Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

Kiedy autobus ruszył, z radia zaczęła dobiegać muzyka. Chłopak odwrócił się w stronę okna, przyglądając się swojemu odbiciu. W domu nie mieli lustra. Jednak patrząc na swoje potargane włosy i wory pod oczami, stwierdził, że by się przydało. Przeczesał palcami włosy, doprowadzając je do jako takiego porządku. Od razu wyglądał lepiej. Na resztę nie miał już wpływu. Następnie zanim się zorientował zasnął. Przez myśl przemknęło mu jeszcze, że kolor swoich oczu i włosów, jest jedyną rzeczą łączącą go z matką. Ojciec dla niego nie istniał.

− Hej, wstawaj. − Obudził się słysząc czyjś cichy głos.

− Co!? − warknął, nieco zdezorientowany rozglądając się dookoła.
Stała przy nim dziewczyna. Miała długie brązowe włosy i jasne oczy.

− Chyba też wysiadasz, prawda? − odparła odchodząc.
Dopiero teraz do Overa dotarło, że autobus nie jechał. Gwałtownie zerwał się z miejsca, orientując się, że jest już pod szkołą. Narzucił plecak i ruszył do drzwi za dziewczyną, która go obudziła. O ile dobrze się orientował była od niego młodsza. Szybko jednak przestał się nią interesować. Zadzwonił dzwonek i zaczęła się pierwsza lekcja.

Szukając właściwej klasy, zastanawiał się nad tym, jak można od prawie dwóch lat, zaczynać poniedziałek tą samą lekcją i wciąż nie pamiętać planu. Co zabawniejsze, pomijając spirale schodów, szkoła wcale nie była taka duża. Klnąc pod nosem, staną przed tablicą informacyjną, szukając swojego rozkładu.

− Cholera jasna − wrzasnął, nim zdążył się pohamować.
Lekcje miał w sali nr 40, znajdującej się w przynależącym do szkoły budynku. Aby się do niej dostać, musiał wyjść na dwór i przejść cały plac, a ostatecznie wspiąć się na drugie piętro. Sprawdził godzinę i ponownie popatrzył na plan. Następna lekcja miała się odbyć w sali, przy której stał. Wyciągnął książkę i usiadł na ławce, stwierdzając, że sobie poczyta.

Nim zdołał się zorientować, korytarz zaczęła zalewać fala uczniów. Z obojętnością obserwował grupki rozmawiających go osób, co jakiś czas parskających ze śmiechu. Schował książkę i ruszył do klasy. Nie było już możliwości by czytać.

− Uważaj − warknął na przebiegającego przed nim chłopaka, który prawie na niego wpadł.

Widząc jego reakcje ten zaśmiał się tylko. Over zacisnął pięść w przypływie gniewu. Nienawidził tego rudzielca.

Matematyka minęła szybko. Jednak reszta dnia niemiłosiernie mu się ciągnęła. Przez większość czasu bezmyślnie wpatrywał się w tablicę, daremnie próbując coś zapamiętać.

Ostatnią lekcją była religia, którą szczerze pogardzał. Nie lubił uczyć się czegoś, czego nie można było poprzeć faktami ani logiką. Starał się jednak niepotrzebnie nie zwracać na siebie uwagi. I bez tego nie cieszył się w szkole zbyt dobrą sławą. Nie potrzebował dodatkowo konfliktu z katechetą. Każdy z nich ostatecznie kończył się wygraną dorosłego, bez względu na racje ucznia.

Nauczyciel spojrzał na niego. Widocznie zorientował się już, że nie uważa. Over zachował kamienną twarz. Na to, że był zmęczony nie miał już jednak większego wpływu. Nie mogąc się dłużej powstrzymać, przeraźliwie ziewnął.

− Proszę do odpowiedzi, panie Tart − powiedział katecheta, tonem jakby przez cały czas na to czekał.

Over posłał mu mordercze spojrzenie. Następnie niechętnie podniósł się miejsca i powlókł w kierunku tablicy. Stając przy biurku, cieszył się, że nauczyciele nie potrafią czytać w myślach. Nim ten zdążył go jednak o cokolwiek zapytać, drzwi klasy otworzyły się, a do środka wszedł dyrektor. Klasa wstała, jednak mężczyzna gestem nakazał im usiąść.

− Przywitajcie nowego ucznia − powiedział, niemal siłą wciągając do sali jakiegoś chłopaka.

Wyglądał normalnie. Miał schludne ubranie, szeroki uśmiech na twarzy, był średnio zbudowany i trochę niższy od Overa. Oprócz trochę, przydługich, ciemnozielonych włosów, niczym szczególnym się nie wyróżniał.

− Nazywa się Marox − kontynuował dyrektor, klepiąc go po plecach.
Nowy uśmiechnął się do niego. Jednak Overowi zdawało się, że zobaczył cień w jego oczach.

− Liczę, że z radością przyjmiecie go do swojego grona. Dzisiaj chciał bym jednak tylko, aby ktoś pokazał mu, jak wygląda nasza szkoła −
Tart zmarszczył brwi słysząc te słowa.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro