Prolog.
- Louis, proszę - powiedział błagalnie, patrząc na mnie z tymi ognikami w oczach. - Oni nie odpuszczą, słyszałem co mówili, nie skończyli z tobą ani ze mną. Musimy trzymać się razem.
Pociągnął nosem, wiatr zawiał, wprawiając jego potargane loki w gwałtowny taniec.
Mój wzrok zaciekle starał się nie patrzeć na jego posiniaczoną i bladą twarz.
Moje myśli przebiegły już prawdopodobnie trzecią milę, ale nie potrafiłem nic poradzić na chęć rzucenia się mu na szyję i scałowania wszystkich tych ran i zaschniętych łez z policzków.
Jednak nie mogłem. Prawdopodobnie nie wyglądałem lepiej. Obudziłem się na łóżku szpitalnym ze złamanym żebrem. I sercem. Żałowałem, że kość nie przebiła mi tej niepotrzebnej pompki krwi.
Nie miałem pojęcia, dlaczego tam byłem i kto mnie tam przewiózł, kto mnie znalazł, ale byłem na niego zły jak cholera. Po co ratować martwego?
- Będzie lepiej, jak już pójdziesz - powiedziałem, chociaż wcale nie miałem tego na myśli.
Po prostu wiedziałem, że tak będzie lepiej. Dla nas obu.
Wciąż czułem się oszukany i zraniony, ale starałem się pozostać w moim małym dominie, które postanowiono poruszyć, przewrócić. Nie mogłem pozwolić, żeby ostatni element wylądował na ziemi.
Jego wyraz twarzy się zmienił. Był zimny, nieobecny. Miałem ochotę rzucić jakimś żartem, zmienić temat na błahy, snuć teorie o gwiazdach i ich spadaniu.
Jednak gwiazdy już dawno spadły, ty jedynie patrzysz opóźniony na ich przebytą drogę.
- Daj mi szansę... Jedną, chcę tylko porozmawiać. - Łamałem się wraz z jego głosem, ale musiałem zachować zimną krew. - Ja ci wybaczyłem, próbowałem zacząć od nowa...
Musiałem.
Brakowało mi tego promiennego uśmiechu, który błyszczał w ciemnych pokojach, jednak najwyraźniej ciemne pokoje nie potrzebowały już więcej świata.
Kogo ja chciałem oszukać, czułem się jak Titanic, który właśnie uderza w górę lodową.
Niestety nie byłem Rose, a mężczyzna nie był Jackiem.
Spojrzałem czujnie za niego, tak jakbym bał się, że zaraz wyskoczy jakiś Luke albo Drake i potraktują mnie kolejną dawką złamań.
- Tak będzie lepiej - wyrzuciłem tylko, a twarz Harry'ego zmieniła się jeszcze bardziej. Była zimna, smutna, a cień rozczarowania coraz szybciej wpełzał mu na twarz. - Musimy iść własnymi ścieżkami i nie wypaść z obiegu. Razem jesteśmy po prostu toksyczni.
- Myślałem, że mamy coś specjalnego - powiedział z wyrzutem, a ja uśmiechnąłem się szeroko i obrzydliwie.
Jak zawsze.
- Ja też.
Po tych słowach po prostu zamknąłem mu drzwi przed nosem. Stał przed nimi jeszcze przez chwilę, usłyszałem kroki.
Bezwładnie zsunąłem się po drzwiach i pusto spojrzałem przed siebie. Z każdym krokiem moje serce było coraz dalej, a ja naprawdę walczyłem z chęcią pobiegnięcia za nim i wtulenia się w jego tors, tylko po to, żeby chociaż przez chwilę powdychać prawdziwe powietrze.
Jednak nie mogłem.
To wszystko zaszło za daleko, a rany były zbyt głębokie i zbyt widoczne. Dusiliśmy się nawzajem przyjemną wonią, która była uzależniająca niczym nikotyna.
Nie płakałem. Nie krzyczałem.
Zewnętrznie.
Wewnętrznie byłem spłukany. I chciałbym, żeby to znaczyło, że nie miałem pieniędzy i resztę życia spędzę pod mostem, kłócąc się z kaczkami o chleb.
Chciałem się rozpłynąć, rozproszyć. Zacząć na nowo. Zacisnąłem usta w cienką linię tak mocno, że aż zbielały.
Musiałem zacząć od nowa.
Wstałem powoli, chociaż nogi miałem jak z waty, a przed oczami wciąż rysowały się kontury jego doskonałości.
Zacisnąłem powieki, walcząc z ogniem, który cisnął mi się do oczu.
Za dużo płaczu, nie mogłem stracić więcej łez. Każda była cenna, uciekała z mojej twarzy z uczuciami i historiami, a ja chciałem to wszystko zatrzymać. Chciałem trzymać w dłoniach tę kolczastą różę, bo była piękna i tworzyła mnie.
Po prostu ta gra... Ona nie była warta tego wszystkiego. Dlaczego się na to zgodziłem? Jak wtedy potoczyłaby się nasza relacja? Jakim byłbym człowiekiem? Dalej przepełnionym nienawiścią?
Nowy start, skupmy się na nowym starcie.
Ojciec po śmierci przepisał cały swój majątek na mnie i wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy na konto wpłynęło mi prawie pół miliona dolarów z groszami. PÓŁ MILIONA.
WIECIE CO MOŻNA KUPIĆ ZA PÓŁ MILIONA? JA TEŻ NIE, ALE NA PEWNO DUŻO.
Wiedziałem, że jego firma odnosi sukcesy, ale nie zdawałem sobie, że aż takie. A tym bardziej nie spodziewałem się, że ją sprzeda i przeleje tak pokaźną sumę na moje konto. Dom zostawił swojemu chłopakowi, ale nie obchodziłem się z tym. Nie mógłbym w nim żyć.
Plus moje oszczędności, które odkładałem od kilku dobrych lat, co miesiąc przelewając na konto sumę przesyłaną przez ojca. Minus opłaty za poprzednie mieszkanie, oczywiście.
Byłem ustawiony do końca życia.
Ale co z tego?
Mogłem się przeprowadzić do Barcelony, o której zawsze marzyłem, albo Japonii, która sprawiała, że moje ciało przepełniała ekscytacja.
Czy takiej ekscytacji potrzebowałem?
Musiałem skończyć z pytaniami retorycznymi, bo myślę, że nawet Albert Einstein nie znalazłby odpowiedzi ani blasku w swojej teorii światła.
Wiedziałem, że przeprowadzka to dobry pomysł, musiałem tylko zapytać Carę, czy chce wybrać się ze mną w podróż życia i robić wszystko, o czym marzyłem. Wspólnie marzyliśmy.
I jeszcze studia, jak mogłem przeoczyć ten aspekt.
Jednak chyba byłem trochę usprawiedliwiony. Działo się tak dużo, że zapomniałem co to znaczy dobra kawa, czy normalne śniadanie, a co dopiero studia.
Najpierw potrzebowałem chwili na ustatkowanie się, żeby później zacząć od nowa. Z nową tożsamością i duchem. Adrenaliną, która mnie pochłonie. Pomyślałem o podróżach po świecie. Zawsze o tym marzyłem, więc dlaczego nie zrobić tego teraz? Miałem pieniądze, z chęciami trochę ciężej, ale wierzyłem, że kiedy zobaczę Case Batlló na żywo, będę czuł się zaczarowany.
Potrzebowałem zacząć od nowa.
Zacząć ze sobą.
Zacząć bez niego.
____________________
OKEJ, PUSZCZĘ PIERWSZY ROZDZIAŁ JAKOŚ NIEDŁUGO(?)
Postaram się być regularna, ale zastanawiam się czy nie zacząć tego wszystkiego na spokojnie, po egzaminach, chociaż prawdę mówiąc potrzebuję jakiejś motywacji do pisania, więc puszczam ten prolog i proszę Was, kochani o cierpliwość.
I możecie komentować, bo to motywacja, czy coś i no, opowiadajcie co tam u Was!
pijecie wodę?
podlewacie roślinki?
więc do zobaczenia w niedalekiej przyszłości!
kocham Was xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro