Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Five years

Pięć lat.

Pięć pieprzonych lat od tamtego wydarzenia.

Od tamtej pory tyle się wydarzyło, że nie wiem od czego zacząć.

Może powinienem od początku.

Więc tak, zostałem Inżynierem architektury (tak, w końcu zdecydowałem ukończyć te studia). Ukończyłem je w Anglii, gdzie aktualnie zamieszkiwałem. Zainwestowałem jeszcze w mieszkanko na wybrzeżach Barcelony, gdzie przebywałem od dłuższego czasu. Na studiach odżyłem. Nie oszukujmy się, byłem wrakiem po tym wszystkim, chodziłem bez celu po szarych ulicach, które nigdy nie były aż tak wyblakłe i myślałem o tym wszystkim. Od nowa i od nowa. Czułem się bezduszny, ale to w porządku, bo od ostatniego czasu naprawdę czułem, że żyję. Spadałem, chociaż tak mocno machałem przyciętymi skrzydełkami. Nie odrosły. Nie odrosną.

Cóż, nie mogę powiedzieć, że byłem nieszczęśliwy, bo bym skłamał. Po prostu, kiedy widzę jego twarz na tych wszystkich bilbordach, on promienieje, wciąż się świeci a ja? Zostałem niepoprawnym, zgorzkniałym romantykiem z gitarą, notesem i ołówkiem. Tak, rysowałem. I komponowałem. Pamiętam, jak kiedyś z Harrym zaczęliśmy pisać piosenkę. Jechaliśmy ulicami przypadkowego miasta, wiosenne powietrze muskało moją skórę, a słońce chyliło się ku zachodowi i po prostu zlepialiśmy przypadkowe słowa, śmiejąc się przy tym i żartując. Obiecaliśmy sobie, że kiedyś ją skończymy, jednak...

Nie wiem, po spisaniu tego wszystkiego, nigdy na nią nie spojrzałem.

A i pewnie zastanawiacie się o co chodzi z twarzą na bilbordach. Harry spełnił marzenia. Śpiewa z gwiazdami, o których tak bardzo entuzjastycznie dyskutowaliśmy. Nagrał nawet duet z Edem. To nie tak, że śledziłem jego ruchy, po prostu ciężko nie zauważyć, kiedy na każdym kroku słyszysz ,,SŁYSZAŁAŚ NOWY HIT HARRY'EGO I EDA, O MÓJ BOŻE JAKIE TO CUDOWNE, WIDAĆ, ŻE MAJĄ PRZEPIĘKNE DUSZE, CHCĘ WYJŚĆ ZA HARRY'EGO." W takich momentach mam ochotę podejść do tych dziewczyn i powiedzieć ,,ruchałem wam męża", ale nie skostniałem aż tak. Chociaż uwierzcie, że czasami byłem na skraju.

Patrząc obiektywnie, piosenki Harry'ego nie są złe, po prostu... no wiecie. Ciężko słucha się głosu, który kiedyś był tak bliski, a teraz jedynie rozbrzmiewa w radiu i pomimo, że go słyszysz, wiesz, że nie należy już do ciebie. A i znalazł kogoś. Nie przyznał się nigdy publicznie, jednak ja to widzę. Albo mam paranoję. Albo jedno i drugie. Widać jak stara się schować te malinki pod powłoką nic niezakrywających apaszek, a kiedy zapytany o życie miłosne rumieni się, jestem pewien, że coś jest na rzeczy.

To nie tak, że oglądałem wywiady. W każdym razie nie wszystkie.

Chciałbym powiedzieć, że bliska przyjaźń pomiędzy Harrym i Carą to plotki, jednak nigdy nie lubiłem kłamców, więc może porozmawiajmy o czymś innym, zanim się rozczulę.

Co z Carą, tak swoją drogą? Cóż, wciąż ją kochałem i była moją przyjaciółką. Chociaż Odkąd została Aniołkiem Victoria's Secret nasz kontakt osłabł. Nie dzwoniłem już tak często, bo wiem, że miała dużo na głowie. Zapewniała mnie na każdym kroku, że mnie kocha, ale to słowo stało się bezwartościowe. Od pięciu lat już nic dla mnie nie znaczy i czasami zastanawiam się, czy kiedykolwiek znaczyło. Wpadała stosunkowo rzadko, tylko kiedy jest w pobliżu. No i może na święta. Musiałem przyznać, że nawet jeśli nasz kontakt urwałby się całkowicie, wciąż mówiłbym o niej tylko dobre rzeczy. Bardzo mi pomogła w okresie mojej naprawdę sporej rozsypki. Zabierała mnie do tych wszystkich klubów, pchała do poznawania nowych ludzi, ale kiedy zaczęła zauważać, że staję się względnie samodzielny, odpuściła i trochę zniknęła. Ale no, kiedyś trzeba się złożyć i żyć dalej. Niezależnie od tego kto jest przy mnie, a kto za mną, kto stał się cieniem, którego nie potrafię oświetlić.

Na początku trochę bolał mnie fakt, że postanowiła się z nim przyjaźnić. Dobrze wiedziała co między nami zaszło, chociaż tak naprawdę ta relacja nigdy nie była postawiona jasno. Jednak myślałem, że wyznanie miłości do czegoś zobowiązuje. Dlatego ciężko było rozmawiać z Carą o mich uczuciach. Miałem wrażenie, że wszystko przechodzi ode mnie do niego, że informuje go o moim życiu, tak jakby to był jakiś dobry serial. Więc mówiłem jej same dobre rzeczy. Napomknąłem nawet, że mam zamiar oświadczyć się pewnej dziewczynie, co było kompletnym kłamstwem i głupstwem, i Cara nie do końca w to wierzyła. Jednak, kiedy rozczulałem się nad kolorem oczu, który swoją drogą nie był niczym szczególnym, musiała to łyknąć.

Ale o tym trochę później.

Harry próbował się ze mną skontaktować raz czy dwa. Ale wtedy byłem już daleko. Ciałem i resztką duszy. Może to lepiej, może dzięki temu oboje mogliśmy iść swoimi ścieżkami, które były nam pisane od początku? Może po prostu Bóg miał inne plany i nasze drogi nie prowadziły do wspólnego celu.

Skończmy o tym rozmawiać, w moim życiu dzieje się o wiele więcej! Więc skupiałem się na odpoczynku, zwiedzałem świat, a i pokochałem widok wybrzeża nocą.

Pokazałbym je Harry'emu, byłby zachwycony, zakochałby się w nim. I Carze, zawsze chciała mieszkać w takim miejscu.

Często przesiaduję tutaj z Emmą.

A tak, zapominałbym.

Pamiętacie tę dziewczynę, obok której kręcił się Liam? Tak, to ona. To strasznie śmieszna sytuacja, trafiliśmy na jeden uniwersytet. Unikałem jej jak promieni słonecznych latem, ale los lubi dawać mi rzeczy, których naprawdę nie chcę. No i tak wyszło, że złamany chłopiec spotkał złamaną dziewczynę. Liam traktował ją strasznie, nie miałem pojęcia. Ponoć ją zdradzał i ściągał w dół, co mnie nie dziwiło, zawsze był typem lovelasa i badboya.

I chociaż miałem śliczną dziewczynę i wprawdzie była miła, i kochana, myślę, że nigdy nie poczuję tego samego już nigdy. To tak jakbyś chciał zastąpić domową, zieloną herbatę Liptonem z puszki.

Tak bardzo chciałem odciąć się od przeszłości, że postanowiła chyba dać mi coś, co nieco mnie do niej przekona.

Tak, Emma definitywnie nie była miłością mojego życia, za to była niesamowitą osobą, no i lubiłem jej ciało, i zapach. Pachniała jak kawa z mlekiem. Jej wrażliwość sprawiała, że czasami myślałem, że mógłbym poczuć coś więcej, a później schodziłem na ziemię. Byliśmy razem od dwóch lat i dobrze nam ze sobą, a mi to wystarczało.

Nie chciałem więcej pseudo róż i tęczy.

Nie pracowałem, robiłem głupie, spontaniczne rzeczy, których dziewczyna nie rozumiała.

Potrafiłem wyjść o trzeciej nad ranem i jechać w przypadkowe miejsce na świecie, nie dając oznak życia. Emma często przez to płakała, awanturowała się, ale nie mogłem nic na to poradzić. Czasem miałem wrażenie, że chce mnie przez to zostawić.

Nie żal mi osób, które płaczą, to tylko sprawia, że irytacja we mnie wręcz kipi. Nie potrafiłem współczuć, już nie.

A i to nie tak, że nie była spontaniczna, bo innej bym sobie nie wziął, po prostu czasami potrzebowałem posiedzieć z moimi myślami sam na sam, a wiedziałem, że gdybym ją obudził, to zaczęłaby pytać. Problem w tym, że ja nie chciałem rozmawiać.

Odpaliłem miętowego papierosa i zacząłem jeździć nagą stopą po ramie okna prowadzącego na ganek. Ogarnąłem wzrokiem wschód słońca, a morze poruszyło się niespokojnie, tak jakby chciało mnie powitać w nowym dniu. Nie chciałem tu mieszkać. Pomimo tych niesamowitych widoków. Twierdzę, że coś tak pięknego staje się codziennością, rutyną i człowiek nie jest w stanie tego docenić po jakimś czasie. Pomimo tego, że spędzałem tu więcej czasu niż w moim domku w Londynie, wciąż czułem świeżość i oczarowanie, które przychodzi z każdym nowym dniem.

- Bum, dziwko. - Poczułem na swojej klatce piersiowej płytkie uderzenie i mimowolnie zaciągnąłem dym papierosowy do płuc. - Dlaczego palisz beze mnie? - zapytała z teatralnym oburzeniem, poprawiając swojego niechlujnego koczka na różowych włosach. To był już trzeci kolor w tej połowie roku, w każdym razie najtrafniejszy. Idealnie kontrastował z jej mleczną karnacją.

- Dzień dobry, słońce najjaśniejsze - fuknąłem ironicznie, a ona zaśmiała się pod nosem i zaczęła cmokać moje usta.

- Czymże sobie zapracowałam na tak piękne tytuły? - zapytała, udając zadumę, przez co pociągnąłem delikatnie jej nos i wsadziłem kciuka pomiędzy wskazujący palec i środkowy.

- Mam twój nos, mam twój nos! - krzyknąłem, a ona panicznie złapała się za nos, a jej oczy powiększyły się o jakieś dwa rozmiary.

- Najpierw serce, później noc? Ty pieprzony złodzieju!

Zaśmiałem się krótko, po czym dogasiłem papierosa butem i zamknąłem okno, pomimo, że nie było zimno.

- A ja to co?

- Co? Ty? - Wskazałem na nią, jakby zrobiła coś absurdalnego. - Nie palisz - powiedziałem sucho, a ona spojrzała na mnie marszcząc brwi.

- No, kotku!

- No, psie! - przedrzeźniałem ją, zachwycając się w myślach ideą podgrzewanych płytek. - Obiecałaś mi.

Spojrzała na mnie w sposób iście dziwny, a ja tylko uśmiechnąłem się słodko, udając się w stronę kuchni.

- Zrobię śniadanie, tylko daj mi ostatniego! - krzyknęła, po czym rzuciła się na moje plecy, a ja ledwo ją utrzymałem. Zaśmiała się perliście i zaczęła bić piąstkami w moje plecy. Zaczęliśmy naszą małą wojnę, która skończyła się w niewielkiej sypialni, w której dominował brąz i biel. Rzuciłem Emmę na łóżko i zawisnąłem nad nią, obserwując jej zielono-piwne oczy, słuchając przyspieszonego oddechu.

Nie myśl o zieleni, Louis.

Wpiłem się w jej usta, całując zachłannie, a ona prawie od razu oddała ten pełen pożądania pocałunek. Wplotła w moje włosy palce, a ja zacząłem jeździć dłonią po jej żebrach, wprawiając jej ciało w delikatne drżenia. To niesamowite jak na mnie reagowała. Ciekawe, czy mogła oddychać patrząc na mnie i czuła te wszystkie przysłowiowe motylki i inne owady. Zakończyłem pocałunek tylko na chwilę, żeby pozwolić wkraść się uśmiechowi na nasze usta, po czym po prostu zacząłem delikatnie całować jej szyję, nie przestając błądzić palcami po jej chudziutkim ciele.

Co czułem? Nic to dobre określenie? Oprócz podniecenia wywołanego obcym dotykiem. To smutne, jakby słyszała umiarkowane bicie mojego serca, jej pękłoby na tysiąc kawałeczków.

Nagle usłyszałem trzask. Uszkodziłem jej żebro?

Dziewczyna wzdrygnęła się, a ja położyłem palec na swoich ustach i spojrzałem w jej rozpalone oczy.

- Tomlinson?! - usłyszałem znajomy mi krzyk i moje ciało wręcz sparaliżowało dziwne uczucie bezsilności i swojego rodzaju strachu.

Zszedłem znad dziewczyny, po czym szybkim ruchem pchnąłem drzwi od sypialni, chociaż wszystko w środku wręcz kipiało z nerwów.

Spojrzałem na mężczyznę średniego wieku. Nie był osobą, której się spodziewałem, jednak nie odetchnąłem z ulgą. W moim mieszkaniu stał jakiś pieprzony mężczyzna, który wyglądał jak wyciągnięty z filmu detektywistycznego. To wszystko przez ten płaszcz. Za dużo Sherlocka, Louis, za dużo.

- Masz trzy sekundy, albo zaraz będzie tu ochrona - rzuciłem pospiesznie, chociaż jego twarz nie była groźna. Wyglądał na ciepłą osobę, ale nigdy nie ufałem pozorom.

- Spokojnie, ja w pokojowych zamiarach.

- Rozumiem, że pokojowe, ale mógłbyś poczekać na zewnątrz - uśmiechnąłem się paskudnie, a on tylko pokręcił głową w lekkim rozbawieniu.

- Co się dzi... - Do pokoju weszła Emma, a ja tylko przekląłem pod nosem.

- Kochanie, mogłabyś podlać kwiatki? - zapytałem, a ona zmarszczyła brwi.

- Louis, nie masz kwiatków.

- To zadbaj o to, żeby były - nieco warknąłem, a ona wiedziała, że to dobry moment, żeby się wycofać.

Wspomniałem już o tym, że dziewczyna nie miała pojęcia o tym, że jedyną osobą, z którą przeżywałem swoje chwile uniesienia był mężczyzna? Więc tak, mogłem zapomnieć. Chciałem zamknąć ten rozdział, a przecież to niemożliwe, kiedy wciąż o tym opowiadasz, prawda?

Kobieta obrzuciła mnie spojrzeniem typu ,,będziesz się później tłumaczył", po czym wyszła na plażę. Odprowadziłem ją wzrokiem do końca.

- Więc jak ci się żyję, Louis? - zaczął rozmowę jak mój stary przyjaciel, który wpadł na kawę i ciastko, żeby poplotkować. Ja tylko uśmiechnąłem się z niedowierzaniem i pewnego rodzaju cynizmem.

- Przepraszam, ale chyba się nie znamy - rzuciłem, rozkładając się na zimnej, skórzanej kanapie. Mówiłem Emmie, żebyśmy wzięli zamszową, to nie, musiała się uprzeć na tę cholernie zimną skórę.

- Jestem Mark, brat twojego ojca - zaczął, siadając na fotelu na przeciwko mnie.

Jasne, czuj się jak u siebie. Podać kawy, herbaty? Może jeszcze nasikasz do kwiatka?

- Jeśli powiedz, że oczekujesz połowy tego, co mi przepisał, to możesz już zakładać buty.

Zaśmiał się, a kiedy tak na niego patrzyłem, faktycznie dostrzegłem podobieństwo. Mieli podobne rysy twarzy i prawie identyczny uśmiech.

- Nie martw się, nie mam zamiaru odbierać ci majątku, należy ci się - rzucił, ale ja wcale nie poczułem się przez to spokojniejszy.

- Więc? - zacząłem bardzo powoli, analizując każdy ruch jego powieki, wargi czy też dłoni.

- Twój ojciec potrzebuje pomocy - powiedział, a ja tak prychnąłem, że się zapowietrzyłem i zakrztusiłem śliną, w wyniku czego otrzymałem napad niekontrolowanego kaszlu.

- Może mam odmówić pięć zdrowasiek, żeby ziemia mu lżejszą była? - zapytałem ironicznie, kiedy ten ze stoickim spokojem czekał, aż przejdzie mi ten nagły napad radości.

- Twój ojciec nie jest martwy - powiedział, a jego wyraz twarzy był tak poważny, że przestałem się śmiać. Chociaż może nie, nie do końca.

Cała ta sytuacja była dla mnie przekoloryzowana. Czułem się jak w jakiejś nieudanej komedii. No już, ukryte kamery, możecie się odkryć, przejrzałem was.

- Czego ode mnie oczekujesz? - zapytałem, zakładając nogę na nogę i patrząc na niego intensywnie. - Myślałem, że nie żyje przez pięć dobrych lat i tylko raz byłem przy jego grobie. Nie poszedłem nawet na pogrzeb, bo zwyczajnie nie chcę mieć z tym człowiekiem nic do czynienia.

Wyraz twarzy mężczyzny się zmienił. Spojrzał na mnie z nutką politowania i pewnego rodzaju zimna.

- Ostrzegał mnie, że taki będziesz - zaśmiał się, a ja poczułem jak moje pięści mimowolnie się zaciskają.

- Och, okej, zaproś go! Chętnie porozmawiam z nim o najnowszym meczu, był wspaniały! - teatralnie rozchyliłem ręce, serce biło mi szybko, czułem jak złość łaskocze mnie od środka. - A nie - nachyliłem się w stronę mężczyzny. - Zapomniałem, że nie wpuszczam do tego domu zakłamanych przybłęd, które niszczą życie dla zabawy - powiedziałem to na jednym wdechu, po czym puściłem do niego oczko.

Poruszył się niespokojnie.

- Twój ojciec ma prawdziwe kłopoty - zaczął, a ja prychnąłem. - Jesteś naszą ostatecznością. Ciebie też dopadną, Louis, jesteś obserwowany. Nie masz prywatności, myślisz, że jest inaczej, ale mogę się założyć, że nawet ona - wskazał palcem na taras, na którym siedziała Emma, spokojnie obserwując niebo. - Nie jest z tobą szczera. Ty z nią jesteś? Jesteś z nią szczery?

- Jesteś ostatnią osobą, która ma prawo w jakikolwiek sposób ingerować w moje życie prywatne - syknąłem. - No, może nie ostatnią - dodałem nieco spokojniej. - Mógłbym zrobić dość sporą listę osób, ale to nieistotne. Wyjdź i powiedz mu, że nic z tego.

- Wszyscy mamy kłopoty, Louis - powtórzył rozpaczliwie, ale ja nie chciałem go już dłużej słuchać. Chciałem, żeby wyszedł, zostawił mnie samego. - Daj mi wytłumaczyć.

- Więc poradzę sobie z nimi sam, jeśli mówisz prawdę. Przeżyłem więcej, niż mogłoby ci się wydawać. Umiem o siebie zadbać. I nie, nie dam ci nic tłumaczyć, bo nie mam ochoty o tym słuchać.

Wypuściłem powietrze, które z jakiegoś powodu wstrzymywałem.

- Ale Harry nie umie.

Zacisnąłem pięści mocniej, knykcie mi zbielały, a krew przyspieszyła tempo swojego obiegu.

- Za przeproszeniem, ale użeranie się z jakąś gwiazdką teraz niewiele mnie obchodzi - rzuciłem najbardziej sucho, jak tylko potrafiłem. - Poza tym ma stado swoich bodyguardów, oni wiedzą jak się zachować w tej sytuacji.

- Potrzebujecie siebie - dodał, a ja zmarszczyłem brwi i rozchyliłem usta, klika razy starając się dojść do słowa. Nie mogłem.

- Ty myślisz, że kim ty jesteś? - zapytałem podburzony. - Wchodzisz do mojego domu z butami i myślisz, że możesz mówić co jest dla mnie dobre? Może znajdź sobie życie? Nie mam zamiaru pomagać w żaden sposób i mam gdzieś co się z wami stanie. Możecie równie dobrze tam poumierać, a ja nawet nie zapłaczę. Szkoda mi wody z organizmu.

Słowa wypływały z moich ust gładko i szybko. Mężczyzna przyjmował je ze spokojem, chyba spodziewał się tego wszystkiego. Szkoda, że ja nie.

Szczyt bezczelności. Szczyt na szczycie. Nie potrafiłem uspokoić żądzy roztrzaskania czegoś o ścianę. Ojciec, który okłamywał mnie przez pięć lat, możliwe, że nie tylko w kwestii Harry'ego, nie leży głęboko pod ziemią, podsunął mi miłość tylko po to, żeby brutalnie i bezwzględnie ją zabrać, ma czelność prosić mnie o pomoc? To tak jakby bandyta wkroczył do twojego domu i poprosił o pomoc przy morderstwie twojej rodziny. Przepraszam bardzo, ale on myślał, że jakieś więzy krwi sprawią, że wskoczę w ramiona komuś tak obrzydliwemu i obcemu, to grubo się mylił. Majaczył. Powinien sprawdzić temperaturę, bo bardziej prawdopodobna byłaby teoria, że Ziemia jest płaska. Nie miałem już dwudziestu lat. Dojrzałem przez ten okres i przemyślałem wszystko tak dokładnie, że mógłbym napisać książkę, która miałaby tysiąc stron, a czcionka byłaby ledwo czytelna.

- Wyjdź - zażądałem, a on tylko spojrzał na mnie z kamienną twarzą, nie dało się z niej nic wyczytać. - Nie mam zamiaru powtarzać albo wychodzisz sam, albo z pomocą.

Oddychałem ciężko, niespokojnie. Gdybym mógł, zacząłbym krzyczeć, ale i tak nikt by mnie nie usłyszał, nigdy nie słyszał. I bardzo dobrze, nie chciałem być tym, któremu współczują.

Współczucie to obrzydliwe słowo.

Nic nie powiedział, spojrzał na mnie ostatni raz i rzucił krótkie ,,trzymaj się", po czym trzasnął drzwiami. Wycieńczony upadłem na kanapę i zacząłem przygryzać wargę, dopóki nie poczułem kującego bólu, który przez nią przeszedł. Przyciągnąłem nogi do siebie i zamknąłem oczy, mimowolnie kołysząc się w przód i w tył.

Nie wiedziałem, co bardziej mnie poruszyło. Fakt, że oczekiwał ode mnie czegoś takiego, czy fakt, że śmiał uważać, że Harry w jakikolwiek sposób jest w stanie skłonić mnie do pomocy im. Czy on mi pomógł?

Nie, nie nazwałbym tego pomocą. Nabawiłem się jakiejś cholernej nerwicy, chociaż tak długo się jej wypierałem. Pociągała za sznurki. Stałem się niedokończony w swojej idealności, którą zawsze widziałem. Chcę wrócić do dawnego mnie, bo to co aktualnie mną rzuca nawet kształtem mną nie jest. Sprawił, że słowo ,,miłość" znalazło się na czarnej liście, którą paliłem za każdym razem, kiedy słyszałem jego imię, widziałem tę ohydną twarz.

Pięć pieprzonych lat, a ja dopiero zacząłem ruszać na przód, a tu nagle pojawia się ktoś taki i burzy moją wątłą harmonię. Byłem wszystkim dla siebie, nie potrzebowałem nikogo, nie potrzebowałem.

Więc dlaczego bezustannie czułem osobę, która stoi za mną i szepcze mi do ucha te wszystkie straszne myśli? Czasami po prostu nie byłem w stanie tego udźwignąć, człowiek nie jest w stanie unieść tony betonowych cegieł, nieważne jak bardzo by chciał. I może nigdy tego nie przyznam, ale ja naprawdę czasami po prostu potrzebowałem. Potrzebowałem ciepła, bo moje odmarznięte serce nie zdążyło zakuć się lodem ponownie. To bolesny i bardzo powolny proces, albo mogłem z tym handlować, tak długo jak miałem czym płacić.

Poczułem ciepłą dłoń na swoim ramieniu, przez co wzdrygnąłem się i zamknąłem oczy. Liczyłem oddechy, ale przy siódmym się zgubiłem. Odpuściłem. Poczułem jak ktoś oplata mnie w pasie. Gwałtownie wstałem z miejsca i spojrzałem z wyrzutem na drobną postać.

- Nie dotykaj mnie - rzuciłem stanowczo, po czym szybkim krokiem podszedłem do białej szafki i z całej siły uderzyłem w lśniącą powierzchnię. Poczułem jak ból rozchodzi się z każdą komórką wzdłuż ręki. - Nie dotykaj - tym razem szeptałem. Przez ułamek sekundy poczułem gdzieś poczucie winy, które szturchało mnie delikatnie w śledzionę, ale jak szybko przyszło, tak szybko poszło.

Kobieta patrzyła na mnie z pewnego rodzaju żalem, co sprawiało, że czułem się jeszcze gorzej.

- Nie patrz na mnie - warknąłem. Odwróciłem wzrok na morze, które zachęcająco do mnie krzyczało. Usłyszałem kroki dziewczyny, które zlewały się z dźwiękiem uderzających fal, a następnie trzask drzwi.

Wyszła. W końcu.

Okej, spokojnie. Nie zapominaj o oddychaniu, Louis.

Tak to wyglądało. Często denerwowałem się o błahe powody, a mój niewyparzony język sprawiał, że potrafiłem przelać moją gorycz do kielicha kogoś innego. Przyzwyczaiła się, po prostu odpuszczała. Na początku starała się ze mną rozmawiać, ale kiedy przesadziłem i prawie rozwaliłem nasz związek, straciła wiarę. Czasami nawet żałowałem, ale wtedy przypominałem sobie, że ludzie nie są warci żalu, ani tęsknoty i jeśli ktoś nie akceptował mnie za to, jaki jestem, to mógł po prostu odejść. Każdy kiedyś odejdzie i doskonale o tym wiem. Wiedziałem, że Emma odejdzie, widzę to w jej oczach. Nie ma w nich miejsca na naszą przyszłość. Byłem naprawdę trudnym człowiekiem i doskonale zdaję sobie z tego sprawę, dlatego nie nadaję się do relacji, ani wiązania ze mną przyszłości. Chciałbym po prostu, żeby chociaż ona dostrzegła we mnie coś więcej. Bo ja nie potrafiłem. Byłem po prostu pusty i powoli wylewam z siebie resztki, chociaż moje ego i racjonalne myślenie wciąż walczyło. Miałem całe życie do przeżycia, czekało na mnie z otwartymi ramionami. Wiedziałem, że Jeszcze przeżyję coś prawdziwego, czułem to w moich kościach. Nie mogłem tracić siebie, nie mogłem. Musiałem poznać tyle krajów, zwiedzić tyle zakamarków, nie mogłem marnować życia na płacz.

Więc dlaczego te łzy uciekały, skoro tak bardzo nie chciałem ich wypuszczać?


____________

Okej, witajcie!

Co tam u Was? Bo jestem tak podekscytowana tą nową piosenką Harry'ego, jest cudowna! I jeszcze płyta zaraz i wywiad u Fallona aaa!

A i testy :)

Pozdrawiam wszystkich trzecioklasistów! Jakoś to będzie, teraz jest czas na ostatnie powtórki i trochę odpoczynku.

Pamiętajcie o podlewaniu kwiatków i piciu wody!

Do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #larry