Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

A MYŚLAŁEM, ŻE TO JA MAM PROBLEM

Dzień w szkole zleciał mi na rozmowach z zielonookim i z chłopakami z klasy o moim bracie. Musiałam im powiedzieć, że zmarł w wypadku, a od siebie dodałam, że osoba, która była na miejscu, nie pomogła mu. Kiedy pomyślałam o tym, co się wydarzyło, łzy naszły mi do oczu. Byłam na siebie wściekła, bo po tym, co się wydarzyło na pierwszej lekcji, obiecałam sobie, że nie będę już płakać. Blaise przez całą lekcję szydził ze mnie, wcale się z tym nie kryjąc. Gdyby nie Alec, to bez wahania się, zrobiłabym z niego durszlak, mimo że to byłaby za łagodna kara dla niego.

― Teraz do domu? ― zapytał, kiedy zadzwonił ostatni dzwonek. Kiwnęłam głową i bez słowa wyszłam z klasy. ― A może dasz się namówić na obiad? ― spojrzałam na niego z uniesioną brwią.

― Muszę sprawdzić, co z bratem. ― powiedziałam cicho. ― Nie chciałabym, aby szefostwo go skatowało przez żałobę. ― westchnął. ― Będziesz mieszkał z nami, czy jak?

― Tak, ponoć mieli dzisiaj robić nowe pokoje. ― pokiwałam głową, wychodząc na dziedziniec. Spojrzałam przed siebie i mnie zamurowało. Przed wjazdem na parking stał Adam, Max, Zoe i Jude. ― Wszystko okej? ― zapytał i spojrzał w tę samą stronę, co ja. ― Kto to?

― Kolejne osoby, którym życzę jak najgorzej. ― wyjaśniłam ogólnikowo. ― Jedźmy do domu. ― Alec wziął mnie za rękę i poszliśmy w ich stronę. Zachowanie chłopaka bardzo mnie dziwiło, bo znaliśmy się od kilku godzin, a mimo to, on rozmawiał i zachowywał się w stosunku do mnie, jakbyśmy znali się całe życie.

― Carly? ― Max złapał mnie za ramię. ― Jak zwykle okropna. ― zaszydził, a reszta zaczęła się śmiać. ― Co się stało kochana? Wyrzucili Cię z sekty? ― zakpił, kolejny raz tego dnia, miałam ochotę zrobić z kogoś durszlak.

― Twój brat pewnie się przewraca w grobie, wiedząc, że po świecie łazi takie szkaradztwo. ― wypaliła Alex, a reszta momentalnie zamilkła. Alec złapał mnie mocniej, ale to nic nie dało. Wyrwałam mu się, rzucając na dziewczynę. Biłam ją bez opamiętania, nie zwracając uwagi na to, czy wokół nas zebrało się widowisko, czy nie. Chciałam ją zabić i sprawić, aby cierpiała jak najdłużej.

― Dobra już, wystarczy. ― zielonooki mnie w końcu odciągnął. ― Jedziemy do domu. ― siłą zaprowadził mnie do samochodu, po czym niemal od razu odjechał. ― Zrobiłaś jej masakrę z twarzy. ― powiedział po kilku minutach.

― A to dopiero początek. ― powiedziałam, wyciągając telefon i wybierając numer do Paula.

PAUL: Co się stało?

― zapytał od razu.

CARLY: Możesz kogoś wysłać, aby sprowadzili Alex Williams do magazynu?

PAUL: Kto to i czym się naraziła?

CARLY: Dziwka Blaisa ma za długi jęzor.

Mężczyzna od razu się rozłączył.

Przez resztę drogi się nie odzywaliśmy, byłam wściekła i prawdą było, że gdyby nie Alec, to bym sukę zabiła. Nie interesowało mnie to, że mogłam pójść za kratki za pobicie lub nawet za morderstwo. Chociaż prawdę mówiąc, powinno mnie to jakkolwiek obejść, bo w końcu obiecałam Jeffowi, że go nie zostawię.

― Ile razy kogoś torturowałaś? ― zapytał, zatrzymując się na podjeździe. Spojrzałam na chłopaka, który był bardzo zaciekawiony. ― Bez żadnego zawahania się, skazałaś na śmierć tę laskę. ― uniosłam brew. ― Nie mówię, że jej się nie należało, bo sam na Twoim miejscu bym tak zrobił, ale...

― Tylko raz, na testach. ― odpowiedziałam, kiedy nie mógł znaleźć odpowiednich słów. ― Mieszkam z nimi przez rok, ale w gangu jestem bardzo krótko. ― chciał mi przerwać, ale kontynuowałam. ― Jeśli chodzi o kogoś mi bliskiego, to nie będę się wahać. Ta szmata powiedziała o zdanie za dużo, więc teraz za to zapłaci. ― wysiadłam z auta, mijając się z Shawnem, który uważnie przyglądał się mi i Alecowi.

― Czemu masz krew na rękach? ― zapytał ciekawy Sfinks, który w dalszym ciągu był u nas w domu. W skrócie powiedziałam, dlaczego, a on kiwnął głową. ― Chcesz zemsty. ― powiedział po kilku minutach. ― Ile jest osób, których chciałabyś się pozbyć? ― zastanowiłam się chwilę.

― Dwie. ― powiedziałam zgodnie z prawdą. Mimo że w szkole mnie dręczono, to nie chciałam zabijać nikogo z tamtej czwórki, byłam pewna, że w końcu trafią na kogoś, kto będzie taki sam albo i gorszy i to oni wtedy będą rozjebani psychicznie. ― Blaise i jego dziwka. ― odpowiedziałam na kolejne pytanie Sfinksa. ― Będą się przewracać w grobie. ― powiedziałam ciszej, a twarz mężczyzny wykrzywiła się w uśmiechu.

Kiedy weszłam do swojego pokoju, zastałam Jeffa i Brudnego Psa, którzy od razu zamilkli. Uniosłam brew, ale nijak tego nie skomentowałam. Minęłam ich, wchodząc do łazienki, chcąc zmyć z rąk krew. Gdy znów weszłam do pomieszczenia, został tylko mój brat, który od razu zaczął wypytywać, czy coś się stało. Odpowiedziałam mu tak samo, jak Sfinksowi, oczywiście nie pomijając faktu, że poprosiłam Paula, aby sprowadził ją do magazynu.

― Nie wpakuj się w jakiegoś gówno młoda. Jasne? ― kiwnęłam głową, a on mnie przytulił. ― Wracam do swojej kliki, nie mogę się zakopać w Twoim łóżku i płakać jak baba. ― cicho się zaśmiał. ― Zadzwonię do Ciebie rano, dobrze? ― ponownie pokiwałam głową, a on, dając mi buziaka w policzek, wyszedł z mojej sypialni.

Przebrałam się w czarne spodnie dresowe i zwyczajną koszulkę tego samego koloru. Włosy związałam w niedbałego kitka, po czym wyszłam z pomieszczenia. Zeszłam do kuchni z zamiarem zjedzenia obiadu, który tym razem miał być przyrządzony przez Heather i Lucy. Przywitałam się z dziewczynami, które siedziały w kuchni i zaproponowałam swoją pomoc, którą z niemałą ulgą przyjęły.

― Jak się trzymasz? ― zapytał Alec, wchodząc z Paulem do pomieszczenia. ― Jest już w magazynie. ― uśmiechnęłam się pod nosem, a reszta zaczęła wypytywać, o kogo chodzi i kim był zielonooki.

― To Alec, będzie z nami mieszkał przez jakiś czas. ― odpowiedział Paul. ― Carly, na pewno chcesz to zrobić? ― upewnił się, a ja kiwnęłam głową. ― Ona już i tak nie wyjdzie z tego żywa, ale...

― Mogła nie kłapać gębą. ― przerwałam mu, a on nic nie mówiąc, poszedł do swojego biura. Już nikt nic nie mówił, tylko wziął się za jedzenie. Kątem oka widziałam, jak Shawn morduje wzrokiem Aleca, który usiadł obok mnie. W jego oczach widziałam zazdrość, ale nie zamierzałam się tym przejmować. Może i Alec miał lekkie problemy psychiczne, sam mi o tym powiedział, ale nie wątpiłam w to, że dałby sobie radę z takim "byczkiem", jakim był Harrison.

Po zjedzonym obiedzie, poszłam pozmywać po sobie i po Alecu. Po dłuższych przemyśleniach dotarło do mnie, że dobrze zrobił, odsuwając mnie od Alex, bo teraz mogłam jej pokazać, co znaczy zadzierać ze mną i mówić jakkolwiek o mojej rodzinie.

― O chuj Ci człowieku chodzi? ― zapytał, rozbawiony Alec. Shawn zaczął na niego warczeć, żeby się ode mnie odpierdolił, bo byłam jego. Od razu poszłam do nich. ― Jakoś na to nie wygląda. ― parsknął śmiechem. ― Gdyby było inaczej, nie mordowałaby Cię wzrokiem. ― Shawn się odwrócił, patrząc mi prosto w oczy.

― Powiedziałam Ci coś Harrison. ― zaczęłam cicho. ― Jeżeli ktoś ma się odpierdolić, to tą osobą jesteś Ty. ― nie chciałam marnować energii na wściekanie się na niego. Już wystarczająco zmarnowałam czas na kłótnie z nim.

― Carly... ― zaczął, ale nie dane mu było skończyć, bo podeszłam do Aleca i chwyciłam go za rękę, prowadząc na zewnątrz.

― Twój były, co? ― zapytał ze śmiechem, a ja kiwnęłam głową. ― Często odwalał takie numery? ― kiwnęłam głową, ponownie. ― Wiesz co? Myślałem, że to ja mam problemy psychiczne, ale on mnie przebija. ― mówiąc to, cały czas miał wymalowany uśmiech na twarzy. ― Szkoda, że jest zimno, wrzuciłbym Cię do tego basenu. ― wskazał palcem na wciąż pełną dziurę.

― Uważaj, żebym ja Ciebie tam zaraz nie wrzuciła. ― uniósł brew, po czym mnie podniósł, a po chwili wskoczył do wody. ― Czy ja muszę żyć z takimi idiotami?! ― zapytałam ze śmiechem, po czym wypłynęłam i udałam się do domu. ― Jedź ze mną do magazynu. ― poprosiłam chłopaka, a on bez żadnych zbędnych pytań, pokiwał głową.  

########
Zbliżamy się do końca🙁

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro