being with you
7 kwietnia
Pierwsze promienie porannego słońca gwałtownie wbiły się do pomieszczenia, budząc śpiącego dotychczas Hanzo.
Ziewnął i złapał się za czoło. Bolała go głowa. Jednak nie był to jego największy problem.
Bowiem obudził się w ramionach McCree.
Początkowo aż się wzdrygnął i prawie podskoczył, w końcu jeszcze kilkanaście godzin temu nie chciał mieć z nim nic a nic wspólnego.
Ale w jego ramionach było mu przecież tak dobrze, ciepło, miło... inaczej.
Po raz pierwszy coś takiego poczuł, tak silne pragnienie bliskości. Wtulił się w chłopaka jeszcze mocniej.
McCree w końcu się obudził. Gdy zobaczył czarnowłosego tak rozkosznie leżącego w jego ramionach, nie mógł sobie pomóc i aż się uśmiechnął.
- Heja, skarbie - powiedział Jesse, i ziewnął - Patrz, dopiero, co zasnąłem, a ty mnie budzisz. Nie, żebym miał ci za złe - uśmiechnął się łobuzersko i puścił oczko.
Hanzo przewrócił oczami, i jakby mimowolnie szeroko się uśmiechnął.
- Przepraszam - czarnowłosy lekko skinął głową, kiedy to powiedział.
- Nie masz za co - zapewnił go McCree, a potem pocałował w czoło, co dodatkowo jeszcze zawstydziło Japończyka.
- Przestań... - powiedział Hanzo, odwracając lekko głowę, uśmiechając się lekko i oblewając się rumieńcem. - Onieśmielasz mnie.
- Doprawdy? - samozwańczy kowboj uniósł lekko brew i zrobił taką minę, jakby zaraz miał zrobić coś "niegrzecznego", ale przerwał mu dzwonek jego własnego telefonu. - Czego? - rzucił do słuchawki.
Po kilku sekundach połączenia rozłączył się i przewrócił oczami, coś go musiało zdenerwować.
- Co cię tak rozzłościło? - zapytał starszy Shimada.
- Moja siostra - mruknął, drapiąc się po głowie. - właśnie...w sumie, nieważne.
Hanzo nie zamierzał drążyć tematu. McCree, jakby dziękując mu za to, zaczął go obściskiwać, na co czarnowłosy aż cicho jęknął z rozkoszy. Znów robili coś takiego tuż pod nosem (co prawda śpiącego, ale jednak) Genjiego.
Jesse błądził dłońmi po jeszcze otulonym w bluzę ciele Azjaty, w specyficzny sposób lekko wbijając palce w jego skórę.
- Zdejmij to, kochanie - przekonał go McCree, sam lekko podwijając ciuch pod górę.
Hanzo posłusznie zdjął ubranie, pozostając jedynie w czarnych jeansach. Na jego lewej ręce był dość pokaźnych rozmiarów tatuaż ze smokiem.
- Nie znałem cię od tej strony - zaśmiał się Jesse. Był w sumie ciekaw, dlaczego osiemnastolatek (w Japonii pełnoletniość to 20 lat, w Stanach 21, chyba ogarniawszy nom) miał tak szczegółowy i duży tatuaż i jak bardzo musiało boleć jego wykonanie, ale bardziej zainteresowany był rozbieraniem Shimady.
- Zamknij się - mruknął Azjata. - I bierz się do roboty.
- Nie musisz powtarzać.
***
W końcu, McCree opuścił internat, wcześniej umawiając się z Hanzo, że następnego dnia go odbierze, żeby pojechać do szkoły. Jednak gdy próbował zapalić samochód...
Włożył i przekręcił kluczyk w stacyjce, nacisnął na sprzęgło, rozległ się niemiłosiernie głośny jakby jęk silnika, a pod maską zaczęły rozgrywać się iście dantejskie sceny.
- Kurwa! - przeklął, wychodząc z pick-upa. Gdy podniósł maskę, wydobyły się spod niej wielkie chmary dymu. Nie miał pojęcia o naprawianiu czegokolwiek prócz napełniania zapalniczek, więc zrobił to w sumie bezcelowo, jedyne, co mu to dało to napad kaszlu spowodowany dymem wydobywającym się z silnika.
Zadzwonił do Gabriela, jakby to cokolwiek miało dać...
***
Hanzo, wbrew samemu sobie poszedł wraz z resztą uczniów z wymiany na "integracyjną wycieczkę" i od razu pożałował tej decyzji, gdy tylko wyruszyli.
Wszyscy darli się wniebogłosy uczniowie z Polski puszczali wyjątkowo wulgarnie brzmiące utwory (Zaria rozumiała co trzecie słowo i zrelacjonowała, że utwór był o sobotniej imprezie i wciąganiu kokainy) przez żałośnie mały, ale wystarczająco głośny, by wkurzyć cały pociąg metra głośnik, a Genji utwierdzał wszystkich Nowojorczyków w błędnych stereotypach o Japończykach i robił zdjęcia wszystkiemu w zasięgu wzroku, włączając w to gołębie i drogowskazy. Nie mówiąc już o tym, że ich opiekunem był rosły nauczyciel niemieckiego, Wilhelm Reinhardt, który chyba nadal żył w latach osiemdziesiątych, sądząc po jego kolorowej koszulce polo, sfatygowanych, białych trampkach Reebok, ciemnych dzwonach z bardzo niskim stanem i pokaźnych, dawno już niemodnych bokobrodach. Krzyczał jeszcze głośniej, niż cała zgraja dzieciaków z wymiany.
Chciał się zapaść pod ziemię. Wszyscy patrzyli na nich jak na małpy w gaju, wytykając ich palcami, w sumie nie można było się im dziwić.
Nie odpowiadał nawet na zaczepki Genjiego, który ciagle mu mówił, żeby się rozchmurzył i nie chodził tak ze spuszczoną głową. Żeby zabić czas i zażenowanie, wyciągnął z tylnej kieszeni telefon i zaczął esemesować z McCree.
Do Jesse: Hej
Od Jesse: Co się stało, że nagle do mn piszesz? XD
Do Jesse: Czy muszę mieć powód? 😪
Od Jesse: Weź mi nie wysyłaj tych upośledzonych buziek bo ich nie odbieram -.-
Do Jesse: Ok. A tak poza tym to się po po prostu nudzę. Przyjedziesz w końcu po mnie?
Od Jesse: Cóż
Od Jesse: Możemy jechać metrem?
Do Jesse: Dlaczego?
Od Jesse: Staruszek mi dokonał żywota dzisiaj pod internatem ;-;
Hanzo aż zachichotał pod nosem. Gdyby wyjąc tę wiadomość z kontekstu, byłaby dość... przygnębiająca. Jednak czarnowłosy wiedział, że nie chodziło tu o dziadka Jesse'go tylko o jego wiekowy samochód.
Do Jesse: Jasne, nie ma problemu.
Od Jesse: Dzięki kochany :*
Od Jesse: muszę już iść bo coś ode mnie chcą na razie z/w trzymaj się <3
Hanzo aż przewrócił oczami od ilości skrótów i emotikonek, jakich używał McCree, ale i tak poczuł się lepiej po popisaniu z chłopakiem.
***
Rodzina Jess'ego też szykowała swoistą "wycieczkę". Wszyscy jechali do Ikei. Pomijając nowy materac dla niego, jechali tam właściwie głównie dla jedzenia, gdyż żadne z dzieci Reyesa nie umiało ugotować nawet jajecznicy, a jemu samemu nie chciało się robić zakupów.
- Lulu, weź zapleć warkoczyki, to może uznają, że masz osiem lat i zjesz za darmo - zaśmiał się Jesse prześmiewczo, ładując się na tylne siedzenie srebrnej, nie pierwszej młodości Hondy Civic.
- Stul pysk, ty w twoim cosplayu zjeba mógłbyś odnieść w tym większy sukces.
- TO NIE COSPLAY! - wydarł się.
- OBAJ SIĘ ZAMKNIJCIE! - krzyknął Gabriel, odpalając samochód. Częściowo podziałało, i obaj nastolatkowie siedzieli naburmuszeni w ciszy, już z zepsutymi humorami.
***
Zanim w ogóle weszli do sklepu, poszli coś zjeść. U nikogo z ich rodziny umiejętności nie wykraczały poza makaron z serem, albo kurczaka z patelni.
Rachunek za McCree i Sombrę jak zwykle wyniósł więcej, niż powinien. W końcu, ile trzeba zamówić w Ikei, żeby zapłacić za to czterdzieści pięć dolarów?
Po opchaniu się klopsikami szwedzkimi i lodami za dolara w końcu przystąpili do zakupów. Sombra wypełniła wózek po brzegi, wrzucając tam wszelkie ramki do zdjęć, pudełka i inne pierdoły, tłumacząc się, tym, że i tak kosztowały prawie nic. Wzięła nawet kubek i miskę z wyprzedaży, ale kategorycznie zabroniła ich używania męskiej części rodziny.
W końcu, dotarli do działu "materace". Jesse, oczywiście, nie mógł wybrać jak cywilizowany człowiek, i stwierdził, że musi każdy przetestować.
- Ten mi się podoba - oznajmił, leżąc na jednym z materacy. - Tylko na dwie osoby.
- Po co ci dwuosobowe łóżko? - Gabriel zrobił się podejrzliwy. - Czyżbyś chciał przyjść mi do domu z jakąś dziewuchą?
- Nie! - zaprotestował nastolatek, a następnie, już pod nosem dodał - Ale chłopaka może tak.
Wydawało mu się, że Reyes go nie usłyszał.
- Czy ja dobrze słyszałem? - spytał się Gabriel. - Czy tobie nie chodzi o tego Japończyka, z którym wzięliście moje jebane churros na śniadanie?!
- TATO!
Pracownicy Ikei chyba jeszcze nigdy nie mieli takiego ubawu z awantury rodzinnej.
**********
DŁUGO NIE BYŁO ROZDZIAŁU, CO? XDDD
jestem, żyję, łuhu.
Jednym słowem c👀l
Nie wiem co dalej napisać
Cześć lol
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro