Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝟙𝟝.

—— rodzice wiedzą ——

    Beomgyu nacisnął ikonę słuchawki, a następnie przyłożył telefon do ucha. Rozległ się sygnał, lecz nikt nie odbierał przez dłuższy czas. Po kilku próbach blondyn już chciał dać sobie spokój, jednak w końcu z komórki dobiegł dobrze znany mu głos.

    — Halo?

    — Czemu nie odbierasz?

    — Czemu szepczesz?

    — Moja mama ma dziś wolne i jak usłyszy, że z kimś gadam, to będzie podsłuchiwać. Jest trochę wścibska — wyjaśnił. — Dobra, po prostu chciałem, żebyś przyszedł do mnie na imprezę dziś wieczorem. Jak mój tata wróci z pracy, to wychodzi z mamą do znajomych i nikogo nie będzie w mieszkaniu.

    — Chwila, jaka impreza? Kto tam będzie?

    — Ja, ty, żarcie i gry — powiedział, po czym spotkał się z głuchą ciszą. — Proszę, przyjdź. Pokażę ci jak gram na gitarze. Przyjdź, przyjdź, przyjdź...

    Chłopak zgodził się, choć przyznał, że według niego to nie był najlepszy pomysł. Beomgyu jednak nie chciał słuchać narzekań kolegi, dlatego, kiedy tamten przyjął zaproszenie, od razu się rozłączył. Po tym cierpliwie czekał do samego wieczora, żeby w końcu móc pożegnać się z rodzicami, którzy nawet nie zwrócili uwagi na syna. Dobrze wiedzieli, że jest aniołkiem, dlatego nie bali się zostawić go samego w domu. On może i nie organizował nigdy imprez ani nie zapraszał podejrzanych ludzi, lecz dziś miał zupełnie inne plany.

    Kiedy Beomgyu usłyszał dzwonek, od razu rzucił się pędem w stronę korytarza i z prędkością światła dopadł drzwi. Tak jak się spodziewał, to był Taehyun.

    — Czy coś się tu paliło? — zapytał, czując przykry zapach.

    — To tylko moja pizza. — Beomgyu pokiwał głową z udawanym uśmiechem. — Spokojnie, nie zjemy jej. Lepiej jakąś zamówić, niż zjeść tego potwora.

    Jasnowłosy faktycznie zamówił nową pizzę, bo ta, którą sam zrobił, wyglądała, jakby nie miała wyglądać. Oczywiście nie zabrakło innych słodkości. Zebrało się ich naprawdę dużo, bo Taehyun również coś przyniósł. Nie sądzili, że uda im się wszystkiego zjeść, jednak bez przysmaków nie mogło się obejść. Oprócz jedzenia nie zabrakło również gier i głupich docinek. Było ich to pierwsze porządne spotkanie. Beomgyu jak dotąd na gry umawiał się tylko ze swoimi przyjaciółmi.

    Ostatecznie skończyło się to na rozmowach. Taehyun siedział po turecku na łóżku blondyna, gdy ten zwyczajnie leżał sobie, miętosząc poduszkę. Jakże miło im było razem. Naśmiali się i wygadali za wszystkie czasy.

    — Jesteś zmęczony? Kto normalny zasypia o tej porze? — Szatyn popatrzył z niedowierzaniem na ziewającego Beomgyu, na co tamten tylko machnął ręką.

    — Ja zasypiam zawsze i wszędzie — odpowiedział ledwie słyszalnie.

   Blondyn już zamykał oczy, kiedy ktoś nim potrząsnął.

    — Idę do domu, dobrze?

    — Nie, zostań jeszcze trochę. Mamy mnóstwo czasu — wymamrotał.

    Taehyun pokręcił z niezadowoleniem głową i podszedł do biurka chłopaka, by zabrać swoją bluzę, jednak zanim ją sięgnął, Beomgyu już siedział i przecierał oczy dłońmi.

    — Zostań na noc. Ciemno jest i ktoś cię porwie. I co wtedy zrobisz?

    — To nie jest dobry pomysł. — Szatyn pokręcił głową.

    — Tobie jak zwykle nic nie pasuje. Zresztą rób, jak chcesz. — Dał sobie spokój i odwrócił się plecami do chłopaka, jednak po chwili z powrotem popatrzył na niego. — Tak ładnie cię o to proszę. Zostań.

    — A co na to twoi rodzice? Pozwalają ci przyprowadzać na noc obcych chłopaków? Czy oni w ogóle wiedzą, że jesteś...

    — Nie martw się. Wiedzą — przerwał mu.

    Taehyun napisał do mamy o pozwolenie, a ta wiedząc, jak bardzo zależy jej synowi na tym jasnowłosym chłopcu, życzyła mu tylko miłej nocy. Kiedy szatyn przekazał koledze „dobre" wieści, ten od razu poklepał miejsce obok siebie. Jednak zanim Taehyun zdążył podejść do łóżka, blondyn poprosił go o zapalenie lampki na biurku i zgaszenie głównego światła. Dopiero wtedy chłopak mógł się położyć.

     Chłopcy nic nie mówili. Leżeli długo, wpatrując się sobie w oczy. Żaden z nich nic nie mówił. Nie potrzebowali tego. Cieszyli się swoją obecnością i tylko tyle im wystarczało. Ta cisza była dla nich najprzyjemniejszą, z jaką kiedykolwiek się spotkali.

    Pierwszy oczy zamknął Beomgyu. Zmęczenie dopadło go prędzej i teraz już spokojnie spał. Taehyun w tym czasie mógł dalej przyglądać się tak cudownemu, według niego, chłopakowi, wędrując wzrokiem od miękkich blond włosów, zatrzymując się na różowych, pełnych ustach. W końcu Beomgyu w śnie przewrócił się na drugi bok i dopiero wtedy szatyn powrócił myślami na ziemię. Zorientował się, jak późna godzina już była i jak bardzo zmęczony był. Wstał, zgasił lampkę i wrócił na łóżko. Już chciał dołączyć do chłopaka, uciekając do krainy snów, jednak zanim to zrobił, sięgnął leżący na rogu łóżka zielony kocyk i przykrył nim siebie oraz jasnowłosego. Robił to na tyle cicho i delikatnie, by nie obudzić chłopaka. Na sam koniec przysunął się do niego na tyle blisko, na ile się odważył. To swoje zachowanie wytłumaczył sobie tym, że kocyk nie był zbyt duży.

————

    Chłopak głośno westchnął. Powoli otworzył jedno oko i zobaczył, że w pokoju było już jasno. I nagle przypomniał mu się wczorajszy wieczór. W jednej chwili przekręcił się na drugi bok, aby zobaczyć, czy Taehyun faktycznie z nim został, a piękne nocne wspomnienie nie było tylko wytworem jego wyobraźni. Na szczęście szatyn leżał obok niego, dalej śpiąc. Blondyn z powrotem ułożył się wygodnie. Gapił się w sufit, myśląc o tym, jak jego relacja z Taehyunem zmieniła się w ostatnim czasie. Odtwarzał sobie w głowie wszystkie dni spędzone z nim, wszystkie rozmowy, wszystkie kłótnie, a nawet wszystkie spojrzenia.

    Rodzice.

    Beomgyu zerwał się do siadu. Przypomniało mu się o jego rodzicach, którzy najpewniej teraz smacznie sobie spali, dalej nie wiedząc nic o gościu. Miał nadzieję, że uda mu się to jakoś zataić, a oni niczego podejrzanego nie zauważą. Dopiero teraz dotarło do niego, jak głupio postąpił, nie mówiąc rodzicom o koledze oraz okłamując Taehyuna w jednej bardzo ważnej kwestii.

    Jasnowłosy wyplątał się z kocyka i po cichutku wydostał z pokoju na korytarz. Na palcach przeszedł pod drzwi sypialni jego rodziców i ostrożnie zajrzał do środka. Dostrzegł tam tylko swojego tatę, który spał sobie w najlepsze. Po jego mamie nie było ani śladu. Chłopak poczuł jeszcze większy niepokój. Miał nadzieję, że przez ten czas nie zdążyła zajrzeć do jego pokoju i zastać tam taki niecodzienny widok.

    Powolutku przedostał się do kuchni. Jego mama siedziała przy stole, przeglądając telefon i pijąc kawę. Kiedy zobaczyła stojącego w drzwiach syna, od razu odłożyła wszystko i spojrzała na niego bez wyrazu.

    — Kim jest ten chłopak? — zapytała.

    Serce Beomgyu na moment ustało. Jego ciche modlitwy nie zostały wysłuchane.

    — To mój kolega — wydobył z siebie. — Opowiadałem ci o nim.

    — Czemu nie mówiłeś, że zostanie na noc?

    Bezpośredniość kobiety nie znała granic. Kiedy chciała coś wydobyć od syna, nigdy nie owijała w bawełnę. Zawsze zadawała mu jasne pytania, a inne informacje podawała prosto z mostu.

    — Bo... — urwał. Nie wiedział co powiedzieć. Zdawał sobie sprawę, w jak niekorzystnej sytuacji był.

    — Beomgyu, powiedz mi prawdę.

    Blondyn ze zrezygnowaniem usiadł. Nie był przygotowany na tę rozmowę. Nie teraz. Już wcześniej myślał o jej przebiegu, rozpatrywał wszystkie jej skutki.

    — Wolisz chłopaków?

    — Nic na to nie poradzę. — Spuścił głowę. — Nie mów nic tacie. Musisz mi pomóc. Jeśli się o tym dowie, to mnie zabije. On tego nie zrozumie. Proszę, musisz mi pomóc.

    Mama po dłuższym zastanowieniu się zgodziła. Dobrze znała swojego męża i wiedziała, jak źle może zareagować na tę wiadomość. Nie życzyła synowi źle, dlatego wolała mu pomóc. Zresztą ta zadziwiająca wiadomość nie zaskoczyła jej za bardzo, gdyż od jakiegoś czasu miała na oku Beomgyu.

    Zdenerwowany chłopak podziękował kobiecie i jak najszybciej czmychnął z powrotem do swojego pokoju. Kiedy tam wszedł, szatyn już nie spał. Leżał tylko i wpatrywał się zasypanym wzrokiem w kolegę.

    — Wiesz, że mówisz przez sen?

    Beomgyu tylko przytaknął i przeprosił, jeśli obudził go w nocy. Tamten tylko uśmiechnął się delikatnie. Według niego to było bardzo słodkie, jak jasnowłosy mamrotał coś pod nosem. I choć szatyn powiedział mu to prosto w twarz, Beomgyu nie był w stanie ucieszyć się z komplementu. Rozmowa z mamą cały czas tkwiła mu w głowie. Wiedział, że czeka go teraz naprawdę ciężki czas i wiele rozmów z rodzicami. W dodatku Taehyun jeszcze o niczym nie wiedział.

    Po jakiś dwudziestu minutach siedzenia i rozmawiania o niczym szatyn zebrał się do wyjścia.

    — Nie chcę martwić twoich rodziców. Myślę, że raczej nie za często widzą ich syna budzącego się obok jakiegoś chłopaka.

    I tak zakończyło się ich pierwsze nocowanie. Chłopcy rozstali się w pozornie dobrych humorach, jednak jeden z nich zamartwiał się jak jeszcze nigdy.

————

    Beomgyu tego samego dnia miał spotkać się z Soobinem i Hueningiem na trybunach. Jednak kiedy dotarł na miejsce, jego przyjaciele czekali przed boiskiem.

    — Czemu tu stoicie?

    Oni od razu wszystko wyjaśnili. Jacyś chłopacy przyszli pograć na boisku, a Soobin i Kai zwyczajnie woleli tam nie być.

    Udali się do małego parku należącego do ich szkoły, choć to miejsce nieszczególnie cieszyło się popularnością. W wolnych dniach można tam było spotkać pijaków, którzy zawsze pozostawiali po sobie mnóstwo śmieci. Lecz lepszego, a raczej bliższego ratunku nie posiadali. Zwyczajnie padło na ten park i na szczęście nie spotkali tam żadnych nieprzyjemnych gości. Było cicho i pusto.

    W końcu Beomgyu mógł opowiedzieć im o wszystkim. Nie mógł nie wspomnieć przy tym o swojej lekkomyślności i wielkiej wpadce, jednak wolał się na tym nie skupiać i głównie mówił o Taehyunie i tak wspaniałym czasie wspólnie spędzonym.

    Chłopcy tak rozgadali się i to już na różne tematy, że nie zauważyli dodatkowej osoby w parku. Byli zbyt zajęci, aby zobaczyć wysokiego bruneta zmierzającego w ich stronę.

    — Cześć — przywitał się. — Co tam u was?

    Trójka przyjaciół podniosła wzrok. Zdziwili się na widok Yeonjuna.

    — Co tu robisz? — Beomgyu totalnie zignorował wcześniejsze pytanie chłopaka.

    — Byłem pograć z chłopakami i właśnie wracałem do domu, ale was tu zauważyłem — wyjaśnił.

    Ostatecznie ciemnowłosy odszedł, zostawiając przyjaciół z powrotem samych. A kiedy tak się od nich oddalał, Beomgyu zrozumiał, że już nic do niego nie czuje. Z przyzwyczajenia serce zaczęło mu bić mocniej, jednak teraz było zupełnie inaczej.

    — Wiedziałem, że ten chłop wybił ci go z głowy! — Huening wyglądał na wielce zadowolonego.

    — Boję się, że zakocham się w Taehyunie.

    — Boisz się?! — Kai się oburzył. — Powinieneś się cieszyć, a nie! Przecież ty też mu się podobasz!

    — Ale ja nigdy nie miałem chłopaka. Nie jestem zbyt dobry w związkach, choć wszyscy myślą, że jest totalnie inaczej.

————

    Poddał się i posłuchał się mamy. Powiedział o wszystkim tacie, jednak kiedy o tym mówił, miał coraz większe wrażenie, że to zły pomysł. Na początku nie było źle. Jego tata uznał to za jakiś żart, lecz potem zrobił poważną minę i wpatrywał się tylko w podłogę. W końcu zdenerwowany nie mógł słuchać dalej. Pięścią uderzył własnego syna prosto w twarz.

    Beomgyu upadł, uderzając głową o kant ławy. Nie miał czasu na to, żeby przeżywać ból. Leżał w bezruchu, gapiąc się w nicość. To był dla niego tak wielki szok, że za pierwszym razem nie dotarło do niego, co właściwie się stało.

    — Nie wierzę... Mój jedyny syn...

    Ojciec tylko tak to skomentował, po czym wyszedł z salonu i nawet nie mówiąc, co ma zamiar zrobić, opuścił mieszkanie.

    Beomgyu spojrzał z przerażeniem na matkę. Ta od razu po wyjściu męża, zapytała go, czy nic mu nie jest. Zaprzeczył. Kobieta pomogła mu wstać, a kiedy już się udało, on wyszarpał swoją rękę z jej dłoni i już nie przestraszony, lecz zdenerwowany udał się do swojego pokoju. Wyjrzał za okno. Pogoda była nieszczególnie ładna. Białe chmury pokrywały całe niebo. Beomgyu to wykorzystał i ubrał czarną bluzę z kapturem i tak jak ojciec wyszedł z mieszkania.

    Tym razem nie udał się w swoje ulubione miejsce, lecz na trybuny. Akurat, kiedy usiadł, rozpogodziło się i pośród chmur pojawiły się pierwsze promienie słońca. Blondyn nie zwrócił na to uwagi. Po prostu schował twarz w dłoniach i zaczął szlochać.

    Po jakimś czasie na boisku zjawiło się kilku lub kilkunastu chłopaków. Beomgyu nie mógł ich policzyć przez te wszystkie łzy napływające do jego oczu. Szybko wytarł twarz rękawem bluzy i zaczął się im przyglądać. Znał ich. Byli z jego szkoły i na jego nieszczęście wśród nich był Yeonjun. Kiedy dostrzegł ciemnowłosego, starał się uspokoić, zasłonił kapturem twarz i już zaczął obmyślać plan ucieczki. Chciał się stamtąd wydostać, zanim ktokolwiek go rozpozna, a przynajmniej Yeonjun. Niestety nie udało mu się to.

    — Czekajcie na mnie! Zaraz wracam! — Ciemnowłosy poinformował kolegów, a następnie szybko wbiegł na trybuny i usiadł obok kolegi.

    — Hej, Beomgyu, co ty... — przerwał, kiedy uświadomił sobie, że coś jest nie tak. — Nic ci nie jest?

    — Nie, nie... — zaprzeczył pośpiesznie.

    — Przecież widzę, że ryczałeś. Masz całe czerwone oczy.

    — Yeonjun! — krzyknął chłopak, trzymający w ręku piłkę od kosza. — Mamy zaczynać bez ciebie?!

    Ciemnowłosy to zignorował i dalej zaczął pytać Beomgyu o jego samopoczucie, jednak ten nie dawał za wygraną, mówiąc, że wszystko z nim dobrze.

    — Ty myślisz, że ja teraz będę mógł się skupić na grze? Nie ma takiej opcji! Powiem im, żeby grali beze mnie. Zaczekaj tu na mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro