Rozdział 20
#oomlSZ
Hello!
Załoga wypożyczonego przez klub odrzutowca cierpliwie czekała, aż wszyscy zajmą swoje miejsca. Zostaliśmy podzieleni na strefy. W pierwszej siedziała drużyna, sztab szkoleniowy i medycy, natomiast w drugiej dział marketingu. Stewardessa zasunęła między nami grubą kotarę, ponoć prosił o to sam trener przy poparciu pana Duncana.
Rozsiadłam się wygodnie i od razu otworzyłam laptopa, nie chcąc marnować czasu. Do startu pozostało jeszcze kilkanaście minut, a w skrzynce mailowej czekały dwie wiadomości, które wymagały jak najszybszej reakcji.
Mój pomysł związany z zaproszeniem na spotkanie z piłkarzami fundacji prowadzonej przez członkinię rodziny królewskiej został z entuzjazmem przyjęty przez szefa, a gdy zwróciłam się w tej sprawie do osób, które odpowiadały za kontakt z monarchinią, bardzo szybko uzyskałam pozytywną wiadomość zwrotną. Teraz pozostawała kwestia organizacji, a to wcale nie było takie proste. Trzeba było ustalić termin i wybrać piłkarzy, którzy wezmą w tym udział, licząc, że łaskawie się zgodzą. Działalność charytatywna nie dla wszystkich była na tyle ważna, by przeznaczyć na nią swój prywatny czas, lecz po cichu wierzyłam, że w drużynie znajdzie się kilku takich, którzy mają dobre serce i nie zostali całkowicie zmanierowani przez sławę.
– Przesuń się, to moje miejsce. – Ben stanął nad najnowszym członkiem naszego teamu.
Pan Duncan mocno walczył o Tannera, który dotychczas pracował dla innego klubu. Stawał na głowie, by chłopak uznał umowę proponowaną przez London Black Dragons za korzystną, co rusz wspominając o nam o tym, że nowy nabytek przyniesie same korzyści.
Miał rację. Tanner był błyskotliwy, zaangażowany i zawzięty. Sypał nowymi pomysłami jak z rękawa, a gdy się na niego patrzyło, odnosiło się wrażenie, że jego głowa cały czas paruje od nadmiaru kreatywności. W przeciągu zaledwie kilku tygodni zrobił więcej niż niejeden z tych zasiedzianych tutaj od lat wypalonych zawodowo grzybów.
– Jest podpisane? – Tanner nawet nie spojrzał na kolegę, cały czas stukając w klawiaturę laptopa.
Ben jak zwykle chciał pokazać, że jest najważniejszy, chociaż nikt go za takiego nie uważał. Jego podchody i próby utarcia nosa młodszemu stażem mężczyźnie kończyły się fiaskiem. Mimo wszelkich prób nie potrafił ukryć, że skręca go z zazdrości o to, że szef tak drapieżnie walczył o ponadprzeciętnie uzdolnionego chłopaka.
– Słuchaj, nowy... – Obruszył się, zachowując się jak rozpieszczona diwa. – Mamy tutaj pewną hierarchię.
– A ty nie jesteś na jej szczycie. Dzięki, że mi przypomniałeś.
Cała grupa parsknęła śmiechem. Nawet Duncan uśmiechnął się pod nosem.
Benjamin fuknął ze złością i udał się na wolny fotel na uboczu. Mimo odgórnie zapowiedzianego planu, że po starcie będziemy omawiać kampanię reklamową, wsunął słuchawki do uszu, odgradzając się od nas niewidzialną ścianą.
– Pięknie go zezłomowałeś – przyznałam z aprobatą.
Twarz Tannera rozpromieniła się pod wpływem szerokiego uśmiechu spowodowanego samozadowoleniem.
– Nie lubię takich pozerów. Wyżej sra niż... – Nie dokończył, skarcony ostrzegawczym spojrzeniem szefa.
Betty weszła na pokład jako jedna z ostatnich. Wpełzła pomiędzy nas obładowana torbami, dysząc jak po długodystansowym biegu. Przełknęła ślinę, ponownie wzięła głęboki oddech i padła na fotel, rzucając bagaże na ziemię.
– Zaraz to ogarnę – wysapała do stewardessy. – Błagam, dajcie mi coś do picia, bo wyzionę ducha.
– Prosiłem o punktualność. – Szef pokręcił głową.
– Przecież zdążyłam.
Duncan wypuścił powietrze z taką siłą, aż rozszerzyły mu się nozdrza, podczas gdy Betty łapczywie opróżniła szklankę z wodą i poprosiła o kolejną.
– Są korki – wytłumaczyła, gdy w końcu udało jej się złapać dech.
– Trzeba było wyjechać wcześniej. Następnym razem każdy, kto nie stawi się w samolocie co najmniej czterdzieści pięć minut przed odlotem, będzie skreślony z listy i zostanie w Londynie.
– To panu zależało, żebyśmy polecieli całą ekipą. Ja wcale nie byłam aż taka chętna na ten Paryż.
Kłamała jak z nut. Od tygodnia paplała jak najęta o stolicy Francji, prawie zniosła jajo, odliczając do dnia wyjazdu. Nie bez powodu wyciągnęła mnie na zakupy i zmusiła do mierzenia sukienek. Miała wielkie plany związane z tą małą służbową wycieczką.
Duncan nadstawiał za nas karku, to on dostawał po łapach za każdy nieudany projekt, a nawet za nieodpowiedzialne zachowanie swoich podwładnych. Mimo to uciął temat. Już zdążył się nauczyć, że Betty zawsze szła w zaparte i nie było sensu z nią dyskutować, a próba uświadomienia jej, że nikt by na nią nie czekał, nie przyniosłaby zamierzonego celu.
– Startujemy, macie chwilę dla siebie, a później bierzemy się do pracy – oznajmił.
Przymknęłam powieki, koncentrując się na swoim oddechu. Nie przepadałam za tym środkiem transportu. Mimo że statystycznie był najbezpieczniejszy, uważałam, że w razie komplikacji szanse na przeżycie są naprawdę marne. Wbiłam paznokcie w podłokietniki i starałam się myśleć o czymś innym, byle tylko nie o tym, że wnosimy się w przestworza. Ścisnęło mnie w żołądku i przytkało mi uszy. Kilka razy przełknęłam ślinę, próbując walczyć ze zmianą ciśnienia. Zaczęłam żałować, że przed startem nie zaaplikowałam sobie szklaneczki czegoś mocniejszego.
– Mogłaś powiedzieć, że się boisz. – Usłyszałam głos Bena. – Potrzymałbym cię za rączkę.
– I tak już mnie mdli, więc przestań wywoływać we mnie odruch wymiotny – odgryzłam się.
– Ojojoj, wybacz, Lacey. Pewnie wolałabyś, żeby twoją rękę potrzymał ktoś inny.
Otworzyłam gwałtownie oczy. Benjamin nie dawał mi spokoju od dnia, w którym odbyła się moja pierwsza konferencja prasowa. Cały czas mi dopiekał, a jego ulubioną bronią było drażnienie mnie osobą Kierana Langhama.
– Odwal się, Ben. – Betty jak zwykle stanęła w mojej obronie.
Gdy wyjawiłam jej, że pojawiła się we mnie mała słabość względem piłkarza, miałam wrażenie, że stałam się w jej oczach naga. Poznała mój sekret i mogła z tym zrobić, co tylko chciała. Solidarnie wybrała dochowanie tajemnicy.
– Też byłbym wściekły, gdyby mój bolec latał za innymi.
Posłałam Benowi wściekłe spojrzenie. Nazywanie Langhama moim „bolcem" było wielce nie na miejscu, tym bardziej w obecności i tak już zirytowanego szefostwa. Bo nim nie był. Już samo tak dosadne kreślenie sprawiło, że zapragnęłam wydrzeć mu flaki i rzucić je na pożarcie ptakom. Koleś nie miał ani umiaru ani wyczucia.
– Nie słyszałaś? – kontynuował, bawiąc się w najlepsze. – Langham w końcu wrócił do swojej byłej.
Przewróciłam oczami i odwróciłam głowę, nie racząc go już więcej moją uwagą. Wiedziałam, że jeśli będę mu pokazywać, że mnie denerwuje, on będzie się tym karmił i zamieni moją frustrację w olej napędowy do dalszych docinek.
Byłam zaznajomiona z najświeższymi wydarzeniami. Kieran od kilku miesięcy był sporadycznie widywany z Abigail George, ba, przecież osobiście widziałam, jak wychodziła z jego domu. Kilka ostatnich tygodni upłynęło pod znakiem coraz częstszych spotkań na mieście, a w mediach aż huczało od spekulacji, czy para znowu jest razem. Prawdę mówiąc, niewiele mnie to interesowało. Moje absurdalne zauroczenie miało znamiona syndromu odstawienia, dlatego nie brałam do siebie żadnych wzmianek o rzekomych amorach i miłości aż po grób. Wzięłam swoje chwilowe zachowanie napalonej nastolatki na klatę, zachowałam się jak przystało na dorosłą kobietę. Jeśli naprawdę się kochali, pozostawało mi życzyć im szczęścia. A raczej jej. Życie z kimś takim jak Langham nie mogło być usłane różami. Ciekawe, czy powiedział jej o tym, że podstępem chciał zaciągnąć mnie do łóżka. A może w ogóle jej to nie przeszkadzało? Może taki mieli układ?
– Wyjdzie ci to na dobre. – Benjamin nie odpuszczał. – Agent zero sześćdziesiąt dziewięć z licencją na jebanie nie jest dobrym kandydatem na męża. Znajdziesz lepszego. – Mrugnął do mnie okiem.
Niesmak do tego człowieka powiększał się z sekundy na sekundę. Nie byłam pewna, czy żółć, która podeszła mi do gardła, była spowodowana lotem czy raczej niewybrednymi słowami mężczyzny.
– Tak swoją drogą... Jest dobry w łóżku? – Kontynuował, nie hamując się.
– Musisz mieć bardzo ubogie życie seksualne, skoro tak bardzo interesują cię inni. – Odbiłam piłeczkę.
Wykrzesałam z siebie uśmiech. Wystarczyło podchwycić jego sposób działania, żeby stracił poczucie wyższości i już nie był pewny siebie.
– Jeśli nie przestaniesz odzywać się do mnie w taki sposób, najpierw znajdę dobrego prawnika, a później zgłoszę cię do kadr.
Klub nie mógł sobie pozwolić na dodatkowe zamieszanie i pozwy. Gdyby pracownik zaczął się z nimi sądzić, w świetle wydarzeń z ostatnich kilkunastu miesięcy media nie pozostawiłyby na LBD suchej nitki.
Twarz Bena od razu przybrała inny wyraz. Poczułam satysfakcję, gdy ujrzałam wyraźnie zarysowujące się linie szczęki.
– Widzę, że nie znasz się na żartach – wycedził przez ściśnięte zęby. – Skoro jesteś taka spięta, to może ktoś powinien cię dobrze wyru...
– Jeszcze jedno słowo, Benjaminie. – Duncan ryknął głośno, uderzając dłonią o udo.
Wiedział, jaka jest stawka i jakie konsekwencje mogą czekać dział, który nadzoruje.
– Przecież...
– Zamknij się! Zamilcz do końca trasy albo wypierdolę cię z samolotu.
W tle słyszałam złowieszcze śmiechy Betty i Tannera. Posłałam Benowi słodki triumfalny uśmieszek.
– Masz spadochron? – spytałam niewinnie.
Mężczyzna otworzył usta, ale zanim zdążył pokusić się na ponowne narażenie się szefowi, przytknęłam do warg palec wskazujący i pokręciłam głową.
– Cichutko, csiii.
Pociągnął nosem i ze złością wyszarpał z aktówki etui. Wyjął słuchawki, po czym wcisnął je do uszu, wbijając oczy w małe okienko. Spacyfikowanie przez Duncana na oczach całego działu musiało być upokarzające.
– A ty gdzie? – Szef zmarszczył brwi, gdy wstałam z fotela.
– Do toalety.
– Pamiętaj, że zaraz zaczynamy. Cornill znowu narobił nam kłopotów.
– Co tym razem?
– Jego dziewczyna ubrała strój kąpielowy od innej bieliźnianej marki niż ta, z którą mamy popisaną umowę.
– A co ma do tego dziewczyna? Przecież to nie ona gra w klubie.
– Ale Cornill opublikował jej zdjęcie znad oceanu właśnie w tym stroju. Nazwa marki na pierwszym planie.
Zmarszczyłam nos z zażenowaniem. Nie potrafiłam pojąć, jak kilka tak prostych marketingowych zasad może być dla kogoś wyzwaniem. Oczywistym było, że piłkarz będzie zobowiązany do usunięcia zdjęcia ze swojego profilu, ale mleko już się rozlało. W internecie nic nie ginęło.
– Zaraz wracam.
Podeszłam do toalety w tej samej chwili, w której wyszedł z niej Marco Hending. Zdziwiłam się, widząc go po tej stronie samolotu. Jakkolwiek dziwnie to brzmiało, jego miejsce było za kotarą. Podobno drużyna była w trakcie zagłębiania się w nagrane skróty ostatnich spotkań przeciwnika, z którym mieli się zobaczyć na boisku. Ustalali taktykę i próbowali zweryfikować, gdzie leżą kolejne słabe punkty drugiej drużyny.
– Lepiej tam nie wchodzić – mruknął. – Trochę przyblokowałem.
Zamrugałam, zaskoczona jego prostolinijnością.
– Dzięki za ostrzeżenie.
Przygryzłam wnętrze policzka, zastanawiając się, czy na pewno mam aż tak silną potrzebę skorzystania z toalety, żeby udać się do tej drugiej i zaryzykować spotkanie z ludźmi, z którymi niekoniecznie chciałabym się zobaczyć.
Westchnęłam, czując napieranie na pęcherz. Ruszyłam za Marco, dziękując mu, gdy odchylił kotarę i przepuścił mnie przodem. Zanim dobrnęłam do połowy drogi, dopadła mnie chęć, by zawrócić. Pod drzwiami stał oczywiście nikt inny jak Kieran Langham. Już miałam obrócić się na pięcie, gdy jego głowa skierowała się w moją stronę. Zdążył mnie ujrzeć, a nie chciałam, by pomyślał, że przed nim uciekam, dlatego niechętnie kontynuowałam spacer pomiędzy fotelami piłkarzy.
– Cześć – powiedział niemrawo.
– Cześć.
Oparłam się plecami o ściankę za sobą, stając bokiem do chłopaka. Wbiłam spojrzenie w podłogę pokrytą ciemnoszarą wykładziną. Kątem oka zauważyłam, jak Langham przebiera nerwowo stopami i przez to zaczęło mnie kusić, żeby zerknąć na jego twarz, lecz szybko zrugałam się w myślach, nakazując sobie, by tego nie robić.
– Czym się tak denerwujesz? – spytał niespodziewanie.
Odruchowo podniosłam głowę, blokując z nim spojrzenie. Wydawało się, że jego niebieskie tęczówki mają tego dnia jeszcze intensywniejszy odcień.
– Hm?
– Cały czas przełykasz ślinę.
– Szumi mi w uszach.
Pokiwał głową ze zrozumieniem, wkładając rękę do kieszeni czarnej bluzy.
– Mam tak samo, gumy pomagają.
Zmienił położenie, stając centralnie przede mną. Wysunął ku mnie opakowanie miętowych drażetek do żucia. Rozmyślanie, czy powinnam się poczęstować i czy nie miałoby to drugiego dna, byłoby grubą przesadą nawet jak na mnie. Wystawiłam otwartą dłoń, a Langham z rozmachem wysypał na nią trzy gumy.
– Dwie w zupełności by wystarczyły – rzuciłam. – Ale dzięki.
Chłopak bez wahania chwycił między palce jedną drażetkę. Jego skóra otarła się o moją, przez co znowu przełknęłam ślinę, tym razem nie z powodu szumu w uszach. Bez zawahania wcisnął sobie gumę do ust, chociaż już wcześniej coś żuł.
– Tak prosto z mojej łapy? Teraz masz w sobie moje zarazki. – Zauważyłam.
Wzruszył ramionami, nie ruszyło go to.
– Myślę, że twoja ślina miała kiedyś więcej zarazków.
Wciągnęłam powietrze, natychmiast tego żałując. Wydawało mi się, że mentol wleciał mi aż do żołądka i musnął chłodem sąsiadujące organy.
– Przepraszam na moment. – Stewardessa przemknęła obok nas. – W środku nikogo nie ma, ale coś się zacina z zamkiem.
Złapała za klamkę i zaczęła szarpać. W końcu udało jej się otworzyć drzwi, ale zrobiła to z takim rozmachem, że uderzyła Kierana w plecy, popychając go w moją stronę, przez co naparł na mnie całym ciałem, a ja zderzyłam się ze ścianą znajdującą się za mną.
– Poproszę kolegę, żeby szybko to naprawił i zaraz kabina będzie ponownie dostępna do użytku – zawołała kobieta, wchodząc do środka.
Zostawiła otwarte drzwi, nadal dociskając chłopaka do mojego ciała. Choć trudno było mi złapać oddech, miałam wrażenie, że moja klatka piersiowa zaczęła się coraz szybciej unosić. Niekomfortowa sytuacja udzieliła się także Kieranowi, który wcześniej nieświadomie chwycił mnie za biodra, próbując złapać równowagę, a teraz z wymalowaną na twarzy niezręcznością przeniósł jedną z dłoni na ścianę obok mojej głowy. Poczułam się jak w pułapce. Z mojego punktu widzenia to było jeszcze gorsze, jego głowa pochylała się bezpośrednio ku mnie i czułam na skórze jego miętowy oddech.
– Nie chuchaj na mnie – mruknęłam z przekąsem.
– Ta jędzowatość nigdy nie opuszcza twojego ciała, co? Już przylgnęła do twojego charakteru.
– Póki co to ty przylgnąłeś do mnie.
Zmieszał się, czym mnie zaskoczył. Spróbował zrobić krok w tył, ale znajdująca się w kabinie stewardessa ponownie pchnęła drzwi w naszą stronę.
– Jeszcze momencik!
Kobieta wpuściła do środka stewarda, który rzekomo miał jej pomóc.
– Taaak... Za tą jędzowatością akurat nie tęskniłem.
– Czyli za czymś innym tęskniłeś? – prychnęłam.
– Oczywiście. Myślę o tobie każdego dnia, a nocami patrzę w niebo, zastanawiając się, czy patrzysz na gwiazdy w tej samej chwili co ja. Z tej tęsknoty nie jestem w stanie zasnąć.
Przesunęłam koniuszkiem języka po górnej części ust. Zdążyłam zauważyć, jak Langham z ogromną koncentracją prześledził ten ruch, a później wypuścił płytki oddech i nieświadomie przygryzł dolną wargę. Ten niby nic nieznaczący gest sprawił, że poczułam uderzenie gorąca.
– Sarkastyczny dupek – rzuciłam.
– Gdybyś nie była taka zawzięta i irytująca, może lepiej by ci się żyło – powiedział po chwili.
Byliśmy tak blisko, że nie dałoby się wcisnąć pomiędzy nas kartki. Najgorsze w tym wszystkim było to, że moje ciało się buntowało, nie słuchając rozumu. Robiło mi się coraz goręcej.
– Gdybym nie była taka irytująca, to już dawno schowałabym głowę w piasek i nie radziłabym sobie z takimi cwaniakami jak ty.
– Gdybyś nie była taka irytująca, to może pojawiłoby się w tobie odrobinę miejsca na jakieś refleksje i zrozumiałabyś, że... No wiesz...
– Że co?
– Albo jesteś ślepa i głucha albo świadomie nie przyjmujesz niczego do wiadomości.
– Niby czego?
– Błagam cię, Lace...
Jego palce mocniej zacisnęły się na moim biodrze, a oddech przyspieszył. Ja sama oddychałam tak szybko i płytko, jakbym dopiero co wypłynęła na powierzchnię po nurkowaniu pod wodą. Ale chyba najbardziej powinno mnie martwić mrowienie u złączenia ud.
Cholera.
Dopiero teraz zorientowałam się, jak bardzo przybliżyły się do siebie nasze twarze. Nasze usta dzieliło nie więcej niż kilka centymetrów.
– Ciśnienie nieźle rośnie, co?
Jak na zawołanie odwróciliśmy głowy w kierunku trzeciego głosu. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będzie wdzięczna Marco Hendingowi za to, że poniekąd mnie uratował, a jednocześnie wściekła za tak niemądre insynuacje.
– Nie ma żadnego ciśnienia – mruknęłam ze złością. – I na pewno nic nie rośnie.
Kieran zacisnął usta. Podążyłam za jego spojrzeniem, ale utkwił je w ścianie ponad moją głową, cały czas tak mocno łącząc wargi, że utworzyły one równiutką linię. W pierwszej chwili uznałam, że próbuje się nie roześmiać, lecz gdy chłopak ostrożnie przesunął się w bok, ocierająca się o mnie wypukłość jego ciała uświadomiła mi, że nie tylko mój organizm najwyraźniej oszalał.
– Martwię się o wasze zdrowie. Lecimy samolotem i może podskoczyło wam to ciśnienie czy coś, ale skoro nie...
– Odwal się, Hending – warknął Langham. – Czego chcesz? Czy ty przed chwilą nie byłeś w drugim kiblu? To nie twoja kolej.
– Przepraszam bardzo, że ze stresu przed wylotem wypiłem trzy kawy i co chwilę chce mi się sikać.
Fuknął i opuścił nas z obrażoną miną, po raz kolejny nieświadomie mnie ratując.
Odbiłam w bok, wykorzystując chwilę, gdy dwójka pracowników załogi samolotu wytoczyła się z kabiny, w końcu zwalniając toaletę.
– Zamek naprawiony. – Stewardessa zaszczebiotała radośnie.
Nie podzielałam jej entuzjazmu. Chwyciłam za klamkę, nie przejmując się tym, że Langham był w kolejce przede mną. Ogarnęła mnie silna potrzeba oblania policzków lodowatą wodą. Chłopak złapał za kant drzwi, na moment przytrzymując je w miejscu.
– Zapomnimy o tym? – Spojrzał na mnie inaczej niż do tej pory. W jego głos wkradła się jakaś niespodziewana wstydliwość. – Proszę?
– Nie wiem, o czym mówisz. – Ucięłam.
Sama jak najszybciej chciałam o tym zapomnieć.
– Dzięki.
– I tak w ogóle gratuluję.
Zmarszczył czoło, obserwując mnie z uwagą.
– Czego?
– Ładnie razem wyglądacie.
– Kto?
– Ty i Abigail. – Wypuściłam na wydechu.
Tym razem zmarszczył również brwi. Przyglądał mi się przez moment, jakby chciał wyłapać z mojej miny jak najwięcej informacji. Wyglądał na szczerze skonfundowanego, podczas gdy ja przebierałam nerwowo nogami, bo pęcherz coraz solidniej dawał mi się we znaki.
– To skomplikowane.
Kieran w końcu zdjął rękę z drzwi i pokręcił głową. Jego twarz się rozjaśniła.
– A tak na marginesie... – dodał, parskając pod nosem. – Ona i ja...
– Lacey, ileż można na ciebie czekać?! – Duncan przedarł się do przodu, wymachując rękoma. – Szybko, nie mamy czasu.
Rzuciłam Langhamowi ostatnie spojrzenie i zniknęłam w kabinie, uciekając przed szefem. Odetchnęłam ciężko i odkręciłam kurek nad umywalką. Szum wody zagłuszył ten, który maltretował moje bębenki. Pochyliłam się i poklepałam policzki zmoczonymi dłońmi, przynosząc sobie natychmiastową ulgę.
Ten lot miał wyglądać inaczej i nie byłam zadowolona z tego, jaki obrót przybrały sprawy, jednak wolałam skupić się na zbliżających się pozytywach. Wiedziałam, że w Paryżu nie będę już miała bezpośredniej styczności z Langhamem. Konferencję prasową miał poprowadzić doświadczony rzecznik London Black Dragons, mecz to mecz, a w kolacji z zarządem z zarządem sieci hoteli miało wziąć udział tyle osób, że byłam skłonna uwierzyć, iż przez cały wieczór nie ujrzę Kierana na oczy. Nawet pokoje kadry miały się znajdować w innej części hotelu niż pokoje pracowników klubu.
Najgorsze, co mogło się przydarzyć, miałam już za sobą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro