Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

being with you

7 kwietnia
Pierwsze promienie porannego słońca gwałtownie wbiły się do pomieszczenia, budząc śpiącego dotychczas Hanzo.

Ziewnął i złapał się za czoło. Bolała go głowa. Jednak nie był to jego największy problem.
Bowiem obudził się w ramionach McCree.

Początkowo aż się wzdrygnął i prawie podskoczył, w końcu jeszcze kilkanaście godzin temu nie chciał mieć z nim nic a nic wspólnego.
Ale w jego ramionach było mu przecież tak dobrze, ciepło, miło... inaczej.
Po raz pierwszy coś takiego poczuł, tak silne pragnienie bliskości. Wtulił się w chłopaka jeszcze mocniej.

McCree w końcu się obudził. Gdy zobaczył czarnowłosego tak rozkosznie leżącego w jego ramionach, nie mógł sobie pomóc i aż się uśmiechnął.

- Heja, skarbie - powiedział Jesse, i ziewnął - Patrz, dopiero, co zasnąłem, a ty mnie budzisz. Nie, żebym miał ci za złe - uśmiechnął się łobuzersko i puścił oczko.

Hanzo przewrócił oczami, i jakby mimowolnie szeroko się uśmiechnął.

- Przepraszam - czarnowłosy lekko skinął głową, kiedy to powiedział.

- Nie masz za co - zapewnił go McCree, a potem pocałował w czoło, co dodatkowo jeszcze zawstydziło Japończyka.

- Przestań... - powiedział Hanzo, odwracając lekko głowę, uśmiechając się lekko i oblewając się rumieńcem. - Onieśmielasz mnie.

- Doprawdy? - samozwańczy kowboj uniósł lekko brew i zrobił taką minę, jakby zaraz miał zrobić coś "niegrzecznego", ale przerwał mu dzwonek jego własnego telefonu. - Czego? - rzucił do słuchawki.

Po kilku sekundach połączenia rozłączył się i przewrócił oczami, coś go musiało zdenerwować.

- Co cię tak rozzłościło? - zapytał starszy Shimada.

- Moja siostra - mruknął, drapiąc się po głowie. - właśnie...w sumie, nieważne.

Hanzo nie zamierzał drążyć tematu. McCree, jakby dziękując mu za to, zaczął go obściskiwać, na co czarnowłosy aż cicho jęknął z rozkoszy. Znów robili coś takiego tuż pod nosem (co prawda śpiącego, ale jednak) Genjiego.

Jesse błądził dłońmi po jeszcze otulonym w bluzę ciele Azjaty, w specyficzny sposób lekko wbijając palce w jego skórę.

- Zdejmij to, kochanie - przekonał go McCree, sam lekko podwijając ciuch pod górę.

Hanzo posłusznie zdjął ubranie, pozostając jedynie w czarnych jeansach. Na jego lewej ręce był dość pokaźnych rozmiarów tatuaż ze smokiem.

- Nie znałem cię od tej strony - zaśmiał się Jesse. Był w sumie ciekaw, dlaczego osiemnastolatek (w Japonii pełnoletniość to 20 lat, w Stanach 21, chyba ogarniawszy nom) miał tak szczegółowy i duży tatuaż i jak bardzo musiało boleć jego wykonanie, ale bardziej zainteresowany był rozbieraniem Shimady.

- Zamknij się - mruknął Azjata. - I bierz się do roboty.

- Nie musisz powtarzać.

***

W końcu, McCree opuścił internat, wcześniej umawiając się z Hanzo, że następnego dnia go odbierze, żeby pojechać do szkoły. Jednak gdy próbował zapalić samochód...
Włożył i przekręcił kluczyk w stacyjce, nacisnął na sprzęgło, rozległ się niemiłosiernie głośny jakby jęk silnika, a pod maską zaczęły rozgrywać się iście dantejskie sceny.

- Kurwa! - przeklął, wychodząc z pick-upa. Gdy podniósł maskę, wydobyły się spod niej wielkie chmary dymu. Nie miał pojęcia o naprawianiu czegokolwiek prócz napełniania zapalniczek, więc zrobił to w sumie bezcelowo, jedyne, co mu to dało to napad kaszlu spowodowany dymem wydobywającym się z silnika.

Zadzwonił do Gabriela, jakby to cokolwiek miało dać...

***

Hanzo, wbrew samemu sobie poszedł wraz z resztą uczniów z wymiany na "integracyjną wycieczkę" i od razu pożałował tej decyzji, gdy tylko wyruszyli.

Wszyscy darli się wniebogłosy uczniowie z Polski puszczali wyjątkowo wulgarnie brzmiące utwory (Zaria rozumiała co trzecie słowo i zrelacjonowała, że utwór był o sobotniej imprezie i wciąganiu kokainy) przez żałośnie mały, ale wystarczająco głośny, by wkurzyć cały pociąg metra głośnik, a Genji utwierdzał wszystkich Nowojorczyków w błędnych stereotypach o Japończykach i robił zdjęcia wszystkiemu w zasięgu wzroku, włączając w to gołębie i drogowskazy. Nie mówiąc już o tym, że ich opiekunem był rosły nauczyciel niemieckiego, Wilhelm Reinhardt, który chyba nadal żył w latach osiemdziesiątych, sądząc po jego kolorowej koszulce polo, sfatygowanych, białych trampkach Reebok, ciemnych dzwonach z bardzo niskim stanem i pokaźnych, dawno już niemodnych bokobrodach. Krzyczał jeszcze głośniej, niż cała zgraja dzieciaków z wymiany.

Chciał się zapaść pod ziemię. Wszyscy patrzyli na nich jak na małpy w gaju, wytykając ich palcami, w sumie nie można było się im dziwić.
Nie odpowiadał nawet na zaczepki Genjiego, który ciagle mu mówił, żeby się rozchmurzył i nie chodził tak ze spuszczoną głową. Żeby zabić czas i zażenowanie, wyciągnął z tylnej kieszeni telefon i zaczął esemesować z McCree.

Do Jesse: Hej
Od Jesse: Co się stało, że nagle do mn piszesz? XD
Do Jesse: Czy muszę mieć powód? 😪
Od Jesse: Weź mi nie wysyłaj tych upośledzonych buziek bo ich nie odbieram -.-
Do Jesse: Ok. A tak poza tym to się po po prostu nudzę. Przyjedziesz w końcu po mnie?
Od Jesse: Cóż
Od Jesse: Możemy jechać metrem?
Do Jesse: Dlaczego?
Od Jesse: Staruszek mi dokonał żywota dzisiaj pod internatem ;-;

Hanzo aż zachichotał pod nosem. Gdyby wyjąc tę wiadomość z kontekstu, byłaby dość... przygnębiająca. Jednak czarnowłosy wiedział, że nie chodziło tu o dziadka Jesse'go tylko o jego wiekowy samochód.

Do Jesse: Jasne, nie ma problemu.
Od Jesse: Dzięki kochany :*
Od Jesse: muszę już iść bo coś ode mnie chcą na razie z/w trzymaj się <3

Hanzo aż przewrócił oczami od ilości skrótów i emotikonek, jakich używał McCree, ale i tak poczuł się lepiej po popisaniu z chłopakiem.

***

Rodzina Jess'ego też szykowała swoistą "wycieczkę". Wszyscy jechali do Ikei. Pomijając nowy materac dla niego, jechali tam właściwie głównie dla jedzenia, gdyż żadne z dzieci Reyesa nie umiało ugotować nawet jajecznicy, a jemu samemu nie chciało się robić zakupów.

- Lulu, weź zapleć warkoczyki, to może uznają, że masz osiem lat i zjesz za darmo - zaśmiał się Jesse prześmiewczo, ładując się na tylne siedzenie srebrnej, nie pierwszej młodości Hondy Civic.

- Stul pysk, ty w twoim cosplayu zjeba mógłbyś odnieść w tym większy sukces.

- TO NIE COSPLAY! - wydarł się.

- OBAJ SIĘ ZAMKNIJCIE! - krzyknął Gabriel, odpalając samochód. Częściowo podziałało, i obaj nastolatkowie siedzieli naburmuszeni w ciszy, już z zepsutymi humorami.

***

Zanim w ogóle weszli do sklepu, poszli coś zjeść. U nikogo z ich rodziny umiejętności nie wykraczały poza makaron z serem, albo kurczaka z patelni.

Rachunek za McCree i Sombrę jak zwykle wyniósł więcej, niż powinien. W końcu, ile trzeba zamówić w Ikei, żeby zapłacić za to czterdzieści pięć dolarów?

Po opchaniu się klopsikami szwedzkimi i lodami za dolara w końcu przystąpili do zakupów. Sombra wypełniła wózek po brzegi, wrzucając tam wszelkie ramki do zdjęć, pudełka i inne pierdoły, tłumacząc się, tym, że i tak kosztowały prawie nic. Wzięła nawet kubek i miskę z wyprzedaży, ale kategorycznie zabroniła ich używania męskiej części rodziny.

W końcu, dotarli do działu "materace". Jesse, oczywiście, nie mógł wybrać jak cywilizowany człowiek, i stwierdził, że musi każdy przetestować.

- Ten mi się podoba - oznajmił, leżąc na jednym z materacy. - Tylko na dwie osoby.

- Po co ci dwuosobowe łóżko? - Gabriel zrobił się podejrzliwy. - Czyżbyś chciał przyjść mi do domu z jakąś dziewuchą?

- Nie! - zaprotestował nastolatek, a następnie, już pod nosem dodał - Ale chłopaka może tak.

Wydawało mu się, że Reyes go nie usłyszał.

- Czy ja dobrze słyszałem? - spytał się Gabriel. - Czy tobie nie chodzi o tego Japończyka, z którym wzięliście moje jebane churros na śniadanie?!

- TATO!

Pracownicy Ikei chyba jeszcze nigdy nie mieli takiego ubawu z awantury rodzinnej.

**********

DŁUGO NIE BYŁO ROZDZIAŁU, CO? XDDD
jestem, żyję, łuhu.
Jednym słowem c👀l
Nie wiem co dalej napisać
Cześć lol

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro