Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝟙𝟠.

—— nasze wakacje ——

    Kiedy sięgnął po komórkę, jego mina zrzedła. Na początku nie mógł uwierzyć własnym oczom w to, co zobaczył, jednak w końcu dotarło do niego, jak źle z nim mogło teraz być. Ze zdenerwowaniem chwycił poduszkę i rzucił nią w drzwi pokoju. Poranka jeszcze nigdy tak nie zaczynał.

    Wiele jego znajomych wysłało mu dziwne SMS-y, w których pytali się o jego orientację, wyrażali swoje zaskoczenie, gratulowali nowego związku, a niektórzy wyśmiewali. Nawet dostał kilka wiadomości, w których pojawiło się zdjęcie ze wczorajszej imprezy, kiedy to jasnowłosy obściskiwał się z chłopakiem.

    Od razu zadzwonił do Taehyuna, budząc go przy tym. Szatyn był tak zaspany, że nie miał nawet siły na zirytowanie się, jednak kiedy usłyszał nietypowe wieści od Beomgyu, od razu się rozbudził. Zaproponował spotkanie.

    Blondyn w kilka minut ubrał się i wylazł na dwór. Szybkim krokiem pomaszerował w stronę mieszkania Taehyuna. Tak bardzo się bał, że chciał porozmawiać o tym jak najprędzej.

    — Ej! — krzyknął, kiedy zobaczył ciemnowłosego w oddali. Szybko podbiegł do niego, rzucając się mu na szyję. — Jestem skończony!

    Taehyun odkleił się od niego. Przewrócił oczami i kazał mu nie robić sceny w takim miejscu. Uciszył go i zaprowadził w cichsze miejsce do parku.

    Beomgyu rzucił się na trawę, wzdychając głośno, aby pokazać swoją bezradność. Szatyn usiadł, opierając się o pień drzewa. W skupieniu przyglądał się targanemu emocjami chłopakowi.

    — I tak musieli się dowiedzieć... — skomentował jasnowłosy na koniec. W tym wszystkim nie dał dojść Taehyunowi do słowa, bo tak naprawdę całą rozmowę przeprowadził sam ze sobą. Na początku wymyślał najgorsze scenariusze, pogarszając sytuację jeszcze bardziej, potem przeklinał los i obwiniał innych ludzi, a ostatecznie uspokoił się, twierdząc, że nic złego się nie stało.

    — Widzisz? Po kłopocie — podsumował Taehyun.

    Chłopcy siedzieli pod ogromnym drzewem, rozmawiając w najlepsze. Zapomnieli o wszystkim, co działo się dookoła i skupili tylko i wyłącznie na sobie. To przyniosło im małą niespodziankę.

    — Kropi. — Beomgyu podniósł głowę do góry.

    Zupełnie tak jak tamtego dnia. Tym razem jednak udało im się znaleźć bliższe schronienie.

    Na niebiesko-przezroczysty przystanek dotarli, zanim rozpadało się na dobre. Ledwie weszli pod daszek, a na ziemię zaczęły spadać krople – ogromne, dżdżyste. Upiekło im się. Nawet nie zdążyli zmoknąć.

    Oprócz nich nie było tam nikogo. Tylko ich dwóch siedziało teraz na ławce pod dużym przystankiem autobusowym. Wokoło również nikogo nie było – ludzie zdążyli się już schować. Samochody jednak pędziły przez seulską ulicę, chlapiąc przy tym na wszystkie strony.

    Beomgyu nagle wstał i ustał tuż przy granicy suchego chodnika łączącego się z tą mokrą częścią. Wyciągnął rękę, by móc poczuć siłę letniego deszczu. Cofnął ją, posłał radosne spojrzenie Taehyunowi, po czym wyszedł spod daszku, stając z głową skierowaną do góry. Trwało to tylko chwilę, gdyż zaraz jasnowłosy zaczął tańczyć i skakać z wielką radością.

    — Będziesz chory — odezwał się Taehyun, widząc poczynania chłopaka.

    — Co ty gadasz?! W wakacje się nie choruje!

    Szatyn wywrócił tylko oczami i skrzyżował ręce na piersi. Po chwili poczuł, jak czyjaś mokra dłoń łapie go i zaczyna ciągnąć w stronę deszczu. Ty był tylko Beomgyu, próbujący namówić go na dołączenie do jego wygłupów.

    — No chodź! Nie bądź takim nudziarzem. Taehyun! — błagał ciemnowłosego, który tylko kręcił głową z niezadowoleniem, uparcie się broniąc. W końcu i tak uległ i już po chwili moknął w deszczu razem z Beomgyu. — Widzisz? Fajnie, co nie?

    — Nie powiedziałbym. — Zmarszczył czoło.

    Humor ewidentnie przestał dopisywać Taehyunowi. Na szczęście z pomocą nadjechał jeden z pędzących samochodów. Auto wjechało w ogromną kałużę, ochlapując blondyna. Beomgyu od razu wyprostował się, czując ogarniające ciało zimno. Jego uśmiech zniknął, a zastąpił go grymas. Za to Taehyun rozweselił się, widząc zdruzgotanego chłopaka. Zaśmiał się głośno, zapominając o wszystkim innym.

    — Teraz to się śmiej. — Beomgyu posłał mu mordercze spojrzenie. — Najważniejsze, że udało mi się.

    Szatyn w końcu się uspokoił, choć naprawdę ciężko mu to poszło. W tym czasie Beomgyu również powrócił do wcześniejszego stanu. Zdenerwowanie i zaskoczenie zniknęły i znów pojawiło się szczęście.

    Oboje stali z szerokimi uśmiechami w wielkiej ulewie. Patrzyli się na siebie długo, lecz Beomgyu pierwszy odwrócił wzrok. Spojrzał gdzieś w lewo, przegryzając nerwowo wargę. Spuścił na chwilę głowę, zaciskając powieki. Głośno westchnął i ponownie zerknął na Taehyuna. Podszedł do niego, stając z nim twarzą w twarz. Chciał zachować przy tym powagę, jednak w ogóle nie udawało mu się to. Szczerząc się, wziął ręce chłopaka, oplatając je wokół swojego tułowia, a sam chwycił jego twarz w dłonie.

    Beomgyu go pocałował.

————

    Szatyn obiecał mu coś słodkiego, jednak było zbyt gorąco na jedzenie. Na samą myśl o czymś kalorycznym chciało się wymiotować. Bardziej zależało im na czymś lekkim, chłodnym.

    Beomgyu rzucił się na ławkę, wzdychając głośno. Spod zmrużonych powiek przyglądał się ciemnowłosemu.

    — Idź kupić mi picie — rozkazał, wachlując się dłońmi. — W tym upale się nie da wytrzymać. Ledwo wiążę koniec z końcem. Widzisz? Widzisz, jak ja cierpię?

    Taehyun spojrzał na niego z politowaniem. Jak mogło podobać mu się takie marudne dziecko? Sam nie wiedział i wolał się nad tym dłużej nie zastanawiać. Jednak gdyby mógł, czasem chciałby troszeczkę naprostować jasnowłosego i nauczyć go kilku ważnych zasad. Jak dotąd nie udawało mu się to raczej i częściej po prostu spełniał jego prośby i zwyczajnie przytakiwał.

    — Zaczekaj chwilę. — Oddalił się, wchodząc do jednego ze sklepów.

    Blondyn został sam w wielkim upale. Tak gorącego dnia nie było od dawna i choć ledwie się zaczął, już miał go serdecznie dość. Żałował nawet, że gdziekolwiek wyszedł. Mógł zostać w domu, leżeć przy wiatraku i to do siebie zaprosić Taehyuna.

    Nagle obok niego pojawiła się jakaś dziewczyna. Beomgyu przestraszył się jej, widząc, że ta zbliża się do niego. Dosiadła się i od razu przedstawiła. Każdy zauważyłby ten czysty flirt. Czarnowłosa uśmiechała się promiennie, zadając mu mnóstwo pytań. Jak to chłopak miał w zwyczaju, grał niedostępnego, jednak nie na tyle, aby ją zniechęcić. Takie rozmowy były w jego stylu.

    — Proszę kochanie. — Taehyun podał mu butelkę z wodą. Przyjrzał się przy tym dziewczynie, skanując ją od góry do dołu. Ta od razu zrozumiała kolej rzeczy i grzecznie się z nimi pożegnała. Ciemnowłosy chłopak mógł triumfować.

    Beomgyu wstał jak poparzony.

    — Kim ja niby dla ciebie jestem, że tak się do mnie zwracasz? — prychnął.

    Taehyun spojrzał na niego z wielką powagą. Blondyn, widząc to, przestraszył się bardzo.

    — Żartowałem tylko. Przecież wiem, że jesteś zazdrosny — powiedział, łapiąc go za rękę i ciągnąc w stronę cienia.

    — Wiesz co? — Szatyn zmienił temat. — W zeszłoroczne wakacje dużo jeździłem rowerem. Znalazłem wtedy ładny park nad rzeką, oczywiście, jeśli można było to nazwać parkiem. Pomyślałem, że moglibyśmy tam razem pojechać, jednak jest on dość daleko, więc trzeba będzie wyruszyć wcześnie — mówił. Bardzo zależało mu, aby zabrać Beomgyu do tak ślicznego i cichego miejsca, w którym nikt by im nie przeszkadzał. — Wyobrażałem sobie nawet, jak zabieram tam swojego chłopaka na piknik.

    Jasnowłosy słuchał go z oczarowaniem. Zwłaszcza to ostatnie zdanie zwróciło jego uwagę, bo wcześniej nie usłyszał czegoś podobnego od Taehyuna. Nigdy nie wspominał o tego typu sprawach.

    — Koniecznie musisz pokazać mi to miejsce — wymamrotał, dalej będąc w lekkim transie.

    Usiedli na ławce w cieniu wysokiego budynku. Przed nimi znajdowała się duża, ozdobna fontanna. Jednak nie zdążyli się nawet porządnie rozsiąść, kiedy to Beomgyu wstał, rzucił swoim telefonem i butelką w Taehyuna, a następnie podbiegł do fontanny. Szatyn patrzył na niego ze zdziwieniem. Już dawno powinien przyzwyczaić się do takich nagłych zachowań jasnowłosego, lecz ewidentnie potrzebował na to jeszcze odrobinkę czasu.

    — Zrób mi zdjęcie. Zbyt dobrze dziś wyglądam — powiedział Beomgyu, przybierając pozę profesjonalnego modela.

    Taehyun tylko podniósł się z ławki z wielkim westchnieniem i z różnych perspektyw starał się uchwycić blondyna. Skończyło się na masie ujęć z wielu stron. Beomgyu ciągle coś nie pasowało i co chwila musiał się poprawiać. Na szczęście ciemnowłosy z przeogromną cierpliwością znosił niezdecydowanie chłopaka.

    — Pokaż mi je — rozkazał, kiedy sesja dobiegła końca.

    Szatyn posłusznie podszedł do niego i podał mu telefon.

    Blondyn w skupieniu oglądał zdjęcia, zauważając wszystkie różnice pomiędzy nimi, choć niektóre wyglądały wprost identycznie.

    Nagle Beomgyu poczuł coś zimnego i zarazem mokrego na plecach. Przerażony odskoczył do przodu, o mało nie wyrzucając swojej komórki gdzieś w powietrze. Z dezorientacją obejrzał się do tyłu i poza zdziwioną twarzą ciemnowłosego, zobaczył siedzącego na brzegu fontanny chłopca, śmiejącego się z udanego żartu.

    — Tak trzymaj. — Taehyun pokazał dziecku kciuki w górę. 

————

    Beomgyu wyszedł zza rogu, prowadząc swój bordowy, dopiero co wyczyszczony rower. Bardzo cieszył się na tę wyprawę i już od wczoraj przygotowywał się do niej. Swój rower czyścił na tyle długo, że tata chłopaka musiał pójść do niego zobaczyć, czy z jego synem na pewno wszystko było w porządku.

    Taehyun już na niego czekał. Siedział na rowerze, podtrzymując się jedną nogą. Ręce oparł na kierownicy, a całą swoją uwagę przykuł do telefonu.

    — Jestem! — wykrzyknął blondyn, mając nadzieje, że uda mu się przestraszyć chłopaka, jednak tamten z opanowaniem podniósł głowę znad ekranu komórki.

    — Czyli możemy jechać... — Taehyun był już gotowy do startu, kiedy jasnowłosy podszedł do niego, przytulając go mocno, jednocześnie prawie zrzucając go z roweru. Chłopak jednak nie zdążył nawet odwzajemnić uścisku, bo Beomgyu już dawno się od niego odkleił, rozpoczynając swoją gadaninę.

    Będąc zaledwie w połowie drogi, jasnowłosy nie dawał już rady. Ciągłe gadanie zmęczyło go i zaczął narzekać. Nie był przyzwyczajony do takiego wysiłku.

    W końcu stanęli przed małym wzgórzem.

    — To tutaj. Pójdźmy pod to wielkie drzewo, bo tam jest...

    — Cień! — wykrzyknął Beomgyu. Jako pierwszy wbiegł na samą górę, gdzie od razu zostawił rower, rzucając się na trawę.

    Leżał tak, próbując złapać oddech. Taehyun tylko cierpliwie rozkładał kocyk.

    — Podaj wodę. — Jasnowłosy wyciągnął rękę do góry.

    — Sam se weź — burknął, kładąc się.

    Beomgyu przeturlał się na kocyk. Sięgnął ręką po wodę, mrucząc z niezadowoleniem pod nosem. Kiedy skończył pić i burzyć się, usiadł po turecku i po raz pierwszy odkąd się tu pojawił, rozejrzał się dookoła. Było tam tak pusto i cicho. Hałas robiły jedynie szumiące drzewa, ptaki i płynąca w dole górki rzeka Han. Blondyn pomyślał, że to miejsce faktycznie jest takie, jak z opowiadań Taehyuna – idealne do spotkań we dwoje.

    Ciemnowłosy dostrzegł dziwne zachowanie Beomgyu i również podniósł się do siadu. Opierając się na rękach, zaczął przyglądać się blondynowi.

    — Fajnie tutaj. Tak... — przerwał na chwilę jasnowłosy — romantycznie.

   Taehyun uśmiechnął się lekko i zaraz z powrotem położył, zakrywając oczy ramieniem.

   Beomgyu dołączył do niego, mocno wtulając się w szatyna. Nogą i ręką objął go, a głowę położył na jego klatce piersiowej. Powoli zamknął oczy i starał się odprężyć, ciesząc się chwilą. Ciężko jednak było mu się uspokoić. Leżąc tak, słyszał łagodne bicie serca Taehyuna, podczas gdy jego waliło jak szalone.

    — Przyjemnie by się tu spało — powiedział, a po chwili ziewnął.

    — Jasne. Dopóki robaki by cię nie oblazły.

    Jasnowłosy uśmiechnął się szeroko. Musiał zaakceptować fakt, że jego ukochany nie był typem romantyka w przeciwieństwie do niego. Oczywiście był w stanie mu to wybaczyć.

    Chłopak już zamykał oczy – jego serce w końcu troszkę się pohamowało. Oddychał spokojnie, równo. Wygodnie mu było, jak jeszcze nigdy przedtem. Zastanawiał się, czy Taehyun również czuł się dobrze. Miał taką nadzieję, bo kiedy on coś mówił, ciemnowłosy tylko coś mruczał w odpowiedzi. W końcu Beomgyu w ogóle przestał się odzywać, skupiając się na nich samych, na otoczeniu, na sytuacji.

   Myślenie o tych wszystkich rzeczach zmęczyło go i zaraz gotowy był zasnąć, lecz nagle poczuł mocne szarpnięcie. Przestraszył się, nie wiedząc, co się dzieje. Nie leżał już wtulony w klatkę piersiową Taehyuna. Teraz znajdował się tuż pod szatynem, tonąc w milionie czułych pocałunków. Kiedy szok minął, bez wahania wplótł palce w jego ciemne włosy, chcąc jakby przyciągnąć go jeszcze bliżej, najbliżej jak było to tylko możliwe. Z wielką pasją i skupieniem starał się oddawać każdy z buziaków. Jego ciałem zawładnęły ciepło i podniecenie. Nigdy wcześniej tego nie doświadczył, jednak teraz był zbyt podekscytowany, by zastanawiać się nad takimi głupotami. Był tam z Taehyunem i tkwili razem w tej namiętnej rzeczywistości.

    Jasnowłosy poczuł, jak chłopak wsuwa swoją dłoń pod jego koszulkę. Kiedy tylko zdał sobie z tego sprawę, odepchnął go od siebie, przerywając gorącą atmosferę. Oby dwaj wydawali się przeraźliwie zagubieni. Żaden z nich nie zdołał wydusić z siebie słowa, a szczególnie Taehyun, który nie potrafił się wytłumaczyć. Szybko zszedł z blondyna, niezwykle się przy tym czerwieniąc.

    — To było... Ja... — Beomgyu próbował znaleźć odpowiednie słowa, by opisać swoje uczucia i zachowanie, jednak nie mógł.

    — Nie, to nie tak. Przepraszam cię za to. — Wbił wzrok w kocyk. — Poniosło mnie.

    Jasnowłosy również się podniósł, siadając naprzeciwko Taehyuna.

    — Jesteśmy razem, prawda? — zapytał, wprawiając tym szatyna w lekkie osłupienie.

    — Ch-chyba tak — wyjąkał w odpowiedzi.

    — Nie potrzebujemy jakiegoś oficjalnego zatwierdzenia? Nawet nie zapytałeś mnie, czy będę twoim chłopakiem, a już zdążyliśmy się pocałować kilka razy, chociaż jeśli chodzi o to, co stało się przed chwilą, ciężko było to nazwać tylko całowaniem. Lepsze by było określenie... – Nie dokończył, bo Taehyun przytknął mu dłoń do ust.

    — Nie kończ. Błagam — powiedział pospiesznie, dalej czując ogromne skrępowanie. — Zresztą, po co nam jakieś zatwierdzenie? Może powinniśmy złożyć ofiarę? Co o tym sądzisz? To chyba w twoim stylu.

    Beomgyu zignorował złośliwość chłopaka.

    — W takim razie chyba powinniśmy powiedzieć o tym reszcie?

    — O czym?

    — No o tym, o czym przed chwilą mówiliśmy!

    — O składaniu ofiary?

    Jasnowłosy nabrał ochoty, by porządnie zdzielić Taehyuna, który tylko śmiał się, widząc rozwścieczoną twarz chłopaka.

    — Żartuję tylko. — Szatyn zaczął się bronić. — Powiemy im o tym. To nasi przyjaciele, muszą widzieć.

    Oboje zgodnie przystali na ten pomysł. Obiecali sobie, że przy najbliższej okazji poinformują tamtych o nowym, wyższym poziomie w ich relacji.

    — Wiesz co, Taehyun? — Beomgyu przysunął się do niego, kładąc głowę na ramieniu chłopaka. Przed nimi rozciągał się widok na rzekę Han oraz gigantyczne budynki Seulu, które z tej odległości, wydawały się nic nieznaczącymi, szarymi klockami. — Wiesz co tak sobie myślę?

    — Co?

    — To zdecydowanie są nasze wakacje.

Koniec.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro