Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

KŁOPOTY

PAUL

Pozwoliłem Carly wyjechać do rodzinnego miasteczka na jakiś czas, ale nie dlatego, że była mi bliska i chciałem dla niej dobrze, a ponieważ atmosfera w domu była napięta. Shawn i Simon kłócili się ze wszystkimi, a po niej jeździli, jak po szmacie. To, że oboje się z nią pieprzyli, nie dawało im takiego prawa, ale czego można spodziewać się po gangsterach, którzy siedzą w tym gównie praktycznie od zawsze?

Miałem nadzieję, że Carly będzie chciała, aby William i Heather pojechali z nią, bo ta dwójka też miała na pieńku z "Państwem S.". Nie chciałem mieć w chacie wojny, bo to też źle by wpływało na akcje. Pewnie Ci debile specjalnie by siebie nawzajem zostawiali na śmierć albo psom, tak, jak kiedyś Shawn zostawił Simona. Musiałem z każdym z nich pogadać, dać im do zrozumienia, że zamykanie swoich z więźniami nie powinno mieć miejsca, a sceny zazdrości robić za zamkniętymi drzwiami.

― Wejść! ― najpierw zawołałem do siebie Shawna, on kochał Carly jak szaleniec. Miał obsesję na jej punkcie. Chciałem mu dać do świadomości, że właśnie ją stracił, ona nie chciała do niego wracać. Rozmawiałem z nią, powiedziała, że to ostatni raz, kiedy mu uległa. Cieszyło mnie to, że w końcu przejrzała na oczy. ― Siadaj, musimy pogadać. ― kiwnął głową i usiadł naprzeciwko mnie. ― Ostatni raz toleruje takie zachowania Harrison. ― powiedziałem od razu. ― To, że nie potrafisz sobie poradzić z zazdrością, nie usprawiedliwia Cię. Jesteś idiotą, skoro myślisz, że ona by Cię zdradziła. ― chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałem. ― Jeszcze raz usłyszę, że jest jakaś spina, w której Ty uczestniczysz, to sam zawiśniesz w jednym z magazynów, a Carly będzie musiała Cię torturować. ― prychnął.

― Nie zrobi tego, kocha mnie. Nawet mnie nożem nie ukuje. ― był bardzo pewny siebie, co mnie rozśmieszyło. Nie dość, że idiota, to jeszcze był ślepy. Od dnia testów czarnowłosa się zmieniła diametralnie. Nie bała się broni ani krwi. Pociągnięcie za spust było pewne, a ona się nie wahała w tym, co robiła.

― Żebyś się nie zdziwił. ― powiedziałem niewzruszony. ― Chociaż, jak chcesz, to mogę ją ściągnąć, pokaże Ci, jak bardzo Cię kocha. ― ta rozmowa coraz bardziej mnie bawiła. ― Pamiętaj, co mówiłem, teraz możesz iść. ― chłopak wstał i wyszedł. Mimo że jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, wiedziałem, że dałem mu do myślenia. Carly mimo spokojnego usposobienia, była uparta i, czasami ślepo, dążyła do celów i brnęła w swoje przekonania.

― Chciałeś mnie widzieć. ― powiedział Simon, który miał na rękach swoją córkę. Z tego, co mi mówił, to matka zginęła w wypadku samochodowym. ― O co chodzi? ― usiadł.

― A jak myślisz? Wracasz i cała atmosfera w domu się pierdoli. ― prychnąłem. ― Nie będę owijał w bawełnę, jeśli po powrocie Carly i reszty, znowu będziecie się do siebie rzucać, to skończysz w magazynie, a Twoją córkę oddam jakieś rodzinie.

― To jej się zachciało bawić w gangsterkę. ― prychnął. ― Poza tym, to ona zaczęła...

― Nie jesteśmy w przedszkolu Miller! ― warknąłem. ― Myślisz, że dzięki dziecku będziesz miał taryfę ulgową? ― uniosłem brew. ― Otwórz oczy, bo zanim się obejrzysz, we własnym gangu narobisz sobie wrogów, a Twoje dziecko skończy jako szaszłyk.

― Nie zrobisz tego. ― powiedział pewnym siebie głosem.

― Masz rację. ― powiedziałem. ― Ale Brudny Pies nie będzie miał z tym problemu. W każdej chwili mogę sobie zrobić wakacje, a wtedy to on będzie Wami rządził. ― zamilkł. ― Nie przeszkadza mi tutaj to dziecko, ale Carly też nie będzie się nim zajmować. Jest teraz jedną z nas i to Ty nie zdążyłeś wyciągnąć chuja, więc załatw dziecku opiekę. Rodzina zastępcza byłaby najlepszym rozwiązaniem, ale jestem skłonny zgodzić się na opiekunkę.

― Ty tu jesteś szefem. ― zakpił. ― Będę grzeczny. ― prychnął, po czym wstał i wyszedł.

Co się z tym dzieciakiem stało? Jeszcze rok wcześniej był jednym z lepszych moich ludzi, a w tamtej chwili zachowywał się gorzej niż Lily. Osobiście nie lubiłem dzieciaków, zawsze jest ich wszędzie pełno, beczą i trzeba wiele uwagi im poświęcić. Bycie prawdziwym rodzicem to nie była moja bajka. Nie wyobrażałbym sobie uczyć mojego syna mordować ludzi ani że ktoś by go zamordował na moich oczach. Rodzina, to słabość, a dzięki nim, można się pozbyć wrogów.

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu, ale to nie był to urządzenia, z którego najczęściej korzystałem, a to, za które sięgałem w ostateczności.

PAUL: Szefie?

SFINKS: Będę u Was za cztery dni, przygotuj swoich najlepszych ludzi, mają mnie odebrać z lotniska o siódmej rano.

Od razu się rozłączył, a ja, jak nigdy, zacząłem panikować. To mogło znaczyć wszystko, ale nigdy nic dobrego. Wiedziałem, że ktoś zginie, mogłem to być ja, mogli to być moi ludzie. Niewiele myśląc, zadzwoniłem do Carly i kazałem wrócić następnego dnia do domu. Musiałem wybrać swoich najlepszych ludzi, aby po niego pojechali. To wszystko nie mogło wyglądać tak, że wezmę dwójkę i oni pojadą SUV-em. Prawdę mówiąc, każdy mieszkaniec domu musiał jechać, mimo iż Sfinks zawsze miał swoich ludzi pod ręką, to i tak to dana klika lub kliki miały się wykazać. W innym wypadku, ja bym oberwał.

PAUL: Też?

― zapytałem, kiedy zadzwonił do mnie Brudny Pies.

BRUDNY PIES: Przyjedź do mnie, dogadamy się, kto ma jechać.

Po zakończeniu połączenia od razu wyszedłem z biura, zamykając go na klucz, po czym poszedłem do garażu. Wziąłem kask i kluczyki do MV Agusta F4CC. W siedzibie Brudnego Psa byłem po niecałych dziesięciu minutach.

― Zdajesz sobie, jak bardzo mamy przejebane? ― zapytał na wstępie. ― Tylko nasze kliki, reszta ma o niczym nie wiedzieć. ― westchnąłem, idąc za nim do biura. ― Pewnie to sprawka Halla, to on w końcu wkopał Cię do pudła.

― Zajebie gnoja, jak go spotkam. ― powiedziałem pewnie. ― Albo dopilnuje, aby sama góra to zrobiła. ― morderca uniósł brew. ― Z tego, co mówiła Carly, to on jest za bardzo pewny siebie. Rozkaże jej, Dylanowi i Lucy siąść mu na psyche, aby sam się wsypał.

― Powodzenia. ― powiedział nieprzekonany. ― Żebyś nie wyszedł na tym gorzej, wiesz, co się stanie z Twoimi ludźmi, jeśli to on zostanie O.G? ― kiwnąłem głową. Musiałem coś wymyślić.  

#########

Miłego weekendu kochani!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro