ZAPŁACI ZA TO
Następnego, a raczej tego samego dnia, ale późnym popołudniem obudziłam się przytulona do Toma. Zdziwiło mnie to, bo byłam bardziej niż pewna, że to Gwen będzie spała w moim łóżku. Po kilku sekundach zorientowałam się, że w łazience leciała woda, więc pewnie brała prysznic. Podniosłam głowę i zobaczyłam uśmiechniętego chłopaka, który wyglądał cholernie słodko w tych różowych włosach. Tomy wytłumaczył się, że materac nie był zbyt wygodny i skorzystał z okazji, że jego siostra poszła "umyć tę wielką dupę" i położył się obok mnie. Nie przeszkadzało mi to, a wręcz przeciwnie, chłopak był wygodny.
Rozśmieszyło mnie, to kiedy wyobraziłam sobie minę Shawna, który wszedłby do mojego pokoju i zastałby nas w takiej sytuacji. Już na pierwszy rzut oka widać było, że nie miałam na sobie nic, oprócz bielizny, a on bokserek. Zdawałam sobie sprawę, że każdy pomyślałby, że się pieprzyliśmy i chyba to było najbardziej zabawne.
― Co jest? ― zapytała blondynka, która wyszła z łazienki w moim szlafroku. ― Nie wystarczyło Wam czasu, czy jaki chuj? ― zapytała o dziwo ze śmiechem, a gdy jej brat odpowiedział, że mogła dać nam jeszcze piętnaście minut, już całkowicie zwijała się ze śmiechu, podobnie, jak ja. ― Dobra, koniec tych śmieszków. ― powiedziała poważnie. ― Dałabyś mi jakieś ubrania? ― kiwnęłam głową i wskazałam głową na szafę, dając jej wolny wybór. Gwen wybrała czarne jeansy z dziurą na udzie i tego samego koloru top do pępka z długimi rękawami. ― I jak wyglądam? ― zapytała z uśmiechem.
― Świetnie. ― powiedziałam. ― A teraz oddawaj mi szlafrok. ― gdy się nim "owinęłam", wzięłam ze sobą czystą bieliznę, legginsy i sweterek, który sięgał mi lekko za tyłek. Cała poranna toaleta zajęła mi niecałe trzydzieści minut. Ubrana, uczesana i z lekkim makijażem wróciłam do swojego pokoju, gdzie Tomy spał w najlepsze w moim łóżku, a Gwen siedziała obok niego i czytała książkę. ― Chodź do Paula. ― powiedziałam, nie owijając w bawełnę. ― Może znajdzie dla nas chwilkę. ― kiwnęła głową i zamknęła książkę, po czym ruszyła za mną. ― Znajdziesz dla nas chwilkę? ― zapytałam Paula, który siedział w jadalni i "jadł" śniadanie.
― Jasne, o co chodzi? ― zapytał, biorąc łyk kawy. Spojrzałam na Gwen, która z chwilowym wahaniem zaczęła opowiadać o tamtej nocy. Paul uważnie jej słuchał i czasami unosił brew, co w tym przypadku wyglądało zabawnie, ale starałam się nie śmiać. Sytuacja była poważna. ― Jakieś znaki szczególne?
― To na pewno nikt z Black Widow. ― powiedziała pewnie. ― Wtedy by mnie rozpoznał i nie zwiał. ― westchnęła. ― Na pewno miał jasne oczy, miał może około metra osiemdziesięciu wzrostu i był mańkutem.
― Pomożesz mi go znaleźć. ― zarządził, a ona kiwnęła głową. ― Gdzie Twój brat? ― spojrzał na mnie, a gdy powiedziałam, że śpi, kiwnął głową, po czym kazał mi jechać, odebrać broń. Miałam jechać z Dylanem i Simonem, co mało mi się podobało.
Następnego dnia obudziłam się o szóstej. Musiałam się ogarnąć do szkoły, miałam dobry humor, bo o dziwo Simon nie wkurwił mnie na odebraniu akcji. Dylan mi opowiedział, że państw S miało rozmowę z tatuśkiem na temat naszych relacji. Cieszyłam się z tego, bo wiedziałam, że odpocznę od afer przynajmniej przez kolejne kilka dni.
Stwierdziłam, że tego dnia ubiorę się w grafitowe jeansy, a pod to założę jeszcze kabaretki z szerokimi oczkami, a na górę, bluzę do pępka w tym samym kolorze. Makijaż zrobiłam zdecydowanie za mocny, jak do szkoły, ale chciałam zwrócić na siebie większą uwagę, miałam małą nadzieję, że Blaise zacznie się do mnie pruć i powie coś, co postawi go w złym świetle.
Właściwie to ciekawiło mnie to wszystko, Blaise był krewnym Sfinksa, ale nie miał jakiegoś immunitetu. Miał być traktowany bardziej rygorystycznie, może to znaczyło, że sam boss Dagger miał dosyć jego wyrafinowania? Miałam nadzieję, że będę mogła się dogadać ze Sfinksem, bo w innym wypadku chyba sama strzeliłabym sobie w łeb.
― Dzień dobry. ― przywitałam się, kiedy zeszłam do kuchni. W pomieszczeniu było kilka osób, którzy się do mnie uśmiechnęli. ― Będę miała prośbę do kogoś albo dwie. ― powiedziałam po dłuższym zastanowieniu. ― Zawiezie mnie ktoś do szkoły i z niej odbierze? ― zgłosił się Shawn. ― A ktoś inny? ― popatrzyłam błagalnym wzrokiem w stronę Camerona, Brandona i Philipa. Ucieszyłam się, jak powiedzieli, że jak będą jechać na akcję, mogą mnie podrzucić niedaleko szkoły. ― Mówiłam Wam, jak bardzo Was kocham? ― zapytałam ze śmiechem. ― A wracając do mojej drugiej prośby, chciałabym sama się w końcu nauczyć prowadzić i tak dalej. Nie mogę Was prosić cały czas o podwózkę.
― Bliźniacy powinni Cię uczyć. ― odezwał się Brandon. ― W końcu to twoi bracia, co nie? ― westchnęłam, ale nie mogłam się z nim nie zgodzić. Wyciągnęłam telefon i napisałam do Alejandro, że jak będą mieli czas, to żeby do mnie zadzwonili, bo miałam sprawę.
Schowałam telefon do tylnej kieszeni spodni i wzięłam się za robienie śniadania. Zrobiłam sobie zwyczajne kanapki, które od razu skonsumowałam i popiłam kawą. Cały czas czułam na sobie wzrok Shawna, ale nie zamierzałam z nim rozmawiać ani tym bardziej się kłócić. Były ważniejsze sprawy, niż to, co jemu się nie podobało.
― Jedziesz Carly? ― zapytał Philip, który razem z pozostałą dwójką szykowali się na akcję. Potwierdziłam, mówiąc, że skoczę do pokoju jeszcze po torbę. Oczywiście Tomy znowu spał w moim łóżku, obok siostry, która przytulona do brata. Wychodząc, zagarnęłam mini kamerkę, którą przyczepiłam do bluzy.w ― Wysiądziesz dwie ulice dalej, dobra? ― kiwnęłam głową, siadając do tyłu, obok Brandona i Nicka.
Na miejscu byłam po dziesięciu minutach, a dalszą drogę pieszo towarzyszyli mi bracia, którzy postanowili do mnie zadzwonić. Kiedy uświadomiłam ich o tym, co mi obiecali, powiedzieli, że po tej sprawie ze Sfinksem zaczną mnie uczyć. Rozmowę zakończyliśmy, kiedy byłam pod klasą, gdzie stał już Austin i reszta osób z mojej klasy.
― Gdzie Dylan i Lucy? ― zapytał po przywitaniu się, a kiedy powiedziałam mu, że postanowili się wypisać ze szkoły, nie uwierzył mi. Na jego miejscu pewnie też bym nie uwierzyła. ― Mamy dzisiaj większość zastępstw z Blaisem. ― powiedział, a ja zaklęłam. W pewnym stopniu się cieszyłam, bo mogłam go sprowokować, aby powiedzenia czegoś za dużo.
Kiedy weszliśmy do klasy, Blaise zaczął wypytywać mnie o moje nieobecności i o moich przyjaciół. Nie zamierzałam mu odpowiadać w taki sposób, jaki by chciał, więc odburknęłam, że to nie moja sprawa, co oni wyprawiają, a ja miałam ważniejsze sprawy na głowie. Tym o to sposobem, byłam odpytywana z czegoś, co normalnie nie powinnam umieć, ale mężczyzna się zdziwił, kiedy odpowiadałam na wszystko. Kilka razy mnie wyzwał po hiszpańsku, a ja mu odpowiedziałam tym samym. Kiedy usiadłam do swojej ławki, był czerwony jak burak.
― Zostań na przerwie. ― powiedział do mnie jeszcze i przez resztę lekcji nawet na mnie nie patrzył. Ja w tym czasie pisałam z Dylanem i Lucy, informując ich o moim planie. Byli źli, że nie mogli mi w tym pomóc, ale co zrobić, rozkaz to rozkaz. ― Co ty odpierdalasz?! ― warknął do mnie, kiedy ostatnia osoba wyszła z klasy. Ja w międzyczasie włączyłam dyktafon, a przyczepiona kamerka rejestrowała obraz i też dźwięk. Dyktafon włączyłam dla bezpieczeństwa, gdyby coś się stało z dźwiękiem w kamerce. ― Za dużo sobie szmato pozwalasz, myślisz, że nie dotrzymam swojej obietnicy? ― uniósł brew. ― Bądź lepiej posłuszna, bo wybiję każdego, a zacznę od Twoich braci, a skończę na Demonie. ― przewróciłam oczami, co mu się nie spodobało.
― Zawsze warto spróbować, nie? ― prychnęłam pewna siebie, a on wyciągnął broń z szuflady. Przyłożył mi do czoła, uśmiechając się cwaniacko, ale zauważając, że nie robi to na mnie wrażenia, bardziej docisnął lufę do mojej głowy, jednocześnie odbezpieczając pistolet.
― Strzelaj. ― powiedziałam. ― Na co czekasz? ― uniosłam brew. ― Co? Zabrakło odwagi, jak przykro. ― palec mężczyzny od razu znalazł się na spuście i gdyby nie dzwonek, byłabym martwa.
― Jeszcze mnie popamiętasz suko. ― powiedział poważnie. ― Będziesz oglądać, jak kliki Paula i Brudnego Psa zdychają. ― wzruszyłam ramionami i usiadłam na swoim miejscu.
Po szkole od razu zjawiłam się w biurze Paula, gdzie zastałam jeszcze Brudnego Psa. Przywitałam się z nimi i bez owijania w bawełnę powiedziałam o sytuacji w szkole, a na potwierdzenie moich słów, pokazałam im nagranie, na którym na szczęście było słychać całą rozmowę.
― Jesteś taka uparta. ― westchnął Paul, a ja zaczęłam się tłumaczyć, że nic złego tak naprawdę nie zrobiłam. W końcu to Blaise dał się za szybko sprowokować. ― Przekaż wszystkim, że za piętnaście minut, wszyscy macie być na dole. ― kiwnęłam głową i wyszłam z pomieszczenia.
Kiedy piętnaście minut minęło, absolutnie każdy był na dole wraz z ważniejszymi ludźmi od Brudnego Psa. Will mruknął do mnie, że to pewnie chodzi o Sfinksa, ale reszta, która prawdopodobnie nie wiedziała, o co może chodzić, żywo dyskutowała o tym.
― Zamknijcie mordy! ― warknął Brudny Pies i dosłownie każdy się uciszył. ― Zwołaliśmy Was tutaj, bo każdy z nas ma przejebane, a wy zostaliście wyróżnieni i będziecie w centrum całego gówna. ― byłam bardziej niż pewna, że jakaś część gangsterów uniosła brew. ― Za dwa dni przyjeżdża Sfinks, mamy mało czasu, a Wy wszyscy będziecie musieli zająć się jego transportem z lotniska do głównej siedziby.
########
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro