Rozdział 31
#oomlSZ
Hej!
Ciemnowłosa postać była chyba ostatnią osobą, której mogłam się spodziewać, gdy wyszłam z bloku w niedzielny poranek. Długonoga piękność opierała się o maskę mojego służbowego samochodu, z nonszalancją zaciągając się papierosem, a gdy jej szmaragdowozielone oczy spoczęły na mnie, mój żołądek skurczył się o dwa rozmiary.
Rzuciła niedopałek na ziemię i przydeptała go cieniutkim obcasem markowego skórzanego buta, nawet tę godną skarcenia czynność wykonując z taką elegancją, jakby pochodziła z arystokracji.
– Długo kazałaś na siebie czekać. – Uniosła podbródek.
Widziałam ją na żywo dopiero po raz drugi, a już pierwsze spotkanie wystarczyło, by przeraziła mnie do szpiku kości. Myślałam, że już nigdy nie zobaczę jej porcelanowej, idealnie gładkiej twarzy.
Za moim samochodem stał drugi – biały z metalicznym błyskiem, skórzaną tapicerką i ceną, za którą najpewniej kupiłabym mieszkanie. Przy nim moje firmowe auto wyglądało tak, jakby wyjechało prosto ze złomowiska, choć dbałam, by przynajmniej raz w tygodniu znalazło się na myjni. Miejskie zanieczyszczenia i środki, którymi obsypywano drogi, by zminimalizować zimowy poślizg, skutecznie oblepiały zderzaki.
– Nie zastosowałaś się do mojej prośby – mruknęła z niezadowoleniem, odpychając się od maski.
W rzeczywistości rzekoma prośba była ostrzeżeniem, lecz nie odważyłam się jej tego wypomnieć. W moich uszach nadal dźwięczały dosadne słowa, którymi uraczyła mnie półtora roku wcześniej. Znalezienie mojego mieszkania nie stanowiło problemu dla kogoś o jej statusie materialnym. Miała wszystkie możliwe narzędzia, żeby uzyskać informacje o każdej osobie w mieście.
– Mówiłam, żebyś trzymała się od niego z daleka – dodała, gdy tkwiłam w miejscu, zachowując bezpieczną kilkumetrową odległość.
Nie podejrzewałam jej o to, że mogłaby się posunąć do rękoczynów. To byłoby zbyt obcesowe i wulgarne jak na kogoś tak dystyngowanego, a jednak instynkt przetrwania podpowiadał mi, żebym się do niej nie zbliżała.
Darlenee należała do tych kobiet, które onieśmielały swoją obecnością. Była przepiękna, pewna siebie i stanowcza, a wszystko, co mówiła i robiła, było przekazywane w finezyjnie subtelny sposób, by nikt nie mógł jej niczego zarzucić.
Czasami zastanawiałam się, jak doszło do rozpadu jej małżeństwa. Gdy wyszło na jaw, że jestem dla Anthony'ego tylko kochanką, twierdził, że od dawna nie żyje z żoną i od jakiegoś czasu znajdują się w separacji, którą po naszym rozstaniu ostatecznie przekształcili w pełnoprawny rozwód.
– Łączą nas tylko sprawy zawodowe – odezwałam się, przestępując z nogi na nogę.
Jej pełne usta drgnęły, rozciągając się do pobłażliwego uśmiechu.
– Nie kłam. – Pokręciła głową. – Widziałam cię na zdjęciach z jego hotelu w Paryżu i z bankietu urodzinowego syna Hassana Ashrafa.
Nie zdziwiło mnie, że znała ojca Khalida, ani że w jej ręce trafiły fotografie uwiecznione w którymkolwiek z tych miejsc. Należała do elit, obracała się w środowisku wysoko postawionych biznesmenów, a na urodzinach Ashrafa bawiła się śmietanka towarzyska, wśród której z pewnością znajdowali się znajomi.
– Chodziło o kwestie związane z pracą.
Czegokolwiek bym nie powiedziała, Darlenee przyjechała tutaj z nastawieniem, którego nie zamierzała zmieniać.
Czułam się przy niej maleńka, wręcz mikroskopijna. Byłam pewna, że gdyby zachciała, z łatwością i gracją wcisnęłaby mnie butem w chodnik tak samo jak wcześniej niedokończonego papierosa.
Lśniące włosy brunetki poruszyły się pod wpływem mroźnego wiatru, gdy naciągnęła na szczupłe dłonie rękawiczki, nie spuszczając ze mnie oskarżycielskiego wzroku. Ta scena wyglądała jak wyjęta żywcem z horroru, gdy morderca zakrywał ręce, by nie pozostawić śladów zbrodni.
– Nie szkoda ci tego, co udało ci się osiągnąć? – spytała z udawaną troską. – Tak po prostu chcesz to zrujnować?
Choćbym bardzo się starała, nie potrafiłabym wymazać z pamięci tego, co powiedziała, gdy spotkałyśmy się po raz pierwszy. Ostrzegła, że jeśli jeszcze kiedykolwiek zobaczy mnie z Waltersem, postara się, żebym straciła wszystko, co mam. Te groźby wyryły się wewnątrz mnie, a teraz, gdy patrzyła na mnie z wyższością, echo tych słów grzmiało w mojej głowie ze zdwojoną siłą.
– Śpieszę się. – Próbowałam ją ominąć, lecz złapała mnie za łokieć.
Nawet przez materiał rękawiczek poczułam nacisk jej długich paznokci. Spojrzałam jej prosto w oczy, próbując zachować godność, choć wewnątrz trzęsłam się jak osika, a w sercu poczułam kiełkowanie paniki.
Wiedziałam, że ponowne pojawienie się Anthony'ego w moim życiu wpędzi mnie w tarapaty. Mogłam trzymać go na dystans, nieustannie odrzucać i dobijać go słowami, że już nic nas nie łączy i to się nigdy nie zmieni, a Darlenee i tak pałałaby do mnie nienawiścią tylko dlatego, że przez moment miałam czelność oddychać tym samym powietrzem co on.
Była chorobliwie zazdrosna o byłego męża. Znalezienie sobie przez niego młodszej kochanki tak bardzo ugodziło w jej ego, że zamierzała się mścić nawet długo po rozwodzie. Pech chciał, że z jej zapleczem finansowym mogła pozwolić sobie na skuteczne terroryzowanie, a ja byłam łatwiejszym celem niż równie bogaty jak ona Anthony.
– Zdaje się, że twoja rodzina potrzebuje pieniędzy na leki dla dziadka.
Dotarła nawet do tak prywatnych informacji. Zacisnęłam zęby, wyrywając łokieć z parzącego uścisku. Skoro szantaż nie przyniósł oczekiwanych efektów, posunęła się do innego sposobu, jakim było przekupstwo.
– Nie chcę twojej forsy – powiedziałam stanowczo, chroniąc swój honor.
– Ale jej potrzebujesz.
– Nie sprzedam się.
– Naiwna dziewczyno... – Zaśmiała się, ukazując szereg idealnie prostych śnieżnobiałych licówek. – Jeśli myślisz, że znowu go omotasz...
– Mam go gdzieś! – Wcięłam się jej w zdanie. – Jestem zainteresowana kimś innym.
Nie uwierzyła, widziałam to po jej spiętych mięśniach twarzy. Trwała przy swoich absurdalnych teoriach, według których to ja uwiodłam dwa razy starszego faceta, a on dał mi się omamić jak bezbronne, niczego nieświadome dziecko. W jej mniemaniu to ja byłam winna, nie on.
– Zapominasz, że Anthony oszukał mnie tak samo jak ciebie? Uwierz, że chce mi się wymiotować za każdym razem, gdy go widzę. To on mnie osacza, a nie ja jego.
Ominęłam ją i otworzyłam drzwi. Kątem oka widziałam, że nie poruszyła się nawet o milimetr, nadal stojąc przed autem. Kusiło, żeby uruchomić silnik i w nią wjechać, ale wizja spędzenia młodości w więzieniu nie pokrywała się z moimi planami na najbliższe lata.
– Możesz się przesunąć? – spytałam z rozdrażnieniem. – Naprawdę się śpieszę.
Wsiadłam za kierownicę i opróżniłam płuca z powietrza, zerkając w lusterko. Byłam blada jak kreda, a Darlenee doskonale wiedziała, że to z jej powodu. Miała świadomość, jak bardzo mnie przeraża i jaką ma nade mną władzę. Upijała się tą przewagą, szydząc ze mnie kwaśnym uśmieszkiem, gdy zrobiła kilka kroków w bok, przemieszczając się na chodnik.
– Daję ci ostatnią szansę – wysyczała. – Zostaw go w spokoju albo pożałujesz, że kilka lat temu wyjechałaś z tej swojej wiochy pod Bristolem.
Zatrzasnęłam drzwi, by już jej nie usłyszeć, gdyby zechciała zaszantażować mnie w inny sposób. Odpaliłam silnik i ruszyłam z pobocza z piskiem opon, nie oglądając się za siebie. Byłam pewna, że gdybym zerknęła we wsteczne lusterko, ona nadal stałaby na chodniku, odprowadzając mnie nienawistnym spojrzeniem.
Wierzyłam, że mówi prawdę. Klątwa rzucona przez Darlenee miała się za mną ciągnąć już do końca życia.
•••
Siedziałam w swoim biurze, nadrabiając zaległości, których dopuściłam się w poprzedni weekend, w sobotę robiąc przegląd szafy, a w niedzielę jeżdżąc po Londynie w poszukiwaniu najlepszego pistacjowego sernika dla pani Sterling. Social media London Black Dragons musiały wyglądać na tyle przejrzyście i zachęcająco, by na ich koncie pojawiali się kolejni stali obserwatorzy. Byłam zadowolona z wyników, które zebrałam wywarła na mnie jeszcze większą presję, bo teraz chciałam być jeszcze lepsza niż wcześniej i nie mogłam sobie pozwolić na żadne potknięcie.
Do rozpoczęcia meczu pozostało nieco ponad półtorej godziny. W oddali słyszałam pokrzykiwanie kibiców, którzy tłumnie wchodzili na stadion, rozgrzewając gardła do wykonywania ulubionych przyśpiewek. Wkrótce musiałam skończyć to, co robiłam, i udać się na dół, by później dołączyć na trybunach do swojego teamu.
Z ferworu pracy wyrwał mnie osobliwy dźwięk stukania o posadzkę. Oderwałam wzrok od laptopa i zapatrzyłam się przed siebie, choć i tak nie byłam w stanie nic ujrzeć przez ścianę oddzielającą biuro od korytarza. Postukiwanie ucichło, a po chwili wróciło z podwójną głośnością, zbliżając się do pomieszczenia, w którym się znajdowałam.
Czekałam, aż za chwilę rozlegnie się pukanie do drzwi, a za nimi ujrzę twarz Betty. Tylko ona mogła pojawić się tutaj o takiej porze, poruszając się na szpilkach.
Jak ogromne było moje zdziwienie, gdy do biura bez żadnego ostrzeżenia wdarł się Langham.
Wybałuszyłam oczy, zastygając z rękoma nad klawiaturą, gdy zobaczyłam go w pełnym sportowym komplecie, w którym miał wyjść na boisko. Stukanie o podłogę wyjaśniło się równie szybko, gdy spojrzałam na jego nogi. Przyczłapał tutaj w korkach do gry w piłkę.
– Cześć – przywitał się pogodnie, choć jego oczy wyrażały inne emocje.
Nie byłam pewna, jak poczułam się z jego obecnością tak blisko mnie. Przez cały tydzień unikałam myślenia o nim i o tym, co zobaczyłam w jego domu, by nie dokładać sobie bólu. Zawiodłam się na nim, ale nie mogłam mieć do niego pretensji. Nigdy nie twierdził, że chce spotykać się ze mną na wyłączność, to ja z góry uznałam, że prowadziły do tego wszystkie wyjątkowe rzeczy, które dla mnie zrobił. Pomyliłam się.
– Za chwilę zaczynacie rozgrzewkę – zauważyłam, nie wierząc, że chłopak naprawdę przede mną stoi.
Nie dość, że opuścił szatnię, to jeszcze przebrnął przez cały kompleks sportowy należący do LBD w ubraniach przeznaczonych do gry. Wyglądał komicznie.
– Nie podobał ci się prezent? – spytał, ignorując zadane przeze mnie pytanie.
Grając na zwłokę, założyłam nogę na nogę i zaczęłam udawać, że szukam czegoś w szufladzie. Nie odzywał się przez ponad siedem dni, a gdy w końcu zdecydował się to zrobić, wybrał najgorszy moment. Powinien teraz siedzieć w szatni z innymi zawodnikami, słuchając porad sztabu trenerskiego.
– Podobał. Był piękny – przyznałam zgodnie z prawdą. – Ale zbyt drogi. To niewłaściwe.
Mimo że próbowałam brzmieć neutralnie, w moim głosie pobrzmiewała gorycz. Nie potrafiłam się jej pozbyć.
Kieran podszedł bliżej i położył dłonie na blacie, pochylając się nad biurkiem.
– Niewłaściwie byłoby wtedy, gdybym kupił ci komplet koronkowej bielizny i powiedział, że nie mogę się doczekać, aż cię w nim zobaczę.
Myśli od razu powędrowały ku temu obrazowi, zapiekły mnie uszy. Musiałam się wyprostować i wbić plecy w oparcie fotela, by zwiększyć między nami odległość. Od teraz zamierzałam zachowywać dystans, by niepotrzebnie nie narażać się na sytuacje, w których czując ciepło jego ciała zaczęłabym tracić zmysły.
– Dlaczego zostawiłaś pudło za bramą i nie dałaś znać, że przyjechałaś? – dopytywał.
– Wysłałam ci SMS-a. Pytałam, czy mogę przyjechać, ale nie odpisałeś, więc zawiozłam teleskop i wróciłam do siebie.
– Zobaczyłam wiadomość dopiero po kilkunastu godzinach.
– Musiałeś być bardzo zajęty.
Dałabym wiele, by wykorzenić z głosu ten kuriozalny akcent wyrzutu.
Nie rozumiał, skąd pochodzi moja obojętność i zupełna zmiana nastawienia.
– O co ci chodzi, Lacey?
Zaschło mi w ustach, a krtań ścisnął niewidzialny węzeł. Powiedział do mnie „Lacey" i zabrzmiało to naprawdę poważnie. Tyle razy prosiłam go o to, by zwracał się do mnie pełnym imieniem, bo nie chciałam, żeby nazywał mnie tak jak ukochany dziadek, a teraz, gdy w końcu usłyszałam to z jego ust, odebrałam to jako jedną z najgorszych obelg.
– Gdzie byłeś w sobotni wieczór? – Poruszyłam się niespokojnie.
Jakaś cząstka mnie miała jeszcze nadzieję, że to wszystko jest wielkim nieporozumieniem, a ramiona, które otaczały Abigail George, należały do kogoś innego. Zdawałam sobie sprawę, jaka jestem naiwna, że w ogóle coś takiego przyszło mi do głowy, ale ten pierwiastek, który w zeszłą sobotę popchnął mnie do zaryzykowania, dobijał się do głosu, nie dając spokoju.
– Co? – Zmarszczył brwi.
– Odpowiedz.
– Byłem w domu pod miastem.
Pokiwałam głową, potwierdzając przypuszczenia tej rozsądnej, kierującej się logiką Lacey.
Kieran wpatrywał się we mnie z takim natężeniem, że po kręgosłupie przebiegł mi dreszcz. Dałam mu wystarczająco czasu do namysłu, aby mógł poskładać wszystko w całość i dojść do odpowiedniej konkluzji, a gdy wreszcie uzmysłowił sobie, dlaczego padło takie pytanie, nie potrafił ukryć zmieszania.
– Czekaj. – Pochylił się jeszcze bardziej. – Chodzi o...?
Milczałam, pozwalając mu podążyć drogą, którą obrał jego umysł. Niemalże mogłam zobaczyć parę wydobywającą się w jego skroni, podczas gdy jego niebieskie tęczówki wędrowały po każdym centymetrze mojej twarzy.
– Brzmisz jak zazdrosna dziewczyna – uznał, spoglądając na mnie z niedowierzaniem, gdy dobrnął myślami do celu.
– Bo jestem zazdrosna, ty pieprzony Romeo. Nie zgadza się tylko druga połowa, bo nie jestem twoją dziewczyną.
– Skoro nie jesteś, to z czego, kurwa, wynika ta zazdrość?!
– Z tego, że chciałam nią być!
Kieran stanął na baczność, prostując się, jakby zaraz miał przystąpić do śpiewania hymnu. Jeśli wcześniej był zdumiony, teraz jego zdziwienie wzrosło na sile i wyraźnie odcisnęło piętno na jego przystojnym obliczu.
– Chciałaś... Chciałaś nią być? – wymamrotał. Kąciki jego ust drgnęły ku górze. – Niby kiedy?
– A myślisz, że po co tak naprawdę pojechałam do ciebie w sobotę, kretynie? Ten teleskop równie dobrze mogłam ci oddać kilka dni później.
Nie żałowałam, że wyplułam z siebie prawdę. Szczerość zawsze była w cenie, nawet jeśli była trudna, bolesna i miałaby skomplikować.
Spuściłam głowę, wgapiając się w trzymany w dłoniach długopis. Miał pogryzioną końcówkę, a ja nie byłam w stanie określić, kiedy dokonałam tego zniszczenia.
– Widocznie źle odebrałam twoje intencje.
Langham westchnął ze znużeniem, pocierając nerwowo czoło. Nie zaprzeczył. Nie starał się mnie przekonać, że to nieprawda i że coś sobie ubzdurałam, bo w rzeczywistości wszystko, co się między nami wydarzyło, było szczere. Zabolało, mimo że od tygodnia usilnie wmawiałam sobie, iż piłkarz był tylko epizodem.
Wstałam i odłożyłam na biurko pogryziony długopis. Poprawiłam koszulkę, upewniając się, górny guzik nadal jest na swoim miejscu. Nie chciałam świecić dekoltem przed panem Duncanem, gdy dołączę do swojego teamu na trybunach.
Obeszłam mebel, zamykając pokrywę laptopa. Niespodziewana wizyta Langhama rozstroiła mnie do tego stopnia, że już nie czułam się na siłach, żeby kontynuować pracę. Wolałam nie ryzykować, że błądząc myślami nie tam, gdzie powinnam, wstawię na media społecznościowe LBD nieodpowiednie zdjęcie albo opatrzę je opisem, który źle zabrzmi w odbiorze i później będę musiała czytać o tym na plotkarskich portalach. Kierowałam się zasadą, według której zanim coś upubliczniłam, przyglądałam się temu przez długi czas, by nie narobić sobie i klubowi problemów.
– Mylisz się.
– Tego nie było, okej? Coś mi się ubzdurało. Ty i ja? – prychnęłam z zażenowaniem, kręcąc głową. – To byłaby porażka.
– Wcale nie. – Kieran poruszył się razem ze mną.
– Zapomnij o tym.
Schowałam laptopa do etui i upchnęłam go do torby razem ze zniszczonym długopisem.
Zanim zarzuciłam pasek, chłopak przytrzymał mnie w miejscu, chwytając mnie za ramiona.
– Coś często każesz mi zapominać o rzeczach, które są z tobą związane. A to niełatwe. – Jego głos był spokojny i miękki jak aksamit. – Co tak dokładnie zobaczyłaś w moim domu, Lace?
Powrócił do nazywania mnie zdrobnieniem i to krótkie słowo wystarczyło, żeby moje serce zerwało się do galopu. Przetoczyłam językiem po wnętrzu policzka, przekierowując skupienie na coś innego niż twarz Kierana.
– Co cię tak zmartwiło? Wszystko da się wyjaśnić i rozwiązać, tylko powiedz mi, o co chodzi.
Ciepłe palce przesmyknęły po skórze, zostawiając po sobie palący ślad. Dotarły do samego dołu, a ja nie sprzeciwiłam się, gdy wplotły się w moje dłonie, stapiając nasze ręce w jedność. Mimowolnie powędrowałam spojrzeniem na kciuki, które z czułością gładziły moje kostki.
Skrzywiłam się, przypominając sobie obraz, który najchętniej wymazałabym z pamięci. Te same silne dłonie dawały poczucie bezpieczeństwa innej kobiecie. Nie byłam jedyna, a już na pewno nie byłam dla niego wyjątkowa.
– Bądź szczery. Czy Abigail spędziła u ciebie noc? – wypaliłam, stawiając wszystko na jedną kartę.
Chłopak otworzył usta, lecz zanim się odezwał, minęło kilka sekund, w trakcie których zdążyłam się wystarczająco zdenerwować. Odpowiedź była prosta. Musiał się namyślać?
– Tak.
Znowu poczułam węzeł coraz mocniej otaczający szyję. Przynajmniej nie skłamał.
– Dziękuję, tyle mi wystarczy – wydusiłam z żalem, którego nie potrafiłam ukryć.
Wyswobodziłam się z jego dotyku, który niespodziewanie zaczął mnie parzyć. Odsunęłam się na odległość metra, a wtedy Kieran ponownie mnie do siebie przyciągnął, tym razem kładąc dłonie na moich policzkach. Byłam tak przejęta i zraniona, że pomimo wmawiania sobie przez calutki tydzień, że muszę być twarda, zachciało mi się płakać.
– Abi spędziła u mnie noc, ale mnie tam wtedy nie było.
Zamrugałam, z uporem odganiając natrętnie napływające pod powieki łzy.
– Powiedziałeś, że byłeś w domu. Plączesz się w zeznaniach.
Jeśli chciał teraz naginać rzeczywistość, wymyślając jakieś nonsensowne historie, mógł się przynajmniej zastanowić nad tym, co mówił wcześniej. Jego słowa się ze sobą nie pokrywały, spalając jego plan już na starcie.
– Pytałaś, gdzie byłem w sobotni wieczór, a nie noc.
– Wybacz moje niedoprecyzowanie. – Znalazłam w sobie siłę, by przewrócić oczami. – A Abigail wcale nie biegała po twoim domu w seksownej haleczce.
– Myślałem, że haleczka to coś do spania. Miała na sobie jakąś jasną kusą kieckę, w której prawie było jej widać tyłek, ale zawsze myślałem, że to się nazywa mini. Jezu, nie znam się na tym. – Potarł mrowiejącą skórę na moich policzkach. – Była umówiona w klubie z koleżankami.
– I pewnie wcale jej nie przytulałeś?
– To nie byłem ja – stwierdził na wydechu.
Fuknęłam z rozdrażnieniem. Langham przechodził samego siebie.
– A kto?
– Nie mogę powiedzieć.
Jego wymysły naprawdę się ze sobą nie kleiły i aż zachciało mi się śmiać, gdy słuchałam, z jaką determinacją próbuje mnie przekonać, że nie mam racji.
– Czy to był Ronaldo? – Ściszyłam konspiracyjnie ton. – A może to był pan Duncan, co? Stary wyjadacz romansuje w twoim domu z twoją byłą? A to heca.
Z dwojga złego wolałam wypluwać z siebie śmiech pełen niedowierzania i goryczy niż łzy spowodowane zawodem.
Langham zwiesił głowę, a z jego gardła wypadł przeciągły jęk irytacji.
– Naprawdę nie mogę powiedzieć, kto to był.
Pokręciłam głową, zażenowana jego postawą. Zaczął od szczerości, by koniec końców i tak brnąć w kompromitujące bajeczki.
– Jesteś niereformowalny. – Westchnęłam, zdejmując jego dłonie z mojej twarzy.
Patrzył na mnie z grymasem. Chyba miał do mnie żal, że mu nie uwierzyłam, ale czego się spodziewał? Że opowie jakieś niestworzone bajeczki, a ja bez namysłu wpadnę mu w ramiona?
– Posłuchaj mnie, Lace. Zaraz gram bardzo ważny mecz, a zamiast wyciszać się w tunelu i zbierać do wyjścia na boisko, stoję przed tobą w twoim biurze. O czym to świadczy, hm?
– Pewnie o tym, że...
– Przysiągłem komuś, że przez jakiś czas dochowam tajemnicy, ale to nie znaczy, że cię okłamuję. – Przerwał mi.
Jego ręce bez wahania wróciły do moich policzków. Ten dotyk był tak przyjemnie kojący, że nawet mimo wszystkich bredni, które usłyszałam, miałam ochotę przymknąć powieki i zatopić się w jego miękkich palcach. Najchętniej pacnęłabym się za to w potylicę, by przywołać się do porządku.
– Osobą, którą tam widziałaś, nie byłem ja i gdy będę mógł, to wszystko ci opowiem. Już niedługo, obiecuję – dodał, nieznacznie się odsuwając. – Muszę iść. Spotkasz się ze mną po meczu?
Byłam rozdarta. Naprawdę chciałabym, żeby to wszystko okazało się prawdą. Czym była ta wielka tajemnica, której nie mózg zdradzić i komu lojalnie poprzysiągł milczenie?
– Sama nie wiem, Kieran. To wszystko jest popieprzone.
– Każde z nas jej popieprzone, Lace, i właśnie dlatego tak idealnie do siebie pasujemy.
Jego hipnotyzująco niebieskie oczy nie opuszczały moich. Wpatrywał się we mnie z godną sportowca determinacją, a ja z każdą sekundą traciłam kolejną dawkę zawziętości.
– Mówiłem, że nie odpuszczę. – Pochylił się i pocałował mnie w policzek, tym urzekającym gestem posyłając moją duszę ponad ciało. – Skarbie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro