Rozdział 4
#oomlSZ na twitterze
hey, hi, hello
Pomieszczenie, w którym miała odbyć się przedmeczowa konferencja, wypełniło się już prawie po brzegi. Prasa i stacje telewizyjne niemal przepychały się między sobą, chcąc zająć jak najlepszą pozycję, by umiejscowić kamery w dogodnej odległości. Na podwyższeniu ustawiono długą ladę, na której znajdowały się teraz butelki z wodą mineralną - jednym z nowych sponsorów klubu, a za blatem ułożono cztery krzesła, na których już wkrótce miał zasiąść wytypowany do dzisiejszych wywiadów Kieran Langham, bramkarz Jordan Conrad, trener drużyny oraz publicysta klubu.
Stanęłam na samym końcu sali, gdzie musiałam sprawiać wrażenie podpierającej ścianę, ale nie chciałam rzucać się w oczy dziennikarzy, którzy coraz liczniej napływali do środka, wymachując na wejściu kartami z wejściówkami. Wolałam pozostać w ukryciu, by w uwagą przyglądać się temu, co miało niedługo nastąpić, i pozyskać jak najwięcej doświadczenia. Możliwość uczestniczenia w takich wydarzeniach i zbierania na świeżo informacji mogła mieć ogromny wpływ na moją dalszą pracę w markietingu.
– Dzień dobry, Lacey. – Pan Duncan zmaterializował się obok mnie.
Nawet na mnie nie spojrzał, bez wytchnienia przesuwał palcem po ekranie telefonu, marszcząc brwi. Wyglądał na zmartwionego.
– Dzień dobry.
– Jak samopoczucie? – spytał, choć odniosłam wrażenie, że zrobił to ze zwykłej grzeczności niż rzeczywistego zainteresowania.
– W porządku. Mam nadzieję, że Kieran i Jordan wzięli sobie do serca moje godzinne kazanie na temat ich ostatnich wywiadów.
Skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej i potarłam kciukami skórę ramion. Chcąc wtopić się w tłum, po raz pierwszy założyłam do pracy coś w sportowym stylu. Odsunęłam szpilki na bok, a ich miejsce zajęły adidasy. Elegancka koszula ustąpiła natomiast czarnemu t-shirtowi, który wydawał mi się uniwersalnym elementem ubioru. W takim wydaniu nikt nie wziąłby mnie za pracownicę klubu, prędzej za jedną z dziennikarek lub stażystek.
Pan Duncan jeszcze mocniej zmarszczył brwi, a pomiędzy nimi na jego czole pojawiła się niewielka bruzda. Uniósł dłoń do nosa i przez moment przytrzymał jego nasadę. W końcu pokręcił głową, zgrzytając zębami, gdy wygasił ekran telefonu.
– Niedobrze – bąknął. – Evanowi wypadła jakaś pilna sprawa rodzinna.
– Spóźni się?
Wtargnął we mnie niepokój. Evan Peterson był ważnym elementem konferencji. Z jego obecnością obok dwójki nieprzewidywalnych piłkarzy czułam się może nie tyle opanowana, co w miarę rozluźniona. Pracował z nimi od lat, miał ogromne doświadczenie i choć zdarzały się chwile, gdy trudno było mu zapanować nad chaosem, jaki czasami wybuchał na konferencjach, zazwyczaj udawało mu się wszystko i wszystkich okiełznać. Bez jego pomocy moje przygotowania mogły pójść na marne. Skoro Kieran i Jordan mieli zostać pozostawieni sobie i nie było nikogo, oprócz trenera, kto mógłby chwycić ich za uszy i wytarmosić, gdyby zaczęli zdradzać za dużo, dzisiejsze wystąpienie mogło przynieść katastrofalne skutki.
– Nie, w ogóle się nie pojawi. – Duncan wcisnął plecy w tą samą ścianę, przy której stałam, i zaczął nerwowo rozglądać się po przybyłych gościach. – Cholera jasna!
Ponownie odblokował ekran i wykonał dwa krótkie połączenia, klnąc pod nosem, gdy to, co słyszał po drugiej stronie, nie trafiało w jego gusta. Pokręcił głową, aż w świetle lamp błysnęły jego posiwiałe włosy. Moment później odwrócił się do mnie i stanął ze mną twarzą w twarz, przyglądając się najpierw mojemu ubiorowi, a później twarzy.
Przełknęłam ślinę, bojąc się nawet pomyśleć, jaka koncepcja zakiełkowała w głowie mojego szefa. W pierwszej chwili przyszło mi na myśl, że w jakiś sposób będzie chciał wykorzystać fakt, że prawie nikt mnie tutaj nie zna. Może poprosi, bym udała omdlenie i wtedy konferencja się nie odbędzie, bo trzeba będzie wezwać pomoc medyczną? A może będzie chciał, żebym nacisnęła przycisk alarmu pożarowego? Obie opcje wydały mi się głupie i dziecinne, ale skoro miałoby to powstrzymać prasę przed rozpoczęciem zadawania niewygodnych pytań, byłam skłonna się poświęcić.
– Zajmiesz miejsce Evana – zakomunikował Duncan.
Dobra, tego akurat się nie spodziewałam.
Chwila... co?!
– A... ale... – zająknęłam się.
Szef nie wyglądał na takiego, który właśnie by żartował. Miał poważną minę, a ton, jakim zakomunikował mi tę rewelację, dawał jasno do zrozumienia, że jest pewny swojej decyzji.
Zamrugałam gwałtownie, próbując odgonić mgłę, która niespodziewanie pojawiła mi się przed oczami. Było duszno, ale przecież nie aż tak, żeby zrobiło mi się słabo.
A jednak tak się stało i mimochodem przeleciało mi przez umysł, że gdybym teraz zemdlała i straciła przytomność, upiekłabym dwie pieczenie na jednym ogniu, bo nie musiałabym się upewniać, czy Duncan nie robi sobie ze mnie jaj, a konferencja najpewniej zostałaby przesunięta na później lub odwołana.
– Nie jestem rzecznikiem prasowym – wydusiłam, odpychając się od ściany i prostując się, by przestać wyglądać jak stłamszona sierotka Marysia. – Nie mam doświadczenia w tej dziedzinie.
– Ale przygotowujesz zawodników do tego, by w odpowiedni sposób udzielali odpowiedzi i wiesz, kiedy powinni zamilknąć. Siedzisz w tym bagnie po uszy, a to, że robisz to za zamkniętymi drzwiami, nie stanowi przeciwwskazań ku temu, byś wyszła do ludzi.
– Nie. – Pokręciłam głową, robiąc to machinalnie i tak energicznie, że następnego dnia miały się odezwać skurcze w karku. – Gdybym wiedziała wcześniej, to może... Ale nie, nie ma takiej opcji.
– To polecenie służbowe. – Duncan rozłożył bezradnie ramiona, wiedząc, że chcąc nie chcąc zagrał najwyższą kartą.
– To się źle skończy – powiedziałam błagalnie. – Będzie pan tego żałował.
– Gorzej już być nie może, Lacey. – Ułożył rękę na moich plecach, popychając mnie lekko do przodu. – Wierzę, że sobie poradzisz. Jesteś błyskotliwa i nie pozwalasz sobie w kaszę dmuchać. Śmiało, daj czadu.
Przesunął się o kilka metrów, ciągnąc za sobą za ramię. Oglądał się do tyłu, sprawdzając, czy nie mam zamiaru uciec, a ja najchętniej zwiałabym daleko stąd, gdyby nie te cholerne nogi, które zrobiły się miękkie jak z waty.
Zaczęłam świrować. W ciągu dziesięciu sekund obmyśliłam sześć rzeczy, które mogły pójść nie tak, jak powinny. Wchodząc z szefem do pomieszczenia na uboczu, które służyło za kulisy, ta lista powiększyła się o trzy kolejne. Nie miałam w zwyczaju wypowiadać się publicznie, moją bezpieczną strefą w pracy były internet i media społecznościowe. Co innego wypunktować na papierze to, co może pójść źle i obmyślić plan, jak temu zapobiec, a co innego na gorąco mielić w mózgu to, co dzieje się dookoła i reagować dość szybko, by zapobiec porażce.
– Weź się w garść. – Duncan poklepał mnie po ramieniu. – Gdyby nie kamery, to zaproponowałbym ci teraz kieliszek wódki.
Uśmiechnął się pokrzepiająco, ale zdziałało to więcej szkody niż pożytku. Dopadłam do dystrybutora z butlą wody i kilkoma haustami wlałam w siebie duży kubek. Przymknęłam oczy, policzyłam do pięciu, a później wypuściłam całe powietrze, starając się uspokoić. Duncan bez przerwy spoglądał na mnie z wyczekiwaniem, ale skoro rzucił mnie na głęboką wodę, musiał liczyć się z tym, że potrzebuję chwili, by przygotować się mentalnie na swoje pierwsze wystąpienie.
– Gdzie Evan?
Odwróciłam się do drzwi, przez które wszedł Langham. Tuż za nim wkroczył trener i na samym końcu Jordan Conrad. Moja obecność za kulisami musiała wyglądać podejrzanie.
– Nie będzie go, Lacey usiądzie z wami. To jej pierwszy raz, więc się zachowujcie.
Langham uniósł brwi, nie kryjąc zaskoczenia. Spojrzał na mnie, ale nie skomentował przerażenia, które na pewno malowało się na moim obliczu.
– Gdzie diabeł nie może, tam Lacey pośle. – Pokiwał głową ze zrozumieniem.
Gdyby nie to, że moje serce prawie wyszarpywało się zza żeber, pewnie coś bym mu odpowiedziała.
– Raczej gdzie diabeł tchórzy, tam Lacey się przysłuży – odpowiedział szef.
To fajnie, że tak świetnie bawili się moim kosztem. Szkoda tylko, że ja właśnie przeżywałam zawał za zawałem.
– Pięć minut! – Koordynator konferencji klasnął w dłonie. – Ustawcie się przy wejściu.
Jak jeden mąż zrobiliśmy to, o co poprosił, ale kolejność, w jakiej stanęliśmy, nie przypadła mu do gustu. Przesunął trenera na sam początek, a za nim miał wyjść Jordan, Kieran i na samym końcu ja, co oznaczało, że będę siedziała obok Langhama.
Jakby brakowało mi dzisiaj nieszczęść...
Blondyn, jakby wyczuwając moje obawy, spojrzał na mnie przez ramię. Mierzył mnie niebieskimi tęczówkami, choć jego mina pozostawała nieodczytana. Zrobił mały kroczek w tył, prawie depcząc mnie po stopach, i odchylił się tak, bym dobrze go słyszała, gdy zniżył głos.
– Cieszę się, że swój pierwszy raz przeżyjesz właśnie ze mną – szepnął konspiracyjnie.
Zacisnęłam hardo wargi, by nie zaśmiać mu się w twarz, gdy z wytrwałością żonglował brwiami, chcąc mi dopiec. I musiałam przyznać, że na tę krótką chwilę jego złośliwość przysłoniła mój strach i zdenerwowanie. O dziwo, byłam mu za to wdzięczna.
Ale prędzej pozwoliłabym się ukąsić setce wściekłych os, niż przyznałabym się do tego na głos.
Koordynator ponownie zaklaskał, informując, że już najwyższa pora, byśmy przeszli do większej sali. Szliśmy gęsiego, mężczyźni przede mną z luzem i dobrym humorem, a ja w nerwach, co rusz wycierając spocone dłonie o spodnie.
Zajęliśmy wyznaczone dla nas miejsca. Zauważyłam, że plakietka z nazwiskiem Evana została zastąpiona moim, a więc nie było już odwrotu. Wszyscy ci, którzy siedzieli w ośmiu rzędach przed nami, mogli od teraz używać moich danych w swoich artykułach. Już nie byłam anonimową specjalistką od PR, która chowała się w biurze i rugała sportowców za przewinienia, a później wciskała im do opornych głów plany na poprawę reputacji. Od teraz byłam jedną z tych, których twarze pojawiały się w telewizji.
To nie tak, że mój wizerunek nigdy wcześniej nie mignął na ekranach odbiorników. Pojawiałam się na bankietach i przeróżnych wydarzeniach sportowych, więc moja osoba stale pozostawała tłem dla tych, którzy byli znani, ważni i ciekawi dla publiczności. Tyle że dzisiaj miałam przestać być tym pieprzonym tłem, z łatką którego było mi tak dobrze, wygodnie i bezpiecznie.
Musiałam stanąć na wysokości zadania, nie było czasu na użalanie się nad sobą. Miałam obowiązki do wypełnienia, a nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Powinnam liczyć się z tym, że podpisując umowę z tak wielkim klubem, kiedyś będę zmuszona wyjść ze skorupy i zacząć robić coś innego, bardziej odpowiedzialnego, dlatego wcisnęłam plecy w oparcie krzesełka, napięłam się jak struna i uniosłam wyżej brodę, by wyglądać na pewną siebie. Czasami trzeba było udawać aktorkę.
Przysłuchiwałam się w milczeniu wszystkim pytaniom, które padały z ust dziennikarzy. Ku mojej uciesze do tej pory dotyczyły one jedynie czysto sportowych tematów. Langham i Conrad wypowiadali się treściwie, choć oszczędnie, tak jak ich do tego przygotowywałam. Lepiej dla wszystkich, żeby nie paplali zbyt dużo, bo nie daj Boże ktoś przeinaczyłby ich słowa i trzeba by było coś odkręcać, a wiadomo, że to, co pojawia się w sieci, nigdy z niej nie zniknie.
Przyłapałam się na tym, że prawie niezauważalnie przytakiwałam głową, gdy zadowoliła mnie odpowiedź. Rzuciłam szybkie spojrzenie w tłum, by sprawdzić, czy nikt się na mnie nie gapi, ale wzrok wszystkich zebranych utkwiony był w dwóch gwiazdorach futbolu i ich trenerze. Nikt nie przejmował się jakąś milczącą dziewczynką.
– Jeremy Abrams, kanał piąty. – Kolejny z dziennikarzy podniósł rękę, by zgłosić się do zadania pytania. – Jutro rozgrywacie mecz z zeszłorocznym mistrzem Premier League. Jak rysują się nastroje drużyny przed tym ważnym spotkaniem?
– Jesteśmy maksymalnie skupieni. – Langham położył ręce na blacie i złączył dłonie. – Zdajemy sobie sprawę, że nasz przeciwnik to wielokrotnie tytułowany klub, ale jesteśmy pewni swojej formy.
– A jak ustosunkujesz się do słów kapitana przeciwnej drużyny, według którego po tym sezonie wypadniecie z tabeli?
– Taki z niego kapitan jak...
Wyrwałam się całym ciałem do przodu, reagując tak gwałtownie, że wszyscy przedstawiciele mediów zerknęli w moją stronę. Dyskretnie szturchnęłam chłopaka butem.
– Jedno pytanie na osobę, prosimy następne – zakomunikowałam, przerywając wypowiedź Langhama.
Dziennikarz go podszedł, zadając podchwytliwe pytanie, które miało na celu uszczypnąć ego Kierana. On i Oliver Kenneth przed laty byli dobrymi kumplami, grali do jednej bramki. Imprezowali, spędzali razem wakacje, byli niemal nierozłączni. A później wykupiły ich dwa różne kluby i Kenneth zaczął oczerniać Kierana, wytykając jego słabości i spadek formy. Przyjaźń zakończyła się z hukiem.
Obróciłam głowę ku blondynowi, sprawdzając jego reakcję na moje ukrócenie wścibstwa faceta z kanału piątego. Jego oczy spoczęły na dłoniach i pozostał w tej pozie przez dłuższą chwilę. Widziałam, jak jego szczęki napinają się i rozluźniają. Wzmianka o kapitanie jutrzejszych przeciwników zdążyła namącić mu w głowie.
– Mary Barber, FutboloweNowinki24. – W drugim rzędzie podniosła się kobieta koło czterdziestki. – Skoro już jesteśmy przy Oliverze. Czy to prawda, że podczas ostatnich wakacji na Santorini wysłał do ciebie zdjęcie, na którym rzekomo pływa w towarzystwie twojej byłej partnerki?
– Brak związku z tematem – zawetowałam, podnosząc głos. – Prosimy o pytania dotyczące wyłącznie jutrzejszego meczu.
Moje ramię zetknęło się z ręką Langhama. Drżenie jego ciała wywołane złością było zbyt widoczne, by je ukryć. Musiałam coś zrobić, by nie wybuchł, ale chłopak miał inne plany.
– Oliver Kenneth może mi co najwyżej poss...
– Następne pytanie! – warknęłam, wchodząc mu w słowo.
Zsunęłam rękę pod blat i bezmyślnie położyłam dłoń na kolanie Kierana, wbijając w nie paznokcie, by go uciszyć. To, co wypadło z jego ust, już i tak narobiło wystarczająco szkody. Dał się sprowokować. Nie miałam prawa oceniać, czy słusznie się uniósł, ale musiał nauczyć się rozdzielać emocje dotyczące życia prywatnego od tego, co działo się na konferencjach. Zdążyłam zauważyć, że w przeszłości miał już z tym problem, a moją rolą było pokierowanie go, jak obchodzić z się z takimi natrętami jak ta wredna babka z telewizji.
Już miałam się odezwać, ponaglając dziennikarzy, gdy Kieran położył swoją dłoń na mojej i przeniósł obie ręce tym razem na moje kolano. Wyrwałam się z jego dotyku, wiedząc, że zrobił to specjalnie, bo próbą zrobienia mi na złość chciał poradzić sobie z klapą, którą okazały się dwa poprzednie pytania.
– Larry Nills. – Tym razem wstał koleś z ostatniego rzędu. – Mówi się, że kolejni sponsorzy rezygnują ze współpracy z London Black Dragons. Czy przełoży się to na gażę piłkarzy?
Tego było już za wiele. Zacisnęłam zęby, by nie wrzasnąć na tego paskudnego, przemądrzałego typka. Skoro nie chcieli rozmawiać o sporcie, a zamiast tego interesowały ich bardziej plotki i otoczka showbiznesu, nie było sensu, by kontynuować tę farsę.
– Szanowni państwo, na tym zakończymy dzisiejszą konferencję. – Wstałam, odsuwając ze zgrzytem krzesło. – Jak wiecie, jutrzejszy mecz rozpoczyna się w południe, dlatego jesteśmy ograniczeni czasowo. Zawodnicy muszą wypocząć i odpowiednio się przygotować. Dziękujemy za przybycie.
Nie czekając na jęki zawiedzionych sępów, odwróciłam się do swoich towarzyszy i wbiłam w nich twarde spojrzenie, które miało im nakazać, by zrobili to samo co ja. Zrozumieli bez słów. Wstali i zeszli za mną z podestu, a później zamknęliśmy się za kulisami.
Przylgnęłam czołem do zimnej ściany. Jak na mój pierwszy raz, było tragicznie. Zaczęło się spokojnie i sielankowo, a później poszło z grubej rury. Bałam się ujrzeć minę pana Duncana, ale ten po raz kolejny mnie zaskoczył, podchodząc do mnie i klepiąc mnie przyjaźnie po głowie jak małe dziecko, któremu należy się pochwała.
– Nie dałaś się – powiedział z uznaniem.
– Czy pan na pewno to oglądał? To była tragedia.
– Te same pytania padłyby nawet wtedy, gdyby był tutaj Evan. Nie czuj się odpowiedzialna za to, że hieny nie mają sumienia. Ukróciłaś ich w odpowiednim momencie, pogroziłaś twardą ręką. Tak trzymać.
Kiwnęłam głową, choć nie byłam przekonana co do jego słów. Osobiście odczuwałam pewnego rodzaju porażkę. Wydawało mi się, że mogłam to przewidzieć i nie dopuścić do tego, by dziennikarze poczuli się zbyt swobodnie. I z takim przeświadczeniem siedziałam za kulisami jeszcze przez dobre piętnaście minut, wyciszając się i zastanawiając, co zrobić, by następnym razem temu zapobiec.
W końcu w milczeniu zaczęłam opuszczać pomieszczenie, ale przystanęłam jeszcze w progu, gdy do moich uszu dotarły strzępki rozmów ludzi z mediów, którzy jeszcze zbierali swój sprzęt.
– Skąd ona się w ogóle wzięła?
– Jeśli będzie na następnych konferencjach, to nic z nich nie wyciągniemy. Wkurzyła mnie. Przecież to jakaś młoda siksa. Do kogo musiała się uśmiechnąć, że pozwolili jej brać w tym udział?
– Raczej komu daje dupy...
– Przecież sam widziałeś...
Zaczęli rechotać, idąc ku wyjściu z sali. Odprowadziłam ich spojrzeniem, czując, jak rośnie we mnie irytacja.
A to chujki.
Poczekałam, aż znikną z pola widzenia, by się na nich nie natknąć, i ruszyłam powolnym krokiem, ale moje plany zniweczył sam Kieran Langham, który zrównał się ze mną, zwracając na siebie uwagę. Sądziłam, że już dawno opuścił budynek. Na jego miejscu już dawno bym to zrobiła.
– Idziesz do domu? Odwieźć cię? – zaproponował.
Wyglądał tak spokojnie, jakby wcale nie uderzono w jego najdelikatniejsze struny. A może po prostu udawał, żeby nie wybuchnąć.
– Nie, dzięki.
– Na pewno?
Mogłam sobie wyobrazić nagłówki na portalach, gdyby ujrzeli mnie w samochodzie z Langhamem, zwłaszcza po tak emocjonującym pseudo wywiadzie, który przerwałam, by w jakiś sposób go chronić.
– Nie zamierzam narażać się twoim zdziczałym fankom, Langham – westchnęłam.
– Dlaczego od razu zdziczałym? Nazwałbym je raczej oddanymi.
– Niektóre oddają się zbyt dosłownie.
Nie sprawdzałam, jaką przybrał minę. Te kilkadziesiąt minut całkowicie mnie wykończyło i nie miałam ochoty na pogawędki.
– Trudno. – Wzruszył ramionami, ignorując mój przytyk o jego napalonych fankach. – Do jutra.
Zniknął w korytarzu, dając mi w końcu to, czego najbardziej potrzebowałam – spokój.
Wciągnęłam głęboko powietrze i po raz ostatni obróciłam się przodem do sali, z której wychodziłam, by jeszcze raz zmierzyć się ze wspomnieniami minionych wydarzeń. Wystarczyło jedno spojrzenie na podwyższenie i znajdujący się na nim blat, za którym niedawno siedzieliśmy, bym zdębiała. Poczułam, jak pojedyncze włoski na mojej głowie zaczynają siwieć.
Przód mebla nie był zabudowany, jak mi się wcześniej wydawało. Nie wiem, dlaczego w ogóle założyłam, że tak jest.
Był przezroczysty.
A to znaczyło, że kamery nagrały, jak łapię Kierana za kolano i uchwyciły moment, w którym on dotknął mojego.
Miałam przesrane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro