1
Stara szopa mieściła się na skraju lasu. Nie zaglądano do niej od lat. Prawdopodobnie kiedyś służyła za kryjówkę leśnikom. Teraz jednak pozostawiono ją na pastwę losu, a wszystko co kiedykolwiek znajdowało się wewnątrz zabrano. Jedyną rzeczą, która pozostała, było zabudowane ognisko na samym środku pomieszczenia. Właśnie przy nim siedział Over, od kilku chwil bezwiednie wpatrując się w płomienie. Poruszył się jednak, kiedy przez nieszczelne ściany, do środka wpadł podmuch powietrza. Chłopak zadrżał i mocniej naciągając kaptur, odwrócił głowę od ognia. Dookoła panował półmrok. Gdyby nie ognisko, szopę ogarnęłaby całkowita ciemność.
Przez kilka sekund chłopak się nie ruszał. Zaraz jednak sięgnął do kieszeni i drżącą ręką wyciągnął telefon. Na popękanym wyświetlaczu pojawił się zegar. Właśnie minęła północ. Dostatecznie późno by wracać do domu.
Niespiesznie wstał, chowając komórkę do kieszeni. Otrzepał spodnie z ziemi, na której przez cały czas siedział. Nigdy nie pomyślał, aby zabrać ze sobą jakąś poduszkę czy koc. Over niczego nie potrzebował. Jedynymi rzeczami, które przynosił, była komórka i książka, najczęściej do fizyki lub matematyki. Za każdym razem, kiedy przychodził do szopy, siadał przy palenisku i czytał, a gdy zaczynało się ściemniać, rozpalał ogień spędzając tak resztę czasu do późna.
Przeciągając się podniósł z ziemi podręcznik, oczyszczając go z wszelkiego brudu. Następnie włożył go sobie pod pachę i ponownie wbił wzrok w ognisko. Nie paliło się mocno, jednak nie chciał zostawić go bez nadzoru.
Wychodząc z szopy Over uzmysłowił sobie, jak ciepło było w środku. Gdy tylko wyszedł na zewnątrz, z jego ust zaczęła wydobywać się para. Dookoła wiał wiatr, a jego przeraźliwe wycie sprawiało, że przebiegały mu ciarki po plecach.
Zaczął iść, nie chcąc zamarznąć z zimna. Szybkim tempem, miał do domu niecałe pół godziny. Kiedy mniej więcej upłynęła połowa tego czasu, dotarł do pierwszych zabudowań. Na ulicy nie było latarń, a domy tonęły w mroku.
Over zatrzymał się na środku drogi i spojrzał w niebo. Znajdowały się na nim tysiące gwiazd i księżyc, który świecił dziś wyjątkowo silnie i był jego jedynym światłem.
Gdy wreszcie dotarł do domu, zegar wskazywał pierwszą. Over otworzył furtkę, nerwowo rozglądając się dookoła. Podobnie jak na całej ulicy, w oknach nie paliły się światła. Mimo to, wchodząc do środka zachował najwyższą ostrożność. Gdy znalazł się w domu, zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie nasłuchując każdego, nawet najcichszego odgłosu. W środku było ciemniej niż na zewnątrz, z pewnością też bardziej cicho. Wyglądało na to, że wszyscy mieszkańcy poszli już spać. Doszedłszy do tego wniosku, Over ruszył w kierunki swojego pokoju.
Otwierając drzwi, zauważył, że wypadła z nich niewielka kartka, którą włożył tam nim wymknął się z domu. Fakt, że tam była, świadczył, że nikt dotąd ich nie otwierał. Typowe, pomyślał uśmiechając się kwaśno.
Wchodząc do środka, głośno odetchnął z ulgą. Dopiero teraz zorientował się, że praktycznie przez cały czas nie oddychał. Nie mając siły, aby się przebrać, rzucił się na łóżko w ubraniu. Gdy tylko dotknął pościeli zasnął, ściskając podręcznik w rękach.
Moja pierwsza poważna publikacja. Mam nadzieję, że ją zaakceptujecie i zaangażujecie się w nią tak jak ja.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro