Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6


Kilometr od szkoły rozciągały się łąki. Ich środek przecinała nieduża rzeka, po której pływały stadka rozdartych kaczek. Over często włóczył się tędy po zakończonych zajęciach bądź w trakcie. W pobliżu znajdował się również most, z którego zazwyczaj rzucał ptakom kamienie, obserwując jak za każdym razem do nich podpływają mając nadzieję na chleb. Chłopaka irytowało to. Nie potrafił zrozumieć zachowania zwierząt. Przychodził więc regularnie, zastanawiając się kiedy i czy w ogóle ptaki się zorientują, że nie ma im nic do zaoferowania.

Gdy dochodzili do mostu zauważył przywiązanego, do jednych ze szczebli szczeniaka. Wyglądał strasznie, był wychudzony, a jego sierść była tak brudna oraz splątana, że nie potrafił określić jej koloru. Z początku piesek leżał skulony, jednak gdy tylko usłyszał, że ktoś się zbliża zaczął się szarpać, bezskutecznie próbując przegryźć sznur. To nie była normalna reakcja.

Marox zatrzymał się i wyjął z plecaka nieduże zawiniątko.

− Trzymaj − podał je Overowi nie rozwijając go.

Paczuszka była cięższa niż się spodziewał. Stężała mu twarz, kiedy przejechał po niej ręką. Domyślał się co trzyma w ręku. Ostrożnie odwinął kawałek materiału. W promieniach słońca błysnęła srebrzysta lufa.

− Prawdziwy? − zapytał zaskoczony własną reakcją.

Była to jednak pierwsza rzecz o jakiej w tym momencie pomyślał. Popatrzył na broń. Nigdy wcześniej nie strzelał, był to pierwszy raz kiedy ją trzymał. Zaczęło robić mu się gorąco. Zadrżał. Nie wiedział czy to zdenerwowanie czy ekscytacja. Pierwszy raz czuł coś podobnego.

Marox przyglądał mu się w milczeniu. Wyglądał na zadowolonego. Zresztą nie było w tym nic dziwnego zważając na fakt, że czarnowłosy nie był zbyt wylewny w uczuciach. Niełatwo było sprawić, aby bardziej na coś zareagował. Jednak tym razem w jego oczach dało się dostrzec błysk zainteresowania, o którym on sam być może nie wiedział

− Można tak powiedzieć − odparł krzywiąc się lekko − Wiatrówka...−

Marox przez chwilę się zastanawiał.

− Ale wiesz co? W tym wypadku może okazać się lepsza.

Podszedł do szarpiącego się psiaka, który zaczął się jeszcze bardziej wyrywać.

− Cholera − warknął, gdy ten w pewnym momencie zdołał go ugryźć.

W przypływie złości kopnął go z całej siły przez chwilę mamrocząc przekleństwa pod nosem. Ugryzienie musiało zaboleć. Następnie trzymając mocno za sznurek zwrócił się w kierunku Overa.

− Perfidny kundel. Gdy go wypuszczę, strzelaj. Zobaczymy jak długo wytrzyma −

− Poczekaj − powstrzymał go, przez chwilę wbijając w szczeniaka wzrok.

Szybko odwrócił go jednak, ręką wskazując na pływające po wodzie ptaki.

− Nigdy wcześniej nie strzelałem. Chciałbym najpierw spróbować −

Tylko po części było to kłamstwo. Niejednokrotnie miał ochotę je wszystkie wystrzelać. Zresztą, kto chociaż raz nie chciał, przysłowie nie wzięło się przecież znikąd.

Marox popatrzył na niego bykiem. W jego oczach czaiła się podejrzliwość. Po chwili jednak wzruszył ramionami puszczając szczeniaka, który odsunął się od niego na tyle, ile pozwalała mu na to długość sznurka. Następnie zwinął się, kuląc pod siebie ogon.

− W porządku −

Minęło półtora godziny, kiedy rozległ się ostatni strzał. Z początku Overowi nie bardzo się udawało. Trafiał we wszystko co znajdowało się wokół, tylko nie obranego przez siebie celu. Właściciel broni zamierzał dać sobie z tym spokój i wziąć się za coś innego. Jednak czarnowłosy się uparł, a gdy pierwszy ptak padł rozkręcił się już w najlepsze. Za każdym razem celował w łebek, przez co zgon następował niemal natychmiast. Jego kolega nie miał jednak dla kaczek litości. Żaden z jego celów nie zdychał od razu.

W pierwszej chwili, myślał, że Marox po prostu nie trafia. Szybko jednak zorientował się, że kula leciała dokładnie tam, gdzie tego chciał, łamiąc i miażdżąc kości zwierzętom, które jeszcze przez dłuższy czas cierpiały w męczarniach.

− Kaczki też się topią − krzyczał z radością − trzeba im w tym tylko odrobinę w tym pomóc.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro