BĘDZIE BŁAGAŁ O LITOŚĆ
Pogrzeb naszego brata i reszty naszych przyjaciół odbył się następnego dnia. Jeff był na skraju załamania nerwowego, a ja nie trzymałam się o wiele lepiej. Tego dnia z nikim nie zamieniłam nawet jednego słowa; ignorowałam każdego. Siedziałam tylko obok Jeffa, dając mu znak, że miał jeszcze mnie, a ja nie zamierzałam go zostawiać. Najpierw, wiele lat temu, tata zginął, później mama, teraz Ali. To był ten czas, kiedy musiałam dopilnować, aby Jeff żył i sama też nie mogłam dać się zabić. Mimo że wierzyłam w to, że nad nami oni wszyscy czuwali, to już nie mogliśmy z nimi usiąść, pogadać i się pośmiać, Żałowałam, że nie zdążyłam im pokazać albumów, które wzięłam ze sobą, wtedy w trójkę moglibyśmy powspominać stare, dobre czasy.
― Jak się trzymasz? ― zapytał Shawn. Stałam oparta o drzewo i patrzyłam na groby i Jeffa, który klękał przy jednym z nich. Zmierzyłam chłopaka wzrokiem i ponownie spojrzałam w tamtą stronę. ― Carly... ― dotknął mojego policzka, od razu się odsunęłam.
― A jak mam się trzymać, co?! ― warknęłam w jego stronę. ― Zginął mój brat i przyjaciel, a drugi walczy o życie. ― do oczu naszły mnie łzy. ― Możesz sobie w końcu darować? Zwłaszcza teraz?
― Mój przyjaciel też zginął, a z Alem też się zacząłem dobrze dogadywać. ― jakby to cokolwiek miało zmienić. ― Moore, do cholery. ― westchnął. ― Przepraszam za wszystko, okej? Zachowałem się gorzej niż dupek. Nie powinienem tak reagować na słowa Simona, zazdrość górowała nad rozumem.
― Jak zwykle. ― prychnęłam. ― Posłuchaj mnie, bo nie będę się dwa razy powtarzać. ― spojrzałam mu w oczy. ― Nie wrócę do Ciebie ani teraz, ani chyba nigdy. Męczył mnie ten związek, a uświadomiłam to sobie, kiedy z Tobą zerwałam. ― w oczach chłopaka widziałam ból, ale nie zamierzałam cofać swoich słów.
― Daj mi ostatnią szansę, zmienię się, obiecuje. ― spojrzałam na brata, który szedł w naszym kierunku.
― Już na to za późno. ― odpowiedziałam i nie czekając na jego odpowiedź, ruszyłam w stronę Jeffa, który od razu mnie do siebie przytulił. Patrząc na te trzy groby, łzy cisnęły mi się do oczu, ale widząc załamanego Jeffa, wiedziałam, że to ja musiałam być ta silna.
― W pewnym momencie poczułem, jakby ktoś zabrał połowę mojej duszy. ― powiedział ze łzami w oczach. ― Nie poradzę sobie bez niego. ― wyznał, a ja złapałam w dłonie jego twarz. ― Najpierw mama zginęła, potem prawie Ty odeszłaś, a teraz On...
― Poradzimy sobie Jeffy. ― powiedziałam poważnie. ― Pamiętaj, że ja zawsze będę przy Tobie, nie zastąpię Ala, ale spróbuję mu choć trochę dorównać. ― ponownie mnie przytulił. ― Jak byłam w domu, to wzięłam wszystkie albumy...
― Jasne. ― powiedział, uśmiechając się blado.
Następnego dnia, niestety musiałam iść do szkoły. Jeff został na noc, więc nie zdziwiło mnie to, że obudziłam się przytulona do niego. Po cichu, tak, aby go nie obudzić, wstałam z łóżka i poszłam wziąć krótki prysznic. Po odświerzającej kąpieli, próbowałam zakryć wory pod oczami i zniwelować spuchnięte oczy, ale nic mi nie pomogło. Porzuciłam bawienie się kosmetykami i tylko rozczesując włosy, wyszłam z pokoju. Jeff nadal spał, co mnie cieszyło, bo prawda była taka, że zasnęliśmy jakieś trzy, może cztery godziny wcześniej. Długo nam zajęło samo wspominanie, a potem był czas na śmiech i płacz. Miałam nadzieję, że zastanę Brudnego Psa, bo chciałam go poprosić, żeby dał mu kilka dni wolnego, chociaż nie wierzyłam w to, że się zgodzi. W końcu ten świat nigdy nie śpi.
Odwróciłam wzrok od brata i otworzyłam szafę, z której wyciągnęłam czarne jeansy z łańcuchem i przetarciami oraz tego samego koloru bluzę z kapturem, który od razu założyłam na głowę. Po krótkim zastanowieniu, zagarnęłam jeszcze kurtkę, która również była czarna. Powrzucałam wszystkie niezbędne rzeczy do torby, po czym wyszłam z pokoju. Na schodach spotkałam się z Simonem, który próbował uspokoić Lily. Spojrzał na mnie z pogardą w oczach, ale ja sobie nic z tego nie robiłam, tylko podeszłam do niego i dotknęłam czoła dziewczynki.
― Ma gorączkę. ― powiedziałam. ― Zmierz jej temperaturę albo od razu jedź do lekarza. ― nie czekając na jego odpowiedź, poszłam w stronę kuchni, gdzie zastałam Paula, szefa moich, znaczy mojego brata, Sfinksa i jakiegoś chłopaka, który stał do mnie odwrócony tyłem. Na pewno miał dłuższe brązowe włosy, które nie były w żaden sposób ułożone. Mogłam się założyć, że po wstaniu, tylko przeczesał je ręką i nic innego z nimi nie robił. Nie dało się ukryć, że był wysoki, co nie dało się ukryć, bo przewyższał nawet Jeffa.
― Wyglądasz okropnie. ― stwierdził Paul, zauważając mnie. Wzruszyłam ramionami, po czym podeszłam do lodówki, otwierając ją. Nie chciało mi się jeść, więc wyciągnęłam energetyka, który był Dylana, bo on tylko takie pił, po czym odwróciłam się i znów spojrzałam na chłopaka. Na oko miał dwadzieścia parę lat, wielkie zielone oczy, które były podkrążone. Na sobie miał białą koszulkę, która była przykryta czarną kataną, a na tyłku zwyczajne czarne jeansy. Już z daleka było widać, że miał styczność z półświatkiem. ― To jest Alec, będzie z Tobą chodził do klasy.
― Spoko. ― mruknęłam. ― Jestem Carly. ― powiedziałam, a chłopak się uśmiechnął, a ja to odwzajemniłam. ― Nie patrzcie tak na mnie. ― powiedziałam po kilku minutach ciszy. ― Powiedzcie, co macie i spadamy.
― Pilnuj się Moore. ― powiedział Brudny Pies. ― Nie strzel Blaisowi w łeb na lekcji. ― zaśmiał się, a ja przewróciłam oczami, obiecując się postarać tego nie robić. ― Lepiej jej pilnuj. ― zwrócił się do chłopaka.
― Możemy już iść? ― zapytałam, patrząc bezpośrednio na Aleca, a on pokiwał głową. ― To świetnie. ― wyminęłam wszystkich, tym samym Shawna, który wszedł do pomieszczenia. ― Czekam na zewnątrz. ― nie minęło nawet pięć minut, a brązowowłosy stał już obok mnie.
― Chcesz iść na pieszo? ― zapytał, a ja wzruszyłam ramionami. ― Chodź. ― powiedział, uśmiechnięty, prowadząc mnie do wylakierowanego Porsche. Bez słowa wsiedliśmy do auta i po chwili z piskiem opon odjechaliśmy z posesji. ― Odważna jesteś. ― stwierdził, a ja spojrzałam na niego, unosząc brew. ― Życząc śmierci krewnemu Sfinksa. ― wyjaśnił.
― Nie będę czekać, aż reszta mojej rodziny i przyjaciół poumiera. ― uniósł brew. ― Powiedzieli Ci cokolwiek na ten temat, czy tak średnio. ― zaśmiał się, mówiąc, że kazali mu ze mnie wyciągnąć informacje. ― Dziwne. ― westchnęłam. ― Sam zauważysz, o co chodzi. ― powiedziałam, po krótkiej ciszy. Nie ufałam mu.
Na miejscu byliśmy dziesięć minut przed rozpoczęciem pierwszej lekcji. Oparłam się o ścianę i czekałam na dzwonek, Alec stał koło mnie, całkowicie nie odnajdując się w otoczeniu. Każdy mu się przyglądał i chyba go to nieco peszyło, w pewnym momencie zacisnął pięści i zamknął oczy. Podeszłam do niego i położyłam mu rękę na ramieniu, na co się lekko wzdrygnął. Spojrzał mi w oczy i lekko się uśmiechnął, co ponownie odwzajemniłam. Mimo że go nie znałam, to coś w nim było, że nie potrafiłam się nie uśmiechnąć, kiedy on to robił.
― Postaraj się nie zwracać uwagi na to. ― powiedziałam nagle. ― Jak będą widzieć, że Cię to krępuje, będą się jeszcze dłużej gapić. Postaraj się wyglądać, jakbyś miał na wszystko wyjebane. ― chłopak objął mnie w talii i po prostu przytulił.
― Nie skończyłem nigdy szkoły. ― powiedział. ― W drugiej liceum rzuciłem to, stwierdziłem, że będę podróżował, a skończyłem tutaj. ― westchnął. ― Szef kazał mi Ciebie poznać. ― przyznał. ― Pewnie chce wiedzieć, jaka jesteś.
― Skoro masz się ze mną męczyć w szkole, to będziesz miał taką okazję. ― westchnęłam, widząc większość mojej klasy z Alex na czele. ― Znasz Blaisa? ― zapytałam po cichu, korzystając z tego, że chłopaka w dalszym ciągu się ode mnie nie odsunął.
― Nie, nigdy go na oczy nie widziałem. ― przyznał. ― Ale zgaduję, że przypomina Sfinksa. ― zaprzeczyłam ruchem głowy. ― Skoro są spokrewnieni, to... ― wskazałam głową na blondyneczkę. ― Pierdolisz... ― parsknął śmiechem. ― Ty tak na serio? ― kiwnęłam głową.
― O Carly. ― powiedział, uśmiechnięty mężczyzna. ― Nie spodziewałem się tu Ciebie. ― przyznał, a ja uniosłam brew. ― Raczej sądziłem, że będziesz siedzieć w domu, skoro Twój brat zginął. ― każdy z klasy spojrzał na mnie, kiedy do niego doskoczyłam. Zacisnęłam pięści i chciałam zmyć z twarzy ten uśmieszek.
― Będziesz błagał mnie o litość, kiedy wylądujesz w magazynie. ― powiedziałam cicho, żeby tylko Alec i on mnie słyszeli. Odwróciłam się i udałam się do swojej ławki, a zielonooki powędrował za mną. Usiadł bardzo blisko mnie, tym samym mnie obejmując. ― Już wiesz, czemu życzę mu śmierci?
#######
Co do piosenki w mediach, to jakoś mi przypasowała do pierwszej części rozdziału. 🙈
Miłego dzionka! 🖤🖤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro