Rozdział 21
#oomlSZ na Twitterze
Hej!
Sala bankietowa, w której przygotowano spotkanie, była przepięknie urządzona. Krzesła i nakrycia stołów w ciemnym kolorze butelkowej zieleni idealnie współgrały ze złotymi talerzami, a rozstawione za kieliszkami do wina świece i kwiaty umiejscowione w wysokich wazonach na wąskiej szklanej nóżce dopełniały obrazu, budując subtelną elegancję. Osoba zatrudniona jako architekt wnętrz, znała się na rzeczy, za co pewnie zgarnęła kupę pieniędzy. – Moi drodzy, pozwólcie, że wniosę toast. – Anthony uderzył łyżeczką w szkło.
Choć przed momentem pomieszczenie przepełniał radosny gwar spowodowany wygranym meczem kolejki Ligi Mistrzów, wszyscy zamilkli, przenosząc uwagę na właściciela hotelu.
– Niełatwo jest wejść w nową branżę, a ja od razu porwałem się na absorbujący, ryzykowny kontrakt. Chciałbym podziękować za bezproblemowość i profesjonalizm. – Uniósł kieliszek. – Mam nadzieję, że i wy jesteście zadowoleni oraz że należycie przyłożyliśmy się do spełnienia waszych oczekiwań.
Anthony'emu zależało, by pokazać się z jak najlepszej strony. Jego team wypełnił wszystkie punkty umowy, postarali się, by dobrze wypaść i świetnie im to wyszło. Nawet gdybym bardzo się starała, nie miałabym do czego się przyczepić.
– Tą uroczystą kolacją chciałbym oficjalnie przypieczętować początek naszej, mam nadzieję jak najdłuższej, współpracy. Jedzcie, bawcie się, świętujcie wygraną, korzystajcie ze wszystkich wygód hotelu. – Rozejrzał się po sali. – Życzę miłego wieczoru.
Upił łyk szampana i w akompaniamencie braw usiadł na swoim honorowym krześle. Wiedziałam, że usadzenie mojej osoby cztery miejsca dalej było nieprzypadkowe. Ułożone w prostokąt stoły zagwarantowały mu doskonały widok na wszystko, co robię i z kim rozmawiam. Na domiar złego po przeciwnej stronie siedział Langham. Gdy patrzyłam w lewo, spotykałam się z natarczywym wzrokiem Waltersa, a gdy spojrzałam przed siebie, przyłapywałam Kierana na zerkaniu w moim kierunku. Jedyną bezpieczną opcją, jaka mi pozostała, było gapienie się w talerz albo przekręcanie głowy w prawo.
– Gainland to istny czarodziej. – Koledzy z działu nie przestawali rozprawiać nad widowiskowym golem. – Przewrotka z tak trudnej pozycji? Wow, to było niesamowite.
Gdy piłkarz wykonywał ten trik, cały stadion zamarł. Wpadająca do bramki piłka wywołała taką wrzawę, że musiałam przysłonić uszy, by nie ogłuchnąć.
– Asysta Langhama zrobiła swoje. Jutro o tym golu będą pisać wszystkie sportowe portale na świecie.
– Zanudzą mnie. – Betty westchnęła głośno, po czym pochłonęła połowę zawartości kieliszka z czerwonym trunkiem. – Jakby nie było innych tematów.
Nigdy nie ukrywała, że nie jest fanką piłki nożnej. To, że pracowała dla klubu, nie zmieniło jej nastawienia do tego sportu. Uczęszczała na mecze, bo tego wymagała jej działalność, ale nawet siedząc na trybunach, zamiast patrzeć na to, co dzieje się na murawie, zazwyczaj grzebała w laptopie albo telefonie.
– Każdy widział, co się stało. Ładna bramka, cudowna sprawa, bla bla bla. – Przewróciła oczami. – Nie on pierwszy i nie ostatni strzelił fajnego gola.
– Ty nic nie rozumiesz. – Tanner pokręcił głową z niedowierzaniem. – To była poezja. Marzenie. Najpiękniejszy sen kibica.
– Płaczecie nad balonem obszytym kawałkiem szmaty.
Powiedziała to na tyle głośno, że usłyszeli ją po drugiej stronie. Piłkarze siedzący przy stoliku przeciwnej stronie zaczęli się śmiać nad jej wyszukanym opisem piłki.
– Będę bronił tego, co powiedziałem. – Tanner wyglądał na urażonego. – Może dla ciebie to nic nadzwyczajnego, ale dla kogoś, kto kocha nożną, ten mecz na długo pozostanie w pamięci.
Zaczęli się sprzeczać, argumentując swoje odmienne zdania. Do Tannera dołączyli pozostali koledzy z marketingu, broniąc honoru ukochanego sportu, jakby od tego zależało ich życie. Szybko znudziły mi się ich przepychanki, które do niczego nie prowadziły. Żadne z nich nie zamierzało ustąpić.
Odsunęłam krzesło i podeszłam do długiego stołu na końcu sali, gdzie została zaserwowana zimna płyta. Mimo że wykwintna kolacja była znakomita i okazała się ucztą dla kubków smakowych, małe porcje, jak to bywało w luksusowych hotelach i restauracjach, nie ucieszyły wystarczająco mojego żołądka.
Zaczęłam nakładać na talerzyk małe wymyślne przekąski. Wyglądały smakowicie, więc postanowiłam, że przez trwającą kilka godzin ucztę spróbuję ich wszystkich.
– Chateau Brane Cantenac? – Młody kelner stanął obok mnie z butelką.
Spojrzałam na niego, marszcząc brwi. Nie znałam francuskiego i nie miałam pojęcia, o co mnie spytał.
– Cabernet sauvignon rocznik dwa tysiące osiemnaście. – Dodał z mocno przebijającym się akcentem, wskazując na butelkę, gdy zrozumiał, że nie połączyłam kropek.
Uśmiechnęłam się pobłażliwie, podsuwając mu kieliszek. Nazwa trunku, którą podał, nic mi nie mówiła. Chociaż w trakcie związku z Waltersem bywałam w lokalach, gdzie podawano wino za setki funtów, to on zawsze wybierał, co będziemy pić do kolacji. Znał się na alkoholach marek premium, dla mnie większość z nich smakowała podobnie.
– Niech pan leje do pełna.
Kelner nie wyglądał na zadowolonego, ale nie miałam pojęcia, o co może mu chodzić. Napełnił moje szkło i wyprostował się, przybierając postawę jak w musztrze.
– Merci. – Skinęłam, używając jednego z niewielu znanych mi słów w języku francuskim.
Chłopak zrobił skwaszoną minę i uniósł palec wskazujący, poruszając nim falująco w powietrzu jak dyrygent batutą.
– Merci. – Poprawił mój słaby akcent.
– Merci. – Spróbowałam jeszcze raz, naśladując go.
Wyraz jego twarzy nie pozostawiał wątpliwości, że żadna ze mnie poliglotka. Zmarszczył nos z niesmakiem i opuścił mnie, mamrocząc coś po swojemu. Zaczynałam dostrzegać, skąd wziął się stereotyp o niemiłych Paryżanach.
Zanim zdążyłam posmakować tego, czym został uzupełniony mój kieliszek, przy stole z przekąskami pojawił się Langham. Rozejrzał się, zastanawiając się, czego spróbować.
– Powiedział, że wina nie leje się do pełna. Nazwał cię ignorantką i Brytyjką – rzucił, nabierając na talerz trzy mini wytrawne babeczki. – To „Brytyjka" miało być chyba obraźliwe.
– Skąd wiesz? – Uniosłam brew. – Znasz francuski?
– Tak.
Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę, aż w końcu sam zauważył, że zaniemówiłam, i podniósł na mnie wzrok, zaprzestając nakładania krewetek.
– No co? Języki się przydają.
– Znasz jeszcze jakieś?
– Włoski i trochę hiszpański.
Bezceremonialnie wpakował sobie całą babeczkę do ust. Przeżuł kilka razy i przełknął, spoglądając z ukosa na moją sukienkę, którą kupiłam podczas wypadu na zakupy z Betty. Mała czarna z cieniutkimi szeleczkami pokrytymi kryształkami skomponowała się z długimi wiszącymi kolczykami w takim samym stylu jak szelki. Umówiłyśmy się z Betty, że po kolacji wyjdziemy na miasto, więc może ta kreacja była teraz zbyt odważna, skoro odkrywała większość moich nóg, ale przynajmniej nie musiałam się martwić, że później będę musiała się przebierać.
– Co się tak ślinisz? Masz wściekliznę? – spytałam, widząc, jak piłkarz obłapia wzrokiem moje dolne kończyny.
– Jeśli zaraziłaś mnie swoim jadem, to pewnie tak – odpyskował.
– Nie umiesz być przyzwoity chociaż na chwilę, co?
– Jestem bardzo przyzwoity. – Pochylił się nade mną, przeżuwając kolejną babeczkę. – Nieprzyzwoite mam tylko myśli.
Nie odsunęłam się, mając świadomość, że jeśli to zrobię, przegram pojedynek. Trzymany przeze mnie przed sobą kieliszek stanowił tarczę ochronną.
– Przepięknie wyglądasz. Dla kogo się tak wystaroiłaś? Dla mnie?
– Dla Abigail George – odparłam z przekąsem, zadowolona z szybkiej riposty.
Chłopak uśmiechnął się szeroko, nic nie robiąc sobie z mojej dokuczliwości. Był twardym zawodnikiem, musiałam mu to przyznać, lecz jeśli sądził, że coś ugra, bardzo się mylił. W domu podobno czekała na niego ukochana, a on nie przestawał bawić się w durne podchody.
– Jesteśmy do siebie bardziej podobni niż ci się wydaje.
– Nie obrażaj mnie, Langham.
– To tylko spostrzeżenie. – Cwany uśmiech nie schodził z jego usta.
– Błędne. Ja nigdy nie próbowałabym podstępem zaciągnąć faceta do łóżka, a już na pewno nie zaangażowałabym do tej zasadzki swoich kolegów.
Spuścił głowę, pocierając skronie. Westchnął przeciągle, zanim ponownie na mnie spojrzał.
– A ty dalej swoje... – Nie odsunął się nawet o centymetr. – Mówiłem, że to nie tak i że to nieporozumienie. Jeśli mnie wysłuchasz, to bardzo chętnie opowiem ci, jak było.
– Czy twoi koledzy dołączą do tej rozmowy?
– Jesteś cholernie upierdliwa, Lace. – Pokręcił głową z rezygnacją. – Dlatego potwierdza się teoria, że jesteśmy do siebie podobni.
– Więc przyznajesz, że ty też jesteś upierdliwy?
– Jestem, nie będę zaprzeczał.
– Ta Abigail musi być święta, skoro z tobą wytrzymuje.
Kieran odłożył talerz i zacisnął usta. Świetnie prezentował się w czarnym garniturze.
– Co ci się upieprzyło w głowie z tą Abi? – Dotknął mojego ramienia i przeprowadził mnie kilka metrów dalej, by uniknąć ryzyka, że ktoś nas podsłucha.
Abi.
Wypowiedział jej imię tak miękko i ostrożnie, jakby niósł w dłoni skarb utkany z najdelikatniejszej tkaniny. Mógł zaprzeczać, mimo medialnych doniesień, że ich relacja wygląda inaczej niż określają ją wszyscy dookoła. Prawda rysowała się zgoła inaczej.
Spojrzałam za siebie, natychmiast napotykając wzrok Anthony'ego. Znałam to ostre spojrzenie. Intensywne, złowrogie, przepełnione silnymi emocjami. Z jego perspektywy ja i Langham znajdowaliśmy się zbyt blisko siebie, a szeptane zdania podsycały ciekawość. Ktoś inny będąc na jego terytorium miał czelność rozmawiać na osobności z kobietą, którą nadal uważał za swoją.
– Dlaczego jesteś zazdrosna? – Kieran zapytał wprost.
– To nie zazdrość, tylko złośliwość. Sam przecież kiedyś powiedziałeś, że jestem złośliwa. Umiem oddzielić uczucia od zdrowego rozsądku.
Patrzył na mnie w ciszy tak długo, aż się zaniepokoiłam. Zaczęłam rozkładać na czynniki pierwsze wszystko, co powiedziałam, a wtedy wreszcie zrobił krok w tył, zwiększając między nami dystans. Coś zmieniło się w jego spojrzeniu. Spłoszył się.
– O jakich uczuciach mówisz?
Zrozumiałam, dlaczego tak się spiął. Na moment straciłam rezon i przez to chlapnęłam więcej niż powinnam. Moje serce zaczęło galopować. Nie dało się tego odwrócić ani wymyślić żadnej rozsądnej wymówki. Panika zaczęła przejmować moją głowę, a świadomość, że właśnie wyjawiłam Langhamowi, iż nie do końca jest mi obojętny, sprawiła, że zrobiło mi się słabo.
– Idę po dolewkę – wyrzuciłam na wydechu.
– Masz pełny kieliszek.
Zerknęłam swoją dłoń. Ręka tak bardzo mi się trzęsła, że ciemnobordowy trunek z trudem utrzymywał się wewnątrz. Przysunęłam szkło do ust i wypiłam wszystko kilkoma haustami. Na języku pozostał cierpki posmak wina, choć ta gorycz równie dobrze mogła mieć inne źródło.
– Teraz już pusty.
– Lace... – Kieran nie pozwolił mnie uciec, zatrzymując mnie ułożeniem dłoni na moim biodrze.
Wyswobodziłam się, bojąc się, że ktoś to zobaczy. Anthony pewnie nadal nas obserwował.
Czy wypowiedzenie na głos całej prawdy miało sens, skoro mogłam się tym wystawić na pośmiewisko człowieka, który od dawna jawnie ze mną flirtował tylko po to, żeby urozmaicić sobie czas?
Z drugiej strony prawda mogła mnie wyzwolić. Nie musiałabym dłużej męczyć się sama ze sobą, wiedziałabym, że klamka zapadła i mogę zacząć żyć od nowa z powoli blednącą łatką wstydu.
– Może... – Zaczęłam ostrożnie, do ostatniej sekundy debatując w myślach, co będzie dla mnie najmniej dotkliwe. – Mówię to z wielkim bólem, ale możliwe, że ostatnio coś zaczęło mnie do ciebie ciągnąć.
Nie miałam pojęcia, że serce może walić tak mocno, a do tego wszystkiego ze zdenerwowania spociły mi się dłonie. Odłożyłam kieliszek na stół z przekąskami, bojąc się, że za chwilę się wyślizgnie i roztrzaska o wypolerowaną podłogę.
– Dopiero ostatnio?
Tymi słowami Langham całkowicie zbił mnie z tropu. Sprawiał wrażenie, jakby ze wszystkiego, co usłyszał, najbardziej zszokował go fakt, że w ogóle się przed nim do czegoś takiego przyznałam. Żadnych śmiechów, docinek ani miny wyrażającej politowanie.
– Zdawało mi się, że od początku między nami iskrzyło.
– Ale nie w ten sposób! – Podniosłam głos, wystraszona jego spokojną reakcją.
– Z mojej strony to zawsze było w ten sposób. – Wzruszył obojętnie ramionami. – Przecież od dawna powtarzam, że mi się spodobałaś.
– Przestań. – Zagroziłam mu palcem. – Przestań natychmiast. Powiedziałam, co powiedziałam. Jestem wolna, mogę iść dalej.
– Aż tak ci doskwiera, że ktoś ci się spodobał?
– Nie męczy mnie, że ktoś zaczął mnie pociągać, tylko że tą osobą jesteś ty.
Uniósł przed sobą dłonie, jakby budował niewidzialny mur, którego nie będę w stanie przekroczyć.
– Wow, kurwa, zabolało. Trzeba było delikatniej. – Zawył teatralnie.
– I właśnie dlatego tak mnie to denerwuje. Jesteś niedojrzały. – Odwróciłam się bokiem, udając, że wybieram kolejne przysmaki. – Ale rób tak dalej, to bardzo szybko mi przejdzie.
Nabrałam na talerz kilka winogron i owocową galaretkę. Straciłam cały apetyt, ale musiałam stwarzać pozory, że przy tym stole trzyma mnie rozmaitość posiłków, a nie rozmowa z Langhamem. W ciszy modliłam się, żeby już sobie poszedł, ale jak to bywało z moim nikłym szczęściem, wymodliłam nie to, co trzeba.
– Panno Hodge, mogę panią prosić na słówko? – Przy moim boku zmaterializował się Anthony. – Chciałbym porozmawiać o następnych krokach.
Spojrzał na Kierana, który patrzył na niego ze znudzeniem. Chyba spodziewał się, że prędzej czy później Walters nie wytrzyma i będzie chciał zrobić coś, co przerwie naszą konwersację.
– Może dajmy dziewczynie odpocząć? – Zaproponował dobitnie.
– A może panna Hodge sama zdecyduje, na co ma teraz ochotę? – Anthony uśmiechnął się miło, choć za jego uśmiechem skrywała się irytacja.
Jego słowa miały drugie dno i każde z naszej trójki miało tego pełną świadomość.
– Na pizzę. – Znowu podniosłam głos, nie panując nad emocjami. – Mam ochotę na pieprzoną pizzę. Tym się nie da najeść, do cholery. – Machnęłam ze złością na znakomite, aczkolwiek małe porcje.
– Jeśli pani pozwoli, Panno Hodge, z największą przyjemnością poproszę szefa kuchni, żeby...
– Skończ z tą panną, Anthony. Kieran o nas wie. – Ucięłam, wkurzona do granic możliwości i zmęczona szopką, którą kreowaliśmy. – A teraz dajcie mi święty spokój. Obaj!
Nie czekając, aż zareagują, uciekłam za boczną ścianę, zanim kelner, którego wcześniej zauważyłam, zdążył zniknąć. Złapałam go w ostatniej chwili, gdy już miał zniknąć za drzwiami prowadzącymi na zaplecze kuchni.
– Proszę mi dolać tego kabaret coś tam.
– Cabernet sauvignon?
Chłopak i tak już mnie znienawidził, nie miałam nic do stracenia. Kiwnęłam głową i chwyciłam z tacy czysty kieliszek. Zanim go uzupełnił, wypluł z siebie wiązankę czegoś, co z pewnością zakrawało o wulgaryzmy. Zniknął w kuchni tak szybko, jak odsunęłam rękę, by tylko nie mieć już ze mną styczności.
Rozbolała mnie głowa. Kolejna dawka alkoholu nie była w tej sytuacji najlepszym pomysłem. Zapatrzyłam się w trunek i poruszyłam szkłem, obserwując, jak ciemnobordowa ciecz odbija się od ścianek. Westchnęłam, wybierając rozsądek. Mając na uwadze, że czeka mnie jeszcze noc „pełna przygód", jak to określiła Betty, odłożyłam alkohol i nalałam sobie do szklanki wody.
– Przykro mi, że nie jesteś w pełni usatysfakcjonowana z przebiegu tego wieczoru. – Anthony powlókł się za mną jak cień. – Może jest szansa, że uda mi się to zmienić.
Chwycił moją dłoń i ją uścisnął, tak jakby właśnie zawierał wielomilionową umowę. Zaskoczona tym gestem, impulsywnie go odwzajemniłam, lecz cofnęłam się natychmiast, gdy poczułam, że nasz kontakt fizyczny jest zbyt długi. Powiodłam spojrzeniem za sylwetką mężczyzny, gdy oddalał się, by dołączyć do współtowarzyszy przy swoim stoliku. Spuściłam głowę, koncentrując się na chłodnym doznaniu po wewnętrznej stronie ręki. Rozprostowałam palce, a moim oczom ukazała się mała karta pełniąca funkcję klucza do hotelowego pokoju.
Do pokoju Anthony'ego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro