MUSI TO DO NICH DOTRZEĆ
Byłam taka szczęśliwa, kiedy praktycznie bez szwanku udało nam się zakończyć tę akcję. Zwłaszcza że każde z nas przeszło swoje testy. Mimo że ja byłam chyba najbardziej poturbowana, to nie martwiłam się, jednak najbardziej wkurzało mnie to, że musiała się za kumplować z blizną na twarzy, która miała mi zostać do końca moich dni. Shawn cały czas chodził za mną i pytał, jak się czułam i czy chciałam jeszcze z nim być. Bądźmy szczerzy, to, co działo się na tych testach nie tyle, ile wywarło na mnie ogromne wrażenie i wyrzuty sumienia, przez które miałam co noc koszmary, to jeszcze zdołały mnie cholernie szybko zmienić. Kiedy przebudziłam się przed ostatnim testem, czułam się potwornie, gdy patrzyłam w lustro, miałam ochotę je rozwalić, bo byłam świadoma tego, co zrobiłam. Jednak szybko przyswoiłam sobie, że jeśli chciałam być blisko swoich, to musiałam się ogarnąć i przynajmniej przez większość mojego życia udawać, że wszystko było w porządku.
Na tej akcji, każde pociągnięcie spustu już nie robiło na mnie wrażenia. Zabiłam około dziesięciu policjantów, ojców, matek, dzieci. Mimo to, nie zawahałam się ani razu. Byłam obojętna, widząc martwe ciała pod moimi stopami. Po uwolnieniu Paula, chciałam albo raczej marzyłam o tym, żeby był z nas wszystkich dumny. W dużej mierze, ja i Dylan zostaliśmy gangsterami, aby go uratować i nie stracić z nikim kontaktu. Nie umiałabym wysiedzieć w swoim mieszkaniu i w szkole, bezradność by mnie wykończyła. Wkurwiłam się, kiedy Paul, a raczej Demon, bo właśnie tak nazywali go gangsterzy, którzy nie mieli z nim bliższych kontaktów, był wściekły i na pewno, gdyby mógł, to rozszarpałby Brudnego Psa za to, do czego doprowadził.
― Trzeba Cię opatrzeć. ― powiedział Dylan, kiedy zostaliśmy sami. Podczas akcji nie czułam bólu, tylko delikatne szczypanie, ale to tylko za sprawą adrenaliny, która mimo mojej obojętności, cały czas we mnie buzowała, ― Jak Cię Shawn zobaczy, to zawału dostanie. ― dodał po chwili, a ja nie mogłam się z nim nie zgodzić.
Harrison stał się jeszcze bardziej nadopiekuńczy, co mnie zaczęło irytować. Od tych kilku dni nieustannie się kłóciliśmy, on cały czas powtarzał mi, że się o mnie bał, bo gang to nie było miejsce dla mnie. Moja irytacja wtedy sięgała zenitu, bo skąd on mógł to wiedzieć? Ledwo co stałam się częścią półświatka, a już to każdy stwierdzał. Wiele razy nocowałam w swoim pokoju razem z Dylanem i Lucy, bo nie mogłam go znieść. Moi bracia, mimo że się martwili, to stwierdzili, że nie będą mi robili kazań, bo sami lepsi nie byli. Jednak co było najgorsze w tej nadopiekuńczości ze strony czarnowłosego? Fakt, że mogliśmy zostać przez to rozdzieleni i broń Boże na akcji to on skończyłby swój marny żywot.
― Dzięki. ― powiedziałam, kiedy jeden z gangsterów mnie opatrzył. On tylko kiwnął głową i poszedł robić swoje. Ja w tym czasie chciałam wrócić do domu, ale musieliśmy czekać aż O.G skończą gadać. ― Potrafiłabyś zamordować własnego ojca? ― zapytałam Lucy, która razem z Dylanem siedzieli obok mnie.
― Nie mam pojęcia. ― przyznała. ― Nie chcę mieć z nim nic wspólnego, szkoda mi tylko matki, która musi się z nim użerać. Od kilku ładnych lat nie interesuje go rodzina, tak szczerze to nawet nie pamiętam dnia, w którym spędzaliśmy razem. On kompletnie oszalał.
― Znając Paula, on tak szybko nie odpuści i prędzej czy później będziesz musiała to zrobić. ― powiedziałam pewnie. ― Każde z nas będzie musiało zamordować kogoś, na kim nam zależy albo kiedyś zależało. ― westchnęłam. ― Jak mam być szczera, to chyba wolałabym być w innej klice.
― A to nie tak, że dołączyłaś do Dagger, aby być blisko Shawna i reszty? ― kiwnęłam głową. ― Czemu zmieniłaś zdanie? ― zapytał młody Davis, po którym widać było, że nie rozumie mojego toku myślenia.
― Nie chciałabym, aby ktoś z nich stracił życie, bo będzie chronił mnie. ― powiedziałam po nieco dłuższym zastanowieniu. ― Mam dość tego, że ciągle robią mi wyrzuty o to, chociaż sami są nie lepsi. Bliźniacy sami stwierdzili, że jestem dorosła i sama powinnam podejmować decyzje, a poza tym, oni jeszcze wcześniej dołączyli do gangu. Nie robią mi godzinnych kazań, bo zdają sobie sprawę, że niczego nie zmienią. Paul, Shawn też nie.
― To źle, że się o Ciebie martwię? ― odwróciłam się, za mną stał wkurzony Shawn, a chwilę później dołączył Paul. Super, podwójny opierdol, tylko o tym marzyłam... ― Jeśli chcesz, to proszę bardzo. Idź do innych klik, ale nie myśl, że tam będziesz tak samo traktowana jak u nas. U Brudnego Psa i u innych będziesz nic nieznaczącym żółtodziobem, którego będą wysyłali na pierwszy ogień, bo takich łatwo można zastąpić!
― Coś jeszcze macie mi do powiedzenia? Czy możemy jechać już do domu, a tam O.G zdecyduje, co z nami będzie? ― zapytałam, całkowicie ignorując Shawna, który w oczach miał mord.
Kiedy byliśmy w domu, od razu poszłam pod prysznic. W sumie tak jak Lucy, bo obie byłyśmy we krwi i kurzu. Umyte i przebrane zeszłyśmy do salonu, Paul zawołał naszą trójką do swojego biura, aby z nami porozmawiać, chociaż pewnie to znaczyło, że będzie się darł, jak stare gacie, a później mścił. Oparłam się o ścianę i patrzyłam na Dylana, który zrobił to samo po drugiej stronie, Lucy była zmuszona usiąść naprzeciwko tatuśka, co widać było, nie bardzo jej odpowiadało. Nam tym bardziej, bo oboje wiedzieliśmy, że dostaniemy za to, a ona jedynie dostanie rozkaz pozbycia się Adamsa.
― Może mi ktoś wytłumaczyć, czemu dołączyliście do gangu? ― zapytał spokojnym głosem. ― Może ty zaczniesz, jesteś córką gliniarza, którą porwali moi ludzie. ― spojrzał na mnie. ― I to za sprawą Carly, bo podała im Twój adres.
― Nienawidzę go. ― powiedziała od razu. ― Chciałam dołączyć, aby się od niego uwolnić, poza tym, marzyłam o tym, aby w moim życiu było więcej adrenaliny u ryzyka. Jako kujon byłam wyśmiewana, nie licząc okresu od kiedy Carly pomogła mi zmienić mój wizerunek.
― To było skoczyć na bungee albo zacząć uprawiać jakiś ekstremalny sport. ― prychnął mężczyzna. ― Nie będę Cię opieprzał ani nic w tym rodzaju, chcę wiedzieć, co Tobą kierowało, aby do nas dołączyć. Pamiętaj, że gangsterzy nie mają za lekkiego życia. Mimo tego, że mają w chuj siana, o ile dostaną jakieś dobre zlecenie, żyją ze świadomością, że mogą w każdej chwili stracić życie. Mało kto dożywa do pięćdziesiątki, a co dopiero mówić o starszym wieku. ― spojrzał na mnie, po czym na swojego brata. ― Was powinienem wysłać na Syberię. ― uniosłam brew. ― Tyle razy Wam mówiłem, że ten świat nie jest dla Was, a i tak do niego dołączyliście. ― westchnął. ― Nie pochlebiam tego i nigdy nie będę, zwłaszcza że będę musiał zacząć Was traktować, jak normalnych gangsterów, a nie kogoś dla mnie bliskiego.
― Czyli co? Już nie jesteśmy dla Ciebie ważni? ― zapytałam. Nie dlatego, że bałam się, że stracę jakiekolwiek fory u niego i nie będę jego córeczką, tylko po to, aby wiedzieć, na czym stałam. Nie lubiłam się łudzić, że wszystko będzie cacy.
― Zawsze będziecie dla mnie ważni. Każdy, kto mieszka w tym domu, jest dla mnie ważny i to nieważne, ile sporów miałbym z tą osobą. Dokładnie dobieram sobie ludzi, z którymi mieszkam, aby mieć pewność, że niczego nie zjebią. Wy również będziecie mieszkać z nami, ale będę musiał poszukać większego domu, chyba że Carly chcesz cały czas mieszkać z Shawnem w jednym...
― Nie. ― powiedziałam krótko. ― Mam go dosyć, jak na razie. ― mężczyzna się zaśmiał. ― Paul? ― uniósł brew. ― Zanim zaczniesz nam robić wyrzuty i się drzeć na nas za nasze nieodpowiedzialne zachowanie, to posłuchaj mnie, a potem Dylana, okej? ― kiwnął głową ― Nigdy nie myślałam o tym, aby do Was dołączyć, ale nie mogłam znieść myśli, że Ty siedzisz w pace. Bezradność mnie wykańczała i pewnie tak też miał Dylan. ― spojrzałam na chłopaka, a on kiwnął głową. ― Każdy z nas jest świadomy tego, że jak my nie stracimy życia, to ktoś nam bliski zginie. Mówienie, że takie życie nie jest dla mnie, jest hipokryzją, bo od ponad roku tutaj mieszkam i jestem w to zamieszana. Black Widow wiedzą, kim jesteście dla mnie Wy, więc tak czy siak, mogłabym ponownie u nich skończyć. Nie byłam w gangu, a już ktoś próbował mnie zabić, a bądźmy szczerzy, byłam wtedy bezbronna. Teraz przeszłam wszystkie testy, zabiłam zdrajcę, wcześniej go torturując, a do tego dzisiaj odebrałam życie policjantom.
― Carly. ― mruknął mężczyzna, przerywając mi. ― Byłem na Was wkurwiony, to fakt, ale czasu nie cofnę. Brudny Pies wyjaśnił mi, że tak będzie po prostu lepiej. Nie mówię, że się do tego nie nadajecie, a widząc to, jak współpracujecie. ― spojrzał na mnie i na Lucy. ― To wiem, że dacie sobie radę, a sam fakt, że Wasza dwójka jest mi bardzo bliska, sprawia, że mnie to przeraża. ― westchnął. ― Słuchajcie, zamordowałem wielu ludzi, gangsterów, policjantów, a nawet cywili. Handlowałem ludźmi, sprzedawałem i kupowałem narkotyki, ogólnie robiłem wszystko, ale mimo to, jakieś uczucia we mnie są i się po prostu boję o swojego brata i o Ciebie. To samo się dotyczy reszty tych paskud. ― pokręciłam głową. ― Nie wkurzaj się na innych, bo oni muszą to zrozumieć, przekonać się, że nie jesteś słaba.
― A Ty wierzysz, że nie jestem słaba? ― zapytałam.
― Ja to wiem. ― powiedział pewnym głosem.
########
Od razu mówię, że piosenka w mediach była pierwszą, jaka mi się wyświetliła. XD
Miłego weekendu i życzcie mi, aby wena do mnie wróciła 😇
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro