Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

confusion & reunion

Gdy okno się otworzyło, McCree poczuł euforię, ulgę i wstyd jednocześnie. Z jednej strony cieszył się - bo kto w takiej sytuacji by tak się nie czuł, a z drugiej - był zażenowany tym, że musiał wręcz się włamywać, żeby po prostu przeprosić za swoje głupie zachowanie.

Hanzo początkowo nic nie mówił. Jedynie założył ramiona na piersiach i wymownie się na niego patrzył. Jesse aż się zaczerwienił na widok takiej groźnej miny chłopaka. Poczuł się najzwyczajniej w świecie winny.

- A więc... - zaczął. - Chciałem przeprosić za to, że jestem zboczonym dupkiem i chciałem się odegrać... Porwaniem cię.

- Co proszę?!

Azjata jeszcze raz zlustrował kowboja wzrokiem. Nosił swój zwyczajowy kapelusz, starą dżinsową kurtkę z Wranglera, wytarte czerwone Converse'y i piżamę z Toy Story. Hanzo zastanawiał się, właściwie dlaczego sprzedawano takie coś w rozmiarze dla dorosłych. Uśmiech Chudego na koszulce McCree odrobinę przerażał Shimadę. Nie ufał ani temu bohaterowi, ani Jesse'mu.

- Nie pierdol, tylko chodź! - zaśmiał się i pociągnął Japończyka za rękę, a on mimo wszystko się nie opierał.

***

Hanzo nie mógł racjonalnie wytłumaczyć tego, co przed chwilą zrobił. Gdyby teraz miał odpowiadać przed policją w sprawie napaści, jakiej w sumie dokonał Jesse (nie oszukujmy się, wyprowadzenie kogoś z internatu o dwudziestej trzeciej dwadzieścia bez jego zgody i zaciągnięcie go wręcz siłą do swojego auta musiało podchodzić pod jakiś paragraf) zapewne powiedziałby, że w ogóle nie pamiętał, co zrobił.

- Gdzie jedziemy?

- Musisz to wiedzieć? - McCree odpowiedział pytaniem na pytanie. - Po prostu... Przejedziemy się tu i tam. Spokojnie, odstawię cię do internatu przed szóstą.

- Nie ufam ci - mruknął Hanzo. - Kto ci w ogóle powiedział, że ci wybaczyłem?

McCree milczał. Faktycznie - nikt nic nie powiedział a propos tego, że Hanzo faktycznie mu odpuścił. Sama jego ekspresja mówiła "bez kija nie podchodź". Jednak... Nie był to zwykły, apatyczny, lub chociaż niezadowolony grymas. Być może cała reszta jego twarzy próbowała być uparta, w oczach pozostawała ta uległa, czuła iskierka. Z zewnątrz próbował być oschły i nieczuły, ale wewnątrz... chciał oprzeć się Jesse'mu. Genji opisałby zapewnie tę postawę jako "tsundere".

- No cóż - zaczął McCree, nieprzejęty. - Może i dopowiadam sobie, żeby dopieścić swoje, i tak już zawyżone ego?

Hanzo wręcz mimowolnie zachichotał. Trzeba było przyznać - Jesse był w jego oczach uroczy. Urocze były jego oczy, urocza była jego naiwność... Shimada nieczęsto myślał o ludziach w taki sposób.

- A więc... Pierwszy przystanek, Target. Kupimy paliwo.

- W Targecie?

- O Jezu, kofeina. Red Bull. Przed nami długa noc.

Trzeba było przyznać, chłopak miał specyficzny sposób na nazywanie pewnych rzeczy.

- Nie wiem, w co mnie pakujesz, ale już mi się to nie podoba - jęknął Hanzo, mocniej opierając się o fotel.

- Mogę to uznać za komplement? - odpowiedział mu samozwańczy kowboj, z łobuzerskim uśmieszkiem na facjacie.

***

Po zakupieniu sześciopaku Red Bulla McCree poprowadził Hanzo do jego zamierzonego celu - jeszcze nieznanego dla Azjaty.

Szli w kierunku Central Parku. Shimadę nadal zastanawiał wielki tobołek na plecach Jesse'go. Po co mu on właściwie był..?

- Idziemy... się zabawić - powiedział McCree, ciągle dziarskim krokiem idąc przed siebie.

- Chyba nie masz na myśli...

- NIE! Boże, nie, skąd ci to przyszło do głowy! - zaśmiał się z niego Jesse. - Masz zbyt bujną wyobraźnię chyba. W każdym razie, chodźmy najpierw do metra!

Hanzo nie miał pojęcia, po co kowboj chciałby tam iść, ale mimo wszystko - nadal nie protestował. Zachowywał się, jakby był w transie.

***

- Czyli... - powiedział Genji, łamanym angielskim, nadal półprzytomny i przytulony do dakimakury Celeste Ludenberg (PSYCHO WAIFU IS THE BEST WAIFU) W sumie nie można było mu się dziwić, w sumie była druga w nocy - Byliście w metrze, Jesse urządził sobie jakiś pieprzony musical z bezdomnymi, byliście pod domem dyrektorki i zgarnęliście jej córkę, która potem uciekła z płaczem, a potem poszliście do Jesse'go, jedliście churros i jego ojciec was wywalił?

- W wielkim skrócie i bez pewnych... prywatnych szczegółów - sprostował Hanzo, co chwilę zerkając na samozwańczego kowboja siedzącego w rogu, który właśnie bez pytania wziął się za paczkę truskawkowych Pocky należącą do Genjiego.

- "Prywatne szczegóły"? - zielonowłosy lekko uniósł brwi, na co Hanzo aż się zaczerwienił. - Chyba nie...

- Zapewniam cię, dziewictwo twojego młodszego braciszka zostawiłem w spokoju - zaśmiał się McCree z pełną buzią.

- Ale to Genji jest tym młodszym...

- Naprawdę? Przepraszam, ja... - na twarzy McCree widniało okropne zakłopotanie.

- Dobra, wiem, nie moja wina, że jestem żałośnie niski - westchnął Shimada, na co jego brat zaczął cicho chichotać. Obaj byli przekonani, że ich wiek był dla kowboja jasny, ale najwyraźniej tak nie było.

- Serio, przepraszam... - powiedział Jesse i go przytulił. Genji aż zapiszczał ze śmiechu, a Hanzo ułożył się w ramionach McCree w dość dziwnej pozycji, z niezręcznym wyrazem twarzy, wyraźnie próbował się wyrwać.

- Puść mnie - zaprotestował.

- Nigdy, koteczku - zarechotał Jesse. Jego śmiech był trochę... niepokojący. Genji znowu mimowolnie się zaśmiał. Z kolei Hanzo miał ochotę zapaść się pod ziemię. Obiecał sobie, że sobie z nim odpuści, ale jak w większości kwestii dosyć szybko zmienił zdanie. Z jednej strony pragnął uciec i rzucić go raz na zawsze, ale patrząc na drugą stronę medalu... Nie mógł wyprzeć się tego, że mimo wszystko coś do niego czuł. Właśnie z tego powodu siedział tak bezczynnie, jedynie patrząc enigmatycznie w oczy kowboja.

- Wyglądasz, jakbyś miał ochotę zarżnąć mi całą rodzinę - mruknął, z wesołym uśmiechem, jego lśniące w nieśmiale wpadającym do pomieszczenia blasku księżyca zęby wyraźnie kontrastowały z bladą, jak zwykle dość ponurą twarzą Shimady. - Ale nadal jesteś cholernie przystojny.

- Zamknij się - zaśmiał się Hanzo. Gdyby grali w jakiejś typowej, taniej komedii romantycznej, pewnie pocałowaliby się (w sumie mieli ochotę to zrobić), lecz, niczym w jakimś kiepskim kabarecie przeszkodził im w tym Genji:

- Przestańcie się tak ze sobą miętolić, tylko napijmy się czegoś! - znikąd w ręce zielonowłosego pojawiła się zdradziecka butelka sake, która miała ich tego wieczoru dobić.

***

McCree zmuszony przez jakaś niezrozumiałą dla niego siłę, wypił chyba z dwa pełne plastikowe kubki sake, mimo, że jak się zwierzył braciom Shimada, to chyba najohydniejszy alkohol, jaki kiedykolwiek miał w ustach.

Genji był półprzytomny, ledwo co mówił, o ile ten bełkot można było by nazwać mową (wplątywał chińskie i hiszpańskie słowa w angielskie zdania złożone "po japońsku"), McCree powoli żałował wszystkich swoich życiowych decyzji i miał ochotę wymiotować, mimo, że to nie była jego pierwsza przygoda z alkoholem, a Hanzo natomiast leżał w jego ramionach... roześmiany. Jednak nie był to jego zwyczajowy nieśmiały chichot, tylko wręcz obłączańczy rechot, wywołany przez dużą ilość spożytego alkoholu.

- Dobrze się czujesz? - spytał McCree, dość zaniepokojony.

- A... - Hanzo czknął głośno. - A jakbym miał się czuć? Jest... - znowu czknął - dobrze!

- Nie wiem, wyglądasz mi na bardzo pijanego, nie wiem czy to... - Azjata momentalnie mu przerwał, przykładając mu dłoń do buzi.

- Cicho, proszę... - Hanzo wypowiedział to takim tonem, że Jesse zaczynał zastanawiać się, czy go coś nie opętało. - Bądź grzeczny i pozwól mi...

Japończyk złożył nieśmiały pocałunek na wargach kowboja. Z początku McCree był zszokowany, ale nie zaprotestował, gdy Shimada uderzył ze zdwojoną siłą i włożył mu język do buzi. Zrobił to dość niezdarnie, trząsł się przy tym, a Jesse wtórował mu w niezręczności i zaczął go niesprawnie obmacywać.

Taki właśnie był ich pierwszy pocałunek. Pod wpływem alkoholu, w sypialni Genjiego i przepełniony desperacją, jak to w młodzieńczych związkach bywa.

****

ŻYJĘ
WRÓCIŁAM
NIE ZAPOMNIAŁAM O TYM OPKO

Przepraszam, za NAPRAWDĘ długą przerwę, ale niestety - brak weny i lenistwo to dwie małe cholery, które mi ciągle stają na drodze.
W każdym razie, dziękuję za pozostanie ze mną i 109 komentarzy. Dwa razy więcej ich jest niż gwiazdek XDDD

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro