Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

#oomlSZ

elo!

(ktoś tak jeszcze w ogóle mówi? jestem boomerem i pytam serio)

Rozdział po niecałym tygodniu od poprzedniego. Szok, co? Jak nie ja.

Jazgot w trybun rozrywał mi bębenki w uszach. Mieszał się z przyśpiewkami, okrzykami wsparcia i przekleństwami tych, u których poziom gry nie wzbudzał entuzjazmu. Wybiła szesnasta minuta drugiej połowy, lecz ja tak mocno skupiłam się na innych aspektach, że gdyby nie tablica z wynikiem, nie wiedziałabym nawet, kto jest na prowadzeniu. London Black Dragons przegrywali dwoma golami.

Korzystałam z przywileju, jakim była świetna widoczność z trybuny dla pracowników klubu. Wpatrywałam się w ławkę rezerwowych, nie potrafiąc odpuścić sobie rozmyślań o tym, czym kierował się trener drużyny, wystawiając skład na dzisiejszy mecz. Dlaczego Langham nie grał w pierwszej jedenastce? I dlaczego według moich kolegów z działu nie był brany pod uwagę do wyjścia na murawę?

Inni piłkarze z ławki rozgrzewali się przy lini boiska, truchtając, rozciągając się i podskakując. Starali się jak najlepiej przygotować, nawet jeśli nie mieli pewności, czy zagrają. Natomiast Langham rozsiadł się w fotelu i oprócz udania się do szatni podczas przerwy, w ogóle nie ruszył się z miejsca. Z tego, co wiedziałam, nie doznał żadnej kontuzji, więc stan zdrowia nie był czynnikiem wykluczającym go z gry. Nie zrobił też nic takiego, co skutkowałoby ukaraniem go.

Zachodziłam w głowę, o co mogło chodzić, a przecież nie powinno mnie to interesować. Kilkukrotnie zganiłam się w myślach za to, że moje myśli krążą wokół jego osoby, a mimo to co chwilę wracałam spojrzeniem do szyi piłkarza, bo z miejsca, w którym siedziałam, tylko tyle byłam w stanie zobaczyć.

Nie potrafiłam się od tego oderwać, to było silniejsze. Podświadomość podsuwała mi oskarżenie, że robię to specjalnie, bo to jedyny rodzaj kontaktu, jaki mi z nim pozostał, i na pewno nie z powodu zawodowej ciekawości. Przyłapywałam się na tym, że przez trzy ostatnie tygodnie, od kiedy już nie współpracowałam osobiście z Langhamem, zwykłe ujrzenie go po treningu na drugim końcu podziemnego parkingu, sprawiało, że czym prędzej uciekałam do samochodu, czując mrowienie w okolicy serca.

Tłumaczyłam to sobie złością.

Tylko dwa znane mi uczucia mogły wyzwalać we mnie takie emocje i to z całą pewnością nie było to drugie.

Jakaś niewidzialna siła ponownie przyciągnęła moje oczy do bladego skrawka skóry widocznego ponad klubową koszulką. Zorientowałam się, że przygryzam końcówki paznokci, a to nie zdarzało mi się zbyt często. Zmarszczyłam brwi, coś nie dawało mi spokoju. Intuicja dźgała mnie swoim ostrzem, nie pozwalając przekierować myśli na nic innego. Męczyło mnie to. Zżerało od środka, pochłaniając energię, którą mogłabym ulokować w czymś innym.

– Może za bardzo zabalował w poprzedni weekend i jeszcze go trzyma. – Ben zaczął się śmiać, nie przestając zgadywać. – Widziałeś zdjęcia na jego profilu?

Odwrócił się do Aarona, który tylko pokiwał potakująco głową. Od razu nadstawiłam uszu, ciekawa, czy koledzy mają w zanadrzu jeszcze jakieś smaczki, ale ku mojemu niezadowoleniu przenieśli zainteresowanie na siedzącą nieopodal żonę jednego z obrońców i jej świeżo skorygowany nos.

Dotąd jakieś resztki zdrowego rozsądku trzymały mnie z dala od prywatnych mediów społecznościowych Kierana, choć chęć zajrzenia na jego konta drażniła mnie jak najgorsza wysypka. Lecz teraz, gdy usłyszałam rozmowę kolegów z pracy i nie miałam pojęcia, o czym wspominali, władzę nade mną przejęło wścibstwo.

Usiadłam na krzesełku i wyjęłam telefon. Rozejrzałam się dookoła, dla bezpieczeństwa zasłoniłam komórkę torebką. Nie chciałabym, żeby ktoś zobaczył, co tak namiętnie przeglądam. Sprawdziłam najpierw Facebooka, a później TikToka, ale jedyna aktywność piłkarza w ostatnim czasie wynikała z tego, że udostępnił filmik innego kolegi z drużyny, na którym obaj wykonywali w szatni jakiś taneczny trend. Wideo zdobyło miliony polubień, a w komentarzach wylała się lawina miłosnych wyznań fanek. Prześledziłam kilka najpopularniejszych, pozwalając sobie na ich analizę w myślach.

"Te kocie ruchy! Piszczę!"

Rzeczywiście dobrze się ruszał. Niezaprzeczalnie miał poczucie rytmu, czego zdążyłam już doświadczyć, gdy pojechałam do jego domu z dokumentami.

"Kieran, jesteś NAJLEPSZY."

Kłóciłabym się. Chociaż zależało w czym. Na pewno był najlepszy w denerwowaniu mnie.

"Jest tak piękny, że mogłabym patrzeć na niego godzinami."

Miała trochę racji.

"Umarłam."

A jednak na łożu śmierci zdążyła jeszcze napisać komentarz.

Zaczęłam się zastanawiać, skąd we mnie tyle zgryźliwości. Langham był przystojny, popularny i mimo najróżniejszych wybryków nadal uwielbiany przez tłumy kibiców i młodych dziewcząt, a nawet dojrzałych kobiet, nic więc dziwnego, że ludzie wypisywali takie rzeczy. Nawet moja własna siostra miała fioła na jego punkcie i dałaby się pokroić za zdjęcie z nim. Stale napastowała mnie pytaniami o to, czy załatwię jej spotkanie albo przynajmniej autograf.

"Kieran Langham. Mój przyszły mąż."

No chyba nie, pomyślałam z drwiną. 

"Ciekawe jak całuje."

Zajebiście.

Przygryzłam wargę, gdy dotarło do mnie, że zabrnęłam zdecydowanie za daleko. Wyłączyłam TikToka.

Przeskakiwałam między aplikacjami, nie znajdując niczego, co dałoby mi punktu zaczepiania co do tego, o czym mówili Ben i Aaron. W końcu weszłam na Instagram. Wszystko natychmiast się wyjaśniło.

Ostatni post składał się z kilku zdjęć z oznaczoną lokalizacją. Langham spędził kilka dni w Maroku, gdzie leżał na plaży lub siedział przy basenie w luksusowym hotelu, ochoczo prezentując swój wysportowany, umięśniony tors. Na większości ujęć trzymał w ręce drinka i właśnie to tym mówili koledzy. Wątpiłam jednak, żeby kilkudniowy odpoczynek i rozluźnienie przy wysokoprocentowym koktajlu miało jakikolwiek wpływ na decyzję sztabu trenerskiego. Gdyby tak było, w co drugim meczu na murawę wystawialiby najwyżej po kilku graczy.

Znowu zerknęłam na ławkę rezerwowych. Blondyn akurat przekręcił głowę w bok, najpewniej śledząc spojrzeniem piłkę. Ujrzawszy prawy profil jego twarzy, zwęziłam oczy. Coś tutaj śmierdziało i wcale nie chodziło o pot podskakujących dookoła mnie kibiców.

Wróciłam do udostępnionych zdjęć. Coś mnie mocno dręczyło, ale nie potrafiłam wskazać co. Obejrzałam je jeszcze raz z większą uwagą, analizując po kolei każdy kadr. Zaczęłam przerzucać wzrokiem pomiędzy ekranem telefonu a znajdującą się w oddali sylwetką, porównując obraz z żywym egzemplarzem.

– Nie jest opalony – mruknęłam pod nosem.

Ben odwrócił się przy barierce, patrząc na mnie z góry.

– Co mówiłaś?

– Nic, mówię sama do siebie. – Machnęłam chaotycznie dłonią.

Benjamin przewrócił oczami i wrócił do rozmowy z Aaronem, a ja zwilżyłam spierzchnięte wargi, uczepiając się myślami nowego odkrycia. Sposób, w jaki Langham spędził urlop a to, co widziałam przed sobą, nijak się nie łączyło i nie miało żadnego sensu. Nie mógł zblednąć w przeciągu kilku dni.

Przesunęłam językiem po górnych zębach, nadal czując cierpki posmak soku grejpfrutowego, który wypiłam przed rozpoczęciem meczu. Jeszcze ciekawsze było to, kto okazał się właścicielką konta, które napisało jeden z pierwszych komentarzy.

Abigail George.

Jego była. A może wcale nie taka była, tylko ponownie obecna, skoro niedawno widziałam ją wychodzącą z domu Kierana. Któż by za tym nadążył?

Dziewczyna zostawiła po sobie ślad w postaci emotikonek przedstawiających słońce i palmę. Bez oporów przeszukałam jej profil, sprawdzając, czy w ostatnim czasie nie udostępniła czegoś, co wskazywałoby na to, że była w Afryce razem z Kieranem, ale niczego takiego nie znalazłam.

Ben wykorzystał moment, w którym sędzia zagwizdał z powodu faulu, i oparł się tyłem o barierkę, krzyżując ramiona na klace piersiowej. Niespodziewanie się pochylił i zajrzał za moją torebkę, udaremniając moje starania pozostania incognito. Zostałam przyłapana na gorącym uczynku.

– Przykro ci, że nie zabrał cię ze sobą?

– A tobie? – Odbiłam piłeczkę, przyjmując taką, a nie inną taktykę obronną.

Jego chytry uśmieszek rozciągnął się na pół twarzy. Coraz bardziej działał mi na nerwy. Nie lubiłam go i wątpiłam, żeby kiedykolwiek miało się to zmienić. Niestety służbowe zobowiązania uniemożliwiały całkowite odcięcie się od niego. 

Zasłoniłam ekran wewnętrzną stroną dłoni w momencie, w którym kątem oka ujrzałam zbliżającego się do naszej trybuny szefa. Myślałam, że zejdę na zawał, gdy zza jego pleców wyłonił się drugi mężczyzna. Zaszumiało mi w uszach. Rozgryzanie dziwnych, nieklejących się ze sobą faktów związanych z urlopem Kierana zeszło na drugi plan.

– Pamiętacie pana Waltersa? 

Duncan przepuścił go przodem. Anthony uśmiechnął się z grzecznością i na powitanie uścisnął rękę najpierw mnie, a później Benowi i Aaronowi. Z oniemienia zapomniałam o dobrych manierach i nawet nie wstałam. Dyskretnie otarłam dłoń w spodnie, jakby to miało pomóc w pozbyciu się wrażenia, że zaczęła mnie szczypać skóra. Pojawienie się na meczu faceta, z którym kiedyś coś mnie łączyło, nie było niczym zaskakującym - został jednym ze sponsorów i miał do tego pełne prawo - a mimo to poczułam się tak, jakby ktoś walnął mnie ostrym prętem w głowę.

– O czym tak zawzięcie dyskutujecie? – Duncan przysiadł na wolnym krzesełku obok mnie.

Niezmiernie mnie to uradowało, bo Anthony musiał zająć miejsce znajdujące się nieco dalej. Nie wiedziałam, jak bym zareagowała, gdybym musiała stykać się z nim ramionami, nawet przez ubrania. Najchętniej wymazałabym z pamięci okres, w którym się z nim spotykałam, ale on nie zamierzał mi tego ułatwiać.

– O tym, że Kieran nie zabrał Lacey na wakacje. – Zarechotał Ben.

Dorosły koleś na poważnym stanowisku, a kreował się na łobuziaka z podstawówki, który chce coś udowodnić i zyskać uznanie swoim cwaniactwem. Jego żabi śmiech idealnie do niego pasował. Przypominał mi przebrzydłą ropuchę. Najwidoczniej potrzebował nieustającej atencji i chciał zostać zauważony przez Waltersa, lecz źle się do tego zabierał. Pomyślałam, że bardzo chętnie dałabym mu tyle uwagi, ile pragnie, mordując go gołymi rękoma na oczach dziesiątek kibiców.

– Przestań zachowywać się jak dziecko – powiedziałam twardo, posyłając mu nienawistne spojrzenie.

Nie musiałam nawet spoglądać na Anthony'ego, żeby wiedzieć, że poruszył go żałosny przytyk Bena. Po tym, jak podczas poprzedniego spotkania twierdził, że nadal coś do mnie czuje, musiał się mocno zdenerwować na słowa, jakoby łączyło mnie coś z innym mężczyzną.

– Benjamin, to nie jest czas i miejsce na takie durnoty. – Duncan szybko go zrugał, zdegustowany, że pracownik pozwolił sobie na niedojrzałe postępowanie w towarzystwie nowego sponsora klubu.

Z satysfakcją patrzyłam, jak uśmiech mojego współpracownika gaśnie. Odwrócił się urażony i zacisnął ręce na barierkach przed sobą, udając, że jednak woli oglądać kopiących piłkę sportowców.

– Wybaczcie, sprawy służbowe. – Anthony poderwał się z krzesełka.

Wszedł kilka stopni wyżej i schował się za oszkloną ścianą vipowskiej loży, unikając wrzawy dobiegającej ze stadionu. Gdy nie było go w pobliżu, jakoś łatwiej przychodziło mi oddychanie, a zwoje w mózgu nie przegrzewały się do tego stopnia, że zbliżały się do momentu, w którym mógłby się stopić.

– To nie piaskownica. Pan Walters jest poważnym biznesmenem, a nie waszym kumplem. – Szef zagrzmiał, purpurowiejąc na policzkach.

To prawda, Anthony nigdy nie był moim kumplem. Gdyby Duncan wiedział, że przed rokiem spędzałam noce w łóżku nowego inwestora, chyba już do końca by osiwiał.

– Nigdy więcej nie chcę słyszeć o waszej prywacie i zawiłościach relacji z Langhamem, zrozumiano? – Tym razem zwrócił się do mnie, choć nie zrobiłam niczego złego. – Zostawcie to swoje "Eminem to lovers" czy jak to się tam nazywa dla siebie.

Moje oczy musiały dwukrotnie powiększyć rozmiar, a Aaron, który na to wszystko obrócił się z nieukrywanym zaskoczeniem, aż rozdziawił usta.

– Chyba chodziło panu o "enemies to lovers"? – Chłopak nie mógł się pozbierać z szoku, że przełożony zna takie pojęcia.

– A co ja niby powiedziałem?

– Eminem – wytłumaczył. – A Eminem to taki raper.

– Koniec, Walters wraca. – Machnął na nas ręką, skutecznie uciszając.

Wśród naszej czwórki zaległa grobowa cisza. Zasznurowałam usta niewidzialną nicią, próbując skupić się na ostatnich minutach rozgrywki. London Black Dragons nadal przegrywali i nie zapowiadało się na to, że cokolwiek się zmieni. Mieli słabszy dzień. Tak już bywało nie tylko w sporcie, ale i w życiu.

Poruszyłam się dopiero wtedy, gdy Anthony po raz kolejny udał się na górę, by coś załatwić, a mój telefon zadrżał mi w ręce. Zorientowałam się, że cały czas był odblokowany, a ja ściskając go, nieświadomie przesuwałam palcami po ekranie. Wyprostowałam się jak struna, widząc na wyświetlaczu powiększony post ze zdjęciem Langhama sprzed kilku miesięcy, a pod nim oznaczone przeze mnie na czerwono serduszko.

O nie. Nie, nie, nie, nie, nie.

Nie!!!

Stuknęłam w serduszko, sprawiając, że wróciło do bezbarwnej postaci. Nie byłam pewna, czy polubienie zdjęcia pokazywało się w powiadomieniach właściciela konta, jeśli po chwili się je odebrało. Mogłam się tylko modlić, żeby Langham tego nie zobaczył. Strach i panika otoczyły moje gardło kolczastym drutem. Nie mogłam nawet przełknąć śliny. Czułam, jak zaczynają piec mnie uszy.

Wstałam, z niepokojem przenosząc wzrok na ławkę przy lini boiska. Kieran pochylał głowę, lecz nie byłam w stanie dojrzeć, co robi. Po chwili się wyprostował, ale jego głowa nadal znajdowała się na wprost murawy. Zaczęłam głębiej oddychać. Powoli się uspokajałam, utwierdzając się w przekonaniu, że moja mała przypadkowa zbrodnia nie wyjdzie na jaw.

Sędzia zagwizdał, podbiegając do dwóch piłkarzy, którzy po tym, jak jeden podciął nogi drugiemu, zaczęli się sprzeczać. Kieran, wykorzystując ten krótki moment przerwy, wstał z fotela, przeszedł na sam koniec loży i obrócił się przodem do kibiców. Wodził wzrokiem po trybunach, ignorując nawoływała w swoją stronę, aż w końcu odnalazł to, czego szukał.

Nasze spojrzenia się spotkały, a po moich plecach przebiegł zimny dreszcz, wprawiając ciało w natychmiastowy paraliż. Z otępieniem odczytałam niemą wiadomość, która bardzo powoli i wyraźnie opuściła jego usta.

"Przestań mnie stalkować, Lace."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro