MASZ MNIE, PAMIĘTAJ O TYM
Przez następne dni byłam na kilku akcjach, gdzie dowodził Alec, a jako że oboje nie "przepadaliśmy" za blondyneczką, wkurwianiem go nie musiałam się przemęczać. Na większości wyglądało to tak, że zamiast grozić dilerom lub dostawcom, przykładaliśmy sobie nawzajem spluwy do głów. Blaise za bardzo kozaczył, ile razy powtarzał, że się na mnie zemści. Znów mówił, że w niedalekiej przyszłości moi bliscy będą wąchać kwiatki od spodu. Ja na to wszystko miałam patrzeć i na samym końcu do nich dołączyć.
― Aniołku! ― przekręciłam się na drugi bok. ― Wstawaj, Carly. ― Alec zaczął mnie szturchać. ― Wiem, że masz wakacje, ale nie od obowiązków. ― westchnęłam, otwierając oczy.
― A zrobisz mi kawę i coś do jedzenia? ― kiedy się zgodził, leniwie wstałam z łóżka i udałam się do łazienki, gdzie wykonałam rutynowe czynności.
Wyszłam z łazienki w samej bieliźnie, na moim łóżku już siedział zielonooki ze śniadaniem dla mnie. Bez słowa podeszłam do szafy i ubrałam na siebie zwyczajną czarną bluzę bez kaptura i tego samego koloru jeansy z dziurami. Spojrzałam na chłopaka, był smutny. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie, przeraziło mnie to.
― Wszystko okej? ― usiadłam obok niego. Alec spojrzał na mnie i blado się uśmiechnął. W jego oczach dostrzegłam łzy, a cała jego twarz była blada. ― Mów do mnie. ― dotknęłam jego policzka, chcąc go jakoś zmusić do mówienia. Nieważne co mu było, chciałam mu pomóc, w końcu przez te miesiące on pomagał mnie.
― Mój najlepszy i w sumie jedyny przyjaciel z poprzedniego życia zginął. ― pociągnął nosem. ― Zajebali go. ― spuścił głowę. ― Mówiłem Ci, że nie byłem zbyt popularny w szkole, co nie? ― kiwnęłam głową, był tak samo nękany, jak ja i Gwen. ― On też miał problemy, nawet gorsze ode mnie, ale mimo wszystko skończył szkołę i poszedł na studia. Nie wiem jak, ale wszyscy, którzy nas nękali byli w tym samym akademiku i na uczelni. ― urwał na chwilę. ― Jak gadałem z jego mamą, powiedziała, że zatłukli go kijami bejsbolowymi pod akademikiem. A wiesz, co jest najgorsze? ― uniosłam brew, nie chcąc mu przerywać. ― Że to moja wina. Gdybym go nie zostawił, został z nim lub zabrał ze sobą, wciąż by żył.
― To nie Twoja wina. ― powiedziałam. ― Gdybyś został, może też byś tak skończył, a jeśli byś go zabrał, możliwe, że zginąłby tak samo, ale podczas tortur. ― chłopak mnie przytulił. Wiedziałam, że było mu ciężko, tak samo, jak mi po "śmierci" Gwen. ― Pamiętaj, że masz mnie, jeśli chcesz się zemścić, to Ci pomogę. ― zaczęłam głaskać go po włosach. ― Mamy dzisiaj do zrobienia?
― Za dwie godziny mamy skok na bank. Jedziemy my, Blaise, Paul, Dylan, Heather. Zjedz i pójdziemy na zebranie, wszystko tam nam powiedzą. ― kiwnęłam głową i wzięłam się za jedzenie.
Kilak minut później siedzieliśmy już w "sali zebrań", oprócz osób, które wymienił Alec i nas, był również Shawn, Will i Nick, ta trójka miała odwrócić uwagę policji, kiedy my będziemy chcieli zwiać. Plan miał polegać na tym, że nasza szóstka, jak gdyby nic wchodzi do banku, hakerzy od nas zamykają każde możliwe wejście, a jeszcze inni ludzie nadzorują wszystko przez drony. Na szczęście mój brat nie brał w tym udziału, bałabym się, że mogłoby mu się coś stać, a kolejnej straty bym nie przeżyła.
Jednak wracając do planu, Paul i Heather zajmują się wydobyciem hajsu, a my mamy pilnować zakładników i załatwić ochroniarzy. Miałam nadzieję, że nie będziemy musieli zabijać cywili, chociaż znając życie, znajdzie się jakiś odważny, który będzie próbował uciekać.
Mieliśmy piętnaście minut na przebranie się i zabranie odpowiedniej broni, więc nie czekając na nic, pobiegłam do swojego pokoju, zmieniłam jeansy na czarne bojówki, po czym wyciągnęłam kominiarkę i w biegu włożyłam buty. W "zbrojowni" wzięłam broń, którą doczepiłam do uda i do paska, po czym udałam się do garażu, gdzie wszyscy już prawie byli.
Czekaliśmy tylko na blondyna, który jak zwykle miał na wszystko czas. Widziałam po minie Paula, że był wkurwiony, nic dziwnego. Blaise zawsze robił wszystko by tylko każdego wkurwiać i jednocześnie utrudniał nam wszystkim dane zadania. Nie wiem, co on chciał osiągnąć, bo prawda była taka, że Sfinks nie stał po jego stronie i gdyby, przykładowo, Paul "dał mu nauczkę", to Sfinks ewentualnie by po nim poprawił. Blaise miał za wysokie ego, ale to nic nowego.
Kiedy w końcu blondi raczyła do nas dołączyć, już bez żadnego zbędnego gadania wsiedliśmy do odpowiednich samochodów i pojechaliśmy pod bank. Droga zajęła mi na ignorowaniu Blaisa i trzymaniu za rękę Aleca, który cały czas był przybity. Smutek mu nie pasował, nie dość, że był czymś nowym, to jeszcze chłopak wyglądał jak trup. Tak nie mogło być. Musiałam mu pomóc.
Na miejscu wszystko działo się bardzo szybko, weszliśmy do banku, każdy miał zrobić, to co mu przydzielono, łatwizna, prawda? Oczywiście, ale nie dla blondyneczki, która zaczęła się do mnie rzucać i strzeliła mi pod nogi. Spojrzałam na Paula, z nadzieją, że pozwoli zająć mi się czymś innym i na szczęście kazał mi porozwalać wszystkie telefony cywili. Alec dał mi młotek, prosząc, abym nie pytała, dlaczego go ze sobą miał.
― Kasa spakowana! Czekamy na wsparcie! ― krzyknął Paul, a my tylko pokiwaliśmy głowami. Stanęłam obok Aleca, który oparł się o moje ramię. Wokół nas było mnóstwo torb z pieniędzmi i przestraszonych cywili, którzy nawet bali się na nas popatrzeć.
― A Ty się do wszystkich tak kleisz? ― zapytał mnie Blaise z perfidnym uśmieszkiem. Nie chciałam się z nim kłócić akurat tego dnia, miałam inny cel. ― Każdemu dałaś już dupy, czy taka wyrafinowana dziwka wybiera sobie chuja? ― zacisnęłam pięści.
― Ktoś tu ma do Ciebie żal, że ta blond-kurwa zdechła. ― mruknął do mnie Alec, na co cicho się zaśmiałam. Nie umknęło to Blaisowi, byłam pewna, że domyślał się, że ja to zrobiłam, ale nikt mu tego nie potwierdził. ― Dalej nie mogę uwierzyć, że spaliłaś jej powieki, jesteś szurnięta. ― Blaise zacisnął pięści. ― Zanim ta bomba wybuchła, pewnie robale już się dostały jej do oczu, wyobraź sobie, jak musiała się przewracać w grobie. ― pokręciłam głową, rzeczywiście byłam szurnięta.
― Przewracała się w grobie tak samo, jak Twój braciszek. ― powiedział poważnie Blaise, Alec trzymał mnie w pasie, abym się nie wyrwała, wciąż to był dla mnie ciężki temat. ― Myślisz, że kto odstrzelił ten helikopter? Policja? Black Widow? Śmieszna jesteś, oni nawet o tym nie pomyśleli. ― nie wytrzymałam, rzuciłam się na niego i zaczęłam tłuc po mordzie bez opamiętania. Nie było mi dane go zatłuc na śmierć, bo Paul mnie odciągnął. ― Było się wykrwawić rok temu, wszystkim by to wyszło na dobre! ― tym razem Paul zacisnął pięści, ale nic nie zrobił. ― Ta klika miała być moja! Cały gang miał być mój! ― jedyne co mi się nasuwało wtedy? Że Blaise to wariat!
― Bierzcie te torby zmywamy się! ― warknął i odsunął mnie od blondyna. Byłam wściekła, w tamtym momencie wiedziałam, że nawet jeśli Sfinks miałby mnie odstrzelić, to najpierw zemszczę się na tym skurwysynie. ― Chodź, nim się zajmiemy później.
Po powrocie do domu, od razu poszłam się wyżyć na worku treningowym. Jeżeli Sfinks by wtedy odpuścił, naprawdę zrobiłabym coś, za co mogłabym umierać w męczarniach. Blaise się przyznał do tego, że zabił naszych ludzi, mojego brata i przyjaciela! Wewnątrz rozsadzało mnie, nie wiedziałam, czy miałam płakać, zacząć krzyczeć albo od razu kogoś odstrzelić. To był jeden wielki chaos.
― Aniołku. ― Alec objął mnie w pasie. ― Szef wzywa, chodź. ― złapał mnie za rękę i oboje wyszliśmy z pomieszczenia, kierując się do odpowiedniego biura. Znów była cała trójka i tym razem Alec wszedł ze mną.
― Demon opowiedział mi, co się działo na napadzie. ― zaczął Sfinks. ― Blaise zamordował naszych ludzi, pomagając tym policji i Black Widow, nie będę więcej tego przedłużał. Alec idź i weź ze sobą kilku ludzi, macie go przetransportować do trzydziestki dwójki, a Ty się będziesz mogła nim zająć.
― Nie tylko ja powinnam się nim zająć. ― powiedziałam. ― Paul, Jeff i pewnie kilka innych osób chciałoby mieć w tym swój udział. ― spojrzałam na Paula, który się do mnie uśmiechnął. Sfinks zgodził się na to, w końcu było wiele sposobów, aby go torturować, nie zabijając go. ― Jeśli można, to przesuńmy to na jutro, mam dzisiaj w planach jeszcze jedno morderstwo.
― Masz dwa dni, niech Blaise sobie tam posiedzi. ― kiwnęłam głową. ― Potrzebujesz kogoś? ― kiedy odpowiedziałam, że tylko Aleca, mężczyzna pozwolił mi już iść.
Zanim Alec wrócił, ja zdążyłam się dowiedzieć wszystkiego na temat zabójstwa jego przyjaciela. Kiedy namierzyłam wszystkich powiązanych z tym morderstwem, byłam z siebie dumna. Alec był zdziwiony tym, że tak szybko zaczęłam działać i że w ogóle chciałam mu z tym na serio pomóc.
― Wymiękasz? ― zapytałam, kiedy po raz enty, zapytał, dlaczego to dla niego robię. Chłopak zaprzeczył, ale znów powtórzył to samo pytanie. ― A czemu Ty mi pomagałeś przez te miesiące? Miałeś ze mną tylko łazić do szkoły i pilnować...
― Lubię Cię. ― powiedział, przerywając mi. ― Dlatego to robiłem. ― spojrzałam na niego z uśmiechem, co odwzajemnił. ― To, dlaczego mi pomagasz? Nawet go nie znałaś...
― Wystarczy mi, że poznałam Cię. ― mruknęłam. ― Poza tym, nie powinieneś być taki. ― uniósł brew. ― Smutny, nie pasuję Ci to. ― spojrzał na mnie, zatrzymując się na poboczu. ― Nie patrz tak na mnie, od tych paru miesięcy nigdy taki nie byłeś, nie dziw się, że mnie to przeraża. ― zaśmiał się, kręcąc głową, ale nie odpowiedział mi, ruszył w dalszą drogę.
########
Dwa do końca!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro