Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

CZAS Z BRAĆMI

Skończyłam lekcje godzinę wcześniej, niż było to planowane. Nie narzekałam, bo miałam dosyć Gwen, która cały czas próbowała ze mną rozmawiać. Co do Lucy, w końcu nie pogadałyśmy, bo poszła z Alex i resztą załatwić jakieś swoje sprawy. Mnie to pasowało, bo nie chciało mi się z nią gadać, wolałam bardziej towarzystwo Dylana, Austina i Parkera, którzy nawet trzeźwi byli w porządku. Po skończonej lekcji, wyszłam ze szkoły właśnie w towarzystwie chłopaków i pisałam SMS-a do braci, żeby przyjechali od razu do mnie, bo miałam koniec. Okazało się, że oni już czekali, więc po krótkim pożegnaniu z chłopakami wsiadłam do samochodu.

― Jak Ci minął dzień owieczko? ― zapytał Alejandro. Spojrzałam w lusterko i dostrzegłam, że chłopak miał siniaka na pół twarzy, a gdy Jeff się do mnie odwrócił, zauważyłam, że on także nie wyglądał za fajnie. ― Nie przejmuj się, to drobiazgi, nic nam nie będzie. Opowiadaj lepiej, jak w szkole.

― Dobrze, miałam na dziesiątą i jeszcze skończyłam godzinę szybciej. ― poprawiłam się na siedzeniu. ― I gdyby nie to, że Gwen znowu jest ze mną w klasie, byłoby rewelacyjnie, bo mojego "ukochanego" wychowawcy też nie było.

― Uważaj na siebie. ― powiedział Jeff. ― Nie wiem, czy w tej chwili Paul chciałby Cię wydostać. ― spuściłam wzrok. ― A my nie możemy robić sobie samowolki, bo, gdybyśmy nie zginęli tam, to potem nasi by nas zabili, za niesubordynację.

― Tom obiecał, że nie zabierze mnie tam. ― westchnęłam. ― Co u Was? ― zapytałam ciekawa. Chłopaki, mimo że pisali do mnie codziennie, nie opowiadali o tym, co robili i tak dalej. Wszystkie wiadomości były raczej ogólne. Czułam się, jak wtedy, kiedy przyjechaliśmy z mamą do nich.

― Nic ciekawego, nie licząc tej ostatniej akcji, nic się nie dzieje. ― przyznali. ― Szef pozwolił nam spędzić z Tobą całe dwa dni, więc zostajemy u Ciebie. Normalnie pójdziesz jutro do szkoły, bo jak Blaise się dowie, to nie będzie zbyt ciekawie.

― To on kazał Paulowi mnie wywalić? ― zapytałam, kiedy byliśmy już na miejscu. Oni po sobie spojrzeli, po czym pokiwali głowami. ― Czemu Paul mi tego nie powiedział? Przecież bym to zrozumiała. ― wysiadłam z samochodu.

― Dobrze wiesz, że teraz nie jesteś pod celownikiem innych gangów. Mieszkałaś z nimi i gdyby ktoś zrobiłby napad, umarłabyś. Już raz Cię prawie straciliśmy, nie chcemy żadnej powtórki.

― Też nie chcę, aby coś się Wam stało. Nie chcę, aby ktokolwiek zginął, ale wy nie możecie odejść z gangu. Myślicie, że się nie martwię, kiedy nie mam z Wami prawie żadnego kontaktu? Okej, gadamy raz w tygodniu, ale to jest mało. Mamy już nie ma, oprócz Was nie został nikt z naszej rodziny. ― chcieli mi przerwać, ale kontynuowałam. ― Jak mieszkałam tam, byłam bliżej Was, miałam dostęp do informacji o tym, co robicie i czy na pewno żyjecie. To samo tyczy się reszty. Każdego dnia budzę się z myślą, że ktoś może zginąć, a ja nie zdążę się nawet pożegnać.

― Owieczko...

― Nie przerywaj mi... ― warknęłam. ― Już Wam kiedyś mówiłam, że jak chcieliście mnie chronić, było mnie w to nie mieszać. Pozwoliliście, abym zamieszkała z kryminalistami, którzy mogli mi w każdej chwili ukręcić łeb. ― wzięłam wdech. ― Przeżyłam z nimi tak wiele, pokochałam ich, jak biologiczną rodzinę, a teraz mnie od tego odseparowano. Nie mówcie mi, że jestem teraz bezpieczniejsza, bo nawet na ulicy mogę dostać kulkę w łeb. Żyjemy w Stanach, tutaj spluwę można kupić w sklepie z obuwiem. Nie ochronicie mnie przed losem, jeśli świat zdecyduje o moim końcu, to nastąpi to nawet wtedy, gdy nie będę zamieszana w półświatek.

― Rozumiemy, ale nie mamy nad tym kontroli. Nie jesteśmy szefami żadnej kliki, nie możemy się rzucać ani do Brudnego Psa, ani do Paula. Kochamy Cię i uwierz nam, że robimy wszystko, byleby Cię ochronić przed największym złem. Los nam nie straszny, wierzymy, że potrafimy wygrać z przeciwnościami. ― westchnęłam. ― Możemy zakończyć temat i cieszyć się, że spędzamy razem czas? ― kiwnęłam głową, co wywołało na ich twarzach uśmiech.

Weszliśmy do mieszkania, chłopaki od razu zamówili pizzę, Ja tradycyjnie poszłam pierw ogarnąć się z naukę, aby mieć więcej wolnego czasu. Na szczęście nie miałam tak wiele do zrobienia, więc kiedy przywieźli nam jedzenie, mogłam odłożyć książki. Bliźniacy wypytywali, jak sobie radziłam i czy nie potrzebowałam żadnej pomocy. Kiedy zapewniłam, że wszystko było w porządku, przeszliśmy do innych tematów, które wywoływały u nas wybuchy radości. Na samym końcu Jeff pobiegł do ich samochodu i przyniósł konsole, trzy pady i kilka gier.

*******

Następnego dnia obudził mnie jeden z braci, mówiąc, że śniadanie na mnie już czekało. Bez żadnego marudzenia wstałam i poszłam do garderoby, gdzie ubrałam na siebie białą spódnicę w bordowe "kółka". Bordowe body na długi rękaw z golfem i tego samego koloru marynarkę. Na stopy założyłam białe botki na platformie, po czym usiadłam przy toaletce i wzięłam się za makijaż. Kiedy w końcu się ogarnęłam, wyszłam do kuchni, gdzie bliźniacy kończyli śniadanie.

― Dla kogo się tak wystroiłaś? ― zapytał Jeff z uśmiechem. Wzruszyłam ramionami i wzięłam się za jedzenie tostów. ― Widziałaś się z Shawnem?

― Nie. ― powiedziałam krótko. ― Tęsknie za nim, ale od tej Waszej "ekstra" akcji i po tym, co zrobił, czuję się dziwnie. ― kazali mi kontynuować. ― To straszne. ― wyjaśniłam. ― Pociągnięcie za spust to jedno, a wymachiwanie maczetą to drugie.

― Boisz się mnie? ― odwróciłam się, za mną stał czarnowłosy, który trzymał bukiet róż. Spojrzałam na swoich braci, którzy od razu opuścili pomieszczenie. ― Carly? ― bez słowa podeszłam do niego i się wtuliłam. ― To chyba znaczy, że nie. ― mruknął mi we włosy.

― Nie boję się Ciebie, ale powiedziałeś, że to Cię uspokoiło i chyba to mnie przeraża. ― westchnął. ― Ale nie mówmy już o tym. ― poprosiłam.

Okazało się, że Shawn miał mnie zawieźć do szkoły, bo z tego, co było im wiadomo, Blaise'a miało nie być jeszcze tego dnia w szkole. Dylan i reszta była bardzo zdziwiona naszym widokiem, zwłaszcza Lucy, Gwen i Alex, która intensywnie wpatrywała się w mojego chłopaka. Czarnowłosy odprowadził mnie pod klasę, bo nie chciałam się z nim żegnać. Tęskniłam za nim, miałam nadzieję, że częściej będziemy się widywać.

― Zadzwoń do mnie, kiedy skończysz lekcje. ― mruknął, po czym wpił mi się w usta. Pocałunek odwzajemniłam od razu, zarzucając mu ręce na kark. ― Kocham Cię mała. ― szepnął mi na ucho i jeszcze raz mnie cmoknął w usta, aż w końcu poszedł w swoją stronę.

― A ja głupi myślałem, że jesteś wolna. ― mruknął Parker, a ja pokręciłam głową i weszłam do klasy.  

########


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro