Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ODSIADKA

PAUL

Kiedy Carly wpadła do mojego biura i zaczęła się rzucać do mnie, myślałem, przez dwie sekundy, że zrobię coś, czego bym żałował. Naskoczyłem na nią, bo powinna się od nas trzymać z daleka, to było dla jej i naszego bezpieczeństwa. Jednak, kiedy powiedziała, że Blaise groził jej, że się nas pozbędzie, kazałem jej wszystko na spokojnie wyjaśnić. Opowiadała wszystko z wielkim bólem i wściekłością w oczach. Nie mogłem jej nie uwierzyć, bo dobrze wiedziałem, do czego był zdolny. Byłem świadomy tego, że Shawn miał z nią kontakt, tak samo jak bliźniacy, ale nie zamierzałem ich za to karać. Z dnia na dzień zabrałem im bliską osobę, Nigdy o tym blondynowi nie mówiłem, bo wiedziałem, co by się wtedy stało. Plułem sobie w twarz, że poprosiłem go o pomoc, bo i tak finalnie zamordowaliśmy te dzieciaki.

Pozwoliłem jej zostać, bo wiedziałem, że to podniesie morale moich ludzi, jak i ucieszy czarnowłosą. Kiedy miała wracać do domu, poprosiła mnie, abym ją odwiózł, co wkurzyło Shawna, a mnie nico zdziwiło. Jednak w końcu ogarnąłem, że chciała pogadać. Nie mogłem jej dłużej okłamywać, powiedziałam prawdę, a ona poprosiła, abym poinformował o tym resztę.

― Wszyscy do salonu! ― krzyknąłem, kiedy wróciłem do domu. Chciałem mieć to z głowy. ― Posłuchajcie mnie uważnie. ― zacząłem, kiedy wszyscy już byli. ― Nie będę się więcej razy powtarzał, bo i tak nic nie powinniście o tym wiedzieć. ― kiwnęli głowami. ― Sprawa z Carly jest bardziej skomplikowana, niż się Wam wydaje. To wszystko polega na tym, że Blaise zagroził, że się jej pozbędzie, chyba że ja ją od nas odseparuje. ― spojrzałem na Shawna. ― Dzisiaj mnie powiadomiła o tym, że siostra jednego z szefów kliki Black Widow, jest z nią w jednej klasie. Ostrzegł ją, że jeśli ta dziewczyna coś odwali, my za to zapłacimy życiem.

― Nie może! ― krzyknęła Heather. ― Carly pewnie nie miała o tym pojęcia. ― kiwnąłem głową. ― I co teraz? ― zapytała po chwili.

― Jutro pojadę porozmawiać z Blaisem do szkoły, od razu dowiem się, jak wygląda sprawa z tą dziewczyną. ― każdy kiwnął głową. ― Możecie już iść, nie mam nic innego do powiedzenia. ― nie czekając na ich reakcje, poszedłem do swojego biura. Musiałem zaplanować następną akcję, gdzie razem z kliką Brudnego Psa mieliśmy odebrać dwa kontenery broni.

― Paul? ― do pomieszczenia wszedł Shawn, wskazałem na miejsce naprzeciwko siebie, które szybko zajął. ― Nie urwałem z nią kontaktu, kupiłem nowy telefon i kartę, tak samo jak ona. Ostatnio nawet u niej byłem i...

― Wiem. ― powiedziałem szybko. ― Pamiętaj, że jako szef kliki muszę mieć oko na wszystko i też wiem, co dzieje się w Waszym życiu. ― westchnął. ― Posłuchaj mnie, wiem, że ją kochasz, ale dla dobra jej i nas wszystkich, musisz ograniczyć ten kontakt do minimum. Mogę się zgodzić, że raz na dwa tygodnie pojedziesz do niej, ale nic więcej. Adams siedzi nam na tyłkach...

― Rozumiem, dzięki szefie. ― wstał. ― Nie jesteś jednak takim chujem. ― zaśmiał się, opuszczając moje biuro.

******

Następny dzień zaczął się normalnie. Jak zwykle wstałem przed wszystkimi, zrobiłem śniadanie i poszedłem skończyć planować akcję. Jakoś koło dziesiątej pojechałem do szkoły, gdzie uczył Blaise i uczyła się Carly. Jego znalazłem jako pierwszego, który zaśmiał się, że moja ulubienica nie raczyła się dzisiaj pokazać w szkole. Jednak niecałą godzinę później już się pokazała razem z Dylanem, moim młodszym bratem. Mało, kiedy się z nim widywałem, robiłem to dla jego bezpieczeństwa, mieszkał z rodziną zastępczą, ale nigdy nie chciał zmienić nazwiska. Był dla mnie ważny i od kiedy dowiedział się, że byłem w gangu, wspierał mnie, nawet jeśli mu się to nie podobało. Pieniądze miał ode mnie, co miesiąc przywoziłem mu walizkę z okrągłą sumą, tylko po to, aby mu wynagrodzić wszystkie lata. Trochę oklepane, ale nie miałem jak inaczej tego zrobić.

Wracając do tej dwójki, to przyglądałem się im i jeszcze dwóm chłopakom, którzy się śmiali. Carly oparła się o ramię mojego brata, a ten niepostrzeżenie spojrzał na mnie, posyłając pytające spojrzenie. Blaise kazał mi zaczekać, bo on musiał coś obgadać z innymi nauczycielami. Na kolejnej lekcji miał mieć okienko, więc na spokojnie mogłem z nim pogadać. Miałem tylko nadzieję, że to nie wpłynie negatywnie na czarnowłosą i bruneta.

W pewnym momencie Carly wstała i napisała mi wiadomość, żebym opuścił budynek, bo zaraz Adams miał przyjechać. Nim się obejrzałem, okół mnie było około dziesięciu policjantów, którzy celowali do mnie z broni, tym samym informując mnie o moich prawach. Zacząłem wrzeszczeć, że nie mieli mnie prawa zamknąć i że żądałem adwokata. Adams mnie wyśmiał, po czym mnie podnieśli i wyprowadzili z budynku. Kątem oka popatrzyłem na swojego brata, był przerażony, ale nie mógł zareagować. Nikt nie mógł się dowiedzieć, że byliśmy spokrewnieni.

Na komisariacie byliśmy po dwudziestu paru minutach, skuli mnie i dali obstawę z każdej strony. Zaprowadzili mnie do sali przesłuchań i tak jak zwykle zaczęli gadać, że miałem przesrane.

― I co? W końcu Cię dopadłem. ― powiedział zadowolony policjant. Splunąłem mu w twarz, zaczął się śmiać. ― Na Twoim miejscu spokorniałbym. Mam na Ciebie takiego haka, że możesz dostać nawet karę śmierci. ― uniosłem brew.

― Co Ty możesz mi zrobić? ― zakpiłem. ― Gówno wiesz i w gównie byłeś. Niczego mi nie udowodnisz. Chyba że mnie zwinęliście za stanie na szkolnym korytarzu, to zwracam honor o szanowny półgłówku.

― Wiesz co? Może posiedzisz trochę w celi? W sektorze Black Widow? Przemyślisz sobie wszystko, a jutro sobie pogadamy. ― kiwnął do swoich ludzi, którzy siłą podnieśli mnie i wyprowadzili z pomieszczenia.

Szliśmy przez dobre dwie minuty, aż do windy, gdzie zjechaliśmy prawie na sam dół. Oczywiście zaprowadzono mnie do jednoosobowej celi, bo gdyby wsadzili mnie do kogoś z Black Widow, nie obyłoby się bez krwi i czyjejś śmierci. Chwilę później wrzucili mi pomarańczowy kombinezon, który niby miałem włożyć. Nie miałem zamiaru tego robić, bo nie skazali mnie i prawda była taka, że również nie mogli mnie tam wsadzić. Chcieli mnie nastraszyć, ale chyba marnie im to wychodziło. Byłem bardziej, niż pewny, że wyjdę jeszcze tego samego dnia.  

######

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro