurko odznakę, broń i inne duperele, a następnie wyszedł. ― A Ty mnie posłuchaj. ― kiwnąłem głową. ― Twój adwokat zniknął bez śladu, nie wiemy, gdzie jest i czy w ogóle żyje. ― uniosłem brew. ― Mogę Ci kogoś przydzielić z urzędu.
― Chciałbym wysłać list do kogoś. ― powiedziałem. ― Mogę napisać to przy Tobie, żaden problem. ― mężczyzna uniósł brew, oczekując ode mnie jeszcze jakichś wyjaśnień. ― Nie chcę adwokata z urzędu. Napiszę do innego, nie znam jego numeru, ale wiem, gdzie mieszka jego brat. Doniesie mu. ― mężczyzna kiwnął głową, podając mi pustą kartkę i długopis.
Mój adwokat się wykruszył, potrzebna mi Twoja pomoc Salvo. ~ Paul
Nigdy nie lubiłem się rozpisywać. Poza tym wiedziałem, że jeśli Dylan przeczyta ten list, od razu zaniesie go do mojego domu, gdzie Brudny Pies, będzie wiedział, że będą musieli mnie wyciągnąć sami. Salvo, to było imię jednego z najsłynniejszych adwokatów w tym mieście, kiedyś ustaliliśmy, że będziemy się nim posługiwać, w razie takich przypadków.
######
kolejny będzie od razu, jak dobijecie 1000 gwiazdek;p
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro