Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 36

#oomlsz

Hej!

Przed nami 3 ostatnie rozdziały.

900 gwiazdek i polecimy z kolejnym.

Zbiegłam z trybuny na boisko, a moje szpilki natychmiast ugrzęzły w murawie. Próbowałam podnosić wyżej nogi, ale zaczęło to wyglądać tak, jakbym maszerowała w defiladzie, więc szybko zrezygnowałam z tego pomysłu.

            – Wszyscy już są? – spytałam, widząc Tannera z mojego działu.

            – Nie ma dwóch osób.

            Przesunęłam wzrokiem po stojących w rzędzie piłkarzach, próbując ich policzyć i zorientować się, kogo brakuje. Sesja na koniec sezonu była już tradycją, a ja przyszłam tutaj specjalnie po to, żeby zrobić kilka zdjęć i umieścić je na profilu LBD. Liczyłam, że zajmie mi to parę minut i będę mogła wrócić do swoich zajęć, lecz skoro jeszcze nie wszyscy byli obecni, dezorganizowało mi to cały grafik.

            – Już jestem!

            Obróciłam głowę w kierunku głosu dobiegającego od strony tunelu.

            No tak. Oczywiście, że to musiał być on.

            Kieran przykucnął i niespiesznie zaczął wiązać korki, nic sobie nie robiąc z tego, że wszyscy czekają, aż cała grupa będzie gotowa do zdjęć.

            – Piętnaście minut spóźnienia. – Pokręciłam głową.

            Zawrzało we mnie, gdy zobaczyłam, z jakim ociąganiem wchodzi na boisko. Tanner odszedł na bok, odbierając telefon, więc wykorzystałam ten moment na rozprawienie się z niepunktualnym piłkarzem.

            – Nie jestem ostatni. – Próbował się bronić. – Zaspałem – dodał ciszej, stając u mojego boku.

            – Trzeba było ustawić dwa budziki.

            – Ustawiłem pięć, a zaspałem dlatego, że wróciłem od ciebie o drugiej w nocy.

            – Cicho! – upomniałam go.

            Rozejrzałam się dookoła w popłochu, sprawdzając, czy nikt tego nie usłyszał, ale wszyscy byli zajęci swoimi sprawami. Kieran musiał być bardzo zmęczony, skoro nie był w stanie dobudzić się po kilku alarmach, ale sam był sobie winien. Mówiłam mu, że nie powinien spędzać u mnie tyle czasu, skoro następnego dnia miał obowiązki do wypełnienia, ale nie słuchał i wolał leżeć przy mnie w łóżku, przeglądając w sieci jakieś głupoty.

            – Następnym razem ustaw dziesięć.

            – Ale z ciebie służbistka.

            Wypuściłam powietrze nosem, by powstrzymać się przed wylaniem z siebie fali wulgaryzmów.

            – Jesteśmy w pracy. Tutaj nie masz u mnie taryfy ulgowej – powiedziałam przez zaciśnięte zęby, żeby nikt nie miał możliwości odczytania tego z ruchu warg.

            – Nigdzie jej u ciebie nie mam – zauważył z przekąsem.

            Nadal ukrywaliśmy nasz związek. Do oficjalnego zakończenia sezonu pozostało zaledwie dwa tygodnie, a mnie aż przewracało się w żołądku na samą myśl o tym, że niedługo wszyscy się o nas dowiedzą. Nie byłam na to gotowa, jednak miałam pełną świadomość, że chyba nigdy nie umiałabym się odpowiednio do tego przygotować.

            Widząc moją nieugiętość, Kieran przewrócił oczami. Chcąc zrobić mi na złość, dyskretnie uszczypnął mnie w tyłek, a ja podskoczyłam w miejscu, wydając z siebie krótkie piśniecie. Zanim zdążyłam go skarcić, dołączył truchtem do swoich kolegów z drużyny, mijając się po drodze z Tannerem.

            Mina kolegi z działu wywołała we mnie dziwne odczucia. Zaniepokoiłam się.

            – Właśnie dostałem informację, że Duncan postanowił przejść na wcześniejszą emeryturę – powiedział, pochylając głowę, żeby nikt oprócz mnie nie był w stanie go usłyszeć.

            Prawie zadławiłam się własną śliną. Wytrzeszczyłam oczy i obróciłam się do niego całą sylwetką, rozdziawiając usta tak szeroko, że za moment mogła mi do nich wlecieć mucha. To było nieoczekiwane i kompletnie zaskakujące. Zachowanie szefa nie zdradzało żadnych oznak tego, że planuje zakończyć współpracę z klubem. Albo w ostatnich dniach wydarzyło się coś, przez co posunął się do takiej decyzji, albo bardzo dobrze ukrywał swoje zamiary.

            – Zostaje z nami do lipca, a później dostaniemy nowego szefa.

            Nie spodobało mi się to. Czasami Duncan był surowy i kilka razy dał mi popalić, ale zawsze kierował się dobrem ogółu. Lubiłam z nim pracować, był konkretny i mówił wprost o tym, czego oczekiwał albo co mu się nie podobało.

            – Wiadomo kto go zastąpi? – Moje oczy powędrowały do przełożonego, który zawzięcie konwersował o czymś z asystentem trenera drużyny.

            – Jeszcze nie. – Głos Tannera zdradzał, że chłopak podzielał moje obawy.

            Zmiana osoby na kierowniczym stanowisku zawsze niosła pewne ryzyko. Jeśli zarząd postanowił, że miejsce Duncana zajmie ktoś z zewnątrz, trzeba było mieć na uwadze, że ten ktoś może wywrócić wszystko do góry nogami. Każdy przełożony miał jakiś plan na siebie i swój zespół, co niekoniecznie łączyło się z tym, czego chcieli podwładni. Wypracowaliśmy sobie system, który zdawał egzamin i ciężko byłoby się przestawić na coś innego.

            Jeśli natomiast w fotelu szefa miałaby zasiąść osoba z naszego działu, jej awans mógł się przyczynić do obrośnięcia w piórka. Często takim ludziom odbijało od władzy i zapominali, że kiedyś byli na równi z innymi, a co za tym szkło, chcieli udowodnić swoją wyższość i stawali się tyranami, byle tylko pokazać, kto sprawuje rządy i kogo powinno się słuchać.

            Duncan był, jak był, ale każdy wolałby babrać się w bagnie, które już dobrze znał, niż poznawać nowe.

            – Nie podoba mi się to. – Tanner sposępniał. – Jeśli awansują któregoś z tych starych dziadów, to cała nasza praca pójdzie na marne. Im się nie chce nawet otworzyć laptopa podczas spotkania, a co dopiero rozmawiać o planach i założeniach na przyszły sezon.

            Miał rację. Niektórzy nawet nie odróżniali Adidasa od Pumy i mieli gdzieś, że osobiste kontrakty zawodników nie mogą kolidować z umowami klubu. Dla nich liczyły się tylko pieniądze. Uczepili się stołka i chyba do niego przyrośli, a ponieważ mieli już tyle lat, że zarząd nie chciał ryzykować pozwem, gdyby któryś z nich posądził ich o zwolnienie z powodu dyskryminacji ze względu na wiek, byli właściwie nie do ruszenia.

            – Jestem tutaj od niedawna, ale chyba na wszelki wypadek rozejrzę się za czymś innym – kontynuował chłopak. – Warto mieć jakieś koło ratunkowe.

            Uwielbiałam jego rozsądne podejście i jasność umysłu. Nic dziwnego, że Duncan tak zaciekle walczył, żeby go do nas zwerbować.

            – Wszyscy przyjmą cię z otwartymi rękoma – stwierdziłam szczerze.

            Ponownie zerknęłam na drużynę, która nareszcie prezentowała się w pełni. Zatrudniony profesjonalny fotograf, który od kilku lat zajmował się stworzeniem grupowej fotografii na koniec sezonu, zaczął przedstawiać swoją wizję. Piłkarze ustawiali się w różnych konfiguracjach, marudząc, gdy któryś z nich uznał, że w danym miejscu jego profil nie będzie prezentował się tak, jak powinien. Zamieniali się między sobą, stając raz przodem, a raz tyłem, wskazując na numery na swoich koszulkach.

            Co rusz przyłapywałam Kierana na ciekawskim spoglądaniu w moim kierunku i przez to miałam ochotę na niego nawrzeszczeć, byle tylko przestał to robić. Z wiadomych względów musiałam udawać, że nie mam pojęcia o jego spojrzeniach.

            Uznałam, że nadeszła najwyższa pora, by zająć się tym, po co tutaj przyszłam. Wyjęłam z kieszeni telefon i zrobiłam krok w przód, ale noga znowu ugrzęzła w miękkiej murawie. Fukając pod nosem z niezadowoleniem, uczepiłam się ramienia Tannera, by zachować równowagę, i starłam dłonią kępki trawy, które przykleiły się do obcasów.

            Nie dało się nie zauważyć intensywnego wzroku Kierana, gdy zamiast słuchać poleceń fotografa, rzucał niewidzialnymi ostrzami w mojego współpracownika. Jego zazdrość byłaby nawet urocza, gdyby nie fakt, że mieliśmy wytrzymać w ukryciu jeszcze dwa tygodnie.

            Ignorując jego pełną napięcia minę, zrobiłam kilka satysfakcjonujących ujęć. Przejrzałam je w ciszy, koncentrując się na tym, które z nich dodam na Instagram drużyny.

            – Wyjmij kija z dupy, Langham.

            Poderwałam głowę, słysząc ten niewybredny tekst. Bramkarz LBD upominał chłopaka, próbując mu wmówić, że za bardzo się spina, a przez to działa na niekorzyść całej grupy. Fotograf przyznał mu po części rację, a to tylko rozjuszyło Kierana i kilku innych piłkarzy, którzy najwidoczniej do tej pory nie przyzwyczaili się do pozowania i nie ukrywali się ze swoją niechęcią do tej czynności.

            – To ma być radosna pamiątka, a ty wyglądasz, jakby ktoś ci robił krzywdę. Rozluźnij się, chłopie, bo te zdjęcia trafią do gazet i do mojej dziewczyny, a jeśli nie będzie zadowolona, to nie powiesi ich na ścianie.

            Mówił o tym z taką dramaturgią, jakby puste miejsce na ścianie w domu jego partnerki miało oznaczać nieuchronnie zbliżającą się apokalipsę. Zachciało mi się śmiać, więc schowałam twarz za telefonem, tworząc kolejne kadry, których tak naprawdę już nie potrzebowałam.

            – Gdybyś czegoś się dowiedział, możesz śmiało do mnie napisać. – Odwróciłam się do Tannera. – Wolę wiedzieć, na czym stoję.

            – Chyba nas nie zwolnią, co?

            Jak na zawołanie zerknęliśmy jednocześnie w stronę Duncana. Nie dawał po sobie poznać, że wkrótce opuści nasze szeregi. Musiałam przyznać, że odrobinkę będę za nim tęsknić.

            – Chyba pójdę twoim śladem i też przejrzę inne oferty. – Westchnęłam. – Nie chcę się obudzić z ręką w nocniku. W razie czego lepiej zaczynać z nastawieniem, że rzuciło się poprzednią pracę niż ze świadomością, że zostało się zwolnionym.

            Przyzwyczaiłam się do tej posady i coraz lepiej się w niej odnajdywałam. Z każdym tygodniem odnosiłam kolejne małe sukcesy i szkoda byłoby z tego zrezygnować, a jednak dojrzałość polegała na tym, żeby zawsze myśleć do przodu i mieć w zanadrzu jakieś wyjście awaryjne.

            – Mój znajomy działa w branży jako freelancer. Może coś wpadnie mu w oko, to wtedy dam ci znać. Może akurat dostalibyśmy lepsze warunki niż tutaj.

            – Dziękuję, będę wdzięczna. – Uśmiechnęłam się do niego i niewiele myśląc, uścisnęłam go.

            Usłyszałam za sobą przeciągłe pogwizdywanie. Wróciłam do wcześniejszej pozycji i utkwiłam spojrzenie w rozbestwionych zawodnikach, których tak zafascynowała moja konwersacja z Tannerem, że postanowili nagrodzić nasz nic nieznaczący uścisk głośnymi wiwatami.

            – Czyżby coś nam się tutaj kroiło? – zawołał wesoło jeden z obrońców.

            Policzki Kierana pokrył szkarłat. Zacisnął żuchwę tak mocno, że oczyma wyobraźni mogłam ujrzeć, jak niechcący łamie sobie zęby. Ogarnęła mnie trwoga, że zaraz straci cierpliwość i panowanie nad sobą, a przez to zrobi coś impulsywnego.

            – Langham zaraz wyjdzie z siebie. – Roześmiał się mój współpracownik.

            – Nie wiem, o czym mówisz. – Ucięłam.

            Nie chciałam bardziej podkręcać jego i tak już zaskakująco trafnych podejrzeń. Dopóki niczego oficjalnie nie potwierdziłam, istniała jakaś maluteńka szansa, że chłopak nabierze wątpliwości co do mojej relacji z piłkarzem.

            – Doprawdy? A gdyby tak trochę się z nim podroczyć? – spytał, przysuwając się bliżej.

            Od razu zrobiłam krok w prawo, ale buty znowu wbiły się w boisko. Zaklęłam cicho, zerkając to na Kierana, to na Tannera, który skupił na mnie całą uwagę.

            – Daj spokój – poprosiłam.

            – Dlaczego? Co takiego może się stać? – Uśmiechnął się uszczypliwie. – Przecież Langham nie jest twoim chłopakiem i wcale nie wybuchnie z zazdrości.

            Znowu się cofnęłam, a wtedy zachwiałam się całą sylwetką. Nie chcąc zaliczyć widowiskowego upadku na tyłek, intuicyjnie chwyciłam wystawioną ku mnie rękę Tannera. Chłopak podtrzymał mnie w talii, a za plecami znowu ktoś zagwizdał.

            – Okej, chyba trochę przesadziłem. Przepraszam cię, Lacey. To było szczeniackie.

            Zaczęłam oddychać szybciej z powodu irytacji. Zerknęłam przez ramię na Kierana i wystarczyła sekunda, by dotarło do mnie, że mam przechlapane.

            Blondyn wyrwał się przed szereg i wyprostował się jak struna.

            – Koleś, odwal się od mojej kobiety albo przeoram twoją mordą asfalt!

            Wszyscy zamilkli jak jeden mąż. Spoglądali pomiędzy naszą dwójką, a ja miałam ochotę podejść do Langhama, otoczyć jego szyję dłońmi i ścisnąć tak mocno, aż zapieje z bólu i będzie błagał o litość. Miałam wrażenie, że serce za chwilę wyłamie mi żebra.

            Pan Duncan zacisnął wargi w kreskę, kręcąc głową z dezaprobatą. Zawiódł się na nas, a w szczególności na mnie. Musiał pomyśleć, że bezczelnie go okłamywałam, obstającym przy tym, że nic mnie nie łączy z piłkarzem.

            – No w końcu! – krzyknął Conrado.

            Zmarszczyłam brwi, słysząc salwę śmiechu, która poniosła się echem po stadionie. Żaden z tak dużej grupy zawodników nie wyglądał na zaskoczonego, tylko ja i Kieran rozglądaliśmy się dookoła z czystą dezorientacją.

            – To wy... Wy wiecie? – wydusił blondyn.

            – Stary. – Conrado przewrócił ostentacyjnie oczami, wzdychając tak ciężko, jakby zrzucił z klatki piersiowej wielki kamień. – Wszyscy wiedzą.

            – Skąd?

            – Hending przez przypadek przejeżdżał przez dzielnicę, w której najwyraźniej mieszka Lacey. Trzeba było nie pchać jej rąk pod sukienkę na środku ulicy.

            – O Boże. – Chrapliwy jęk wydarł się z mojej piersi.

            Opadłam z sił. Przykucnęłam, ukrywając twarz w dłoniach. Płonęłam ze wstydu, a buchający żar czułam nawet w czubkach uszu. Przeżyłam wiele żenujących sytuacji, ale ta przebiła je wszystkie. Najchętniej uciekłabym teraz na inną planetę, byle tylko nie słyszeć tych tubalnych śmiechów i docinek.

– Lacey, nie krępuj się! Pocałuj swojego misiaczka!

– Nie odzywaj się tak do niej, idioto – syknął Kieran.

Chciał stanąć w mojej obronie, ale sam przyczynił się do tego, że teraz miałam stać się obiektem drwin. Nie mieli nic złego na myśli, lecz nie mogli się powstrzymać od uszczypliwości. Zakładałam, że bardziej chcieli dokuczyć chłopakowi niż mnie i całkiem sprawnie im to wyszło.

– Dlaczego nikt mi nie powiedział, że można się z nią umówić? – spytał ktoś w tłumie. – Miałbym większe szanse niż Langham.

            – Chyba w twoich snach. – Uciął Kieran. – I ubiegając to, co pewnie chcesz teraz powiedzieć, nie chcę nawet słyszeć, że Lace się w nich pojawia, bo... Przysięgam, że moje korki znajdą się tak głęboko w twoim koślawym tyłku, że nie wyjmiesz ich do rozpoczęcia kolejnego sezonu.

            Wgryzłam się we wnętrze policzka. Rozsunęłam przyklejone do twarzy palce na dwa centymetry i zerknęłam na chłopaka przez prześwit pomiędzy nimi. Dłubał jednym korkiem w trawie, podpierając dłonie na biodrach. Chyba chciał udawać, że ta sytuacja w ogóle go nie ruszyła, ale jego mina mówiła co innego.

            – Tak, spotykamy się od dwóch miesięcy – rzucił, podnosząc ręce w geście bezsilności. – Zadowoleni, że powiedziałem to oficjalnie?

            – Od ilu?! Myśleliśmy, że od kilku tygodni.

            – No jak? – Hending wtrącił się ze swoim słynnym brakiem wyczucia. – Przecież na urodzinach Khalida też nie byli zbyt dyskretni, a przecież to było w styczniu.

            Zebrałam się w sobie, żeby pokonać własne słabości. Wstałam i w kilku krokach pokonałam drogę do Kierana.

            – Ale wtedy my tylko...

            Przerwałam mu, zasłaniając jego usta dłonią. Co chciał powiedzieć? Że wtedy tylko się obściskiwaliśmy jak dwójka napalonych gówniarzy?

Już nie musiałam niczego udawać ani starać się przekonać otoczenia, że łączą nas czysto zawodowe relacje. Mleko się rozlazło i pozostawiło po sobie ogromną kałużę, w którą wdepnęłam aż po kostki. Skoro wszyscy wiedzieli, mogłam pozwolić sobie na wyłamanie się z roli, którą odgrywałam codziennie, przekraczając progi kompleksu sportowego London Black Dragons.

            – Jeszcze słowo i cię uduszę – ostrzegłam głośno i wyraźnie.

            Od teraz rościłam sobie prawo do publicznego karcenia go. Sam do tego dopuścił.

Chłopak pokiwał energicznie głową. Odsunęłam rękę od jego twarzy i posłałam pozostałym sztuczny, przesłodzony uśmiech. Chciałam powiedzieć, żeby przenieśli zainteresowanie na kogoś innego, ale uprzedził mnie fotograf, dla którego czas był cenniejszy niż złoto.

            – Zostało mi piętnaście minut, a później jadę na kolejne zlecenie. – Zbulwersował się, urażony, że nikt nie potraktował poważnie tego zadania. – W tej chwili ustawcie się tak jak wcześniej albo... Albo róbcie, co uważacie. I tak będę musiał wszystko wyretuszować w programie graficznym, bo do niczego się nie nadajecie.

            – Nie myśl sobie, że to ci się upiecze – szepnęłam do Kierana i obdarzyłam go zaciętym spojrzeniem. – Przygotuj się na pogadankę, kochanie. – Zaakcentowałam ostro ostatnie słowo.

            Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przez boisko z w stronę trybun. Wypuściłam powietrze, dopiero teraz zdając sobie sprawę, jak długo wstrzymywałam je w płucach. Mrowiła mnie skóra na karku, a to, że prawdopodobnie wszyscy się na mnie gapili, nie pomagało.

            – Teraz zobaczysz, jak to jest dostać szlaban od własnej baby. – Usłyszałam jeszcze w tle. – Przyzwyczajaj się.

            Pokręciłam głową i pierwsze, co zrobiłam po wejściu do korytarza, to oparcie się o chłodną, pomalowaną na szaro ścianę. Już nie było odwrotu. To była kwestia czasu, aż ktoś się wygada i dowiedzą się o nas media, a wtedy oboje znajdziemy się na świeczniku. Wiedziałam, że dziennikarze z plotkarskich portali przekopią moją przeszłość trzy pokolenia wstecz, prześwietlając każdy dzień mojego życia. Najbardziej obawiałam się tego, że światło dzienne ujrzy mój dawny romans z Walterem, a to trafi również do zarządu i ktoś uzna za podejrzane, że nagle postanowił zostać sponsorem klubu. Niezależnie od tego, co miało się wydarzyć, byłam pewna, że stanę się bohaterką zamieszania.

Teraz musiałam skupić się na czymś szczególnie istotnym. Musiałam wydrukować oficjalne pismo, podpisać je i złożyć w kadrach, by później nikt się nie przyczepił, że zwlekałam z ujawnieniem związku z piłkarzem. Wolałam nie ryzykować, że jako jedna z pierwszych wpadnę pod lupę nowego przełożonego, dlatego odsuwając zadania rozpisane w harmonogramie na dalszy plan, przeszłam całą długość stadionu, przemknęłam do biurowca i skierowałam się do windy.

            Chyba nadal byłam w zbyt wielkim szoku, by rozdrabniać tę sytuację na części, choć czułam, że już krótce spłyną na mnie wszystkie emocje, które kumulowały się przez ostatnią godzinę. Skóra na policzkach nadal płonęła z zawstydzenia, ciepło wyraźnie promieniowało na całą twarz i czułam je pod palcami, gdy uszczypnęłam nasadę nosa, by przywołać się do porządku.

            – Cześć, mamo. To nie jest dobry moment – mruknęłam, odbierając dźwięczący telefon, który od kilku minut nieprzerwanie wibrował mi w kieszeni. – Wybacz, ale nie mam teraz czasu. Oddzwonię po pracy, dobrze?

            Odpowiedziała mi cisza. Zmarszczyłam brwi i na moment odsunęłam komórkę od ucha, by zerknąć na wyświetlacz, ale wbrew pozorom połączenie nie zostało przerwane.

            – Mamo?

            Coś zatrzeszczało na linii.

            – Lacey. – Usłyszałam drżący oddech i ściśnięty głos. – Dziadek zmarł.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro