VI♥
KRÓTKIE INFO NA DZIEŃ DOBRY - KRÓTSZY ROZDZIAŁ, PODCZAS JEGO PISANIA ZBIŁAM EKRAN W TELEFONIE. CZY TO ZNAK, ŻE BĘDZIE CHUJOWY? XD
Trzy tygodnie później...
McCree obudził się u boku Hanzo. Uśmiechnął się niemrawo do śpiącego mężczyzny. Zaczął czule bawić się jego włosami. "Są takie śliczne...", pomyślał, przeplatając je sobie między palcami. Nie chciał go jednak budzić, uwielbiał patrzeć, jak śpi. Stało się to jego swoistym nawykiem - kilka tygodni najwyraźniej wystarczyło.
Nie wyobrażał sobie rozłąki.
A owa miała zdarzyć się stosunkowo niedługo - przecież Hana i McCree nie mogli zostać w Hanamurze na zawsze.
D.Va mówiła, że najgorsze w związku z Genjim są rozstania. Kowboj zawsze się z tego w głębi duszy cicho śmiał, co taka smarkula mogła wiedzieć o związkach?
Teraz jednak rozumiał to jak nigdy dotąd.
Nie chciał opuszczać Hanzo. Nie ważne, że zawsze, w przeciwieństwie do "ostatniego razu" mógł do niego wrócić. Nie miał sumienia go zostawiać. Mimo, że ich relacja trwała ledwie trzy tygodnie, to... Zżyli się ze sobą. Nawet on uważał to za trochę śmieszne. Gdyby chociaż byli w "oficjalnym" związku...
Chciał jak najlepiej wykorzystać te pozostałe dni.
W końcu Hanzo obudził się, przeciągając się ociężale i delikatnie mrucząc.
- Heja, królewno - przywitał go, na co Azjata odpowiedział mu uroczym grymasem niezadowolenia - Wyspałeś się?
- Jeśli trzykrotna pobudka z winy twojego wiercenia się liczy się jako "wyspanie" to tak, spało mi się super - odparł sarkastycznie.
Jesse zachichotał.
- Przepraszam - powiedział, lekko zakłopotany.
- Nic się nie stało - zapewnił go Shimada.
Po chwili ciszy Jesse postanowił w końcu się odezwać.
- To już jutro... - westchnął, z wyraźnym zawodem w głosie.
Shimada mu nie odpowiedział. Popatrzył smutno w oczy kowboja i złapał go za rękę. W końcu wydusił z siebie:
- Wykorzystajmy te ostatnie wspólne chwile dobrze - wysilił się na uśmiech. Jego usta owszem były uśmiechnięte, ale oczy pozostawały smutne - Pojechałbym z tobą, gdybym mógł.
- Trudno będzie to załatwić - westchnął McCree, ale po chwili rozchmurzył się nagle - Dobra, nie ma co się martwić! Przecież zaproszę cię na święta - uśmiechnął się. Chciał, żeby Boże Narodzenie było bardziej udane, niż tegoroczne Halloween. Dla sprostowania - Genji przebrał się za cyborga ninję i nie mógł potem zdjąć tego kostiumu, udało się dopiero po trzygodzinnych próbach całej trójki. A przez fakt, że D.Va była znana na całym świecie, to gdy poszli na outdoorowe przyjęcie Halloweenowe, to nie mogła odgonić się od fanów.
Kostium Hanzo z kolei wywołał problem natury alergicznej - gdy zmył z siebie farbę, którą wymalował go od stóp do głów McCree i poszedł spać, obudził się cały czerwony. Nie chciał wychodzić z domu przez następne dwa dni, co zaskutkowało dwoma całkiem sympatycznymi wieczorami filmowymi z jego kochasiem. Nieważne, że Jesse prawie zasnął na ukochanym przez Hanzo "Dziecku Rosemary", pomimo jego, nie ukrywajmy, dość niepokojącej i psychodelicznej natury.
W każdym razie, te trzy tygodnie minęły im aż za dobrze. Jak niewiele czasu trzeba, by zrodzić uczucie...
Nagle zupełnie bez ostrzeżenia Jesse rzucił się na Hanzo i zaczął go brutalnie wręcz całować. Azjata się nie opierał, poddał mu się. McCree zaczął całować go już w inne części ciała, niż usta. Zszedł do szyi, potem w okolice obojczyków, aż w końcu dotarł do podbrzusza. Dosłownie włożył rękę w majtki mężczyzny, co sprawiło, że aż zajęczał z podniecenia.
Starali się to robić na tyle cicho, żeby nie było ich słychać za ścianą. (NIE. UMIEM. OPISYWAĆ. ZBLIŻEŃ. SEKSUALNYCH)
***
Genji i D.Va nie przeżywali tego rozstania tak mocno jak Hanzo i McCree. Ba, dzień przed wyjazdem Hana nawet powiedziała do Genjiego:
- Nareszcie sobie od ciebie jadę, kurwiu - zaśmiała się, przykładając mu z poduszki.
- Ała! - krzyknął rozbawiony sytuacją Genji - A ja się cieszę, że pozbywam się takiej wrednej, tłustej zołzy!
- CICHAJ! - uciszyła chłopaka roześmiana, "podduszając" go poduszką.
- Ah tak? - zielonowłosy chwycił za pluszaka Pachimari - Jak wojna to wojna!
Rozpoczęła się swoista bitwa na wszystko, co miękkie. W powietrzu latały poduszki, pluszaki, a nawet kapcie.
Koreanka już miała zadać ostateczny cios (albo Fatality, jakby to ona określiła), ale powstrzymały ją odgłosy dobiegające zza ściany. Jęki i jakiś nonsens po hiszpańsku i japońsku.
Genji powstrzymywał się z całej siły, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Tak wcześnie? - zaśmiał się - Idziemy im poprzeszkadzać?
- Pewno - zachichotała D.Va.
Wręcz na palcach ruszyli korytarzem, starając się wkroczyć do sypialni jak najciszej.
Dotarli pod drzwi. Genji zajrzał przez szparę (drzwi były przymknięte). Po chwili otworzył je na oścież i jakby przez przypadek wszedł do sypialni z okrzykiem:
- ONIII-CHAN, MÓWIŁEŚ, ŻE JESTEM JEDYNY!
Zszokowani mężczyźni szybko przykryli się kołdrą, zażenowani, że zostali "przyłapani na gorącym uczynku".
- Genji, ten żart był wyjątkowo niesmaczny - skwitowała go Hana.
- Taki właśnie miał być - zaśmiał się chłopak, wychodząc z sypialni. Jednak cofnął się szybko i powiedział - Przepraszam, jakby co, nie? Tylko żartowałem.
- Mam nadzieję - roześmiał się Jesse.
***
Nadszedł ten dzień. Dzień rozłąki. Cała czwórka dziesiątego listopada o jedenastej w nocy z pochmurnymi minami dotarła na Hanamura International Airport. Wszyscy byli dosyć pochmurni, chyba zsynchronizowali się z pogodą.
Na pożegnanie wypili jeszcze kawę w Starbucksie.
Podczas gdy Hana i Genji byli już pogodzeni z faktem, że zobaczą się znowu dopiero w święta, to o tyle McCree i Hanzo nie przyjmowali tego do końca do wiadomości.
Cały czas trzymali się pod stołem za ręce. Pili chai latte z tego samego kubka. Zżyci ze sobą jak bliźniaki syjamskie - mimo, że znali się ledwo miesiąc.
W końcu usłyszeli komunikat, że samolot z Hanamury do Gibraltaru odlatuje za pół godziny. Był to swojego rodzaju znak, że ich wspólny czas się skończył. Genji na pożegnanie wręcz podniósł D.Vę do góry i mocno ją przytulił.
- Zostaw mnie! - zaśmiała się, a po chwili złożyła krótki pocałunek na czole zielonowłosego - Do zobaczenia, kochasiu.
Natomiast Jesse i Hanzo mieli bardziej "emocjonalne" pożegnanie.
- Znowu sobie jedziesz... - westchnął ciężko Shimada - Mam nadzieję, że tym razem nie zostawisz mnie na pastwę losu?
- Nie miałbym sumienia, darlin' - rzekł czule McCree.
Spojrzeli sobie w oczy. Czule, głęboko. Nie trzeba było długo czekać, aż takie spojrzenie zmieniło się w długi, namiętny pocałunek.
Hana aż wydała z siebie zauroczone "oh" gdy "odkleili" się od siebie.
- To... Do zobaczenia - pożegnał ich Genji, gdy wchodzili na odprawę.
- Do zobaczenia - także powiedział jego brat, wysilając się na mały uśmiech. Amerykanin odpowiedział mu tym samym.
- Pa, kotku.
Odszedł. Hanzo ciężko westchnął, gdy zobaczył, jak kapelusz jego mężczyzny znika za bramką.
"Czyli, byle do świąt", pomyślał.
Nie wiedział, że w te gwiazdkę miało wydarzyć się coś więcej, niż tylko impreza i obiad świąteczny.
.......................
Jest 2:19.
Wstawiam rozdział, zamiast spać.
Rozbijam przy tym telefon.
To chyba wystarczy??? XD
Uwaga, wnerwię wszystkich i powiem - OSTATNI ROZDZIAŁ W WIGILIĘ, NO MATTER WHAT.
Dziękuję za uwagę i miłego dnia/wieczoru/popołudnia/godziny 14 czasu intergalaktycznego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro