XXXIV
- Nienawidzę tej jędzy! Ona się na mnie uwzięła. - Alex przewraca oczami.
- Jakbyś zaczęła się uczyć matmy, to nauczycielka miała by inne podejście do ciebie - mówi Victoria i bierze łyka orenżady. - Sara, czemu siedzisz tak cicho? Coś się stało? - Zmartwiona spogląda na mnie.
Nie wiem czy mogę im powiedzieć o wyjeździe. Myślę po prostu, że rodzice zmienią jeszcze zdanie i nigdzie nie wyjedziemy. Mam taką małą nadzieję, ale wiem, że wszystko już zaplanowali i mimo tego, że wczoraj cały wieczór prosiłam ich, żeby zmienili zdanie, oni tego nie zrobią.
- Męczy mnie sprawa z Olivią... - Staram się omijać temat wyprowadzki.
- Wiesz Sara, ja na twoim miejscu w ogóle bym się nie przejmowała tym. Ona zawaliła sprawę, to niech ona to naprawi - doradza Alex.
- Ja się z tym zgadzam. Jest twoją przyjaciółką od dziecka, więc nie powinna cię oszukiwać - stwierdza rudowłosa.
Wiem, że po części mają rację. Niestety za kilka tygodni wyjeżdżam i nie mam pojęcia co zrobić. Nie mogę tak się przeprowadzić bez pożegnania z osobą, którą traktowałam jak siostrę.
Najgorsze jest to, że czuję się okropnie z myślą, iż nie będę mogła się spotykać już z Zayn'em. Wiem, że mnie zawiódł, ale ja już mu to wybaczyłam, choć nie powiedziałam mu tego.
Może jeśli postaram się omijać przyjaciółkę i sąsiada, strata ich, przez przeporwadzkę, będzie mniej bolesna? Może łatwiej będzie mi o nich zapomnieć?
°°°
Kiedy wracam do domu, ze szkoły, otwieram drzwi i widzę w salonie dużo pudeł. Niektóre są z imieniem mojej siotry, moim lub rodziców.
- O, cześć - mama wita się w pośpiechu. - Wyciąg z mojej torebki portfel i weź sobie tam z kilka dolarów. Kup na mieście, sobie i siostrze, jakieś jedzenie, bo nie ma obiadu. Później jak wrócisz, to powoli będziesz musiała się pakować.
I w tym momencie dotarło do mnie, że rodzice już na pewno nie zmienią zdania.
Gorzej być nie może.
Biorę pieniądze i wychodzę z domu. Kieruję się w stronę przystanku autobusowego. Za dwadzieścia minut mam autobus do centrum miasta. Siadam na ławce i cierpliwie czekam.
Po godzinie jestem już na miejscu. Kupuję dwie zapiekanki na wynos. Z resztą pieniędzy stwierdzam, że pójdę sobie jeszcze do Sweet. Za jakiś czas już nie będę mogła odwiedzać tego miejsca, więc teraz muszę chodzić tu jak najczęściej. Oczywiście, jak zwykle, muszę spotkać tam kogoś znajomego. Przy moim ulubionym stoliku siedzi Luke. Sam. Podchodzę do niego i się z nim witam. Wiem, że on też mnie okłamywał, ale dziś mam ochotę po prostu z kimś pogadać.
- Mogę się dosiąść? - pytam. Lekko kiwa głową, więc siadam na przeciwko niego. - Coś się stało?
- Nie... To znaczy tak... Pokłóciłem się z Penny i Mary - mówi, przy czym głośno wzdycha.
- A mogę wiedzieć o co takiego? - pytam dość zaciekawiona tym.
- Wiem, że możesz mi nie uwierzyć. W sumie to ci się nie dziwie... - Pije swoją kawę. - Kłótnia miała związek z tobą.
Przyznaję, że jestem zdziwiona. Coraz bardziej chcę wiedzieć o co chodzi.
- Słyszałem wczoraj jak Penny i Mary gadały o tym, że cieszą się z waszej kłótni z Olivią... Wkurzyłem się i musiałem coś powiedzieć - opowiada.
Nie wiem co powiedzieć. Nie wiem już nawet czy mówi prawdę, ale sądzę, że jest teraz ze mną całkowicie szczery.
- Miałaś rację jak mówiłaś Olivce, że bliźniaczki są fałszywe.
- Dziękuję ci za to, że chociaż ty mi wierzysz. - Uśmiecham się. - No ale dziewczyny już nie muszą się martwić o to, że zabiorę im Olivkę. One już mi ją zabrały i wiem, że już jej nie oddzyskam.
- Co ty mówisz? Przecież przyjaźniłyście się od wieków, nie ma szans, że jakieś dwie idiotki zabiorą ci najlepszą przyjaciółkę. - Spogląda za okno. - Wiem, że jesteś na nią zła, ale powinnaś...
- Luke, nie o to chodzi - przerywam. - Powiem ci coś, ale obiecaj, że utrzymasz to w tajemnicy.
- Jasne.
Nie mam pojęcia czy dobrze robię, mówiąc mu o tym, ale postanawiam to zrobić. Jakoś w tej chwili uważam, że będzie mi lżej jeśli komuś o tym powiem.
- Przeprowadzam się... do Anglii.
°°°
Leżę na łóżku, zastanawiając się nad całym dniem. Gdy tylko Luke dowiedział się o wyjeździe, nie chciał mi uwierzyć, potem doradzał mi, że powinnam powiedzieć o tym Olivce, a przede wszystkim Zayn'owi. Może ma rację, ale staram się jeszcze przemyśleć co mam zrobić.
- Sara! Chodź szybko! - Słyszę głośne wołanie mamy.
Schodzę do salonu, gdzie siedzą rodzice. Po ich minach wnioskuję, że muszą mi coś ważnego powiedzieć.
- Od jutra musisz zacząć się szybciej pakować... Postanowiliśmy z mamą, że wyjeżdżamy już za tydzień.
Nie wytrzymuję. Biegnę do pokoju z płaczem. Jeszcze siedem dni i wyjeżdżam. SIEDEM DNI. Nie, to nie może być prawda.
Słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości. Ze łzami w oczach szukam telefonu. Kiedy go znajduję, widzę, że dostałam wiadomość, na pocztę głosową, od Zayn'a.
Chwilę się waham czy czy to otworzyć. Kolejne łzy spływają z moich powiek.
Nie chcę stąd wyjeżdzać. To tutaj się urodziłam, tu mam swoje życie, swoich przyjaciół i kogoś na kim bardzo mi zależy.
Siadam na łóżku i otwieram wiadomość.
- Cześć Sara... - Słyszę w słuchawce głos Zayn'a i nie mogę powstrzymać płaczu. "Tak bardzo będzie mi go brakować" myślę. - Od trzech, prawie czterech miesięcy, bardzo dużo rzeczy zmieniło się w moim życiu. Wiem, że nie chcesz ze mną teraz rozmawiać, ale muszę ci to powiedzieć. Kiedy byliśmy dziećmi, nie lubieliśmy się. Pamiętam jak ciągle robiliśmy sobie na złość. Pamiętam jak oblałem cię farbą, pamiętam twoją minę, gdy weszłaś do swojego pokoju i zobaczyłaś na łóżku pełno robaków. - W tym momencie zaśmiał się do telefonu, ale po chwili spoważniał. - Kiedyś słyszałem, że od nienawiści do miłości jest maleńka różnica. Wtedy się z tego śmiałem. Dzisiaj uznałem, że to prawda... Wiesz, chciałem ci tylko powiedzieć... - Zatrzymał się na chwilę. - Że cię kocham, Sara. Przepraszam za wszystko, mam nadzieję, że mi wybaczysz.
*°*°*
Nie byłam dzisiaj w szkole, bo od poniedziałku choruję, więc miałam trochę czasu na napisanie rozdziału :D
Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie źli z powodu takiego obrotu akcji 😂
Do następnego!
Nie zapomnijcie o gwiazdkach i komentarzach na temat rozdziału ;*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro