Rozdział 38. Ten ostatni.
#oomlSZ
Out Of My League zniknie z wattpada 1 marca.
Czas pożegnać Lacey i Kierana.
Dziękuję, że towarzyszyliście mi w tej pięknej podróży.
***
Ciepła czerwcowa aura otulała moje ciało, muskając powietrzem bladą skórę. Żółta jedwabna sukienka powiewała razem z lekkim wietrzykiem, gdy stałam na balkonie, z każdą sekundą coraz mocniej zakochując się w widoku, jaki się przede mną rozpościerał.
Siedemdziesięciometrowe mieszkanie usytuowane na trzecim piętrze urokliwej kamieniczki znajdującej się u wybrzeża jeziora Como, zostało urządzone w rustykalnym stylu. Kieran miał dobry gust, a przy tym sporo szczęścia i bardzo szybko znalazł lokum, które sprostało jego oczekiwaniom. Choć początkowo planował podpisać umowę na wynajem, okolica, widok na zatokę i niespełna czterdziestokilometrowy dogodny dojazd do Mediolanu tak bardzo przypadły mu do gustu, że użył swojego uroku osobistego i przekonał właścicielkę mieszkania do sprzedaży. Takim sposobem stał się posiadaczem kolejnej nieruchomości.
– Trzeba wezwać policję.
Spojrzałam na chłopaka przez ramię.
– Dlaczego? Co się stało? – spytałam. – Coś zginęło?
Wpatrywał się we mnie, stojąc wewnątrz otwartej przestrzeni mieszkania, a ja, przestraszona jego słowami, oderwałam ręce od balkonowej balustrady i obróciłam się do niego całą sylwetką. W rozsuniętych na oścież drzwiach powiewały cieniutkie zasłony.
– Ktoś właśnie przekroczył prędkość na drodze.
Zmarszczyłam brwi. Tkięte wiatrem włosy osiadły na moich policzkach i musiałam odgarnąć je za uszy.
– Co ty pieprzysz? Jakiej drodze?
Kieran przytknął dłoń do torsu, patrząc na mnie z rozanieleniem.
– Na drodze do mojego serca.
Odetchnęłam z ulgą, przewracając oczami. Miał specyficzne żarty. Uwielbiałam jego poczucie humoru, a jednocześnie momentami go nie znosiłam.
Weszłam z powrotem do środka, niechętnie opuszczając balkon, z którego byłam w stanie ujrzeć odbijający się w tafli jeziora zachód słońca. Tutaj wszystko było spokojniejsze, powolniejsze, przesycone aromatem cytrusów, wina i dobrej kawy. Pomyślałam, że jeśli dostanę taką szansę, mogłabym zostać we Włoszech już na zawsze.
Podeszłam do chłopaka, który przykucnął na podłodze i za pomocą specjalnego małego nożyka przecinał taśmę na kolejnym kartonowym pudle, które dotarły z Londynu. Rozpakowywanie się było chyba jeszcze gorsze niż samo pakowanie. Wszędzie walały się ubrania, buty i patelnie, bo chłopak uparł się, że musi zabrać ze sobą swoje ulubione naczynia. Nie przemawiały do niego argumenty, że zamieszka w kraju, który szczyci się wyśmienitą kuchnią i z pewnością nie miałby żadnego problemu, żeby kupić takie same, a może nawet i lepsze garnki.
Pod ścianą w osamotnieniu stały dwie należące do mnie walizki. Upchnęłam w nie najpotrzebniejsze rzeczy i przyleciałam tutaj, nie oglądając się za siebie. Odkładałam w czasie otwarcie ich, bojąc się, jak zareaguję, gdy w moje ręce wpadnie koperta, którą dostałam od wykonawcy testamentu dziadka.
– Nie wiem, co robić – powiedziałam, wzdychając.
– A ja wiem. Zostań moją ag...
– Nie. – Przerwałam mu. – Odmówiłam ci tysiąc razy i zrobię to również po raz tysiąc pierwszy.
– Mogę zwolnić faceta, którego przyjąłem na okres próbny.
Potrząsnęłam głową.
– Nie ma mowy. Już ci mówiłam, że prędzej byśmy się pozabijali niż doszli do porozumienia.
– Jesteś niezależną, upartą kozą.
– Jeśli to miało mnie obrazić, to coś ci nie wyszło. Możesz mnie cmoknąć w tyłek.
Patrzyłam, jak Kieran odkłada nożyk na stolik kawowy. Bez ostrzeżenia popchnął mnie na dywan i chwytając za biodra, przekręcił na brzuch w akompaniamencie moich pisków. Wierzgnęłam nogami, śmiejąc się jak opętana, gdy podsunął jedwabny materiał mojej sukienki i rzeczywiście pocałował mnie w pośladek. Załaskotało, po moim ciele przeszedł dreszcz.
– Pani życzenie jest moim rozkazem – powiedział z wesołością, wracając do wcześniejszej pozycji.
Przeturlałam się i podniosłam na łokciach, nadal leżąc na podłodze. Odkąd dowiedział się, że Inter podpisze z nim kontrakt, biło od niego takie szczęście, że nie potrafiłam odwrócić wzroku, gdy widziałam, z jaką radością brnie przez każdy dzień. Jego pozytywny nastrój udzielał mi się w najmniej oczekiwanych momentach, a on sam był dla mnie tak ogromnym wsparciem w trudnych chwilach po śmierci dziadka, że czułam się przy nim, jakby ktoś mnie zaczarował.
– Znalazłam agencję, która zajmuje się tenisistami. Zaprosili mnie na rozmowę.
Chłopak spojrzał na mnie od dołu, uśmiechając się szeroko. Uroda jego oczu po raz kolejny zaparła mi dech w piersi.
– Dlaczego nic nie mówiłaś?
– Nie chciałam zapeszyć. – Wzruszyłam ramionami. – A z tym, że nie wiem, co robić, chodziło mi bardziej o szukanie mieszkania. Jeśli nie masz nic przeciwko, zostanę u ciebie na jakiś tydzień lub dwa, a w międzyczasie będę się za czymś rozglądać.
Uklękłam na podłodze, pomagając Kieranowi otworzyć mocno poklejony karton. Jego ręce zatrzymały się na środku pudełka, a on sam wbił we mnie zaskoczone spojrzenie. Nie wiedziałam, o co mu chodzi.
– Żartujesz, prawda? – rzucił rozbawionym tonem. – Myślałem, że to oczywiste, że zamieszkasz tutaj.
Złączyłam usta w linię i rozejrzałam się dookoła, jakbym przyglądała się tym meblom i dekoracjom dopiero po raz pierwszy. Słowa chłopaka sprawiły, że pod mostkiem poczułam przyspieszony rytm.
To wcale nie było dla mnie takie oczywiste i zszokowało mnie, że sądził tak prawdopodobnie od chwili, w której przekazałam mu, że zwalniam się z London Black Dragons i zamierzam szukać nowej pracy.
– Proponujesz mi, żebym wprowadziła się do twojego mieszkania? – wydusiłam, nadal oniemiała i przytłoczona emocjami.
To był poważny krok. Wcześniej nie zastanawiałam się nad tym, kiedy i czy w ogóle to nastąpi. Miałam na głowie milion innych spraw i obowiązków. Najpierw nasz związek ujrzał światło dzienne, później pojechałam do domu rodzinnego na pogrzeb dziadka, a po tym dowiedziałam się, że Benjamin przejmie stołek szefa działu public relations i podjęłam decyzję o złożeniu wypowiedzenia. Zastanawianie się nad powagą naszej relacji odeszło na dalszy plan.
– Naszego – poprawił mnie. – Postanowione.
– Jesteśmy ze sobą dopiero nieco ponad cztery miesiące.
– No właśnie. Powinnaś być już w trzecim miesiącu ciąży. – Zażartował.
Pchnęłam go pięścią w ramię, posyłając mu skwaszony uśmiech, a on wtedy złapał mnie za przeguby, przyciągając bliżej. Uraczył moje wargi krótkim pocałunkiem i wrócił do otwierania kartonów.
– Pomóż mi – poprosił, wyjmując z pudła czarne błyszczące urządzenie.
Moje serce znowu zerwało się do sprintu, gdy w oniemieniu przyglądałam się rozkładanemu statywowi i małej lunecie. To był ten sam teleskop, który Kieran podarował mi jakiś czas temu w prezencie, a ja odwiozłam mu go do domu i uciekłam, myśląc, że wrócił do swojej byłej.
– Nie oddałeś go?
– Dlaczego miałbym to zrobić? Wiedziałem, że prędzej czy później będziesz z niego korzystać i miałem rację. Żałuję tylko, że ten breloczek, który ci kupiłem, gdzieś się zgubił. Pewnie jest gdzieś w domu w Anglii.
Przeniósł urządzenie pod jedno z okien i rozstawił szeroko nóżki statywu. Zaczął manewrować przy lupie, zmieniając ustawienia i przybliżenie.
– Znasz się na tym? – Stanęłam obok niego, zerkając z zainteresowaniem na jego poczynania.
– Tak właściwie nie mam pojęcia, co robię. Boję się, że zaraz coś urwę.
Oboje parsknęliśmy śmiechem. Ja też ani trochę się na tym nie znałam. Nigdy nie było mnie stać, żeby kupić sobie coś tak drogie urządzenie i wychodziło na to, będziemy musieli znaleźć w sieci odpowiedzi na to, jak odpowiednio majstrować przy teleskopie, żeby w żaden sposób go nie zepsuć.
– No dobra, zobaczmy... – Kieran wyjął telefon z kieszeni. – O Boże, twoja siostra wysłała mi sześć wiadomości.
Pokręcił głową z rozbawieniem, podsuwając mi komórkę pod nos, żebym i ja mogła zobaczyć, co wypisywała do niego moja ukochana Amy.
– Niepotrzebnie przyjmowałeś jej zaproszenie do znajomych. Kompletnie zwariowała.
– No co ty. Bardzo lubię dziesięć razy dziennie nagrywać filmiki z pozdrowieniami dla jej znajomych – rzucił z sarkazmem.
– To nie są jej znajomi. – Wgryzłam się w wargę, żeby powstrzymać drżenie spowodowane śmiechem, ale chichot wydobywający się z wewnątrz całkowicie mnie pokonał. – Zbiera zamówienia i później sprzedaje te filmiki za dwadzieścia funtów.
Nie mogłam się opanować. Ujrzawszy zszokowaną twarz Kierana, zaczęłam tak bardzo się trząść, że po chwili dostałam czkawki. Przysłoniłam usta dłonią i wciągnęłam powietrze, wstrzymując je na tyle długo, żeby pozbyć się niedogodności. Pomogło dopiero za trzecim razem.
– Nigdy nie była dla mnie tak miła jak teraz – dodałam.
– Ale mnie nie przebije. Jestem dla ciebie najmilszy na świecie.
– Kłóciłabym się...
Nasze przekomarzanie zdawało się nie mieć końca. Kieran wychodził ze skóry, żeby mnie rozweselać i odciągać moje myśli od listu, który znajdował się w jednej z moich walizek. Powiedziałam mu o nim i wiedział, że gdy po niego sięgnę, grunt pod moimi nogami znowu stanie się grząski, a ja popadnę w melancholię jak za każdym razem, gdy dopadały mnie wspomnienia.
Jednak nie mogłam odkładać tego bez końca. Musiałam spełnić ostatnią wolę dziadka, byłam mu to winna. Strach o kruchość własnych uczuć nie mógł stanąć na drodze do ostatniego spotkania, za które uważałam odczytanie listu.
Pozostawiając Kieranowi zabawę przy teleskopie i dociekanie, jak się nim posługiwać, podeszłam do bagaży. Rozsunęłam je i przerzuciłam na bok poskładane w kostkę ubrania, na których teraz utworzyły się widoczne pogniecenia. Odszukałam biały papier z odręcznie wypisanym moim imieniem i usiadłam na podłodze, nabierając głęboko powietrza. Przymknęłam powieki i zanim je otworzyłam, policzyłam do dziesięciu, próbując uspokoić uderzające szybko serce i rozszalałe myśli.
Rozerwałam ostrożnie skrzydełko koperty i wyjęłam ze środka zgiętą na pół kartę, a w moje nozdrza natychmiast trafiła znajoma woń, która od zawsze kojarzyła mi się z domem. Oblizałam nerwowo spierzchnięte usta. Bałam się, że nie znajdę w sobie wystarczająco siły, by sunąć wzrokiem po niebieskich śladach atramentu. Zadrżałam z poruszenia.
– Żałuję, że go nie poznałem.
Poczułam na ramieniu rękę Kierana. Uniosłam głowę i spojrzałam na niego, mrugając szybko, żeby odpędzić pieczenie pod powiekami. Pogładził mnie po policzku, a ja zamknęłam oczy, wtulając się w jego ciepłą dłoń. Jego dotyk był dla mnie największym ukojeniem.
– Powiedz, jeśli będzie mnie potrzebować.
Kiwnęłam niemrawo głową i uchyliłam powieki. Załzawione oczy rozmyły obraz przede mną i musiałam pociągnąć nosem, przywołując się do porządku. Moją szyję ponownie owinął kolczasty drut, który z każdą sekundą zaciskał się coraz mocniej, pozbawiając tchu.
„Moja droga Lace."
Odczytałam pierwsze trzy słowa i tyle wystarczyło, żebym zalała się łzami. Po moich policzkach popłynęły słone wodospady, a z gardła wypadło ciche łkanie. Podwinęłam nogi pod siebie i skuliłam się nad listem, przesuwając opuszkami palców po idealnie wykaligrafowanym piśmie dziadka. To był ostatni namacalny dowód jego istnienia.
Oddałabym wszystko, żeby znowu móc go przytulić i posłuchać jego opowieści o gwiazdach. Żałowałam, że u schyłku jego życia nie spędziłam z nim więcej czasu. Wiedziałam, że nigdy nie wybaczę sobie tego, że nie zdążyłam się z nim pożegnać.
Jednego dnia był, drugiego już nie istniał.
Zabrał ze sobą kawałek mojego serca.
„Gdy czytasz te słowa, mnie już z wami nie ma. Nie bądź smutna i nie rozpaczaj nad moim losem. Bądź dzielna, szkoda twoich łez. Pamiętaj, że zawsze będę patrzył na ciebie z góry i pilnował, żeby nie stała ci się krzywda. Moja kochana wnusiu, jesteś moim najcenniejszym skarbem."
Skowyt ponownie wyrwał się z mojej piersi. Wgryzłam się w pięść, przenosząc na nią swoje cierpienie.
„Mam nadzieję, że trafiłem w dobre, spokojne miejsce, dołączając do twojej babci. Zapracowałem na to, żeby po śmierci przez całą wieczność bujać się w fotelu. Trzymaj kciuki, żeby babcia czekała na mnie ze stosem krzyżówek. Jeśli przygotowała samo sudoku, tak jej nagadam, aż pójdzie jej w pięty."
Zaśmiałam się przez łzy. Miałam wrażenie, że dziadziuś po raz kolejny otula mnie ramionami. Wzruszenie wzrastało z każdą chwilą.
„Co roku piszę nowy list i robię aktualizację u notariusza. Skoro czytasz tę wersję, z bólem stwierdzam, że niestety nie dotrwałem do twojego ślubu, co nie znaczy, że nie będzie mnie przy tobie, gdy za kilka lat staniesz na ślubnym kobiercu u boku miłości swojego życia. Gdy poczujesz na dłoni muśnięcie wiatru, wiedz, że wraz z twoim ojcem prowadzę cię do ołtarza. Mam nadzieję, że ktoś zaopiekuje się tobą tak, jak na to zasługujesz."
Pod palcami wyczułam lekkie zgrubienie. Sięgnęłam do koperty, która zamokła od skapujących na nią łez, i wyjęłam ze środka breloczek, taki sam jak ten, który oddałam Kieranowi.
Spojrzałam z oniemieniem na zaaferowanego teleskopem chłopaka. Złota ozdóbka wbiła się boleśnie we wnętrze mojej dłoni, będąc jedynym dowodem na to, że wcale nie śnię.
„To rękodzieło. Ponoć w całej Anglii powstały tylko dwie identyczne sztuki. Niech ta gwiazdka będzie dla ciebie talizmanem na szczęście, jest wyjątkowa tak samo jak ty."
Wpatrywałam się w pismo dziadka przez długie minuty, czułam pustkę i tęsknotę, a mimo to moje serce wypełniło się ciepłem. Pomięta, mokra kartka przyrosła do trzęsących się rąk. Wstałam z podłogi, tak jakby ktoś kierował mną niczym marionetką i poruszając się na miękkich nogach, zbliżyłam się do Kierana.
– O, jednak się znalazła. Gdzie była? W moich rzeczach? – Spojrzał z zaskoczeniem na pobłyskującą w świetle zachodzącego słońca gwiazdkę. – Szkoda by było, gdyby przepadła. To unikat. Powstały tylko dwie sztuki.
Bez słowa chwyciłam jego twarz w dłonie i pocałowałam z całą namiętnością, którą w sobie posiadałam, zawierając w tym geście wszystkie uczucia, jakie względem niego żywiłam. Otoczył mnie ciasno rękoma, nie pozwalając się odsunąć, a ja przylgnęłam do niego całym ciałem, odnajdując w jego ramionach bezpieczne schronienie.
– Słyszysz to? – spytał cicho, niemal szeptem. – Moje serce bije w taki sposób, jakby było echem twojego.
– Tak naprawdę masz dwa serca.
– Jak to? – Odchylił głowę, spoglądając na mnie z czułością.
Moje myśli pędziły za nim za każdym razem, gdy się oddalał, a ciało łaknęło jego dotyku, nie mogąc się nim nasycić. Już nie bałam się przed sobą przyznać, że straciłam dla tego człowieka głowę i rozum.
Przemknęłam opuszkami po jego policzkach, czcząc z uwielbieniem każdy milimetr jego skóry.
Był odpowiedzią na każde z moich pytań.
Był mapą, której chciałam nauczyć się na pamięć, a tym samym skarbem, do którego ta mapa prowadziła.
Był moją bezpieczną przystanią.
Błękit jego tęczówek po raz kolejny rzucił na mnie urok, popychając mnie do wypowiedzenia cichego zaklęcia.
– Bo moje już od dawna należy do ciebie.
***
Coś się kończy, coś zaczyna, dlatego na moim profilu na watt znajdziecie Tylko Las Był Świadkiem - ruszamy już wkrótce.
A jeśli chcecie być na bieżąco z najnowszymi informacjami dotyczącymi OOML, przedsprzedaży, naborów patronackich, recenzenckich itp, to zapraszam na:
ig: sylwiazandler_
Do zobaczenia 7 maja na papierze!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro