Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5


Po kilku minutach stanęli przed salą gimnastyczną. Zajęło im to tyle, gdyż Marox nie pamiętał rozkładu szkoły. Nie chciał jednak powiedzieć, dokąd zamierza dotrzeć. Minął drzwi prowadzące do hali i zatrzymał się przed szatnią dziewcząt. Następnie postawił na ziemi plecak i zaczął czegoś w nim szukać. Over przyglądał się temu z kamienną twarzą. Zaraz jednak gwałtownie się cofnął, widząc coś, przypominającego laskę dynamitu. Zaczynał mieć złe przeczucia.

Marox parsknął.

− Spokojnie, to tylko raca. − powiedział podrzucając ją w ręku.

− A teraz patrz − dodał.

Nim Over zareagował zapalił lont. Szybkim ruchem otworzył drzwi i wrzucił do środka racę. To co się stało później, było kwestią sekund. Usłyszeli straszliwy wrzask, a z szatni zaczęły wybiegać dziewczyny, piszcząc i drąc się bez szczególnego powodu. Towarzyszyły im tumany czerwonego dymu, jednak nie przeszkadzało to stwierdzić, że przerwano im w środku przebierania. Z sąsiednich pomieszczeń zaczęli wyglądać chłopaki oraz nauczyciele, zaalarmowani hałasem. Zaczęło się robić zamieszanie.

Czarnowłosy stał w miejscu, nie wiedząc co o tym sądzić. Pierwszą emocją, którą poczuł była konsternacja, lecz teraz...

− Nie stój tak. Chodź! − syknął Marox, chwytając go za plecak.

Wymknęli się nim ktokolwiek zrozumiał co się właściwie stało. Nie było wątpliwości, że sprawa nie zostanie przemilczana. Zapewne, gdy tylko, dziewczyny się uspokoją, nauczyciele rozpoczną śledztwo w poszukiwaniu sprawców. Przez kilka dni zrobi się głośno, jednak ostatecznie do niczego nie dotrą. Nie po tym, gdy jedyna kamera, która wszystko zarejestrowała zniknęła.

Gdy wyszli na dwór, autobus czekał już na przystanku. Póki co przy drzwiach tłoczyło się sporo osób, jednak gdy tylko znajdą się oni w środku, nie będzie miał już potrzeby by dłużej stać. Nie rozmawiali o tym co się przed chwilą stało. Over wyraźnie widział, że Marox czekał.

− Skąd to masz? − zapytał, ukradkiem rozglądając się wokół.

− Zwinąłem ojcu. − odparł, jakby to wszystko wyjaśniało.

− Wpadnij do mnie to pokarzę ci coś lepszego − dodał, z błyskiem w oku.

Ciemnowłosy odmówił, głową wskazując na autobus.

− W takim razie do jutra −

Siadając na wolnym miejscu, Over oparł głowę o szybę, po czym głęboko odetchnął. Cały się trząsł, choć wcale na takiego nie wyglądał. Dawno nauczył się już nad sobą panować.

Miał bardzo mieszane uczucia, odnośnie tego co niedawno się wydarzyło. Gdy autobus ruszył skierował wzrok na plecak. Uchylił go lekko sprawdzając jego zawartość, po czym gwałtownie zamknął. Na jego dnie spoczywała wyrwana kamera. Następnie przyciskając do siebie plecak wydał z siebie dźwięk, podobny do śmiechu.

Przez pierwsze dni obecność Maroxa drażniła go oraz męczyła. Nie przywykł do sytuacji, w których dłużej przebywał z jakąkolwiek osobą. Za każdym razem, gdy wysiadał z autobusu widział go stojącego przed bramą szkolną. Z początku sądził, że to kwestia przypadku, jednak szybko zrozumiał, że zielonowłosy na niego czeka, za każdym razem witając go jakąś złośliwą uwagą. Wywołało to u niego reakcję obronną. Nie bardzo wiedząc jak powinien się w takiej sytuacji zachować, zaczął go po prostu unikać. Każdą zaczepkę ignorował lub krótko coś odwarkiwał. Sądził, że chłopak szybko się znudzi i nie minie wiele czasu nim znajdzie sobie najlepszych przyjaciół, tańczących tak jak im zagra. Dawno już bowiem przekonał się, że jeżeli jest ktoś, na kogo może liczyć w życiu, to jest nim on sam.

Mijały jednak tygodnie, a ku jego konsternacji i zaskoczeniu, Marox nie rezygnował. Podejrzliwość Overa stopniowo topniała. Z czasem zaczął się przyzwyczajać.

W końcu któregoś dnia złapał się na tym, że wysiadając z autobusu, automatycznie podążył wzrokiem w kierunku bramy, o którą niedbale opierał się Marox. Szybko jednak spojrzał na coś innego.

− Czekasz na kogoś? − spytał, niby przypadkiem przechodząc tuż obok.

− Ty gadasz − usłyszał.

Szczerze mówiąc spodziewał się tego. Zazwyczaj omijał go bez słowa, niekiedy nawet wykonując dosyć szeroki łuk.

Zadzwonił dzwonek. Over ruszył w kierunku szkoły, spoglądając przez ramię zobaczył jednak, że tamten nie ruszył się nawet z miejsca.

− Zabawmy się w coś − powiedział.

Czarnowłosy zatrzymał się patrząc na niego wilkiem i krzyżując ręce na piersiach, odchrząknął. Zaczęło ogarniać go déjà vu.

− Powinienem się bać? −

Marox uśmiechnął się tylko, na swój nieprzyjemny, trochę niepokojący sposób.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro