Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

WYPISANI ZE SZKOŁY?

Kiedy wróciliśmy do domu, aby poinformować chłopaków, że musieliśmy pilnie wracać do miasta, na dzień dobry zostałam oblana zieloną farbą. Wyglądałam, jak ufoludek, co mnie bardzo rozśmieszyło. Debile myśleli, że się wkurzę, bo nigdy nie przepadałam za zielonym kolorem, zawsze mi się kojarzył z wymiocinami. Zwyzywałam ich i kazałam im posprzątać to, co narobili i sama poszłam pod prysznic. Spędziłam tam około czterdziestu minut, bo pomimo że farba była jeszcze nieco mokra, to za cholerę nie mogłam jej z siebie zmyć. Kiedy w końcu mi się to udało, ubrałam się w szare dresy i czarny crop top bez ramiączek. Do kieszeni, włożyłam spluwę, która na szczęście nie wystawała za bardzo.

Zeszłam na dół, wszystko było posprzątane, co mnie ucieszyło. Mina mi zrzedła, kiedy w salonie zobaczyłam Jude, Zoe, Maxa i Adama oraz Toma. Każdy z nich obczaił mnie z góry na dół, zatrzymując się na moich ranach. Wzruszyłam ramionami i poszłam do kuchni, Wyjęłam z lodówki sok, który nalałam sobie do szklanki.

― Gdzie reszta? ― zapytałam Heather, która weszła do pomieszczenia. Ona wzruszyła ramionami, po czym zawołała Toma. On oczywiście przyszedł z całą ferajną. ― Co oni tu robią? ― zapytałam w końcu.

― Wepchnęli się do domu. ― przyznała Heather. ― Wybacz, jestem zbyt oszołomiona, dobrze wiesz czym. ― kiwnęłam głową, a Tom uniósł brew ku górze. ― Gdzie Will i Gwen?

― Pojechali po obiad. ― powiedział. ― Domyłaś się z farby? ― prychnął śmiechem, a ja przewróciłam oczami. ― A wy, na co jeszcze czekacie? Wypierdalać, zanim gospodarz się wkurwi. ― mrugnął do mnie okiem i w tym samym momencie do domu wszedł William i Gwen. ― O siostrzyczko, pamiętasz naszych przyjaciół?― blondynka spiorunowała brata wzrokiem, a miny czwórki mówiły wszystko. W końcu Gwen była "martwa".

― Ten debil nie kumał, że my już jadłyśmy i kupił każdemu na łeb pizze. ― powiedziała blondynka, a Will spiorunował ją wzrokiem. ― Jesteś słodziutki różowiutki. ― zaczęłam się śmiać, po czym wyminęłam wszystkich i poszłam do salonu, gdzie rozłożyłam się na kanapie. Chwilę później przyszedł do mnie Will, który spojrzał na mnie z uśmiechem.

― Jutro wracamy do domu. ― powiedziałam, zanim zdążył otworzyć usta. ― Paul dzwoni, mamy przejebane. ― uniósł brew. ― Sfinks przyjeżdża. ― szepnęłam, a chłopak zrobił się blady.

― Wyjedziemy dzisiaj. ― zarządził. ― Wypierdalać mi z chaty. ― powiedział, kiedy wszyscy weszli do salonu. ― Już kurwy! ― wyciągnął broń, a moi byli prześladowcy zbledli. Heather też wyciągnęła broń, a po niej ja. Na mojej twarzy pojawił się psychiczny uśmiech, co nie umknęło Tomowi i Gwen, miałam ochotę pociągnąć za spust.

Kiedy w końcu wyszli, a raczej wybiegli, William ostrzegł ich, że jeśli zadzwonią na pały, zemścimy się na nich i ich rodzinach. Byłam bardziej, niż pewna, że nigdzie nie zadzwonią, bo śmierć ich starych równała się z brakiem kasy. Bez słowa poszłam do pokoi i zaczęłam się pakować. Miałam spędzić w domu chociaż tydzień, a spędziłam niecały dzień. Lepsze to niż ciągłe użeranie się z Shawnem i Simonem.

― Spakowane? ― zapytał William, wchodząc do pokoju. Kiwnęłam głową, a Gwen razem ze mną. ― Czemu nie mówiłaś wcześniej?

― Gdybyście mnie nie oblali farbą, to bym powiedziała wcześniej. ― westchnął. ― Tom i Heather gotowi? ― kiwnął głową. ― To jedziemy. ― westchnęłam. Zeszłam do salonu, gdzie w dalszym ciągu stały zdjęcia mojej rodziny, wzięłam je wszystkie i dodatkowo wszystkie albumy, jakie były w domu. Wyszłam z domu, uprzednio wszystko wyłączając i zamykając, po czym wsiadłam do auta.

Na miejscu byliśmy około piątej nad ranem. Zwyczajnie droga zajmowała nam o wiele krócej, ale był wypadek i za cholerę nie mogliśmy tego objechać. Will był wkurwiony, ale kiedy zatrzymał się pod garażem w naszym domu, uśmiechnął się. Nie zdziwiło mnie to, że na przywitanie wyskoczyło na nas kilku gangsterów, ale to nie był nikt od nas, a rozpoznałam dwie osoby od Brudnego Psa. Po identyfikacji, weszliśmy do domu, kierując się do biura Paula, aby zameldować, że już jesteśmy. Czarnowłosy wyglądał, jak siedem nieszczęść, na pierwszy rzut oka widać było, że nie spał przez całą noc.

― Will idź spać, pewnie całą drogę prowadziłeś. ― powiedział. ― Ty Heather też idź i od razu zawołaj do mnie Lucy i Dylana. ― kiwnęła głową i wyszła z pomieszczenia. ― Będziecie musieli się pofarbować albo ojebać na łyso. ― powiedział Paul.

― Jak będą myć łeb dwa lub trzy razy dziennie, to zejdzie im to jeszcze w tym tygodniu. ― odezwałam się, a Tom zmierzył mnie wzrokiem. ― Ciesz się, że nie użyłam normalnej farby.

― Ale wycięłaś nam imiona na tyłach głów! ― powiedział, a ja zaczęłam się śmiać. ― Z Tobą nie da się żyć. ― westchnął i spojrzał na Paula. ― Weź, mnie człowieku zamknij w piwnicy. Zlituj się.

― Myślałem, że wiesz już o mnie tyle, żeby wiedzieć, że litości to ja nie mam. ― pokręcił głową i w tej samej chwili do pomieszczenia weszła dwójka moich przyjaciół. ― Sprawa jest prosta, Wasza dwójka wypisuje się ze szkoły, zostaje tylko Carly. ― uniosłam brew. ― A dlaczego, wytłumaczę, kiedy przyjedzie Sfinks.

― Chodzi o Blaisa? ― kiwnął głową. ― Pozbywamy się go? ― zapytałam z nadzieją w głosie, co rozśmieszyło resztę. ― Mogę go zastrzelić podczas jego "popraw", dopilnuje, żeby odpowiedzialność spadła na jego dziwkę Alex. ― Gwen parsknęła śmiechem, tak samo, jak Tom.

― Na razie nie. ― powiedział poważnie Paul. ― Idźcie spać, w Twoim pokoju jest materac, przenocuj ich. Nie będą na razie spali w piwnicy, bo Simon i Shawn im nie odpuszczą. ― uśmiechnęłam się. ― Ale pamiętaj Carly, że to Ty ich zabijesz, jeśli coś odpierdolą.

― Wiem, zrobię to, zanim cokolwiek zdążysz powiedzieć. ― mrugnęłam do niego, co wywołało jego uśmiech. ― Też idź się położyć, dobrze Ci to zrobi tatuśku.

― Jasne, a praca się sama wykona. ― prychnął. ― Spadać mi stąd. ― wskazał na drzwi. Przewróciłam oczami, po czym całą gromadą wyszliśmy z pomieszczenia. Obiecując Dylanowi i Lucy, że opowiem im, dlaczego Tom i Will są różowi, poszliśmy do mojego pokoju, gdzie na moim łóżku, znowu, siedział Shawn.

― Wyjdź z mojego pokoju Harrison. ― powiedziałam poważnie. Chłopak spojrzał na mnie, potem przeniósł wzrok na Gwen i Toma. ― Głuchy jesteś? ― zapytałam z wyczuwalnym jadem w głosie.

― Co oni tu robią? ― zapytał z zaciśniętymi zębami. ― Ich miejsce jest w piwnicy. ― wstał i doskoczył do Toma. Stanęłam pomiędzy nimi, bo nie chciałam żadnej rozróby, byłam zmęczona, bo sama nie zmrużyłam oka podczas drogi. Całe godziny gadałam z Williamem o całej sytuacji w domu i o zachowaniu Simona i Shawna oraz próbowaliśmy się domyśleć, dlaczego Sfinks nas "odwiedzi".

― Idź zapytać się Paula, on Ci powie, co oni tu robią i co robi tu ten materac. ― chłopak spojrzał mi w oczy i bez słowa wyszedł z mojego pokoju, który zamknęłam na klucz. ― Nienawidzę go. ― warknęłam i podeszłam do łóżka. Bez słowa ściągnęłam ubrania i w samej bieliźnie położyłam się do łóżka. ― Ktoś Cię chyba polubił, bo nie muszę latać po domu, żeby dać Ci pościel.

― Jak Ty z nim tyle wytrzymałaś. ― zagadał chłopak. ― Już z daleka czuć, że Wasz związek był toksyczny. ― westchnęłam. ― Mam ochotę mu jebnąć, ale wiem, że może to nie wyjść na naszą korzyść.

― Olej go Tomy. ― powiedziałam. ― Zaszkodzisz sobie, Gwen i mnie. Po co to komu. ― zamknęłam oczy i po krótkiej chwili już spałam.  

#######

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro