ZAZDROŚĆ WSZYSTKO NISZCZY
SHAWN
Nie mogłem uwierzyć w to, że moja mała księżniczka miała być gangsterką. Mimo że podobało mi się to, jak wyglądała z bronią i w ogóle, to bałem się, że mogła zbyt wcześnie umrzeć. Brudny Pies skreślił jej całą przyszłość, co mnie strasznie wkurwiało. Ona mogła zrobić wszystko, miała tyle możliwości, sam bym wolał się z nią "rozstać" na jakiś czas, aby sobie ułożyła życie. Ja nie mogłem odejść z gangu, ale gdybym miał tę możliwość, to bym z niej skorzystał. Carly otworzyła mi oczy, zmarnowałem swoje życie, gdybym był inny, to na pewno nigdy nie pomyślałbym o dołączeniu do takiej organizacji.
Jeśli chodzi o jej testy, to co miałem powiedzieć, bałem się cholernie, zresztą tak samo jak jej bracia i wszyscy z naszego domu. Prawdę mówiąc, mało kto z nas wierzył w to, że jej się uda, zawsze była taka delikatna, miła dla wszystkich i dobra. Tyle razy mnie uspokajała, tłumaczyła, abym nie był taki "agresywny", a po tym wszystkim, to jej szajba odbiła. Zaczęłam więcej przeklinać, rzuca się do mnie i za dużo czasu spędza z bratem Paula. Niby on i Heather mają coś ku sobie, ale nic nie wiadomo.
Nigdy nie lubiłem się kryć z tym, jak się czułem. Jak byłem wściekły to, to pokazywałem, jak byłem szczęśliwy, to też to robiłem. Tego dnia, moja wściekłość przekraczała wszelkie granice, kiedy usłyszałem, że Simon miał do nas wrócić. Co znudziło mu się życie rodzinne i potrzebuje adrenaliny? Jak on sobie to wyobrażał? Że wróci i co? Carly rzuci mu się w ramiona? Wróci do niego? Jasne i co kurwa jeszcze?! Ona była moja, a ja jej nigdy nie pozwoliłbym ode mnie odejść. Kochałem ją, była dla mnie wszystkim i byłem pewny, że tak zostanie. Jednak musiałem z nią porozmawiać na spokojnie, bo sytuacja się skomplikowała, ja przegiąłem i ona przegięła.
― Gdzie Carly? ― zapytałem, wchodząc do salonu. Will, który widocznie przystawiał się do córki Adamsa, wskazał mi biura Paula. ― Długo tam siedzi? ― zapytałem.
― Jakieś dwie godziny. ― powiedział Dylan, który grał z Camem i Charliem. Zacisnąłem pięści i miałem już przywalić w ścianę, ale powstrzymał mnie głos chłopaka. ― Ona mu pomaga znaleźć nowy dom.
― Świetnie. ― warknąłem pod nosem i poszedłem do biura szefa. ― Masz dla mnie jakąś robotę? ― zapytałem, wchodząc bez pukania. Carly nawet na mnie nie spojrzała, tylko przepisywała coś na kartkę.
― W sumie to tak, za jakieś trzydzieści minut ty i Carly pojedziecie zobaczyć te dwa adresy. Ona będzie wiedzieć, na co zwrócić uwagę. Idź się ogarnąć, ubierz jakiś garniak czy coś. ― parsknął śmiechem, a ja przewróciłem oczami, po czym wyszedłem z pomieszczenia.
― Przecież my się pozabijamy! ― usłyszałem jeszcze. Miałem wrócić i zacząć się drzeć, ale miała rację. Między nami była taka napięta atmosfera, że głowa bolała. Musiałem to zmienić, powiedzieć jej po raz enty, że była dla mnie całym światem.
Wróciłem do naszego pokoju, poszedłem pod prysznic, a potem ubrałem się w niebieskie jeansy, białą koszulkę i tego samego koloru buty. Na grzbiet nałożyłem jeszcze kurtkę jeansową. Nie lubiłem się stroić, tak jak większość gangsterów wolałem chodzić w dresach, a na akcje ubierałem tak zwane bojówki lub luźne jeansy. Mało też rzeczy miałem nieczarnych. Dobrze, że kiedyś Carly wyciągnęła mnie na zakupy i zmusiła mnie do kupna tego.
― W końcu to ubrałeś. ― powiedziała, wchodząc do pokoju. Uśmiechnąłem się, co odwzajemniła, po czym wyminęła mnie. Wzięła kilka rzeczy i poszła do łazienki, od razu poszedłem za nią. ― Nie będę się załatwiać przy Tobie. ― przewróciłem oczami i wyszedłem z pomieszczenia, do którego wróciłem po kilku minutach. Dziewczyna stałą przed lustrem w samej, czarnej koronkowej bieliźnie. ― Pilnujesz, żebym nie ubrała się zbyt wyzywająco?
― Nie, ale jak masz zamiar coś takiego założyć, to ja Ci pójdę po inne rzeczy. ― westchnęła. ― Nie obrażaj się na mnie za to, że jestem zazdrosny o Ciebie. ― pokręciła głową, widziałem, że miała mi coś do powiedzenia, ale nie chciała rozpoczynać kłótni. ― Poczekam w salonie. ― wyszedłem i od razu poszedłem do wspomnianego pomieszczenia.
Carly zeszła niecałe dziesięć minut później, była ubrana w jasne jeansy bez żadnych dziur, białą koszulę i czarną marynarkę. Włosy miała rozpuszczone, a przez to, że miała wcześniej warkocz, jej włosy były pofalowane. Wyglądała pięknie, zresztą, jak zwykle.
― A wy co? Na randkę idziecie? ― zakpiła Heather. ― A jeszcze rano skakaliście sobie do gardeł. ― moja dziewczyna wyjaśniła jej wszystko. ― Nie pozabijajcie się w tym samochodzie. ― oboje przewróciliśmy oczami, co wywołało śmiech wszystkich.
Poszliśmy do garażu, wsiedliśmy do mojego samochodu, po czym dziewczyna powiedziała mi, gdzie miałem jechać. Naszym zadaniem było porównać dwa domy, do których potencjalnie mieliśmy się wprowadzić. Przez prawie całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie, ale jak już prawie byliśmy u celu, zatrzymałem się na uboczu.
― Pogadajmy. ― spojrzała na mnie. ― Głupio wyszło rano, nie chciałem się tak zachować....
― Gdybyś nie chciał, to byś tego nie zrobił. ― przerwała mi. ― Posłuchaj Shawn, ja już nie mam siły. Twoja zazdrość o wszystko mnie przerasta, jeśli tak dalej pójdzie, będziemy musieli sobie zrobić przerwę. Tobie nie pasuje to, że jestem w gangu, to, że Simon wraca, a znając Ciebie, nie pozwoliłbyś nam nawet rozmawiać. Nie chcę tak żyć. ― w jej głosie słychać było, że mówiła to z bólem, ale to i tak nie miało się nic do tego, co ja poczułem. ― Jedź już, mam jeszcze plany na później. ― chciałem zapytać, co niby miała robić, ale pewnie zacząłbym się drzeć. Pojechałem posłusznie pod odpowiedni adres.
######
ten krótszy, pisany na szybko
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro