Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III♥

UWAGA, POJAWIA SIĘ TU CONTENT TYPU ( ͡° ͜ʖ ͡°), CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOSĆ!

W końcu, nasza wesoła gromadka dojechała na miejsce. Dom braci Shimada był średniej wielkości nowoczesnym, w dużym stopniu oszklonym budynkiem położonym na obrzeżach miasta. Jednak nie był chociaż zbliżony swoją okazałością do pałacu, w jakim wychowało się rodzeństwo. Niestety, albo i stety, czasy świetności rodu Shimada dawno odeszły w niepamięć...

Młodzi weszli do środka, głośno chichocząc ze swoich żartów, a McCree i Hanzo wolno za nimi podążyli. Kowboj posłał Shimadzie z milion to pożądliwych, to złośliwych, a to wręcz błagających o przebaczenie i atencję spojrzeń, ale Azjata nadal miał kamienną wręcz minę. W końcu westchnął, czując się pokonany.

Gdy jego stopa przekroczyła próg mieszkania, Hanzo natychmiastowo spiorunował go wzrokiem.

- O co chodzi tym razem? - jęknął McCree - Kapelusz?

- Nie... - westchnął Japończyk, przykładając sobie dłoń do czoła w geście zażenowania - Buty.

- Ano tak - zaśmiał się Jesse, ściągając brudne buciory z ostrogami. Rzucił je gdzieś w kąt.
Shimada głośno wypuścił powietrze, gdy jeden z nich wręcz uderzył w ścianę. Znowu miał ochotę udusić McCree.

- Zacna chałupa - mruknął z aprobatą McCree, rozglądając się po korytarzu. W odpowiedzi Hanzo jedynie mruknął coś niezrozumiałego.

Był gustownie urządony, jednak był bardzo minimalistyczny. Brudnoszare ściany, czarna, skórzana sofa, szafka na buty i kurtki oraz pusty wazon były jedynymi meblami w dość obszernym pomieszczeniu.

Za łukiem drzwiowym znajdował się salon połączony z kuchnią i jadalnią. Jedna ze ścian pomieszczenia była w całości przekształcona w okno wychodzące na średnio zadbany ogród. Wystrój był podobny jak na korytarzu, nowoczesny i minimalistyczny. Nieskazitelnie czysta kuchnia, długi szklany stół z jedynie czterema krzesłami, kawowobrązowa, zamszowa kanapa typu narożnik z kotatsu w roli stolika kawowego prezentowały się wyjątkowo dobrze.

Była tam też antresola, na której znajdowały się wydzielone sypialnie braci.

Wszystko to stworzyło estetyczną, składną całość.

- To co? - spytał Genji, wnosząc tobołki D.Vy na antresolę - Hana śpi u mnie, a co z naszym kowbojem? - tu pozwolił sobie na ironiczny uśmiech.

- Byle gdzie, byle nie blisko mnie - burknął Azjata - Kanapa jest całkiem wygodna, on może spać u mnie. Beze mnie.

- No weź - zaśmiał się McCree - Nie bądź taki pochmurny!

- Tak, jak powiedziałem - mruknął Hanzo - Zadowolę się kanapą.

Hana głośno westchnęła i weszła z Genjim po schodach do sypialni.

- Straszny mruk z tego twojego brata - powiedziała, otwierając walizkę.

- Wiem... - jęknął zielonowłosy, kładąc jej kuferek z kosmetykami na stolik nocny - Zawsze taki jest...

Pokój Genjiego wyraźnie różnił się od reszty domu. Jego wystrój był chaotyczny, nieporządny, o ile w ogóle możnaby było nazwać go wystrojem.
W rogu stało dość szerokie, niskie łóżko, a właściwie dwa materace ułożone na sobie, oprócz tego Genji miał jedynie biurko, na którym stał komputer, plastkikowe krzesło, dużą szafę i stolik nocny ze skrzynki po Coca-Coli. Resztą wyposażenia pokoju był... Bałagan. Na przykład chłopak nie zaprzątał sobie głowy kupowaniem regału, wszystkie swoje mangi i książki odkładał na przerażająco wielką kupkę, która zaczynała powoli przypominać ścianę. D.Va wolała nie wiedzieć, co się stanie, gdy w nocy przypadkowo się potknie i zachaczy o tą swoistą instalację platstyczną, idąc do toalety...

Mimo wszystko, podobało jej się tu. Coś nadawało temu pomieszczeniu jakiś specyficzny urok. Co nie zmieniało faktu, że Genji powinien posprzątać brudne ubrania z podłogi i wyrzucić stare pudełka po chińszczyźnie.

- Jezu, głodna jestem - jęknęła Hana, rzucając się na łóżko chłopaka - I zmęczona.

- Genji wystarczy - odpowiedział jej z szelmowskim uśmiechem, na co Song przewróciła oczami - Chcesz jechać do McDonalda?

- Tak, tak! - podekscytowała się dziewczyna, niczym przedszkolak.

- Chcesz Happy Meal? - zaśmiał się, czochrając jej włosy.

- Przestań! - krzyknęła Hana, rumieniąc się - Może... Chcę... Tego Happy Meala, ale... Co w tym złego, no?!

- A czy ja coś mówię? - zaśmiał się Genji, dając jej pstryczka w nos - To urocze.

D.Va jeszcze trochę się dąsała, ale w końcu powiedziała:

- No dalej, jedziemy do tego Maka, czy nie?

- Oczywiście, usagi-chan (króliczek po japońsku) - chłopak się uśmiechnął i złapał rękę Hany.

- Nie "usagi", tylko "tokki"! (króliczek po koreańsku) - zaśmiała się D.Va, idąc za nim.

- Oj tam, oj tam - zachichotał Genji.

Zeszli na dół. Zastali tam Hanzo i McCree, wyraźnie ze sobą skłóconych.

- Jedziemy do Maka, chcecie coś? - spytał zielonowłosy, podbierając coś szybko z pudełka na komodzie w korytarzu. Hanzo nawet tego nie zauważył.

- Ta, przywieźcie mi BigMaka i duże frytki - powiedział McCree, zrezygnowany obojętnością byłego.

- Miałeś przejść na dietę - westchnęła D.Va.

- O Jezu... - westchnął Jesse - Przesadzasz.

- A to?! - spytała Koreanka, wskazując na lekko wystający "bebzol" kowboja.

Hanzo cicho zachichotał.

- Ma rację - mruknął mężczyzna, złośliwym tonem.

Hana i Genji wyszli, znowu śmiejąc się do rozpuku. Starszy Shimada nawet by się tym nie przejął, gdyby nie usłyszał dźwięku silnika... jego Mercedesa.

- Cholera jasna! - wściekł się Hanzo. Wybiegł z domu, nawet nie wkładając kurtki - Gówniarzu!

Tym razem to McCree się śmiał. Śmiał się do rozpuku, głośno, wręcz złośliwie.

- Nie mam pojęcia co powiedziałeś, ale kurna, ten twój brat to niezły wrzód na dupie - zaśmiał się kowboj, gdy łucznik zrezygnowany z powrotem wszedł do środka.

- Cicho bądź - fuknął Azjata, padając ciężko na sofę.

- Może byśmy w końcu wyjaśnili te nieporozumienia między nami, co? - westchnął McCree.

- Może - rzekł enigmatycznie Hanzo, zapalając papierosa.

- Palisz? - spytał się kowboj, delikatnie zdziwiony.

- Tylko czasami. Wolę alkohol. - Jesse mógłby przysiąc, że Japończyk nie do końca umie się zaciągać. Jego hipoteza się potwierdziła, gdy Hanzo zakaszlał gwałtownie. Mężczyzna zachichotał cicho, rozbawiony tym. Hanzo znowu posłał mu jadowite spojrzenie.

- W końcu zmądrzałeś i odwidziało ci się złoszczenie na mnie? - spytał kowboj, usatysfakcjonowany.

- A czy ja coś takiego powiedziałem? - mruknął Hanzo, ze swoim zwykłym grymasem na twarzy.

- Eh... - westchnął McCree, podnosząc się z kanapy - Nie miałbyś nic przeciwko, gdybym skorzystał z prysznica?

- A skądże - odparł Shimada, z nutką cynizmu w głosie - Drugie drzwi od lewej jak wejdziesz na górę.

- Dzięki.

Poszedł we wskazanym przez mężczyznę kierunku. Gdy wszedł do pomieszczenia, aż westchnął z zachwytu. Ściany, pokryte w połowie ciemną, poziomą boazerią, a w połowie ciemnoszarymi płytkami, szklane umywalki ze złotymi kranami, wanna, która mogła pomieścić z przynajmniej trzy osoby i... prywatna sauna.

"A podobno wyrzekł się spadku po ojcu...", pomyślał, nalewając wody do wanny.

Wanna ta była specyficzna, przypominała bardziej podwyższony, płytki basen. Nad nią był natrysk, wiszący na suficie, pełniący funkcję prysznica. Jesse wiedział jedno - Hanzo miał chorą obsesję na punkcie łazienki. I lubił brać kąpiele. Na brzegu wanny leżała jakaś książka, której tytułu kowboj nie był w stanie odczytać, oraz wypalone kadzidło.

Gdy wannę wypełniła porządana przez McCree ilość wody, mężczyzna rozebrał się do naga i wszedł do środka.
Nie pamiętał, od jak dawna nie brał w spokoju kąpieli. Postanowił zatem rozkoszować się każdą chwilą tej dość ulotnej przyjemności, zapalając cygaro i układając się wygodnie.

Minęło przynajmniej pół godziny. McCree rozkoszował się kąpielą, a pęcherz Hanzo oficjalnie podpisywał kapitulację. Można się domyśleć, co było dalej... Azjata jak gdyby nigdy nic wszedł do łazienki i zastał tam kowboja, zażywającego kąpieli. Musiał przyznać, wyglądał... pociągająco. Na widok Azjaty kowboj aż lekko podskoczył.

- Cholera... - Hanzo zaczerwienił się jak burak i zatrzasnął drzwi. Ciężko oddychając zsunął się po ścianie i usiadł. Mówiąc wyjątkowo prostym językiem - stał mu. Jęknął głośno. "Czy on naprawdę mi się podoba?!", pomyślał "Hanzo, do jasnej cholery, myśl głową, a nie ptakiem!". Próbował pozbyć się resztek erekcji, bezskutecznie.

Przez swoje rozmyślania nie zauważył D.Vy, kierującej się w stronę łazienki.

- Hej, Han... - urwała, gdy zobaczyła, w jak niezręcznej sytuacji znajduje się mężczyzna - McCree jest w łazience?

- N-nie... - zająknął się szatyn. Najwyraźniej słabe kłamstwa były we krwi Shimadów.

Hana na to wybuchnęła śmiechem i wręcz zaczęła się turlać po podłodze.

- NOWY SHIP, NOWY SHIP!

...........

Przepraszam za zboczenie
Przepraszam
Będę tego żałować, ja wam mówię ;___;
I tak, piosenka w mediach w ogóle nie pasuje.
Jak zwykle lol hahaha

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro