Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

#oomlSZ

Hej, hej, hej.

Początek grudnia przywitał Londyn śniegiem z deszczem. Dwa stopnie na plusie sprawiały, że grube, gęste płaty opadały na ziemię, natychmiast zamieniając się w mokrą breję. Szarobury krajobraz zamienił się w jeszcze bardziej ponurą aurę, otulając człowieka przygnębieniem, które umacniało się, gdy wracało się do domu z przemoczonymi butami. Wizja kolejnego przeziębienia przeważyła w decyzji, zmuszając mnie do wybrania się na zakupy i zmiany wierzchniej garderoby. Nadszedł ten moment, w którym musiałam zacisnąć zęby i niechętnie zamienić cienkie kurteczki i szpilki na cieplejszy płaszcz i botki.

Gdy tylko dowiedziała się o tym Betty, przy której mimochodem chlapnęłam o planach na sobotnie południe, od razu zarządziła babskie wyjście i buszowanie po galeriach handlowych. Nie spytała, czy potrzebuję towarzystwa, z góry uznała, że do mnie dołączy, a ja się nie sprzeciwiałam. Poczułam, że obecność innej kobiety dobrze na mnie wpłynie.

Z natury nie byłam samotniczką. Jeszcze w liceum otaczałam się wianuszkiem znajomych i dopiero później, gdy poszłam na studia, ludzie z otoczenia zaczęli się rozmywać i znikać osoba po osobie, aż w końcu zostałam sama jak palec. Było w tym sporo mojej winy. Zatraciłam się w nauce i skupiłam na celu, jakim była praca u Debbie Duncan, gubiąc po drodze tych, którym coraz częściej odmawiałam wspólnych spotkań. Nic dziwnego, że w końcu przestali pytać i się ode mnie odcięli.

Choć długo się przed tym wzbraniałam, okłamując samą siebie, że tak jest mi dobrze, bo dzięki temu mogę się skoncentrować na pracy, w końcu zdecydowałam się przebić bańkę, którą sama stworzyłam sobie w głowie. W ostatnim czasie coraz mocniej doskwierała mi samotność, potrzebowałam towarzystwa innych ludzi. Nie miałam się komu wygadać, wszystko dusiłam w sobie, a to męczyło i doprowadzało mnie do jeszcze większej frustracji. Mówienie do lustra podczas wykonywania makijażu zaczęło przypominać zalążki obłędu i to był ten moment, w którym zdecydowałam, że czas coś z tym zrobić, bo w przeciwnym razie oszaleję i do końca życia zostanę odludkiem, który ostatecznie zostanie zjedzony przez własnego chomika. Jeszcze go nie miałam, ale byłam pewna, że jeśli moje życie nadal będzie tak wyglądało, to za jakiś czas samolubnie przygarnę zwierzątko, by mieć kogoś bliskiego. Nie chciałam tego. Chciałam żyć, a nie tylko egzystować. Na litość boską, przecież miałam dopiero dwadzieścia trzy lata.

– Nic mi się nie podoba. – Narzekanie Betty nie miało końca.

Przymierzyła kilkanaście par spodni, cztery swetry i sześć par butów. Była wybredna, przed czym sama szczerze mnie ostrzegła, gdy tylko przekroczyłyśmy próg galerii handlowej. Odhaczyłyśmy dwanaście sklepów, a ona kupiła jedynie kaszmirowe rękawiczki, podczas gdy ja od dwóch godzin nosiłam w torbie to, po co tutaj przyjechałam – płacz i botki.

– Harrods byłby lepszy – skwitowała, buszując między wieszakami.

Tak szybko przerzucała ubrania, które nie zyskały jej aprobaty, że z powodzeniem mogłaby zastąpić w banku maszynę do liczenia gotówki.

– Harrods? Duncan płaci ci diamentami? – Zerknęłam na nią z ukosa.

Zatrzymała się na moment i rozsunęła wieszaki, by wsadzić między nie głowę i na mnie spojrzeć.

– Wystarczająco, żeby raz na jakiś czas sprawić sobie kieckę od cenionego projektanta. Tobie chyba też nie brakuje forsy, widziałam w czym przyszłaś na bankiet branży piłkarskiej.

Odwróciłam się, udając, że coś wpadło mi w oko. Kreacja, którą miałam wtedy na sobie, była prezentem od Anthony'ego jeszcze z czasów naszego związku. Sama nigdy nie mogłabym sobie na nią pozwolić.

– Za dwa tygodnie mecz w Paryżu, a po nim mamy zaplanowaną uroczystą kolację. – Kobieta wróciła do przeglądania sukienek. – Musimy dobrze wyglądać, ty też powinnaś kupić sobie coś wystrzałowego.

– To tylko kolacja.

– W Paryżu – powtórzyła dobitnie, jakby lokalizacja robiła kolosalną różnicę.

Miałam na to trochę inne spojrzenie. Niezależnie od wyniku, Anthony organizował kolację, która miała być oficjalnym przypieczętowaniem kontraktu między klubem a siecią jego hoteli. Od razu zaznaczył, że będzie obecny, by osobiście czuwać nad wypełnieniem pierwszego z punktów współpracy, a to ostudziło mój zapał i ekscytację, którą czułam z powodu trzydniowego wyjazdu służbowego do Francji.

– Dajesz, dziewczyno. Zaszalej. – Betty dała sobie chwilę na odpoczynek, opadając z głębokim westchnięciem na białą kanapę.

Rzuciła na oparcie dwie sukienki, które jakimś cudem zadowoliły jej kapryśny gust, i wyjęła z torebki elektronicznego papierosa. Wcześniej zdradziła, że kupiła ich roczny zapas, bo wkrótce rząd miał wprowadzić zakaz sprzedaży jednorazowych urządzeń. Narzekała, że nie chciałaby wracać do tradycyjnych wyrobów tytoniowych, ale jeśli zmusi ją do tego stresujący tryb życia, nie będzie miała wyboru.

Uniosłam brwi, patrząc jak Betty zaciąga się z błogim uśmiechem na ustach. Umiejscowione na wysokim suficie czujki przeciwpożarowe raczej nie wykryłyby tak słabego dymu, ale sam fakt, że bez zawahania postanowiła zaryzykować, był dla mnie zaskakujący.

Ekspedientka, którą minęłyśmy kilka razy między innymi działami, podbiegła do nas w popłochu, wytrzeszczając oczy z przerażeniem.

– Tutaj nie można palić! – Podniosła głos, w popłochu rozglądając się dookoła, by sprawdzić, czy w pobliżu nie ma innych klientów, którzy mogliby to zauważyć.

Betty spojrzała na nią z obojętnością, po czym ponownie sięgnęła po torebkę. Założyła nogę na nogę, wyjęła skórzany portfel i zaczęła rozkładać karty kredytowe na miękkim materiale kanapy. Przy piątej ekspedientka zajrzała za siebie przez ramię, zaciskając szczęki. Oblizała nerwowo wargi, wypuszczając powietrze nosem.

– Przynieść pani popielniczkę? – spytała, a ton jej głosu zmienił się z natarczywego na słodki.

Moja znajoma pomachała trzymanym w ręce urządzeniem.

– To nie produkuje popiołu – oznajmiła ze znudzeniem, jakby zirytował ją ten brak niewiedzy na temat papierosów.

Dziewczyna pokiwała szybko głową i zaczęła się wycofywał z przyklejonym na twarz przesłodzonym sztucznym uśmiechem.

– Gdyby panie czegoś potrzebowały... – Jeszcze raz spojrzała za siebie. – Życzę owocnych zakupów.

Dla bezpieczeństwa przeciągnęła na środek dwa długie wieszaki, odseparowując nas od reszty powierzchni sklepu. Gdybym nie była naocznym świadkiem tej sytuacji, zarzekałabym się, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach.

Przeskakiwałam wzrokiem kolejno po wyeksponowanych kartach. Złota, srebrna, trzy w odcieniach granatu. Co prawda Betty miała dłuższy staż pracy i dzięki temu większe osiągnięcia, ale chyba aż tak dobrze jej za to nie płacili? Więc albo miała haka na kogoś z zarządu albo przy podpisywaniu umowy ktoś zrobił sobie ze mnie żarty i płaca rzeczywiście była lepsza niż to, co dostawałam.

– Nie patrz tak, Lacey. – Pokręciła głową z rozbawieniem. – To służbowe karty.

Schowała je do portfela, raz za razem zaciągając się papierosem. Zebrała z oparcia kanapy wybrane sukienki i podeszła do przebieralni. Widząc, że nie reaguję i nadal stoję w miejscu, przewróciła oczami.

– Nie użyję ich, spokojnie. Odegrałam scenkę dla zabawy.

Mimo całej mojej sympatii do niej, niezbyt mnie to pocieszało. Gdyby ktoś przyłapał ją na paleniu, sprzedawczyni mogłaby mieć problemy. Betty nie była jednak osobą, która dałaby się przekonać do zmiany zdania. Była nieugięta i pewnie między innymi dlatego tak długo wytrzymała w męskim gronie w dziale marketingu.

– Mówiłam poważnie, powinnaś coś sobie kupić. Jeśli dobrze pójdzie, to po tej uroczystej kolacji ruszymy we dwie na miasto i zabawimy się w klubie.

Zniknęła za kotarą. Namawiając mnie na zakupy, mogła mieć trochę racji, a jeśli chciałam zatrzymać ją przy sobie jako znajomą nie tylko z pracy, powinnam częściej się z nią spotykać.

Rozejrzałam się, szukając czegoś, co z miejsca przykułoby moją uwagę. Nie wiedziałam w jakim kolorze chciałabym wystąpić, ale zważając na późną porę wydarzenia, powinnam postawić na coś eleganckiego w ciemniejszych barwach. Zdjęłam z wieszaka trzy „małe czarne", każda z inną górą. Weszłam do drugiej przymierzalni i zaczęłam się rozbierać.

– Zawsze, gdy wychodzę z biura, ty dalej siedzisz przy komputerze. – Głos Betty przedarł się do mnie zza cienkiej ściany działowej. – Zniszczysz sobie wzrok.

– Pracuję nad nowym projektem.

– Zdradzisz coś?

Przygryzłam wargę, niespodziewanie wdarła się we mnie podejrzliwość. Czy ufałam kobiecie na tyle, by wyjawić jej swoje pomysły? Teoretycznie była moją konkurentką. Z drugiej strony nigdy dała mi powodu, by podejrzewać ją o niecne zamiary. Jako jedna z niewielu była wobec mnie w porządku i nie traktowała jak niezorientowanej w branży gówniary, która znalazła kontrakt w paczce chrupek.

– Można wykorzystać fakt, że rodzina królewska kibicuje London Black Dragons. Ich obecność na meczach ociepliłaby trochę wizerunek klubu. – Postawiłam na szczerość.

– Z tego, co wiem, książę Lucas nie ma w zwyczaju pojawiania się na takich wydarzeniach.

Nie ostudziło to mojego zapału, doskonale o tym wiedziałam. Przygotowałam się, zrobiłam research. Wiedziałam, że następca tronu od dwóch lat nie pojawił się na stadionie swojej ulubionej drużyny, a to wszystko przez to, że jakiś czas temu został obrzucony przez kibiców frytkami. Gdyby udało nam znowu ściągnąć go na trybuny, odbiłoby się to echem w mediach.

– Jedna z fundacji jego żony zajmuje się wspieraniem sportowych pasji u dzieci. Możemy zorganizować spotkanie z piłkarzami.

– Nieźle kombinujesz, koleżanko.

– Księżna Vivian wygląda na zaangażowaną. Wątpię, że odmówi, jeśli zaprosimy ją z mężem i dzieciakami z fundacji.

Wsunęłam na siebie pierwszą z sukienek. Długie rękawy z delikatnymi bufkami od razu uświadomiły mi, że szukam czegoś innego.

– Myślę, że to może się udać.

Ucieszyłam się, że Betty ma takie zdanie na ten temat. Nie byłam przekonana, czy moje działania idą w dobrym kierunku, ale wyrazy uznania od doświadczonej specjalistki wzmocniły moją wiarę w siebie. Teraz musiałam tylko przedstawić mój pomysł Duncanowi i liczyć, że wyrazi na niego zgodę.

– Mimo to nadal uważam, że za dużo pracujesz i mówię to ja, pracoholiczka. Nie masz faceta?

– Tak się złożyło, że nie mam – powiedziałam.

– I z nikim się nie spotykasz? Nawet na niezobowiązujące bzykanie?

– Nie. – Zaprzeczyłam głową, choć nie mogła tego zobaczyć.

– Nie dałabym tak rady, oszalałabym. Potrzeby zasługują na zaspokojenie.

Owszem, zasługiwały, ale póki co moje myśli zaprzątało milion innych kwestii i znalezienie kogoś odpowiedniego, kto chciałby się spotkać na jednorazowy numerek, a później nie mieć do mnie żadnych roszczeń, na tę chwilę wykraczało poza moje siły.

– Mogę cię z kimś spiknąć. – Podskoczyłam, gdy nieoczekiwanie Betty wsunęła głową za moją kotarę.

Zlustrowała mnie oceniającym spojrzeniem. Nie była zachwycona tym, co ujrzała, ja również. Druga sukienka nie miała rękawów, a materiał górnej części zbyt luźno trzymał się na piersiach. Miałam wrażenie, że wystarczy lekko pociągnąć w dół i wszystko zleci ze mnie bez najmniejszego problemu.

– Masz ładne, zgrabne ciałko, a to gówno tego nie podkreśla. – Koleżanka zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. – To jak z tym spiknięciem? Umówię cię z kimś fajnym.

Już miałam doświadczenie w takim swataniu i za żadne skarby nie chciałam tego powtarzać. Właśnie w taki sposób poznałam Anthony'ego. Dziewczyna, z którą studiowałam, wyciągnęła mnie na imprezę pod pretekstem dobrej zabawy w miejscu, gdzie zjemy i napijemy się za darmo. Napomknęła mimochodem, że spotyka się z kimś starszym i lepiej sytuowanym od siebie, ale wtedy byłam przekonana, że chodzi o jakiego dwa, może trzy lata starszego studenta, który para się zawodem o nazwie „syn bogatych rodziców". Jakie było moje zdziwienie, gdy dotarłam na miejsce i okazało się, że impreza tak naprawdę jest bankietem dla przedsiębiorców w garniturach za kilka tysięcy funtów. Szybko pojęłam, że znajoma z roku jest dziewczyną do towarzystwa i chce mnie zachęcić do dołączenia do jej agencji. Odrzuciłam propozycję, a to, w jaki sposób później zeszłam się z Waltersem, to już zupełnie inna historia.

– Nie jestem fanką randek w ciemno – przyznałam.

Przesunęłam rękoma po talii opiętej materiałem trzeciej sukienki. Cieniutkie ramiączka zdobione małymi błyszczącymi kryształkami podkreśliły kości obojczyka. W mojej głowie pojawiła się wizualizacja, w której dopasowałam odpowiednie buty i kolczyki, i już wiedziałam, że nie odłożę tej kiecki na wieszak. Zerknęłam na metkę i wypuściłam powietrze z ulgą, że wcale nie jest taka droga.

– To nie musi być randka w ciemno. – Betty nadal drążyła. – Przecież możesz umówić się z kimś, kogo znasz. Nie ma żadnego kolesia, z którym wskoczyłabyś pod koc?

Wbrew woli przed moimi oczami pojawiła się twarz człowieka, którego najchętniej stłukłabym na kwaśne jabłko. Przymknęłam powieki, wzdychając z udręką. Od kilku tygodni moje własne myśli poddawały mnie najokrutniejszym torturom i nie potrafiłam uwolnić się z więzów, którymi mnie przytrzymywały. Dwa sny o wyraźnie erotycznym zabarwieniu tylko dolały oliwy do ognia. Najgorsze w tym wszystkim było to, że za każdym razem dręczył mnie zawód spowodowany tym, że sen został przerwany.

Poczułam mrowienie w podbrzuszu i ciepło na karku. Oparłam czoło o chłodną taflę lustra, próbując wymazać wspomnienia uczuć, które towarzyszyły mi, gdy budziłam się w trakcie tych chorych urojeń.

– Czy zdarzyło ci się, że jednocześnie kogoś nie znosiłaś i... lubiłaś? – powiedziałam szybko, zanim rozsądek nakazałby mi się zamknąć.

– Że taka miłość i nienawiść w jednym?

– O nie, nie. – Pokręciłam szybko głową. – Żadna miłość. Nienawiść tak, ale nie miłość. Chociaż z tą nienawiścią też różnie bywa.

Odpowiedziała mi cisza. Nie wiedziałam, czy Betty nadal znajduje się za ścianką, być może poszła po kolejne sukienki. Zazgrzytałam zębami, zastanawiając się, czy dobrze zrobiłam, zaczynając ten temat, ale to, co od jakiegoś czasu mnie dusiło, musiało w końcu wydostać się na zewnątrz i pozwolić mi ponownie swobodnie oddychać.

– Masz na myśli kogoś konkretnego? – Kobieta wreszcie odezwała się stłumionym głosem.

– Wydaje mi się, że zauroczyłam się w Kieranie Langhamie – wyrzuciłam z siebie z prędkością błyskawicy.

To był mój najskrytszy sekret, a teraz podzieliłam się nim ze światem i już nie było odwrotu. Przyznanie się przez samą sobą, że zrodziły się we mnie pewne uczucia względem Langhama, wiele mnie kosztowało. Byłam świadoma, że największy udział w tym zamieszaniu miał fakt, iż już z nim nie współpracowałam. Odseparowano mnie od czegoś, z czym dotąd miałam styczność na co dzień, a podświadomość potraktowała to tak, jakbym nagle została siłą odstawiona od cukru. Mój umysł wszczął bunt.

Ponownie zaległa cisza, tym razem dłuższa. Odczekałam kilkadziesiąt sekund, po czym wyszłam z kabiny i bez pytania wsunęłam głowę za kotarę Betty. Była w trakcie mierzenia eleganckiego kombinezonu w kolorze butelkowej zieleni. Nie miałam pojęcia, skąd go wytrzasnęła.

– Nic nie powiesz? – Skrzywiłam się.

Może popełniłam błąd, aż tak bardzo się przed nią otwierając. Może ona nie chciała nawiązywać ze mną aż tak bliskich relacji.

– Każda z nas to przechodziła – odezwała się ze spokojem, zapinając guziczki przy dekolcie.

Moje wyznanie nie zrobiło na niej żadnego wrażenia.

– Każda?

– Oczywiście, że tak. Ja też kiedyś byłam zakochana w piłkarzu. Taki ich urok.

Mogłam spodziewać się wszystkiego, ale z całą pewnością nie tak spokojnej i stonowanej reakcji. Betty przeglądała się w lustrze, wyginając się w każdej możliwej pozie, a ja stałam przed nią niczym słup soli. Moja szczęka opadła prawie do ziemi.

– Nie jestem w nim zakochana – zaprzeczyłam.

– Gdy zaczynałam pracę w LBD, bramkarzem był pewien Portugalczyk. Był tak czarujący, zabawny i pewny siebie, że miękły mi kolana, gdy tylko na mnie spojrzał.

– I jak to się potoczyło?

Zdjęła kombinezon, zostając w samej bieliźnie. Nie speszyła jej moja obecność.

– Nijak. W ten sam sposób spoglądał też na dziesiątki innych dziewczyn, nie byłam wyjątkowa. – Roześmiała się.

Odsunęła szerzej kotarę i zlustrowała mnie z góry na dół. Jej uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.

– Idealnie. W tej kiecce bez problemu uwiedziesz Langhama. – Puściła mi oczko.

Wzdrygnęłam się, gdy w głowie ponownie pojawiły się kadry ze snów. Ma moich ramionach pojawiła się gęsia skórka, co kobieta musiała zauważyć, bo jeszcze głośniej roześmiała się ze swojego żartu.

Bo to musiał był żart.

– Spokojnie, Lacey, to tylko taki etap. – Betty machnęła zbywająco ręką. – Przejdzie ci.

Wypuściłam powietrze, rozluźniając się. To było jedyne wyjście z tej sytuacji i tak musiało się stać, nie było innej opcji. Zastanawiałam się tylko, jak długo przyjdzie mi się z tym mierzyć, zanim całkowicie oszaleję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro